Pokazywanie postów oznaczonych etykietą projekt autorski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą projekt autorski. Pokaż wszystkie posty

sobota, 2 sierpnia 2025

Posplatane chabry

Ta niewielka dzianinowa torebka może pomieścić kilka niezbędnych przedmiotów: klucze, telefon, portfel, a nawet zeszyt lub książkę. Rozmiar określają konkretne parametry, tyle a tyle centymetrów na długość, szerokość, wysokość.

Rękodzieło ma także w sobie wiele elementów związanych z procesem tworzenia, które są niejednoznaczne i niewymierne. Gdy więc od takiej strony zaglądnie się do tej małej torebki to jej pojemność może okazać się zaskakująco duża. Ach, ile tego tam! Ile tematów, wrażeń, pomysłów, emocji, treści posplatanych i osobnych. Wystarczyłoby dotknąć jednej nitki i rozwinąć wątek…  Teraz jednak zamykam tę torebkę na moment,  a wszystkie dziewiarskie opowieści przychodzące mi do głowy na razie odkładam, jak książki, na półkę, na potem. A potem, po chwili namysłu znów sięgam do torebki i  wydobywam z niej dwa tematy do mottozmotkowego tekstu. Pierwszy o kolorach, a drugi o powstawaniu chabrowych wzorów. 

O moim zamiłowaniu do kolorów piszę w niejednym poście na tym blogu. Za każdym razem jest to ciekawa przygoda, bez względu na to, czy chodzi o etap poszukiwania włóczki, dobierania kolorów do charakteru dzianiny… i osoby, decydowania o odcieniu czy też odkrywania całkiem nowych połączeń z dobrze mi znanych, a nawet opatrzonych materiałów. Niesamowity jest ten moment, impuls, gdy pojawia się pewność, że „to jest to”, po prostu to czuję.

Na takiej samej zasadzie działa to też w drugą stronę, gdy „nie czuję” koloru to nie rozpoczynam pracy, no chyba że ktoś by mnie poprosił, ktoś komu bardzo by zależało, ale jakoś nie przypominam sobie takich sytuacji😉

Pracę na wzorem chabrów rozpoczęłam jeszcze w ubiegłym roku, pod wpływem inspiracji haftami kaszubskimi w ramach poszukiwań projektu Posplatane „Polskie wzory w dziewiarstwie. Ujęcie współczesne”. Opracowałam dwa wzory, zrobiłam nawet próbkę z jednym z nich, ale jakoś żadnego nie przeniosłam na dzianinę, między innymi dlatego, że w swoich włóczkowych zapasach nie znalazłam chabrowej wełenki nadającej się na planowane mitenki albo rękawiczki. Między ciemnymi jak noc granatami a bladymi błękitami brakowało bławatkowej niebieskości. Postanowiłam coś kupić, kiedyś, przy okazji. I tak chabrowy temat odłożyłam na wiele miesięcy. Aż tu nagle przyszło kolejne lato, na łąkach i w ogrodach zakwitły chabry, maki… Wcześniej jeszcze maki z mojego wzoru pojawiły się na torebce (klik), a w ślad za nimi przyszła wizja chabrów na innej torebce, a jako że miała to być rzecz dla osoby, która bardzo lubi te kwiaty i ich kolor, to poczułam motywację i powiew wiatru w skrzydła. Wzięłam się za opracowywanie wzoru całkiem od nowa, potem dobrałam trzy kolory bawełnianej włóczki i wykonałam torebkę według własnego pomysłu.

