Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czapki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czapki. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 lutego 2025

Czapki krakowskie inspirowane magierką

Wciąż trwa jeszcze zima i pora czapkowa, ale dni stają się już wyraźnie dłuższe, jakby poszerzając przestrzeń na coś więcej, na pogodę ducha, nowe pomysły i odwagę do działania. Uznałam więc, że to dobry czas by odważyć się pokazać czapki inspirowane tradycyjnym męskich nakryciem głowy, robionym na drutach. W ubiegłym roku wykonałam dwie takie czapki, jednak nieśpieszno mi było z pokazywaniem ich światu, temu internetowemu, bo na co dzień są one noszone, sprawdzone, lubiane i nic sobie nie robią z moich obaw. Skąd zatem te moje opory i jakieś takie onieśmielenie w związku z nimi? Może z takiego wyobrażenia, że skoro sięgnęłam po dzianinę historyczną, to trzeba by ją należycie potraktować, jej historię prześledzić, przestudiować liczne materiały źródłowe, potem streścić to rzetelnie, a po przygotowaniu teoretycznym przejść do działania, by wreszcie podjąć się wiernego odtworzenia. Choć prace badaczy, historyków, konserwatorów podziwiam i darzę wielkim szacunkiem to ja sama nie zajmuję się dzianinami w taki sposób, czy to teoretyczny czy praktyczny. Nie znaczy to, że tradycyjne motywy mnie nie obchodzą, wręcz przeciwnie, z przyjemnością zgłębiam wiedzę na ich temat i ogromną radość sprawia mi wplatanie tego w moje dzianiny, tym bardziej, że w wielu przypadkach czuję jak bardzo są bliskie, jak wiele rzeczy łączy się z sobą, na poziomie osobistym, prywatnym i kulturowych,  jak w tym obszarze uzupełnia się z sobą i czucie i wiara i mędrca szkiełko i oko. Gdy w ubiegłym roku zaangażowałam się w projekt „Polskie wzory regionalne  w dzianinie. Ujęcie współczesne” zainicjowany przez Barbarę Kwater zobaczyłam i poczułam jaka to wspaniała przestrzeń i jak ciekawe jest czerpanie ze źródeł naszej kultury i wplatanie tradycyjnych motywów w dzianiny, w ubrania do codziennego użytku. Podczas wspólnego dziania wzorów regionalnych organizowanych przez zespół Posplatane zrobiłam wzorowane łowicką pończochą podkolanówki (klik, inspirowane haftem kaszubskim getry (klik), opracowałam też własny wzór maków (klik).

Dziś pokażę dwie czapki, do zrobienia których zainspirowała mnie magierka, tradycyjne męskie nakrycie głowy, wykonywane na drutach, a następnie poddawane procesowi filcowania. Znajdujące się w zbiorach Muzeum Etnograficznego w Krakowie czapki magierki mogą posłużyć jako modele do odtworzenia zarówno kształtu jak i wzoru. Do dziś wykonywane są takie czapki na potrzeby zespołów ludowych czy teatrów. Pamiętam jakie zainteresowanie połączone ze swoistą mieszanką dumy dziewiarskiej i patriotycznej wzbudziły we mnie odtwarzające tradycyjne magierki autorki blogów dziewiarskich: "Wyszło szydło z worka" - w 2016 roku (link)  i w 2017 roku "Gabidrut" - post z opisem wykonania (link).

Mamy więc magierki wciąż obecne w kulturze i folklorze oraz obrazy i opowieści zapisane w historii. Na stronie Muzeum Etnograficznego w Krakowie przeczytać można o przygodzie, jaką miał z magierką Fryderyk Chopin.

