Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Renata Witkowska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Renata Witkowska. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 7 stycznia 2025

Czapki trzy

 


Płynie sobie czas ubierając różne szaty - przedświąteczne, świąteczne, sylwestrowe, noworoczne, a wczoraj to nawet korony wielokolorowe nie tylko na głowach królów i nie tylko trzech.

Widzimy w tym wszystkim powtarzalność i stałość, ale nie niezmienność, bo chcąc nie chcąc zauważamy jak czas się zmienia w międzyczasie. I oto jesteśmy już w nowym roku i w nowym, codziennym rytmie. Zestawiając te kwestie z robieniem na drutach, po raz kolejny uświadamiam sobie jak bardzo uniwersalną metaforą jest ta moja pasja. Zrobienie czegoś na drutach zajmuje trochę czasu, niekiedy płynie szybko, innym razem wolniej, towarzyszą temu różne okoliczności, przestrzenie i nastroje, ale oczko po oczku przybywa dzianiny, a efekt zawsze w jakiś sposób zaskakuje, nawet jeśli jest idealnie taki jak w zamierzeniu, może nawet wtedy cieszy najbardziej. Jest w procesie tworzenia dzianiny czas przygotowań, czas celebracji i po prostu praca, wszystko to przeplata się w dziewiarstwie płynnie, choć czasem bardzo dynamicznie. A obok całej tej pasjonującej dynamiki jest konkret, rzecz którą będzie się nosić i na co dzień i od święta.

Konkretem dziewiarskim zgodnie z tytułem są dzisiaj trzy czapki. Pomysł na ten post przyszedł mi do głowy wczoraj, gdy widząc ciekawe tło postanowiłam zrobić zdjęcie czapki, którą akurat miałam na głowie. Dotarło też do mnie, że to trzeci dzień z rzędu, gdy powstaje nieplanowane zdjęcie czapki, tak przy okazji, bo przecież telefon mam przy sobie.

Te trzy czapki łączy coś jeszcze, nie są one nowymi projektami, jedna jest odnowiona za pomocą pompona, drugą zrobiłam z nowej włóczki, ale wg wzoru, który już wykonywałam, podobnie jak trzecia, którą wykonałam z włóczki nowej, bardzo wysokiego gatunku, lecz bez banderoli.

Granatowa czapka z cudownego kaszmiru, najcieplejsza i najmilsza moja czapka (pokazywałam ją tutaj)  wydawała mi się trochę mała, nie w sensie wygody, tylko wizualnie, poszukując pompona do dziecięcej czapki olśniło mnie, że mogę nadać inną formę mojej czapce. Ta metamorfoza dzianiny trwała zaledwie moment a efekt bardzo mnie zadowolił.

Czapkę żółtą, dla Wojtka, zrobiłam według rewelacyjnego projektu When knits meet purls Reni Witkowskiej, to już moja kolejna czapka wg tego projektu, tak uniwersalnego, że na pewno nie ostatnia. Zrobiłam ją z włóczki Nepal w kolorze żółtym.

I wreszcie turkusowy Rambler wg wzoru Iriny Dimitievej.  Pierwsza czapka, którą zrobiłam wg tego wzoru z Malabrigo rios (pokazywałam ją tutaj) była moją ulubioną przez kilka lat, noszoną najczęściej, od śniegu i deszczu lekko się sfilcowała, ale nie to było problemem tylko dziwna plama niewiadomego pochodzenia. Sprułam ją więc i może zafarbuję.

A oto te trzy czapki:




















 




sobota, 17 sierpnia 2024

Dzianinowa, letnia bryza

Czas wakacyjny ma swoje prawa i odmienny rytm, w niektórych obszarach następuje spowolnienie, w innych zaś intensyfikacja, żniwna pracowitość przeplata się z odpoczywaniem, zrywy letnich przygód, wojaży, przeprowadzek i dźwięki remontów przeobrażają się w chwile upalnego bezwładu  by potem znowu i odzyskać energię  otworzyć się na kolejne doświadczenia. To taki czas, w którym splata się to co jeszcze nieznane z tym, co sprawdzone i dawno oswojone i często okazuje się, że wcale nie są to różne światy. Można spojrzeć na świat i na siebie z innej perspektywy i właśnie za takie odkrycia lubię lato i za te wszystkie chwile, do których mówię trwajcie, za niezliczone zachwyty, za ważne rozmowy, za spotkania, za nieprzejrzane jeszcze zdjęcia. Jeśli czegoś mi trochę brakuje tego lata to dłuższych seansów z drutami, oceanu oczek prawych albo lewych, najchętniej z jakimś wykładem lub audiobookiem, ale może doczekam się tych mitycznych „długich jesiennych wieczorów” albo ósmego dnia tygodnia i znowu powiem chwilo trwaj.