Co do kolorów, ten główny, będący tłem – jak go określić, miętowy, szałwiowy? A może wiatrowy, on jest taki lekki. Sprawdzam dokładnie – no nie jest to kolor wiatrowy, ani niebowy czy też niebowiutki, a już na pewno nie besowiuteńki. Jakże porywająco piękne są te dawny nazwy kolorów, ja sama poznałam je niedawno w związku z poszukiwaniami polskich wzorów regionalnych. Przeglądanie palety barw i nazw zamieszczonych na stronie Regionalna Grupa Barw (link) – projektu poświęconego badaniu kultury ludowej uświadamia jak bogate jest to dziedzictwo, jak mocno związane z przyrodą. Nazwy kolorów tak ważne przy farbowaniu, tkaniu, wyszywaniu odnoszą się do natury, do pogody, do konkretnych roślin i zwierząt. Są to określenia ciekawe, bardzo obrazowe, niektóre trochę dziwne, techniczne, ale w zdecydowanej większości są one poetyckie, pełne wrażliwości na otaczający świat i takiej czułości do natury. To jest dopiero czucie koloru! Dla mnie to także refleksja o uważnym patrzeniu na to, co wokół i zachęta by szukać wzorów piękna.

 

A oto torebka w chabrowe wzory. Z torebką makową łączy ją nie tylko kwiatowa inspiracja ale także ta sama tkanina, wykorzystana na podszewkę. 



















Edycja 20.08.2025
Poniżej zdjęcia torebki w użyciu, wszak to dzianina użytkowa. 












czwartek, 5 czerwca 2025

Maki od podszewki

Maki. Ich widok przykuwa uwagę i wprowadza w dobry nastrój. Na mnie działają tak chyba od zawsze, a od kilku lat wydają mi się coraz bardziej fascynujące. Fotografując naturę, dostrzegam jak niesamowicie piękne są kwiaty, każdy może budzić zachwyt, wystarczy spojrzeć, zatrzymać się, pochylić...  Maków nie da się przeoczyć, one same przyciągają wzrok, a kiedy poświęci im się trochę więcej uwagi można odkryć, jak niezwykła to roślina i jak bliska, obecna od czasów dziecięcych zabaw.  Toteż nie dziwi, że maki wyrosły mi w dzianinie.

Pomysł na wzór maków zrodził się w ramach społecznego projektu „Polskie wzory w dziewiarstwie. Ujęciewspółczesne”  zainicjowanego przez Barbarę Kwater. Projekt ten ma w swoich założeniach nie tylko poszukiwanie i odtwarzanie istniejących wzorów czy też wplatanie ich we współczesne dzianiny, ale także tworzenie nowych wzorów inspirowanych kulturą, architekturą, naturą. itp. 

Makowy wzór opracowałam w ubiegłym roku, naturalnie w czasie kwitnienia maków. Ja kojarzę maki z dzieciństwem, z pejzażem rodzinnych stron, choć przecież wiem, że rosną niemal wszędzie, więc pomyślałam, że ten motyw może być bliski także innym. Chcąc wpleść te kwiaty w dzianinowy wzór przyglądałam się im jeszcze uważniej, a one podobały mi się coraz bardziej, choć  wydawały się trudne do uproszczenia i zamknięcia w kratki kartki czy oczka dzianiny. Pisałam o tym na początku lutego w poście „Posplatane maki”, w którym pokazywałam wykorzystanie wzoru w rękawiczkach. Zaraz potem, choć była jeszcze zima, zaczęłam robić letnią torbę z tym wzorem. Skończyłam ją dość szybko, ale naprawdę gotowa jest dopiero teraz, a to ze względu na podszewkę. Najpierw poszukiwałam pasującego materiału, znalazłam go na strychu u siostry, w postaci błyszczącej sukienki i wtedy już mogłam umówić się z zaprzyjaźnioną krawcową, jednak splot różnych okoliczności spowodował wydłużenie czasu realizacji. Przyznam, że chciałam zacząć nosić ją już w pierwszych dniach wiosny, ale musiałam jeszcze poczekać, nie narzekałam, miałam inne torebki i inne zajęcia😉 Gotowa makowa torba wróciła do mnie właśnie teraz, w idealnym momencie, w czasie kwitnienia maków. Czuję jakby zatoczyło się jakieś koło, albo zakręciła spirala. Rok temu wpatrywałam się w maki i próbowałam jak najprościej wpisać ich kształt do wzoru na druty, teraz znowu patrzę na maki, te żywe kwitnące i w pąkach i te z mojego wzoru i z nieskrywaną radością zauważam podobieństwo. Robiąc zdjęcia torby w towarzystwie maków zauważyłam coś jeszcze, szaro srebrno zielony pyłek bardzo podobny jest do cieniowanej szarości bawełny, z której zrobiłam dno torby i gałązki. Doskonale pamiętam moment wybierania kolorów włóczek na makową torebkę i ten błysk pewności, że to nie może być żaden inny kolor niż ta szarość, teraz już wiem dlaczego😊