W nieco nietypowy sposób posłużył się magierką młody, dziewiętnastoletni Fryderyk Chopin. Wspominał o tym w liście do rodziny opisując przygodę jaką przeżył gdy w drodze do Wiednia, po zwiedzeniu Krakowa, udał się wraz z kolegami do Ojcowa: „[...]nająwszy sobie wóz czterokonny, krakowski [...] kazaliśmy naszemu woźnicy prosto jechać do Ojcowa, sądząc, iż tam mieszka pan Indyk, chłop, u którego zwykle wszyscy nocują [...]. Nieszczęście chciało, że pan Indyk mieszka o milę od Ojcowa, a nasz woźnica, nieświadomy drogi, wjechał w Prądnik, rzeczkę[...]i nie można było znaleźć innej drogi, bo na prawo i lewo skały. Około godziny 9 tej wieczorem spotkało nas, tak koczujących[...] jakichciś dwóch ludzi; ci, ulitowawszy się nad nami, podjęli się przewodniczyć. Musieliśmy iść piechotą dobre pół mili, po rosie, pośród mnóstwa skał i ostrych kamieni. Często rzeczkę po okrągłych belkach potrzeba było przechodzić, i to wszystko w noc ciemną. Nareszcie po wielu trudach[...] zaleźliśmy przecie do pana Indyka. [...] Każden więc z moich kolegów rozbiera się i suszy przy ogniu roznieconym na kominku[...]. Ja tylko, usiadłszy w kąciku, mokry po kolana, medytuję, czy się rozebrać i suszy, czy nie; aż tu widzę, jak pani Indykowa zbliża się do pobliskiej komory po pościel. Tknięty zbawiennym duchem, idę za nią i spostrzegam mnóstwo wełnianych czapek krakowskich. Czapki te są podwójne, niby szlafmyce. Zdesperowany, kupuję jedną za złoty, rozrywam na dwoje, zdejmuję buty, obwijam nogi, a przywiązawszy dobrze sznurkami, tym sposobem oswobadzam się od niechybnego zaziębienia.”

(Fryderyk Chopin, List do rodziny, 1 sierpnia 1829. Korespondencja Tom I) 

Po tej ciekawej opowieści nie tak łatwo przejść do tematu dwóch czapek codziennych i zwyczajnych, bo te które zrobiłam są właśnie takie, i był to efekt zamierzony. Chciałam by wyraźnie nawiązać do tradycyjnej magierki, ale bardziej uwzględniając współczesne przyzwyczajenia i codzienną wygodę niż potrzebę rekonstrukcji dawnych form. Zgodnie z tradycją jest to czapka męska, składająca się z dwóch warstw, z odtworzonym wzorem żakardowym i zbliżoną kolorystyką. Zamiast bieli użyłam ciemnego beżu, również ze względów praktycznych. Moje czapki nie były folowane, czyli filcowane, gdyż nie mam doświadczenia w tej materii. Na pierwszy rzut oka widać też, że maksymalnie uprościłam też kształt, rezygnując z szerokiego beretopodobnego ronda na górze. Robiłam je od góry, kształt formowałam w trakcie pracy poprzez dodawanie oczek, a w części wewnętrznej przez ich ujmowanie, jak to w dwustronnej czapce.   Wykorzystałam włóczkę Mondial Tutto Merino (beż i czerwień) oraz resztki granatowej Baby Merino Drops.

Będę jeszcze pracować nad tą formą, może nieco zmodyfikuję kształt, ale to już w przyszłości, myślę o wersji granatowo białej, jako żywo przypominającej ceramikę bolesławicką, tak jak pisałam wcześniej wszystko się ze wszystkim jakoś splata, ważne by czasem zatrzymać się przy źródle… tak symbolicznie jak i dosłownie.

Poniżej linki do eksponatów muzealnych:

Czapka magierka - Muzeum Etnograficzne w Krakowie

Magierka - Muzeum Etnograficzne w Krakowie


A oto wykonane przeze mnie czapki krakowskie: 













I poniżej  pierwowzór, zdjęcie czapki magierki pobrane ze strony Muzeum Etnograficznego w Krakowie




