Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ażur. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ażur. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 sierpnia 2025

Letnie za-pasy w bluzkach z papyrusa

Sierpień to miesiąc, pod każdym względem wyrażający pełnię lata. Trwa czas wakacji, urlopów, żniw, remontów, wyjazdów, przyjazdów, realizowania planów albo konieczności ich zmiany, przygód wytęsknionych i tych nieplanowanych, czas przyśpieszenia i czas zatrzymania. To wszystko dzieje się latem, choć u każdego inaczej, w innym rytmie i tempie splata się to w jedną wspólną tkaninę, złożoną z różnorodnych nitek. Dla mnie wyjątkowość sierpnia polega właśnie na tym zintensyfikowaniu wszelkich letnich doświadczeń, które samemu się przeżywa i obserwuje je wokół, ale   jest jeszcze coś więcej, jakby duża rama, szerokie, ale subtelne marginesy łączące letni obraz zarówno z wiosną jak i z jesienią. Jeszcze można pozwolić sobie na coś nowego, coś zrobić, gdzieś wyjechać, spotkać się z kimś dawno nie widzianym, albo wreszcie pobyć trochę z sobą. Można też finalizować sprawy, zbierać owoce - dosłownie i w przenośni – i zająć się prze-tworami. Taki obraz sierpnia widać nawet na placu targowym, gdzie wciąż można kupić sadzonki  młodych roślin, które jeszcze zdążą urosnąć, więc to jakby wiosna, nadzieja i nowy akcent życia, tuż obok warzywa i dojrzałe, soczyste owoce w wielkiej obfitości, są już też pierwsze wrzosy, są dynie… i chłodniejsze poranki.

Ma w sobie sierpień radość pełni lata, wiosenną nadzieję i dojrzałość jesieni. Można ogarnąć myślą cały obraz albo wybrać jedno pasmo i na nim się skupić, co kto lubi.

Zachodzą na siebie pory roku i podobnie dzieje się w moim dzianinowym świecie.

Dwie bluzki na lato zrobiłam  jeszcze wiosną, planowana, i to od dawna, była jedna,  ale wskutek eksperymentów wyszły dwie.  Miałam w swoich zapasach włóczkę Papyrus Fibra Natura szarą i trochę białej. Ciekawe, bo słowo „zapasy” dawniej kojarzyłam z półkami pełnymi słoików, będących zapasami na zimę, teraz zapasy oznaczają posiadane włóczki, nie tylko na zimę😉 Tego roku na włóczkowych targach Krakoski Yarnmark Wełny dokupiłam kilka moteczków, które zachwyciły mnie kolorami, dwa wrzosowe odcienie, róż i błękit. Dobrze wyglądały razem, wrażenie wizualne było równie przyjemne jak włóczka w dotyku. Papyrus jest bardzo miłą dla ciała mieszanką bawełny i jedwabiu.

Nie wiedziałam dokładnie jaką bluzkę zrobię, pewna byłam tylko co do linii ramienia zachodzącej do tyłu, od dawna marzyłam, by nauczyć się tego fasonu, zanim jeszcze dowiedziałam się, że nazywa się go ramieniem „europejskim” albo „japońskim”. Znalazłam wzór z taką techniką na stronie Garnstudio i po przeliczeniu ilości oczek do wymaganej próbki z ochotą zaczęłam letnią bluzkę od gładkiej, szarej góry, a potem miałam dodać pasma kolorów. Układało się świetnie, byłam bardzo zadowolona, tyle że gdy dodałam pierwsze pasmo kolory jakoś nagle przestały współpracować, no trudno, miałam nadzieję, że po dodaniu kolejnego koloru lub dwóch będzie lepiej. Nie było, po prostu mi się nie podobało, zabrakło tego poczucia, że kolory harmonijnie zagrały. Do sprucia  nie było wiele. Ale co dalej?  Zdecydowałam się na zastosowanie ażurowego wzoru, który zaciekawił mnie już dawno, ale jak dotąd nie użyłam go w żadnej dzianinie. Powstała jednobarwna szara bluzka, z gładką górną częścią, która będzie dobrze się sprawdzać również jesienią i zimą pod cieplejsze kardigany.  