Zdjęcia torebki w towarzystwie czerwcowych maków polnych powstały kilka dni temu, a dziś sfotografowałam jeszcze podszewkę i przy tej okazji odkryłam, że mam podwójną torebkę. Wnętrze nie ma kieszeni, a podszewka jest wszyta tak starannie, że mogę nosić ją w wersji błyszczącej, bez maków. Cieszę się więc, że tak niespodziewanie zyskałam kolejną torbę, ale nie byłabym sobą, gdybym nie wrzuciła filozofującej refleksji o tym, że wnikliwa obserwacja jest źródłem niezwykłych odkryć w codziennej rzeczywistości, trochę inne światło, inny kąt patrzenia na jakąś rzecz albo na słowo i chociaż obiektywnie nic się nie zmienia, to robi się ciekawiej, bardziej wielowymiarowo.

Kilka dni temu uśmiechnęłam się czytając z kartki kalendarza słowa Mirosława Bańko* o czerwcu – „Kwerenda dla słowa „czerwiec” w galerii Grafika Google przynosi obrazy czerwonych maków, które w czerwcu mienią się na polach, i truskawek, które wtedy dojrzewają. W świecie masowej wyobraźni czerwiec nadal jest więc czerwony”.  

  * Mirosław Bańko – polski językoznawca i leksykograf.   


A zatem jest to dobry czas na publikację torby w czerwone maki. Oto ona: 


















środa, 30 kwietnia 2025

Sesja z rozmachem

Zgodnie z zapowiedzią z poprzedniego wpisu „Ażurowe zaangażowanie” miałam ten post uzupełnić  i dodać zdjęcia kaszmirowego sweterka na właścicielce. Gdy jednak zobaczyłam fotografie, przysłane mi przez Kasię uznałam, że nie będzie to żadne uzupełnienie ani dodatek, bowiem tak wspaniała sesja zdjęciowa powinna mieć całkiem osoby post.

Poprzednio pokazałam sweterek na manekinie, zwróciłam uwagę na detale, przedstawiłam kwestie warsztatowe i podzieliłam się wrażeniami z pracy twórczej.

Gdy kilka dni po wysłaniu przesyłki otrzymałam wiadomość, że rozmiarowo jest idealnie i w ogóle sweterek bardzo się spodobał odetchnęłam z ulgą, tak – przyjemny oddech ulgi to trafne określenie na moją reakcję. Po kilku dniach wraz ze świątecznymi pozdrowieniami dostałam zdjęcie z rodzinnego spotkania, podczas którego Kasia miała na sobie nowy sweterek. Dla mnie było ono  potwierdzeniem, że rozmiarowo jest ok i dzianina układa się właśnie tak, jak chciałyśmy. Wtedy poczułam radość i dziewiarską dumę. Gdyby ktoś zwrócił mi uwagę, że uwierzyłam dopiero gdy zobaczyłam😉 mogłabym odpowiedzieć, że wiarę w swoje umiejętności warto czasem sprawdzać, a pasja dzianinowa nieustannie daje ku temu okazje.  

To jedno zdjęcie przyniosło łagodną falę radości i satysfakcji, zaś fala wrażeń, które przypłynęły wraz z nadmorską sesją z Hiszpanii zalała mnie mocą pozytywnych myśli i emocji.

Podsumowując przygodę związaną z tym projektem ujęłam ją w dwóch słowach – rozmach i dyscyplina.

Dyscyplina przydatna jest nie tylko podczas pracy na drutach ale także przy pisaniu, zatem kończę opowiadanie o swoich wzruszeniach i oddaje miejsce właścicielce dzianiny. Popatrzcie na te zdjęcia. Ależ to jest rozmach! 