Edycja: Komentarz Reni skłonił mnie do uzupełnienia tego wpisu i właśnie to zrobiłam.
Uświadomiłam sobie też, że odległość między wielką historią a współczesnością nie jest wcale jakąś abstrakcją. Znaczące wydarzenia, postaci, obrazy czy przedmioty wciąż żyją w naszej codzienności, a wspominanie ich porusza jakieś osobiste struny. Z wielu ciekawych informacji o magierkach najbardziej poruszyła mnie anegdota o Chopinie, gdyż te okolice znam bardzo dobrze, stamtąd pochodzi rodzina mojego męża. A skoro o nim mowa, to w szkolnym przedstawieniu występował jako Tadeusz Kościuszko:-) A Park Kościuszki w Krakowie, bliski w sensie fizycznym i sentymentalnym to od wielu lat miejsce spacerów, z dziećmi, z psem, z wnukami. Rośnie w tym parku stary dąb, pod którym Tadeusz Kościuszko odpoczywał w drodze do Racławic. Wpadłam właśnie na pomysł, by w tym miejscu zrobić zdjęcie kolejnej magierki, którą zamierzam zrobić w innej wersji kolorystycznej:-) 
Zamieszczam dwa obrazy, na których Tadeusz Kościuszko przedstawiony jest w czapce magierce, pierwszy to fragment Panoramy Racławickiej:


Drugi obraz to portret Tadeusza Kościuszki namalowany przez Kazimierza Wojniakowskiego. 



niedziela, 19 stycznia 2025

Plany, zmiany i inne żywioły

W tworzeniu dzianin planowanie wydaje się czymś absolutnie koniecznym, dotyczącym i materii i okoliczności. Trzeba zadać sobie niejedno pytanie. Co? Jak? Z czego i dlaczego akurat z tego? Dla kogo? Na kiedy? Czy zdążę? Czy muszę, czy naprawdę chcę? Mniej lub bardziej precyzyjne odpowiedzi na te pytania pojawiają się, może z wyjątkiem dokładnego określenia czasu, ja sama zawsze wolę mieć trochę większy margines luzu, bo nie lubię presji i niewygodnie mi, gdy za bardzo ciśnie. Zatem i moje plany dziewiarskie, choć konkretne i traktowane poważnie są elastyczne i w swej naturze podobne do dzianiny. Dzięki temu zawsze jest jakiś zapas luzu, w którym może się zmieścić coś spoza planu. Oczywiście mam listę rzeczy do zrobienia, uwzględniam kolejność obietnic i terminy, a od pewnego czasu muszę to też mieć na piśmie, bo dzianinowe plany lubią się rozrastać. Na szczęście nie stanowi to problemu, bo lubię robić notatki. Ostatnio w moim notesie dziewiarskim na osobnej stronie zaczęłam zapisywać skończone rzeczy. Lista ta pojawiła się trochę pod wpływem wielu innych dziewiarek, które podsumowywały swój dorobek 2024 roku. Podziwiając ich prace zebrane razem uświadamiałam sobie, że choć wszystkie moje prace dokumentuję to nie mam pojęcia ile w ubiegłym roku zrobiłam swetrów, ile chust czy czapek. Na pewno mogłabym to policzyć, ale zamiast spoglądać wstecz wolę ten czas poświęcić na aktualne albo planowane dzianiny. Skoro jednak pojawiła się we mnie taka ciekawość  to dzięki tej skrótowej liście za rok będę mogła błyskawicznie określić bilans zamknięcia roku dziewiarskiego.

Rok 2025 dziewiarsko zaczął się dość interesująco, bowiem wpadły mi niespodziewane, nieplanowane i dość ciekawe rzeczy. Najpierw czapka, właściwie to nie było zamówienie, a raczej dziecięce życzenie, np. żeby mieć czapkę z pomponem, taką jaką zrobiłam kiedyś dla Kingi. Znalazłam fajny pompon i wybrałam włóczki z moich zapasów, był tam szalony, fosforyzujący  żółty, kolor który nagle pięknie połączył się z bardzo ciemnym granatem, zielenią i turkusem. Poczułam tę  znaną i  jednak zawsze nową radość, jaką daje łączenie kolorów. Dla wzmocnienia tego energetycznego zestawienia wplatałam kolory w nieregularne pasma. Kolorystykę i styl czapki dobierałam do temperamentu chłopca, żywiołowego acz wrażliwego, a ja sama w trakcie pracy nad realizowaniem tego pomysłu czułam niepohamowaną dziecięcą radość.