Natomiast na letnią bluzkę w kolorowe paseczki, na którą wciąż miałam ochotę i wystarczającą ilość włóczki wykorzystałam dobrze mi znany i sprawdzony wzór Isabell Kraemer „On The Beach”. Tym razem paseczki zaczęłam robić od samej góry, a dodawanie kolejnych kolorów było ogromną przyjemnością, to samo mogę powiedzieć o noszeniu tej bluzki.

I na plaży, na początku tego lata obydwie bluzki zostały sfotografowane. Przygotowując zdjęcia do publikacji oczywiście patrzyłam jak prezentuje się dzianina, czy widoczna jest całość, detale, a przy okazji wpatrywałam się w to bałtyckie tło, piasek, fale, horyzont i mam wrażenie, że nawet patrzenie na te zdjęcia przynosi odpoczynek.




























 

czwartek, 29 maja 2025

Moje dziewiarskie abecadło W jak witalność

Witam, witam i we wstępie wyjaśniam tytuł wpisu „W jak witalność”. Wyodrębnione samo słowo witalność wywołuje więcej skojarzeń z formą fizyczną, choć wiadomo, że wiąże się także z psychiką i w ogóle z szerzej rozumianą dobrą energią życiową.

Właściwie chodzi mi o czynności witalne, czyli codzienne działania, które sprawiają nam radość, dodają energii, wzmacniają poczucie sensu życia, sprawczości, kontaktu ze sobą i z innymi ludźmi, wspierają wewnętrzną równowagę i wzmacniają układ odpornościowy. Czy to jakieś wytwory mojej wyobraźni? Wcale a wcale. Wszystko to można wyczytać w książkach i w internetach, wyszukać wyniki badań, naprawdę warto. Termin „czynności witalne” wywodzi się z terapii Simontonowskiej, a ja poznałam go podczas warsztatów prowadzonych przez dr. Mariusza Wirgę, bliskiego współpracownika dr. Carla Simontona, a potem kontynuatora jego dzieła.

Z wielką wdzięcznością wspominam te warsztaty, wówczas wiele nowych wątków wplotłam do swojej wiedzy, do-wiedziałam się wtedy rzeczy ważnych dla procesu zdrowienia i większość z nich na stałe wprowadziłam do swojego życia. Wyjątkowe wrażenie wywarły na mnie te czynności witalne, zwłaszcza, że wcale nie muszą to być wielkie wyczyny, tylko zwyczajne rzeczy, które lubimy i robimy od serca, wg. Wirgi to „wewnętrzne witaminowe zastrzyki dla duszy i ciała”.  To mogą być różne zajęcia, na przykład  rysowanie, gotowanie, taniec, rozmawianie, uczenie, spacery, pielęgnacja roślin. Każdy wie i czuje co na niego tak działa.

Do dzisiejszego wpisu wybrałam ten wątek bowiem dzianina, którą wystawiam dziś na wirtualną wystawę na moim blogu bardzo wpisuje się te tematy. Po pierwsze jak każdy inny wytwór zrobiony przeze mnie na drutach jest wynikiem mojej dzianinowej pasji, która jest dla mnie właśnie taką czynnością. Kolejnym, jeszcze większym obszarem, z którego wypływają witalne wartości jest dla mnie kontakt z naturą,  źródło dobrego samopoczucia, inspiracji, dobrych myśli, dystansu, radości, wytchnienia i nieustannych zachwytów. Tak się składa, że w wiosenne ponczo dla Ani wykonane jest wzorem ażurowym w botaniczne motywy, a jako miejsce spotkania na przekazanie tej dzianiny, mimo wątpliwych warunków pogodowych, wybrałyśmy ogród botaniczny. Niespodziewanie wyszło wtedy słońce, więc oprócz wciągającej rozmowy miałyśmy wiele wspaniałych wrażeń botanicznych właśnie. Warto się tam wybrać, my na pewno tam wrócimy😊

Ponczo w zielonym leśnym kolorze zrobiłam z 7 motków  świetnej mieszanki  merynosa z wełną wielbłądzią Cam Wool Rosarios4 zakupionej w sklepie woolloop. Jeśli chodzi o formę to wzorowałam się na podobnej dzianinie, sprawdzającej się od dobrych paru lat na wszelakie wyjścia, w wersji zarówno wygodnej jak i wyjściowej, było to moje majowe ponczo (klik)  a teraz jest nowe majowe ponczo.