        


 




















środa, 5 lutego 2025

Posplatane maki

W ten wzór makowy, choć całkiem nowy powplatało się wiele wątków zakorzenionych i w tym co wspólne, dla wszystkich oczywiste i tym co moje osobiste, co trwało od zeszłego lata i zarazem od bardzo, bardzo dawna.

Gdy starałam się odtworzyć wygląd maków i zaprojektować wzór na druty miałam wrażenie, że trwa to bardzo długo, bo rzeczywiście trwało, pracowałam nad tym w wolnych chwilach, dorywczo. Próbowałam rysować, potem przenosiłam to na kratki kartki albo Excela, odkładałam, a po jakimś czasie, zwłaszcza gdy dorwało mnie natchnienie, znów wracałam do pomysłu.

Teraz, gdy patrzę na skończone rękawiczki z wzorem maków wydaje mi się, że to tylko chwila w czasie, moment. A więc długo to czy krótko? I przyznam, że naprawdę nie wiem jak, tak jak ta baba, co siała mak😉 Wątpliwości co do czasu ani nie rozsiewam, ani nie rozwiewam, bo i po co. Trwało to tyle, ile trwać miało, nikt mnie nie poganiał, nawet ja sama.

Wiem też, że nie zdołałabym szczegółowo opisać wszystkich moich makowych doświadczeń, wrażeń i skojarzeń, nawet pisząc drobnym maczkiem i spożywszy uprzednio maczku paczkę wzorem słynnej kaczki Dziwaczki. Wczoraj przeglądałam zdjęcia zrobione latem, do osobnego miejsca skopiowałam wszystkie z makami, a że sporo ich było, więc rozpoczęłam selekcję, zostawiając tylko kilka, a tak naprawdę kilkanaście tych najciekawszych. To było ciekawe doświadczenie, bo znów poczułam się jak w środku lata, w środku łąki w słoneczny dzień, a przy okazji zrozumiałam, jaki sens miało to moje rozkładanie w czasie pracy nad makami, zobaczyłam, że wcale nie tak łatwo przenieść charakter tej wspaniałej rośliny na prosty dziewiarski wzór.

Polne maki przykuwają wzrok czystą, żywą i mocną czerwienią niesamowicie miękkich i delikatnych płatków. Choć kwiaty te składają się tylko z czterech płatków to tworzą bogate, pełne kształty, bardzo różniące się w zależności od etapu rozwoju, pory dnia. Najintensywniej kwitną rano i przed południem, a potem ich płatki opadają bezszelestnie, cicho. To fascynująca roślina o niesamowitej cierpliwości nasion, które potrafią czekać nawet 40 lat na sprzyjające warunki, najchętniej bowiem wyrastają na poruszonej ziemi, a więc na polach, ale i na placach budowy, przy remontowanych drogach.

Kiedy myślę o makach nasuwają mi się dwa całkiem różne obrazy. Pierwszy, to polna łąka, samotny spacer, kontemplowanie przyrody i cisza jak makiem zasiał, a na drugim obrazie kolorowa, głośna impreza, ludowe stroje, głośna muzyka. Czerwone maki przypominają mi w wyraźny, a nawet jaskrawy sposób, że jedno z drugim się nie wyklucza, że wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Nie przypadkiem więc rękawiczki z makami sfotografowane zostały zarówno na łonie natury jak i w centrum miasta, wprawdzie podczas spokojnej bardzo pory dnia, bez tłumów ludzi, gdzie ja ze swoim naręczem maków na rękawiczkach zilustrowałam tylko część ludowej piosenki „Hej, na krakowskim Rynku maki i powoje”

Wzór ten powstał w ramach projektu "Polskie wzory regionalne w dzianinie. Ujęcie współczesne"(tu link do profilu na IG). Gdy w ubiegłym roku dowiedziałam się o tej inicjatywie poczułam, że byłoby wspaniale przenosić na dzianiny motywy regionalne, które gdzieś wyłaniają się z pamięci prywatnej i zbiorowej i stanowią część prawdy o mnie, o nas i jako motyw w ubraniach zostają na dłużej.