Z mieszanki rozpędu twórczego, otwartych pudeł z włóczkami i niepewności, czy ta, którą zrobiłam będzie dobra powstała kolejna czapka z pomponem.  Tym razem bardziej stonowana, z dużo grubszej włóczki, na grubaśnych drutach numer siedem, a więc i szybciej wykonana. Połączenie granatu z turkusem dało intensywny, nasycony melanż, który przełamałam stonowanymi paskami nawiązującymi kolorystycznie do szaroniebieskiego pompona. Będzie do wyboru, bardziej lub mniej kolorowa, linie pionowe lub poprzeczne, a na czubku każdej z czapek pompon.

Zrobiłam zdjęcia czapkom, na płasko i nie tylko, udało mi się nawet namówić Karola na krótkie pozowanie. Dość szybko czapki trafiły do nowego właściciela,  wziął obydwie😊. I  w tym miejscu mogłabym już zakończyć  dzisiejszy wpis, bowiem dzianinowo dotyczy on tych dwóch czapek.  To jednak jeszcze nie wszystko, jak wspomniałam wcześniej, w tym nowym roku dziewiarskim pojawiły się nowe rzeczy… 

Pomysł i wykonywanie czapki z żółtym pomponem było prawdziwą radosną twórczością, lecz już zabawa ze zdjęciami doprowadziła mnie do frustracji. Położyłam na płasko, no niby ok, chciałam jednak  pokazać to bardziej trójwymiarowo, włożyłam do środka balonik, lecz ta balonowa głowa ani ludzkiej nie chciała imitować ani usiedzieć na miejscu. Gdy ja się oddalałam by zdjęcie zrobić ona się osuwała, a jeśli nawet nie to wyglądała śmiesznie i dziwnie. Nie będziemy się tak bawić. Usiadłam przed komputerem i zamówiłam manekina, głowę z tułowiem. To była błyskawiczna decyzja i bardzo udany zakup. W przyszłości bardzo ułatwi mi fotografowanie dzianin. Ależ to będzie łatwe, wystarczy narzucić sweterek, czapkę czy komin i po prostu zrobić zdjęcie.



















A poniżej moja nowa modelka, ubrana w rzeczy, które często noszę, więc były pod ręką i linki do miejsc na blogu gdzie te dzianiny pokazywałam:











 

 

 

wtorek, 7 stycznia 2025

Czapki trzy

 


Płynie sobie czas ubierając różne szaty - przedświąteczne, świąteczne, sylwestrowe, noworoczne, a wczoraj to nawet korony wielokolorowe nie tylko na głowach królów i nie tylko trzech.

Widzimy w tym wszystkim powtarzalność i stałość, ale nie niezmienność, bo chcąc nie chcąc zauważamy jak czas się zmienia w międzyczasie. I oto jesteśmy już w nowym roku i w nowym, codziennym rytmie. Zestawiając te kwestie z robieniem na drutach, po raz kolejny uświadamiam sobie jak bardzo uniwersalną metaforą jest ta moja pasja. Zrobienie czegoś na drutach zajmuje trochę czasu, niekiedy płynie szybko, innym razem wolniej, towarzyszą temu różne okoliczności, przestrzenie i nastroje, ale oczko po oczku przybywa dzianiny, a efekt zawsze w jakiś sposób zaskakuje, nawet jeśli jest idealnie taki jak w zamierzeniu, może nawet wtedy cieszy najbardziej. Jest w procesie tworzenia dzianiny czas przygotowań, czas celebracji i po prostu praca, wszystko to przeplata się w dziewiarstwie płynnie, choć czasem bardzo dynamicznie. A obok całej tej pasjonującej dynamiki jest konkret, rzecz którą będzie się nosić i na co dzień i od święta.

Konkretem dziewiarskim zgodnie z tytułem są dzisiaj trzy czapki. Pomysł na ten post przyszedł mi do głowy wczoraj, gdy widząc ciekawe tło postanowiłam zrobić zdjęcie czapki, którą akurat miałam na głowie. Dotarło też do mnie, że to trzeci dzień z rzędu, gdy powstaje nieplanowane zdjęcie czapki, tak przy okazji, bo przecież telefon mam przy sobie.

Te trzy czapki łączy coś jeszcze, nie są one nowymi projektami, jedna jest odnowiona za pomocą pompona, drugą zrobiłam z nowej włóczki, ale wg wzoru, który już wykonywałam, podobnie jak trzecia, którą wykonałam z włóczki nowej, bardzo wysokiego gatunku, lecz bez banderoli.