Wykorzystałam wzór na szal Hilaria autorstwa Anny Lipińskiej, w którym już wcześniej zachwyciły mnie te wijące się liście i kwiaty, wzór tym bardziej imponujący, że dwustronny, więc zamówiłam wzór. Zapłata  przeznaczona była na cele charytatywne. Wzruszyłam się i pomyślałam jak wiele jest wokół pięknych ludzi wnoszących do świata dobro.















I jeszcze zbliżenia samej dzianiny










poniedziałek, 12 maja 2025

Chusta w/z serca

Jakiś czas temu Elżbieta zapytała mnie, czy mogłaby zamówić u mnie chustę. Chciała zrobić dla siebie prezent, który w obecnym etapie jej życia symbolizowałby zadbanie o siebie i otulenie się miłością.

Po ustaleniu zarysu projektu, dobraniu wzoru i włóczki przystąpiłam do pracy nad chustą z motywami serc. Skończoną dzianinę sfotografowałam i wysłałam. Miodem na moje serce były słowa Eli i jej zdjęcie z chustą dopiero co wyjętą z paczki. I z mojej strony mógłby to być dziewiarski happy end tego projektu, ale jako że prowadzę bloga, to efekty swojej pracy pokazuję nie tylko nowej właścicielce, ale też publikuję je w Internecie, dzielę się też refleksjami związanymi z tworzeniem dzianin i nie tylko. Nie ukrywam, że w przypadku tej chusty towarzyszyły mi pewne obawy, żeby nie powiedzieć drżenie serca w związku z ubieraniem w słowa sercowego tematu. Zastanawiałam się jak napisać tekst, żeby nie wchodzić za daleko, ale i nie spłycić czyichś głębokich przeżyć, subtelnych wrażeń i doświadczeń. A dziś, gdy usiadłam do pisania wątpliwości odpłynęły, po prostu postanowiłam o tej przygodzie napisać zwyczajnie, od serca, nie przejmując się specjalnie, że to może zabrzmieć  banalnie,  że wkładałam serce w splatanie ażurowych serc. Bo tak było.  Zapowiadało się pięknie już od pierwszej naszej rozmowy i wspólnego wybierania tonacji kolorystycznej. Ja zadawałam pytania i odnotowywałam konkretne punkty, żeby trafić w upodobania i potrzeby Eli. Na początku żadna z nas nie miała konkretnej wizji, rozmawiałyśmy o kolorach, jak się je odbiera, jak czuje, z otwartością przechodziłyśmy przez różne warianty, z wielu możliwości wyławiając to co bliższe sercu. Nowych, ciekawych opcji jakby wciąż przybywało, a każda wydawała się interesująca aż nagle pojawiła się decyzja, „mamy to”, nie trzeba szukać dalej. Ostatecznie wyboru dokonała Ela, a ja bardzo się ucieszyłam z tej decyzji, bo jakoś czułam, że to najlepsza włóczka ze wszystkich wcześniej omawianych, jednak nie chciałam narzucać swojego zdania. Zachwycały mnie kolory wyłaniające się z kokonka. Była to cieniowana włóczka, co do której nie byłam w stanie przewidzieć jak ułożą się pasma barw. Zaczęłam od oranżu, energetycznego i słonecznego, który potem przeszedł w piękne różowe odcienie przypominające radosne kolory owoców trzmieliny, którą kiedyś nazywaliśmy biskupimi czapkami, potem ten nasycony róż przybrał inny odcień, przywołujący wspomnienie cudnych płatków jeżówki by wreszcie przejść w stonowaną czerwień.

Chustę tę zrobiłam z kokonka Liloppi Swing 50% merino wool, 50% Acrylic, w kolorze Unikat 198 łączącym trzy matowe niteczki z jedną połyskliwą, co dało świetny efekt bardzo subtelnego blasku w  gotowej dzianinie.

Skorzystałam z wzoru Garn studio Heart Me, (jak to wytłumaczyć - serce mnie?) zmieniłam jednak ilość powtórzeń dodając dodatkowy panel serc oraz wykończenie, zamiast prosto odciętej linii zastosowałam wykończenie pikotkami. 