Jedną z przyjemniejszych dzianinowych przygód tego lata było testowanie dla Renaty Witkowskiej ażurowej chusty Flower Breeze. Dla mnie było to faktycznie jak letnia, kwietna bryza, dość prosty, łatwy do zapamiętania ażurowy wzór i świetnie opracowany opis wykonania. Decydując się na udział w teście, wiedziałam czego mogę się spodziewać, bo to nie pierwsza moja dzianina autorstwa Reni. Miło było ponownie spotkać się w grupie testowej. I choć robiłyśmy według tego samego wzoru, każda chusta wyszła inna, ale doświadczenia miałyśmy podobne, również te dotyczące wakacyjnego czasu czy dostępu do Internetu. Patrząc na wszystkie testowe chusty mam  ochotę na kolejną wersję tego projektu, z innej włóczki, w innym kolorze.

Swoją chustę zrobiłam z dwóch motków cudnej merynosowej wełenki Knitting for Olive w kolorze Purple artichok. Kolor ten pięknie łączy się z tłem krakowskich detali architektonicznych. Te ukochane spacery po Krakowie to taka rzecz zarazem dobrze znana i jeszcze wciąż nieodkryta, tak jak moja dzianinowa pasja. 

















piątek, 5 lipca 2024

Czy to za późno czy za wcześnie?

Tego roku wcześniej przyszła wiosna, a za nią z rozpędu lato, rozrosło się, rozwinęło i można odnieść wrażenie, że tą bujnością zaczęło przenikać w inne obszary życia. Gdzie się człowiek nie odwróci, coś przyciąga, zaprasza na spotkanie, zachęca do działania, a tu jeszcze uwagę przyciągają motyle, kwiaty i trawy. Cudowne jest lato, tyle okazji do zachwytu, po prostu poezja! I oczywiście jest też proza, konkret, codzienne zadania. Harmonijne łączenie jednego z drugim jest sztuką, której się uczę ciągle od nowa. Zawężając już temat do kwestii dzianinowych, bo przecież o tym jest ten blog – dzieje się intensywnie i bujnie. To co skończone mam sfotografowane, na drutach też coś, jak zawsze, a w głowie kiełkują kolejne pomysły. Jako że ostatnio bardzo niewiele czasu spędzam przed ekranem to nie zajmowałam się blogiem, a zdjęć moich letnich dzianin to nawet jeszcze nie obejrzałam, zostawiając to na wolną chwilę. Wyjątkiem są zdjęcia skarpet „Mirror hearts socks”. Mozaikowe skarpetki w serduszka zaprojektowane przez Renatę Witkowską wykonałam w ramach testu, a zdjęcia przygotowałam wcześniej i zamieściłam na Ravelry. W dniu publikacji wzoru byłam na wakacjach, miałam zamiar pokazać swoją wersję zaraz po powrocie, ale zajęło mi to trochę dłużej. Czy jest już za późno? Nie jest za późno. Tak jak w piosence „Starego Dobrego Małżeństwa”, chodzi za mną ostatnio ten utwór i kilka innych, niesłuchanych od lat, a odświeżonych podczas podróży samochodem. Zatem nie jest za późno, ale z drugiej strony czy nie jest za wcześnie na ciepłe wełniane skarpety? I tu odpowiedź jest taka sama. Nie jest za wcześnie. I nie jest nawet za gorąco, zdjęcia robiliśmy w upalny Dzień Dziecka, starałam się by uwinąć się szybko, bo trochę obawiałam się, że to może być tortura dla Karola, ale te skarpetki tak mu się spodobały, że chciał wracać w nich do domu. Teraz Karol jest na wakacjach i gdy wczoraj dostałam kolejny filmik z dedykacją dla mnie, jak Karol zjeżdża na zjeżdżalni i pierwsze z tuby wyłaniają się jego stópki to potraktowałam to jako motywację by jednak znaleźć chwilę, usiąść przed komputerem i opublikować post z jego skarpetkami.

Opis wzoru na te skarpety jest perfekcyjny i uniwersalny, można go idealnie dopasować do stopy,  przyznam że nigdy wcześniej nie przygotowywałam tak dokładnych pomiarów. I choć zdecydowałam się na nieco większy rozmiar, bo dzieci szybko rosną i do zimy noga może być już większa, lecz nawet teraz widać że te skarpety są świetnie dopasowane do kształtu stopy. Starannie opracowany wzór mozaikowych serc uwzględnia nawet rozróżnienie na stopę prawą i lewą.