Granatowa czapka z cudownego kaszmiru, najcieplejsza i najmilsza moja czapka (pokazywałam ją tutaj)  wydawała mi się trochę mała, nie w sensie wygody, tylko wizualnie, poszukując pompona do dziecięcej czapki olśniło mnie, że mogę nadać inną formę mojej czapce. Ta metamorfoza dzianiny trwała zaledwie moment a efekt bardzo mnie zadowolił.

Czapkę żółtą, dla Wojtka, zrobiłam według rewelacyjnego projektu When knits meet purls Reni Witkowskiej, to już moja kolejna czapka wg tego projektu, tak uniwersalnego, że na pewno nie ostatnia. Zrobiłam ją z włóczki Nepal w kolorze żółtym.

I wreszcie turkusowy Rambler wg wzoru Iriny Dimitievej.  Pierwsza czapka, którą zrobiłam wg tego wzoru z Malabrigo rios (pokazywałam ją tutaj) była moją ulubioną przez kilka lat, noszoną najczęściej, od śniegu i deszczu lekko się sfilcowała, ale nie to było problemem tylko dziwna plama niewiadomego pochodzenia. Sprułam ją więc i może zafarbuję.

A oto te trzy czapki:




















 




czwartek, 26 września 2024

Uzupełnienie

Ucząc się obsługi nowego programu do przechowywania i obróbki zdjęć przeglądam moje zasoby, doceniam nowoczesne możliwości i wszystkie zatrzymane dzięki nim chwile. Z   tej ogromnej obfitości zdjęć wyłaniają się różne obszary życia, wracają wspomnienia, obrazy ożywają, pulsują kolorami, nastrojami, zmieniają się miejsca, pory roku, dzieci rosną, serce rośnie.

Jako, że ta strona poświęcona jest mojej dziewiarskiej pasji to na tym wątku zatrzymam się na chwilę. Choć to chyba nie jest odpowiednie słowo, bo wątek można pociągnąć, prześledzić, rozwinąć, lecz ja w to nie wchodzę, nie tym razem. Podczas przeglądania zdjęć z posplatanej dziewiarskiej materii wyławiam rzeczy niekonkretne, lecz prawdziwe, jak refleksy światła na wodzie. Nie mam dystansu do zdjęć związanych z dzianinami i to nie chodzi mi o te sesje na bloga tylko nawet bardziej o zdjęcia robocze w trakcie pracy, jakieś motki, próbki, niby to były zdjęcia na chwilę, a potem do wyrzucenia, a ja patrzę na nie z wielkim zaciekawieniem i wyrzucić nie pozwalam, sobie oczywiście😉

W poprzednim poście pisałam o „użytkowaniu”, o tym jakie to miłe uczucie, gdy widzę zrobione przeze mnie dzianiny w akcji. Cieszą mnie zarówno te rzeczy, które zrobiłam dla siebie i często je noszę, jak i te które poszły w świat. Wspomniany wyżej brak dystansu przejawia się także w tym, że moje prace nie są mi obojętne. Traktuję je tak,  jakby to były dzieci, które choć opuściły już dom, to nadal mają w nim swoje miejsce i swoją przestrzeń. I nie faworyzuję któregoś z nich, ani żadnego nie nie umniejszam, są jakie są. A że architektura Internetu nie ma typowych materialnych ograniczeń to nawet niewielka dzianina może mieć osobny pokój. I choćby potem ślad po niej zaginął, choćbym sama ją spruła i zamieniła w coś innego to na blogu pozostanie ten jej pokój jako post na blogu.

Zatem dziś urządzam pokój dla dwóch dzianinowych dodatków zrobionych tego lata dla Ani.

Powstały one z nadmiaru włóczki zakupionej na większą rzecz i choć nie były wcześniej planowane, okazały się świetnym uzupełnieniem kompletu. Pierwsze zrobiłam ponczo a z pozostałej włóczki wyszła jeszcze niewielka chusta i czapka. Ponczo działo się z rozmachem (pisałam o nim w tym poście) a że miałam sporo  włóczki to obyło się bez obaw, czy aby na pewno wystarczy. W przypadku dodatków musiałam liczyć się z ograniczoną ilością przędzy, za to wybrałam proste i sprawdzone wzory.