Wszystkim czytającym życzę dużo Miłości -  do siebie, do innych, do życia i po prostu do tego co się robi…

A oto  chusta w/z serca: 






        






Powyższe zdjęcia to moja dokumentacja chusty, a poniżej zamieszczam zdjęcia zrobione przez Elżbietę, serce skradł mi obraz nieba prześwitujący przez wzór. 

 




A  najcenniejszą fotografię zostawiłam na koniec, 

To zrobione i wysłane na szybko zdjęcie bardzo mnie wzrusza, jest tak, wymowne, pełne ciepła i miłości. 



  

 

środa, 30 kwietnia 2025

Sesja z rozmachem

Zgodnie z zapowiedzią z poprzedniego wpisu „Ażurowe zaangażowanie” miałam ten post uzupełnić  i dodać zdjęcia kaszmirowego sweterka na właścicielce. Gdy jednak zobaczyłam fotografie, przysłane mi przez Kasię uznałam, że nie będzie to żadne uzupełnienie ani dodatek, bowiem tak wspaniała sesja zdjęciowa powinna mieć całkiem osoby post.

Poprzednio pokazałam sweterek na manekinie, zwróciłam uwagę na detale, przedstawiłam kwestie warsztatowe i podzieliłam się wrażeniami z pracy twórczej.

Gdy kilka dni po wysłaniu przesyłki otrzymałam wiadomość, że rozmiarowo jest idealnie i w ogóle sweterek bardzo się spodobał odetchnęłam z ulgą, tak – przyjemny oddech ulgi to trafne określenie na moją reakcję. Po kilku dniach wraz ze świątecznymi pozdrowieniami dostałam zdjęcie z rodzinnego spotkania, podczas którego Kasia miała na sobie nowy sweterek. Dla mnie było ono  potwierdzeniem, że rozmiarowo jest ok i dzianina układa się właśnie tak, jak chciałyśmy. Wtedy poczułam radość i dziewiarską dumę. Gdyby ktoś zwrócił mi uwagę, że uwierzyłam dopiero gdy zobaczyłam😉 mogłabym odpowiedzieć, że wiarę w swoje umiejętności warto czasem sprawdzać, a pasja dzianinowa nieustannie daje ku temu okazje.  

To jedno zdjęcie przyniosło łagodną falę radości i satysfakcji, zaś fala wrażeń, które przypłynęły wraz z nadmorską sesją z Hiszpanii zalała mnie mocą pozytywnych myśli i emocji.

Podsumowując przygodę związaną z tym projektem ujęłam ją w dwóch słowach – rozmach i dyscyplina.

Dyscyplina przydatna jest nie tylko podczas pracy na drutach ale także przy pisaniu, zatem kończę opowiadanie o swoich wzruszeniach i oddaje miejsce właścicielce dzianiny. Popatrzcie na te zdjęcia. Ależ to jest rozmach! 

        


 




















piątek, 14 marca 2025

Chusta z Madobo

Powstawanie dzianiny obejmuje znacznie więcej niż to, co się dzieje między nabraniem włóczki na druty a zamknięciem ostatniego oczka. Również to, co miało miejsce wcześniej i co wydarzy się potem także jest ważnym elementem tworzenia. Wejście w nowy projekt uruchamia szereg  procesów myślowych i decyzyjnych, a choć celem jest wykonanie jakiejś jednej, konkretnej rzeczy to najpierw trzeba dokonać wyboru spośród wielu różnych możliwości, zrobić przegląd pomysłów, poszukać włóczki, zdecydować się na kolory, wzory, formę. Gdy już dzianina zostanie skończona i to ostatnie oczko zamknięte to wcale jeszcze nie koniec, czeka nas przecież wykończenie, chowanie nitek, pranie, blokowanie oraz fotografowanie. To ostatnie nie jest elementem koniecznym, dzianina poradzi sobie bez tego, ale przecież warto mieć pamiątkę swojej pracy, zarówno dla siebie jak i po to, by móc ją pokazać innym. W takim ujęciu chusta dla Edyty powstawała ponad rok, w swoim tempie, bez pośpiechu, bez chwili zniecierpliwienia,  miałyśmy na to czas. Co ciekawe zdjęcia tej chusty również były rozłożone w czasie. Pierwsze podejście było po wyschnięciu zblokowanej dzianiny, na płasko, ze zbliżeniami. Jakoś w styczniu, planując plenerowe zdjęcia innych dzianin zabrałam też tę chustę, zawiesiłam ją na barierce świątecznych dekoracji świetlnych na krakowskim Rynku. Nie prezentowałam jej na sobie, gdyż czekałam na dogodną sytuację do sesji zdjęciowej na właścicielce.  I jakoś tak bez planowania okoliczności ułożyły się same. Parę dni temu, gdy akurat Edyta miała na sobie tę dzianinę zrobiłam kilka zdjęć na Małym Rynku w Krakowie.