Moje makowe inspiracje splatają się mocno z innymi pasjami, z zamiłowaniem do przyrody, z fotografowaniem natury. Mam jeszcze jedną, osobistą inspirację, rzecz konkretną materialną, choć bardziej jest to wspomnienie. Pamiętam lnianą makatkę w maki, wiszącą na ścianie, a potem leżącą gdzieś w materiałach do szycia, dotykałam jej podczas zabawy, albo szukając guzików czy nici. Gdy w ubiegłym roku zaczęliśmy skanować rodzinne albumy, aby zapisać je w formie cyfrowej zobaczyłam tę makatkę na jednym ze zdjęć przedstawiających moją mamę trzymającą na ręku starszą siostrę. Na ścianie w tle widać te maki, które tak bardzo mi się zawsze podobały. Zdjęcie jest czarno białe, mama ma jakąś ciemną sukienkę, marszczoną przy karczku, jest w ciąży ze mną. Wzrusza mnie łagodny uśmiech mamy, wesoły uśmiech siostry, jakby czekała na towarzystwo do zabaw wszelakich, między innymi do robienia makowych panienek z otwierających się pąków, potem do rozmów.

 A w tle te maki, niezbyt wyraźne, więc nie mogę dostrzec, czy to może tam jest początek tego mojego wzoru.






















piątek, 31 stycznia 2025

Błyskiem:-)

W moich dziewiarskich planach lubię zostawiać trochę luzu i przestrzeni na projekty niespodziewane, czyjeś prośby albo moje własne spontaniczne pomysły domagające się natychmiastowej realizacji. Właśnie na moich drutach dzieje się taka niecierpiąca zwłoki, choć nieplanowana dzianina. Pomysł na nią pojawił się nagle jak błyskawica i jak iskra rozpalił moje zaangażowanie. Niepewność, ciekawość jak wyjdzie i ekscytacja działają bardzo motywująco.  Pracuję więc z żarem i z zapałem, mimo iż kolory włóczki są zdecydowanie chłodne. Jak na razie😉 A skoro mowa o kolorach to tak się posplatało, że z powodu kwestii kolorystycznej zamówiona większa dzianina, którą zgodnie z planem miałam robić w tym czasie, została przesunięta na kolejny miesiąc, co dało mi więcej czasu i luzu na nagły, nowy pomysł. I robię to sobie na drutach bez pośpiechu, choć energicznie i dość emocjonalnie, bo nie wiem jak wyjdzie, zobaczymy, czas pokaże, i ja też to pokażę bez względu na stopień zadowolenia z efektu. Skoro się powiedziało „a” wypada wrócić do tematu, na razie pokażę to co mam, czyli wybrane kolory i pracę w trakcie.

W dzisiejszym wpisie głównym dzianinowym tematem jest szalik, który zrobiłam niedawno dla Kasi, wplatając w niego cieniowaną włóczkę z przyjemnym połyskiem. Czy ten szal zrobiłam błyskiem to już trudno jednoznacznie określić. Od momentu wyrażenia przez Kasię potrzeby szalika do owinięcia go na szyi minęło dwa tygodnie. Chodziło o średnią grubość, a przede wszystkim wybór takiej tonacji, która zgrałaby się z jej czapką, kurtką i rękawiczkami.  Lubię zabawy w dobieranie kolorów i ucieszyła mnie ta wizja, choć padał na nią pewien cień, otóż wiedziałam, że mam ograniczenia czasowe. Poszukiwanie idealnych włóczek w różnych sklepach internetowych nie wchodziło w grę, bo samo w sobie wymagałoby trochę czasu, ponadto czekanie na przesyłkę też by trochę wszystko wydłużyło. Zdecydowałam więc przeszukać własne zapasy, a w razie gdyby niczego pasującego nie było zaproponować … zrobienie szalika na bardzo późną wiosnę, albo na następną zimę. Okazało się jednak, że miałam odpowiednie włóczki i jeszcze tego samego dnia zrobiłam próbkę wzoru. Zrobiłam fragment szalika, nie za duży i po tygodniu pokazałam Kasi, chciałam mieć pewność czy jej się spodoba, czy kontynuować pracę czy szukać dalej. Spodobało się, zgrało z pozostałymi ubraniami idealnie. Co ciekawe, dwie wykorzystane włóczki były przeznaczane już wiele razy na różne dzianiny, każda osobno i połączone i za każdym razem z powrotem wracały do swojego pudła, czasem po pruciu kawałka dzianiny, czasem po próbce, albo tylko po przeglądzie. Znów potwierdziła się prawdziwość dziewiarskiej legendy mówiącej, że każdy motek ma swoje przeznaczenie. Najwyraźniej i bordowa włóczka bez banderolki i cieniowany motek Scheepjes Stardust musiały czekać na ten właśnie szalik robiony dwustronnym wzorem z kombinacji oczek prawych i lewych.