 Apaszka miała być całkiem gładka, lecz w trakcie pracy zdecydowałam się urozmaicić jersejową powierzchnię rzędami oczek lewych, efekt jest ciekawszy, ale wciąż bardzo prosty i przy zestawieniu z warkoczowymi wzorami poncza nie wprowadza zamieszania. Z tego samego powodu również na czapkę wybrałam prosty wzór, w oparciu o świetny patent Joli Mazurek na czapkę beanie robioną w poprzek. Zmodyfikowałam jednak o brzegową plisę szydełkową, którą pozwala lepiej trzymać formę i daje dwie opcje noszenia, dłuższą z opadającym tyłem, albo wywiniętą, krótszą,  za to lepiej ocieplającą.

Zastanawiałam się, czy krakowskie zdjęcia czapki po prostu dołączyć do wpisu z bałtycką sesją poncza, ale uznałam, że lepiej będzie zamieścić te rzeczy osobno, raz że zgodnie z kolejnością powstawania, a dwa bardziej spójnie stylistycznie. Ani czapka ani chusta nie załapały się na sesję zdjęciową nad morzem, bo robiłam je dopiero po powrocie. Miałam wrażenie, że powstawały błyskawicznie, zwłaszcza, że poprzednio na drutach miałam zamaszyste ponczo na paru długich żyłkach. Nie tylko ekspresowo się robiły, ale i momentalnie suszyły. Gdy w upalny wakacyjny dzień dopinałam kolejny róg świeżo upranej chusty do słupka, ten pierwszy był już prawie suchy.

 I tak oto pod koniec września, w środku zupełnie innych działań znajdując chwilę na uzupełnienie bloga przywołuję całkiem sporo wakacyjnych wspomnień, nie tylko dzianinowych.
















poniedziałek, 11 marca 2024

Mix marcowy - sploty konkretów i sentymentów

Całkiem nowa czapka, chusta z ubiegłego roku oraz szal sprzed bodajże siedmiu lat – trzy różne dzianiny, każda wykonana z innej włóczki, z innego powodu, dla innej osoby, a jednak mają one wiele wspólnego. Poza prostym faktem, że zrobione na drutach, rzeczy te są połączone subtelnym spoiwem sentymentów i sympatii. Wszystkie trzy mają charakter prezentowy. Powstały one bez korzystania z gotowych projektów, w takich sytuacjach używa się określenia „pomysł z głowy”. Oznacza to wykorzystanie dotychczasowego doświadczenia, któremu czasem może towarzyszyć eksperymentowanie. To jest tak jak poruszanie się bez mapy po okolicy, w której kiedyś się już było, albo jak gotowanie na oko bez przepisu. Oprócz własnej wiedzy i umiejętności ważne jest też to, co przychodzi z zewnątrz, co inspiruje, co rozwija. To otwieranie się na nowe oraz poznawanie i docenianie tego, co powstało dawno temu. „Pomysł z głowy” przecież nie rodzi się z próżni. Myśl ta przyszła mi to głowy gdy akurat przeglądałam w Internecie… głowy. Podczas fotografowania czapki „na płasko” przez krótką chwilę miałam ochotę kupić sobie taką głowę, rekwizyt do eksponowania nakryć głowy i peruk. Widziałam głowy białe, czarne lub beżowe, wykonane z plastiku lub styropianu, a najbardziej spodobała mi się szklana, zainteresowała mnie nie tyle jako użyteczny przedmiot, co raczej obiekt  skłaniający do refleksji. Przezroczysta, pusta głowa, fascynująca abstrakcja! W kwestii fotografowania czapek postanowiłam jednak pozostać  przy moich dotychczasowych sposobach.