Mając już zdjęcia mogę pokazać chustę na blogu. Po przejrzeniu zdjęć zaczynam pisać tekst, ale muszę wstać od komputera, bo jest trochę chłodno, narzucam coś na ramiona i ubieram wełniane skarpety. W mieszkaniu jest chłodnawo, za oknem pada, wyraźnie czuć zmianę pogody, jeszcze a wczoraj i przez kilka wcześniejszych dni było ciepło, bardzo wiosenne. Czuję, że to dobry moment dla chusty, która towarzyszyła mi przez zmieniające się pogody i pory roku.

Pamiętam bardzo dobrze pierwszą rozmowę z Edytą na temat chusty, natychmiastową moją decyzję, że oczywiście dla niej chętnie zrobię, ale nie pamiętam kiedy to dokładnie było, zresztą czy to ma jakieś znaczenie? Znam za to dokładnie datę wyboru i zakupu włóczki, bowiem kupiłam ją na targach włóczkowych w kwietniu ubiegłego roku. Poszukiwałam włóczki wielobarwnej, która byłaby zgodna z paletą barw Edyty, dobraną w ramach analizy kolorystycznej. Przyznam, że było to dla mnie przyjemne i ciekawe doświadczenie, oczywiście pamiętałam, a nawet czułam kolory, których szukałam, jednak posiłkowałam się wzornikiem ze zdjęcia. Najbardziej harmonijnie zagrała ręcznie farbowana wełna merynosowa Madobo Yarn w kolorze „brązy, fuksja”,  Wtedy też kupiłam włóczkę na szal dla Kasi, który pokazywałam w tym poście. Szal zrobiłam wcześniej, wiedziałam więc jakiego efektu mogę się spodziewać, jak ułożą się kolory. Zwykle patrzyłam dzianiny pod kątem dzianinowym, zwracałam uwagę na materię, na detale,  jakość zdjęć, kompozycję, tło.

Oczywiście na pierwszy plan wysuwały się zawsze kolory, ale tym razem pojawił się jeszcze jeden kąt patrzenia na nie, mianowicie dopasowanie koloru do typu urody. Przyznam, że ta subtelna, zgaszona chusta pięknie podkreśla urodę Edyty, koloryt cery, włosów i widać to na zdjęciach. Jest jeszcze jedna,  szalenie ważna  sprawa dotycząca kolorów, mianowicie wierność zdjęcia z oryginałem. Po zrobieniu zdjęcia dzianiny już w podglądzie widać na ile odbiega on od prawdy, można podejść bliżej albo dalej źródła światła. Osobnym tematem jest wybór kolorów przy zakupach internetowych i możliwe późniejsze zaskoczenia, na szczęście od dawna nie miałam tego typu niespodzianek. Wracając do chusty - na tych zdjęciach robionych w różnych warunkach widać pewne różnice, ale generalnie kolorystyka jest dobrze oddana. 

Chustę tę zrobiłam według wzoru „Migla” Inese Sang. Projekt ten tak bardzo mi się spodobał, że gdy go zobaczyłam od razu wydrukowałam wzór, co raczej mi się nie zdarza. Wiedziałam, że kiedyś zrobię taką chustę, nie wiedziałam z czego, dla kogo, a kartki z wydrukiem czekały cierpliwie przez kilka lat. Gdy z Edytą przeglądałyśmy wzory, nie narzucałam się z tą Miglą, zresztą od tamtego czasu mój entuzjazm ostygł nieco. Ale z wielu możliwych opcji wybór Edyty padł właśnie na tę chustę, więc widocznie tak miało być. Edytka zadowolona jest z chusty, pasuje jej wszystko, kolory, wzory, miękkość, lekkość, ciepło, ażur a nawet małe chwościki, pierwszy raz takie robiłam😊

I tak oto chusta z etapu powstawania przeszła w fazę używania, czyli prawdziwego życia dzianiny. 




















czwartek, 29 sierpnia 2024

Moje dziewiarskie abecadło - U jak użytkowanie.