Już miałam kończyć tekst i zapraszać do obejrzenia zdjęć, gdy uświadomiłam sobie, że jest coś co łączy i ten już skończony i zadowoleniem noszony szal oraz dwie, wspomniane przy okazji, drugoplanowe dzianiny, jedna z nich dopiero powstaje, a o drugiej wiem jeszcze bardzo niewiele. Otóż te trzy dzianiny są lub będą zrobione dla osób mających zamiłowanie do… najogólniej mówiąc artykułów papierniczych. Każda z nas zapewne nieco inne rzeczy wybiera, może trochę  inaczej je wykorzystuje, ale doskonale rozumiemy się,  gdy opowiadamy o wizytach w sklepach papierniczych. Można nawet umówić się na spotkanie w kawiarni, ale wcześniej odwiedzić jeszcze takie miejsce… Bez obaw, nie będę opisywać poszczególnych notesów, zeszytów i innych materiałów piśmienniczych. Za to dla odmiany opiszę odmienne od mojego podejście do tego tematu. Scenka ta miała miejsce jakiś czas temu, na poczcie, gdy wysyłam przesyłkę z zamówionym szalem. Moją uwagę przykuł jeden z rodzajów sprzedawanych długopisów, zapytałam więc, czy można zobaczyć jak pisze. W odpowiedzi usłyszałam – no jak ma pisać, normalnie jak długopis. Odparłam, że różnie różne długopisy piszą i ponowiłam prośbę. Przyznam że ta pewność i jednoznaczność pani z poczty była dla mnie bardzo zaskakująca, ale też otwierająca oczy, jak bardzo się między sobą różnimy, natomiast gdy już znajdziemy jakąś nić porozumienia to jest dopiero radość!

 












A poniżej mój nowy projekt w trakcie pracy. Zdjęcie to zrobiłam w samochodzie, gdy nagle zauważyłam, jak idealnie dopasowany jest kolor robótki do mojego ubrania, choć wcześniej w ogóle o tym nie myślałam. Zastanawiam się jaki obszar mózgu odpowiada za takie nieświadome dobieranie kolorów? 




niedziela, 19 stycznia 2025

Plany, zmiany i inne żywioły

W tworzeniu dzianin planowanie wydaje się czymś absolutnie koniecznym, dotyczącym i materii i okoliczności. Trzeba zadać sobie niejedno pytanie. Co? Jak? Z czego i dlaczego akurat z tego? Dla kogo? Na kiedy? Czy zdążę? Czy muszę, czy naprawdę chcę? Mniej lub bardziej precyzyjne odpowiedzi na te pytania pojawiają się, może z wyjątkiem dokładnego określenia czasu, ja sama zawsze wolę mieć trochę większy margines luzu, bo nie lubię presji i niewygodnie mi, gdy za bardzo ciśnie. Zatem i moje plany dziewiarskie, choć konkretne i traktowane poważnie są elastyczne i w swej naturze podobne do dzianiny. Dzięki temu zawsze jest jakiś zapas luzu, w którym może się zmieścić coś spoza planu. Oczywiście mam listę rzeczy do zrobienia, uwzględniam kolejność obietnic i terminy, a od pewnego czasu muszę to też mieć na piśmie, bo dzianinowe plany lubią się rozrastać. Na szczęście nie stanowi to problemu, bo lubię robić notatki. Ostatnio w moim notesie dziewiarskim na osobnej stronie zaczęłam zapisywać skończone rzeczy. Lista ta pojawiła się trochę pod wpływem wielu innych dziewiarek, które podsumowywały swój dorobek 2024 roku. Podziwiając ich prace zebrane razem uświadamiałam sobie, że choć wszystkie moje prace dokumentuję to nie mam pojęcia ile w ubiegłym roku zrobiłam swetrów, ile chust czy czapek. Na pewno mogłabym to policzyć, ale zamiast spoglądać wstecz wolę ten czas poświęcić na aktualne albo planowane dzianiny. Skoro jednak pojawiła się we mnie taka ciekawość  to dzięki tej skrótowej liście za rok będę mogła błyskawicznie określić bilans zamknięcia roku dziewiarskiego.