Szary berecik – pierwsza dzianina w dzisiejszym zestawie – to kolejna wersja lekkiego, cienkiego nakrycia głowy dla Weroniki. Zrobiłam ją z mieszanki bawełny z kaszmirem BC Garn Summer in Kashmir, w zasadzie odtwarzając kształt tej pierwszej czapki (pokazywałam ją w tym poście) jednak tym razem zastosowałam inny wzór.  Mogłabym podać ilość oczek, podać schemat wzoru, parametry włóczki, grubość drutów i oczywiście są to kluczowe kwestie techniczne, ale bardzo ważnym składnikiem tej konkretnej dzianiny jest też wspólny czas z siostrami, rozmowy, śmiech, przeglądanie inspiracji, wzorów, odbieganie od tematów i dotykanie istotnych spraw, docenianie bycia razem. Nie trzeba o tym opowiadać, ujmować w słowa, to się po prostu czuje, to się wie. A szara czapka tylko o tym przypomina.

Kolejną dzianiną jest chusta moja ulubiona, którą od ponad roku noszę bardzo często. Jest niewielka, a można dobrze otulić szyję i kark, dobrze wygląda też lekko narzucona, a poza tym bez trudu mieści się w torebce. Jest to zasługa tej skośnej formy, lecz za wygodą i konkretem jest też coś więcej, jest zachwyt pięknymi kolorami i radość z otrzymanego prezentu. Przepiękny motek włóczki Sesia Tintoretto sprezentowała mi u ubiegłym roku Monika. Dzierganie i patrzenie na te kolory było czystą radością, a noszenie chusty tylko to utrwalało i wciąż tak się dzieje. Ta cudna włóczka, mieszanka baby alpaki, wełny merino superfine i poliamidu okazała się bardzo miła w dotyku, ani trochę nie podgryzająca Po ponad roku noszenia moja chusta jakoś nie doczekała się specjalnej sesji plenerowej, ale przecież najważniejsze jest to, że bardzo lubię tę dzianinę, jej energetyczne kolory i wszystkie dobre skojarzenia z nią związane.

Nie przypadkiem do tego odcinka wplata się także szal sprzed dobrych paru lat. Dzianina szczególnie bliska memu sercu, choć wykonana nie dla mnie, a dla Pani Agnieszki. Po raz pierwszy kupiłam luksusową włóczkę Malabrigo lace w kolorze nazwanym Archangel. Ze wzruszeniem wspominam tamtą moją pracę. Szal ten zaprezentowałam (tu) w jednym z pierwszych postów mojego bloga w 2017 roku.  Dawne dzieje, sentymenty, było, minęło, ktoś mógłby powiedzieć. Aż tu nagle, zupełnie dla mnie niespodziewanie kilka tygodni temu trafiłam na zabłąkaną wiadomość z ubiegłego lata, której wcześniej nie odczytałam. Były w niej ciepłe słowa od Pani Agnieszki i zdjęcia do kolekcji dzianinowej. Moją reakcją było poczucie zaskoczenia, dezorientacji, zdziwienie jak to się mogło stać. Gdy już trochę ochłonęłam z szoku przeanalizowałam sytuację i okazało, się że data zgadza się z czasem, gdy miałam zawirowania z telefonem i nie tylko. Cała ta przygoda była niesamowitym doświadczeniem pozwalającym z większym dystansem spojrzeć na tę zależność od dostępu do Internetu. Jednak to, co było treścią wiadomości nie przepadło w żadnych wirtualnych niebytach, bowiem szal zrobiony dawno temu nadal jest noszony i dowodem są zdjęcia zrobione na tle kwitnącego ogródka.

Serce rośnie, nic dodać, nic ująć.














  




 


  






poniedziałek, 29 stycznia 2024

Moje dziewiarskie abecadło - T jak triki tu i teraz😉

To tu, to tam, trafić można na takie nauczanie, że tak naprawdę liczy się tylko tu i teraz. Tak, tak, zdaje się przytakiwać tym trendom dziewiarka, skupiona na tym, co właśnie tworzy i na samym procesie tworzenia. To jest ta chwila, niech trwa i trwa…

Tymczasem pod osłoną „tu i teraz” toczą się procesy wiążące dany moment z przeszłością i prowadzące ku przyszłości. Gdyby tak spróbować wyizolować ten konkretny moment to w pojedynczym oczku jak soczewce można by zauważyć szerszy obraz. To widać nawet w samej dzianinie, każde oczko, poza bardzo nielicznymi wyjątkami wychodzi z poprzedniego i jest przygotowaniem na następne. A patrząc jeszcze szerzej to co było kiedyś, dawno i niedawno przeplata się w teraźniejszym dzierganiu w nowe pomysły, przyszłe dzianiny. Taka dziergająca osoba jest jednocześnie zanurzona w przeszłości, czerpie z przebogatego dorobku dziewiarstwa, korzysta z tego, czego nauczyła się już kiedyś i uczy się dalej, poznaje kolejne techniki i wybiega w przyszłość, myśli co zrobi, z czego, dla kogo i zanim zacznie te plany realizować już się cieszy na te wszystkie dziergane chwile „tu i teraz”, zwielokrotnione w czasie i w przestrzeni.

Mówią, że liczy się tylko tu i teraz, bo przeszłości już nie ma, a przyszłości nie ma jeszcze. W tej mądrości chodzi o to, by nie stracić bieżącej chwili, by życie, które dzieje się teraz nie umknęło gdzieś między rozpamiętywaniem przeszłości, a odkładaniem wszystkiego na potem, kiedyś, gdzieś, jakby się płynęło do wiecznie oddalającej się wyspy „Będę”. Brzmi to bardzo sensownie i przekonująco, ale z dziewiarskiej perspektywy widać to inaczej, zawsze jest ta nitka, która skądś się toczy i zawsze jest jakaś wizja przyszłości. A to, co w tym wszystkim najlepsze to fakt, że świadomość całego zaplecza przeszłości i wyobrażanie sobie tego, co samemu zamierza się zrobić ani trochę nie osłabia przeżywania bieżącej chwili, powiedziałabym nawet, że to osadzenie w szerszym kontekście jeszcze bardziej wzmacnia to doświadczanie.  Ależ to jest pasja!

Oczywiście nie zawsze jest różowo, wcale nierzadko trafiają się  lekcje pokory, które mogą pojawić się na styku wyobrażeń, własnych możliwości i właściwości materii, albo po prostu spowodowane siłą wyższą. Czas nas uczy pogody, a pogoda uczy pokory. Kolejne dni a nawet już tygodnie nie ma sprzyjających sytuacji by sfotografować nowe swetry, cóż,  mówi się trudno. Będę więc dalej czekać na łaskawość światła, spacery i plenery, a tymczasem moją dziewiarską kronikę uzupełnię o kilka drobnych dzianin.

No i co my tam mamy?  Są błękitne mitenki „Choco mitts” Comfort Zone Knits z niespodziewaną sesją zdjęciową. Zrobiłam je z włóczki Novita Nalle w kolorze jeansowym.

Druga rzecz to brioszkowa czapka. Czapkę dla siebie miałam zrobić jeszcze w ubiegłym sezonie, ale jakoś nie wyszło. Tej zimy już stało się to koniecznością, więc przy okazji postanowiłam wypróbować coś dla mnie nowego. Podczas przeglądania włóczek wpadły mi w oko dwa kontrastowe kolory, uznałam że to intrygujące zestawienie może być ciekawe w brioszce. Raz tylko robiłam chustę tym ściegiem, czapka wydawała mi się znacznie trudniejsza, z ograniczoną możliwością manewrowania obwodem. Przejrzałam sporo projektów, na początek wybrałam bezpłatny model. Czapka wyszła za wąska na moją głowę, więc poszła dalej w świat. Zaspokoiłam ciekawość i opanowałam podstawy brioszkowej czapki, więc bogatsza o to doświadczenie wrócę do tego tematu. Kiedyś😉

Tymczasem potrzebując czapki kupiłam wzór „When knits meet purls”, który chodził  mi po głowie odkąd zobaczyłam go na stronie Renaty Witkowskiej. Prosty, uniwersalny i ponadczasowy. Choć to jeden projekt to rozpisany jest na wiele opcji, można wykorzystać włóczkę niemal każdej grubości, ponadto można robić czapkę od dołu do góry i od góry do dołu. Zrobiłam najpierw czapkę dla siebie, z połączenia anonimowej miękkiej włóczki z moherem Angel Debbie Bliss, a potem dla męża z pojedynczej nitki Nepala w kolorze szarym. Z pewnością wrócę do tego wzoru.