Dłuuugo nie ukazywał się kolejny odcinek mojego dziewiarskiego abecadła. Idea nie upadła ani nie uległa zapomnieniu. Z utęsknieniem czekałam na ten czas, uporam się z obowiązkami, sytuacja się ustabilizuje, a ja usiądę przed komputerem, ustaliwszy uprzednio jakie udziergi umieszczę w nowym poście związanym z literą U. Ujrzałam już oczami wyobraźni te unikatowe i oczywiście udane dzianiny, bez żadnych uszczerbków ani uchybień, nie uwłaczające niczyim upodobaniom, sfotografowane w urokliwej scenerii, na tle uroczych uliczek, urzekających ogrodów, urwisk lub jezior.

Do tych utopijnych obrazów napisałabym tekst. Miałam na uwadze trzy tematy – ulubione ubrania, uważność, uleganie pokusom. Nie ulega wątpliwości, że każdy z nich ukazuje jakąś prawdę o mojej pasji, przyznam jednak uczciwie, że nic z tego nie ujęło mnie aż tak, by pojawiło się to przyjemne uczucie zachęcające do pisania.

Tak jak życie nie jest usłane różami, tak dzianinowa pasja nie jest utkana z samych uciech – są też utrudnienia, urwane wątki, ufoki, urojone wizje, ugrzęźnięcia i niejedna uroniona łza. Piszę o tym, nie po to by utyskiwać i uskarżać się na uciążliwości dziewiarskiego losu, ale by uświadomić sobie, że warto skupić się bardziej na tym co daje radość i uchronić te twórcze uciechy przed własną krytyką i  nierealnymi wyobrażeniami. I uznając, że chcę unikać  takich udręk pozwoliłam aby ten odcinek z U utknął sobie na tyle ile sam uzna za stosowne. Więc zostawiłam ten blogowy temat jak ugór, a sama tymczasem uprawiałam ogródek, uczyłam się nowych programów, układałam rzeczy w szafach, myśli w głowie, owoce w słojach, uganiałam się za motylami, a udając się do urzędów zachwycałam się  uchwyconymi detalami ulic unieruchomionych upałem. I po jednym upalnym dniu gdy przypadkiem trafiłam na zdjęcia z uroczystości rodzinnych moją uwagę przykuły zrobione przeze mnie dziecięce sweterki. I to było takie uderzenie inspiracji! Przecież po to robię te dzianiny, żeby były używane. Choćby nie wiem jak cudna była pozowana sesja to i tak dla dziewiarki najpięknieniejsze są rzeczy chętnie noszone przez użytkowników. I takie użytkowanie to jest właśnie temat dzisiejszego odcinka. Nie wchodzę w kwestie poradnikowe, jak użytkować dzianiny z różnych włókien, jak przedłużać ich trwałość, jak pielęgnować, w czym uprać i czy uprasować, tu interesują mnie innego typu rozważania związane z dziewiarską pasją. W ułożonych poniżej kadrach widzę nie tylko radosną zabawę ukochanych dzieci, moją pracę i fragmenty sweterków ale także moją radość z takiego ich użytkowania.

A co do konkretów - dziewczęce bolerko według własnego pomysłu zrobiłam dwa lata temu, z włóczki lniano akrylowej Desire decydując się na fason dość niezależny od rozmiaru, dziecko może sobie urosnąć, a ubranko nadal będzie leżało jak ulał.  

sweterek Splash zaprojektowany przez Ewelinę Murach powstał wiosną tego roku w ramach testu dziewiarskiego. Do tego udanego projektu użyłam przemiłej włóczki Arwetta Ficolana w kolorze Very Light Grey.  

Bolerko pokazałam na blogu (klik), a sweterek  na moim profilu na Ravelry (klik).  

Co ciekawe obydwie dzianinki od razu po ukończeniu zaczęły być używane, jakoś tak się układało, że do mojej dokumentacji sfotografowane zostały na płasko, tym bardziej cieszą mnie poniższe ujęcia. 

A wszystkim odwiedzającym moją stronę przesyłam ukłony i uściski😊