Ja mam za sobą test dziewiarski, pracę pod okiem Reni, w przemiłym towarzystwie innych testerek i jestem Wam wdzięczna za to dobre doświadczenie. A Karol ma przed sobą jeszcze dużo letnich zabaw z gołymi stopami, a gdy nastaną chłodniejsze dni to skarpetki będą jak znalazł.



















sobota, 17 lutego 2024

Lucy – sweterek ryżowy, raglanowy, ekspresowy.

Już na podstawie tytułu można całkiem sporo dowiedzieć się o projekcie "Lucy's sweater", że wykonany jest ściegiem ryżowym, ma raglanowy rękaw i powstaje w błyskawicznym, jak na sweter tempie. Poza tym, a może przede wszystkim, jest on bardzo wygodny, równie przyjemny w noszeniu jak i w dzierganiu. Prosty, uniwersalny fason zdobią ciekawe linie raglanu przypominające warkoczyki, które ciągną się aż do ściągaczy, tych na dole swetra i tych zamykających szerokie, luźne rękawy. Gdy zdecydowałam się na testowanie tego projektu dla Renaty Witkowskiej stanęłam przed wyzwaniem znalezienia odpowiedniej włóczki. Miała ona spełniać dwa kryteria, po pierwsze powinna pochodzić z moich zapasów, a po drugie musiała być przyjemna i niegryząca. W przypadku wykorzystywania włóczek z odzysku czy też włóczek już nieprodukowanych dochodzą jeszcze obawy czy aby wystarczy, ach ten smak ryzyka! Kwestia koloru też ma znaczenie, ale to jest u mnie jakby organiczne, po prostu robię to co mi się podoba😊

Przed rozpoczęciem pracy wybrałam trzy wersje kolorystyczne, każda w ilości „wystarczy na sweter”, myślę że nie ja jedna stosuję taką uproszczoną i jakże wymowną miarę. Podobały mi się wszystkie opcje, o wyborze miał zdecydować los, czyli wykonana próbka ściegu adekwatna do opisu. Okazało się jednak, że żadna z nich, mimo żonglowania rozmiarami drutów nie spełniała tego warunku, jedna wełenka dużo za gruba, dwie pozostałe trochę za cienkie, a że były cieniowane to nie chciałam z niczym łączyć, żeby nie przytłumić ich urody. W tej sytuacji zdecydowałam się na czwarte rozwiązanie, połączenie trzech różnych nitek w kolorze zgaszonego błękitu i jasnej szarości. Wykorzystałam włóczki Drops Nepal, Alize Artisan Supewash i Haapsalu Shawl Midara. Świetne są takie zestawienia różnych nitek, mam wrażenie, że dodają dzianinie głębi i oryginalności.

Sweterek robiłam dla siebie, tak dobierając rozmiar aby zachować zarówno trochę luzu przy ciele jak i swobodne wkładanie rękawów pod kurtkę i efekt ten udało mi się osiągnąć. Miałam na sobie tę dzianinę dwa razy,  w obu przypadkach były to bardzo miłe spotkania, co tylko utrwaliło pozytywne ważenia. W ubiegłym tygodniu sweterek podarowałam siostrzenicy, która ma kilka rozmiarów mniej niż ja, ale bardzo lubi luźne rzeczy. Aniela przepięknie wygląda w tych błękitnych szarościach, a jeśli chodzi o mnie zawsze mogę zrobić sobie taki sweterek, mam na niego bardzo dobry przepis😊 Z czego mógłby powstać jeszcze nie wiem, lecz wiem na pewno, to że nawet przy skrupulatnym podążaniu za opisem będzie to rzecz jedyna w swoim rodzaju. Kolaż zdjęć testowanych wersji zamieszczony przez projektantkę na jej stronie Dziergawki świetnie ilustruje niepowtarzalność ręcznie wykonanych dzianin.

    















 

poniedziałek, 29 stycznia 2024

Moje dziewiarskie abecadło - T jak triki tu i teraz😉

To tu, to tam, trafić można na takie nauczanie, że tak naprawdę liczy się tylko tu i teraz. Tak, tak, zdaje się przytakiwać tym trendom dziewiarka, skupiona na tym, co właśnie tworzy i na samym procesie tworzenia. To jest ta chwila, niech trwa i trwa…

Tymczasem pod osłoną „tu i teraz” toczą się procesy wiążące dany moment z przeszłością i prowadzące ku przyszłości. Gdyby tak spróbować wyizolować ten konkretny moment to w pojedynczym oczku jak soczewce można by zauważyć szerszy obraz. To widać nawet w samej dzianinie, każde oczko, poza bardzo nielicznymi wyjątkami wychodzi z poprzedniego i jest przygotowaniem na następne. A patrząc jeszcze szerzej to co było kiedyś, dawno i niedawno przeplata się w teraźniejszym dzierganiu w nowe pomysły, przyszłe dzianiny. Taka dziergająca osoba jest jednocześnie zanurzona w przeszłości, czerpie z przebogatego dorobku dziewiarstwa, korzysta z tego, czego nauczyła się już kiedyś i uczy się dalej, poznaje kolejne techniki i wybiega w przyszłość, myśli co zrobi, z czego, dla kogo i zanim zacznie te plany realizować już się cieszy na te wszystkie dziergane chwile „tu i teraz”, zwielokrotnione w czasie i w przestrzeni.

Mówią, że liczy się tylko tu i teraz, bo przeszłości już nie ma, a przyszłości nie ma jeszcze. W tej mądrości chodzi o to, by nie stracić bieżącej chwili, by życie, które dzieje się teraz nie umknęło gdzieś między rozpamiętywaniem przeszłości, a odkładaniem wszystkiego na potem, kiedyś, gdzieś, jakby się płynęło do wiecznie oddalającej się wyspy „Będę”. Brzmi to bardzo sensownie i przekonująco, ale z dziewiarskiej perspektywy widać to inaczej, zawsze jest ta nitka, która skądś się toczy i zawsze jest jakaś wizja przyszłości. A to, co w tym wszystkim najlepsze to fakt, że świadomość całego zaplecza przeszłości i wyobrażanie sobie tego, co samemu zamierza się zrobić ani trochę nie osłabia przeżywania bieżącej chwili, powiedziałabym nawet, że to osadzenie w szerszym kontekście jeszcze bardziej wzmacnia to doświadczanie.  Ależ to jest pasja!

Oczywiście nie zawsze jest różowo, wcale nierzadko trafiają się  lekcje pokory, które mogą pojawić się na styku wyobrażeń, własnych możliwości i właściwości materii, albo po prostu spowodowane siłą wyższą. Czas nas uczy pogody, a pogoda uczy pokory. Kolejne dni a nawet już tygodnie nie ma sprzyjających sytuacji by sfotografować nowe swetry, cóż,  mówi się trudno. Będę więc dalej czekać na łaskawość światła, spacery i plenery, a tymczasem moją dziewiarską kronikę uzupełnię o kilka drobnych dzianin.

No i co my tam mamy?  Są błękitne mitenki „Choco mitts” Comfort Zone Knits z niespodziewaną sesją zdjęciową. Zrobiłam je z włóczki Novita Nalle w kolorze jeansowym.

Druga rzecz to brioszkowa czapka. Czapkę dla siebie miałam zrobić jeszcze w ubiegłym sezonie, ale jakoś nie wyszło. Tej zimy już stało się to koniecznością, więc przy okazji postanowiłam wypróbować coś dla mnie nowego. Podczas przeglądania włóczek wpadły mi w oko dwa kontrastowe kolory, uznałam że to intrygujące zestawienie może być ciekawe w brioszce. Raz tylko robiłam chustę tym ściegiem, czapka wydawała mi się znacznie trudniejsza, z ograniczoną możliwością manewrowania obwodem. Przejrzałam sporo projektów, na początek wybrałam bezpłatny model. Czapka wyszła za wąska na moją głowę, więc poszła dalej w świat. Zaspokoiłam ciekawość i opanowałam podstawy brioszkowej czapki, więc bogatsza o to doświadczenie wrócę do tego tematu. Kiedyś😉

Tymczasem potrzebując czapki kupiłam wzór „When knits meet purls”, który chodził  mi po głowie odkąd zobaczyłam go na stronie Renaty Witkowskiej. Prosty, uniwersalny i ponadczasowy. Choć to jeden projekt to rozpisany jest na wiele opcji, można wykorzystać włóczkę niemal każdej grubości, ponadto można robić czapkę od dołu do góry i od góry do dołu. Zrobiłam najpierw czapkę dla siebie, z połączenia anonimowej miękkiej włóczki z moherem Angel Debbie Bliss, a potem dla męża z pojedynczej nitki Nepala w kolorze szarym. Z pewnością wrócę do tego wzoru.

































środa, 13 grudnia 2023

Ściegiem, śniegiem, słowem.

Nasypało śniegu, białe czapy osiadły na gałęziach drzew, a w mieszkaniu zrobiło się jaśniej i jakoś przyjemniej. Śnieg padał, śnieg padał, cieszyły się dzieci… I nie tylko one. Użyłam czasu przeszłego, bo ta malownicza zimowa sceneria utrzymująca się od trzech tygodni właśnie ulega zmianie, drogi i ulice znów stają się ciemne, a trawa wciąż jest zadziwiająco zielona. Bałwany kurczą się i to wcale nie z zimna, śniegowe budowle topnieją, znikają. Zostają wrażenia z prawdziwie zimowych doświadczeń i zdjęcia. A skoro mowa o zdjęciach, to jest to dobry punkt, by poruszyć tematy dziewiarskie. Fotografuję moje prace dziewiarskie w trzech momentach. Pierwsze to zdjęcia robocze, wysyłane w trakcie pracy tylko do zainteresowanych. Drugie to specjalne sesje, albo plenerowe, albo domowe, w których ważne jest dobranie pasującego tła, kiedyś była to otwarta książka. Trzecie to zdjęcia robione spontanicznie, przy okazji, często w sytuacjach naturalnych i dotyczą dzianin wcześniej już udokumentowanych na blogu, więc nie ma żadnej presji, jest za to więcej satysfakcji i radości, zwłaszcza gdy dzianina ma już swoje lata.

Zdjęcia mozaikowego kompletu są połączeniem dwóch wersji, czyli sesją zrobioną przy okazji, w drodze powrotnej ze szkoły. Chciałam w warunkach plenerowych sfotografować nowe rękawiczki a także ubiegłoroczną czapkę, która choć noszona nie miała jeszcze zdjęcia na głowie. I znów okazało się, że dzianina wygląda najlepiej na człowieku i to także ta noszona od dawna.

Mozaikowa kolekcja „Among flowers” autorstwa Renaty Witkowskiej została właśnie poszerzona o rękawiczki i mitenki, a ja miałam przyjemność testowania tego projektu, jak zawsze u tej projektantki świetnie opisanego. Zrobiłam rękawiczki z tych samych włóczek co na czapkę (śliwkowej włóczki Hot Socks Pearl z kaszmirem Grundl oraz różowej Baby Merino Drops), jednak ze względów praktycznych zamieniłam kolory. W tych rękawiczkach urzekła mnie linia kciuka, wyrazista i pięknie wkomponowana w mozaikowy ścieg.

Lubię ten dzianinowy świat, włóczkową materię i proces dziergania, cieszy mnie również to, że robię coś konkretnego, co jest potrzebne i komuś służy, co nie jest jednorazowe, co w razie czego można skorygować, ewentualnie nadać temu całkiem inną formę. W moim przypadku dzianinową pasję połączyłam z pisaniem, splatając przeróżne wątki, wszystkie jednak w jakiś sposób związane są z moim rękodziełem, z tym co zrobiłam na drutach czy szydełkiem.

Od jakiegoś czasu, każdego 13 dnia miesiąca, czyli w dniu dobrego słowa wybieram jakieś słowo, piszę krótki tekst, ilustruję jednym z moich zdjęć i  publikuję post na fb. Chcąc utrzymać te materiały w jednym miejscu wykorzystałam bloga, jest to osobna strona,  jeszcze dość surowa. Przymierzałam się też do publikacji tych postów na IG, lecz zniechęciła mnie tam ograniczona ilość znaków, zrozumiałam przy okazji czemu krótkie teksty podzielone są na opis, cd w komentarzach, obrazy z tekstem i karuzele. Uznałam więc, że nic na siłę.

A moich czytelników zainteresowanych nie tylko dzianinami zapraszam raz w miesiącu na stronę Dzień dobrego słowa  Klik

A na stronie mottozmotka mozaikowy komplet „Among flowers”

















Dorzucę tu jeszcze coś całkiem spoza kompletu, mianowicie skarpety. Gdy po wysuszeniu ich szukałam miejsca na zdjęcie i już miałam wszystkie puzzle odsunąć by uzyskać wolną przestrzeń na tło zobaczyłam, że te błękity to jest jeszcze lepsze tło. To nawet mogłaby być jakaś życiowa metafora, że coś co zdawałoby się że zabiera przestrzeń to tak naprawdę coś daje. 
A same skarpetki to efekt wspólnego dziergania, zabawa KAL z Iwoną Eriksson, szalenie prosty wzór, bez formowania pięty, skarpetka sama dopasowuje się do kształtu stopy.