Rok 2025 dziewiarsko zaczął się dość interesująco, bowiem wpadły mi niespodziewane, nieplanowane i dość ciekawe rzeczy. Najpierw czapka, właściwie to nie było zamówienie, a raczej dziecięce życzenie, np. żeby mieć czapkę z pomponem, taką jaką zrobiłam kiedyś dla Kingi. Znalazłam fajny pompon i wybrałam włóczki z moich zapasów, był tam szalony, fosforyzujący  żółty, kolor który nagle pięknie połączył się z bardzo ciemnym granatem, zielenią i turkusem. Poczułam tę  znaną i  jednak zawsze nową radość, jaką daje łączenie kolorów. Dla wzmocnienia tego energetycznego zestawienia wplatałam kolory w nieregularne pasma. Kolorystykę i styl czapki dobierałam do temperamentu chłopca, żywiołowego acz wrażliwego, a ja sama w trakcie pracy nad realizowaniem tego pomysłu czułam niepohamowaną dziecięcą radość.

Z mieszanki rozpędu twórczego, otwartych pudeł z włóczkami i niepewności, czy ta, którą zrobiłam będzie dobra powstała kolejna czapka z pomponem.  Tym razem bardziej stonowana, z dużo grubszej włóczki, na grubaśnych drutach numer siedem, a więc i szybciej wykonana. Połączenie granatu z turkusem dało intensywny, nasycony melanż, który przełamałam stonowanymi paskami nawiązującymi kolorystycznie do szaroniebieskiego pompona. Będzie do wyboru, bardziej lub mniej kolorowa, linie pionowe lub poprzeczne, a na czubku każdej z czapek pompon.

Zrobiłam zdjęcia czapkom, na płasko i nie tylko, udało mi się nawet namówić Karola na krótkie pozowanie. Dość szybko czapki trafiły do nowego właściciela,  wziął obydwie😊. I  w tym miejscu mogłabym już zakończyć  dzisiejszy wpis, bowiem dzianinowo dotyczy on tych dwóch czapek.  To jednak jeszcze nie wszystko, jak wspomniałam wcześniej, w tym nowym roku dziewiarskim pojawiły się nowe rzeczy… 

Pomysł i wykonywanie czapki z żółtym pomponem było prawdziwą radosną twórczością, lecz już zabawa ze zdjęciami doprowadziła mnie do frustracji. Położyłam na płasko, no niby ok, chciałam jednak  pokazać to bardziej trójwymiarowo, włożyłam do środka balonik, lecz ta balonowa głowa ani ludzkiej nie chciała imitować ani usiedzieć na miejscu. Gdy ja się oddalałam by zdjęcie zrobić ona się osuwała, a jeśli nawet nie to wyglądała śmiesznie i dziwnie. Nie będziemy się tak bawić. Usiadłam przed komputerem i zamówiłam manekina, głowę z tułowiem. To była błyskawiczna decyzja i bardzo udany zakup. W przyszłości bardzo ułatwi mi fotografowanie dzianin. Ależ to będzie łatwe, wystarczy narzucić sweterek, czapkę czy komin i po prostu zrobić zdjęcie.



















A poniżej moja nowa modelka, ubrana w rzeczy, które często noszę, więc były pod ręką i linki do miejsc na blogu gdzie te dzianiny pokazywałam: