Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moher. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moher. Pokaż wszystkie posty

piątek, 18 marca 2022

M jak moher, N jak nadzieja

Sztuka czerpania radości z dziergania polega na balansowaniu między ekscytującą niepewnością nowego projektu a kojącą powtarzalnością robionych na drutach sekwencji. Każda dziewiarka zna to uczucie przy zamykaniu ostatniego oczka, gdy widać już, że wyszło dobrze. Potem przychodzą pożytki z użytkowania dzianiny i ten szalenie istotny motyw również należy wcześniej brać pod uwagę. Radosna twórczość, spontaniczność, łączenie barw i zabawy formą – wszystko pięknie, ale bardzo ważne są konkretne kryteria, by czapka pasowała do głowy, skarpetka do stopy, by głowa przeszła przez otwór na szyję itp. itd. Nie wystarczy jednak by dzianina była dopasowana, dana rzecz musi się podobać użytkownikowi, ale i to jeszcze nie wszystko. Człowiek ma się sam sobie podobać w tej dzianinie. Można to dostrzec w błysku oka, w wyrazie twarzy, nawet w tonie głosu. Ach jak lubię ten moment! Wtedy wiem, że warto było. Dzierganie dla kogoś jest dużo trudniejsze niż dla siebie, do końca nie wiadomo czy spełni się czyjeś wyobrażenia.  Wcześniej trzeba je ubrać w jakieś ramy, określić oczekiwania i swoje możliwości, dobrać odpowiednią włóczkę, przewidzieć jej zachowanie😉, przemyśleć detale.

 „Ty się za bardzo przejmujesz”- powiedziała mi Lucyna. Zgadzam się z nią i nie zgadzam, owszem przykładam się, by wykonać tę dzianinę najlepiej jak potrafię, ale nie sądzę, że to jest „za bardzo”, po pierwsze zawsze można bardziej, a po drugie obniżenie wskaźnika „przejmowalności się” lepiej  przenieść na inne obszary 😊

Lucynie marzył się moherowy sweterek w kolorze soczystej, intensywnej zieleni. Miał być lekko dopasowany, elegancki, zrobiony dość gęsto, bez żadnych wzorów i prześwitów. Znalazłam odpowiednią włóczkę i zrobiłam zgodnie z życzeniem. Wybrałam prosty raglan, robiony od góry, dzięki tej metodzie mogłam w trakcie pracy sprawdzać i ewentualnie korygować rozmiar. Wystarczyły dwie przymiarki, jedna na etapie początkowym, druga już pod koniec dla ostatecznego ustalenia długości tułowia i rękawów. Dekolt obrobiłam szydełkiem, a dół swetra i mankiety zamknęłam igłą,  moim ulubionym już sposobem, elastycznym i eleganckim.  Kolejny emocjonujący etap to było zanurzenie w wodzie, odsączenie i pełne niepewności czekanie jak po próbie wody zachowa się ta nieznana mi wcześniej włóczka Gazzal super kid mohair. Zachowała się dobrze, nic jej się nie stało.

Sesja zdjęciowa została połączona z naszym spacerem po lesie. Przewidując że ani ja, ani mąż ani syn nie wystąpimy w roli filigranowej modelki zabrałam z domu wieszak i tak oto prezentuje się sweterek zrobiony dla Lucyny, w kolorze żywej, nasyconej zieleni.

Zieleń to kolor nadziei, której tak bardzo potrzebujemy. Mocną zieleń włóczki zestawiłam z jasnym, zielonym mchem, z intensywną zielenią bluszczu i z pojedynczymi świeżymi źdźbłami, przebijającymi  się przez gęstwinę suchej trawy.

Ps. Na niektórych zdjęciach jest też mój nowy alpakowy komin, ale ten komin i inne alpakowe rzeczy pojawią się na blogu innym razem.






















 

piątek, 27 grudnia 2019

Botaniczna chusta i nowy element w dzierganiu

Ostatnio dużo robię na drutach. To czas przypominający żniwa. Dziergam dużo i szybko, choć i tak mniej niż bym mogła, mniej niż bym chciała. Gdy tylko taka myśl pojawia się w mojej głowie po prostu odkładam robótkę i wstaję, właściwie to najpierw dochodzę do końca rzędu i dopiero wtedy robię sobie przerwę.  Nie ścigam się z czasem, nie mam targetów, choć targają mną dziewiarskie żądze i zachłanność na kolejne dzianinowe wyzwania. I to bym chciała sprawdzić i tamto spróbować, trzeba też skończyć to co zaczęłam. Gdy do głosu dochodzi natarczywość i pośpiech mówię sobie stop! Odkładam druty, włóczkę, a nawet myśli o dzierganiu. Taka świadoma pauza to nowy element w mojej dziewiarskiej pracy. Wyczuwając jakiś pośpiech i natarczywość po prostu wstaję i robię sobie przerwę. Zastosowałam to dobrych parę razy i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba, wprowadza bowiem pewien dystans i przypomina że nie muszę, a mogę. A to zupełnie zmienia postać rzeczy. Znając siebie wiem, ze nadal będę żywiołowo zabierać się na nowe pomysły, ale mam nadzieję, że uda mi się poskromić mojego wewnętrznego poganiacza. W każdym razie będę mu przypominać o nowych zasadach. Ciekawe jak nam się ułoży;-)

Mija kolejny rok.  Wraz z czasem zmieniają się nasze ciała, ubrania i upodobania. Najciekawsze wydają mi się zmiany powolne, subtelne, na początku niezauważalne, a potem już trwałe i być może nieodwracalne. Nie zawsze można uchwycić konkretny moment, od kiedy coś się zmieniło. Jest tak wiele czynników, które wpływają na drobne, codzienne decyzje, cóż dopiero mówić o kolejach życia. Jestem jednak przekonana, że poprzez dokonywanie takich, a nie innych wyborów można kształtować swoje życie i nadawać mu smaku i wypełniać kolorami.

Jeden ze swoich rysunków zawartych w książce „PLUS MINUS podręcznik do myślenia” Janusz Kapusta podpisuje „Im szybsza podróż, tym bardziej zamazany obraz”. W pośpiechu umyka wiele ciekawych szczegółów, a zarazem cały obraz traci na ostrości. Czy zawsze trzeba się spieszyć? Nawet gdy robi się na drutach? Nie, nie zawsze, choć oczywiście czasem trzeba.

Jako przyczynę gonitwy uznaje się zwykle brak czasu. A może właśnie z uwagi na ten brak czasu wypadałoby trochę zwolnić? Po prostu uszanować ten czas który nam dano, docenić go, sensownie wypełnić, a nie szaleć jak owad zamknięty w słoju.

W obawie aby moje myśli i słowa nie nabrały melodii dydaktyczno motywacyjnej zamykam te rozważania i przechodzę do prezentacji jednej z moich ostatnich dzianin. Zostałam poproszona o zrobienie chusty na urodzinowy prezent. Wybór padł na projekt Botanical Garden Shawl autorstwa Kristen Finlay. Decydujący był właśnie ten botaniczny, łagodny motyw. Pisząc wcześniej o zmianach upodobań miałam na myśli między innymi odejście od kanciastych, ostrych wzorów i poszukiwanie łagodniejszych form. Co ciekawe sam wzór to jeszcze nie wszystko, na ostateczny wygląd dzianiny ogromny wpływ ma też wybrany materiał. W tym wypadku rysunek ażuru przykryty jest puszystością moherowej wełny i zmiennością kolorów. Mam już na drutach kolejną wersję tej chusty i sama jestem ciekawa jak wyjdzie z innej włóczki.

A oto chusta Botanical Garden Shawl wykonana z włóczki Sheepjes Stardust, w kolorze Orion. Lśniąca nitka dodaje tej dzianinie blasku, subtelnego, lecz zauważalnego.

Sesja zdjęciowa  w środku lasu, w środku zimy, bez stresu, bez pośpiechu…














wtorek, 8 października 2019

Fałdowany szal i przykuwanie uwagi

Dawno, dawno temu, zanim jeszcze świat oplótł Internet, czyli w gruncie rzeczy całkiem niedawno,  popularne były papierowe katalogi różnych produktów, książek, ubrań, kosmetyków. Nadal jeszcze taka forma istnieje i bywa mile widziana, lecz z pewnością nie ma ambicji rywalizować z możliwościami Internetu. Tego nawet nie da się porównać. Internet zdaje się pamiętać wszystkie pozostawione przez nas ślady i na tej podstawie wciąż podsuwa różne oferty i okazje. Nieustannie i natarczywie. Nie to, co papierowy katalog, wzbudzający (lub nie) pragnienie zakupu w sposób bardziej subtelny. Ograniczony swoją  formą pozwalał przejrzeć całą zawartość od początku do końca, co w efekcie dawało miłe wrażenie zrealizowanego zadania i ogarnięcia całości. Coś przykuwało uwagę jako przedmiot pożądania, coś powodowało lekkie uniesienie brwi, albo tylko obojętne przerzucenie stronicy, były też kuriozalne ciekawostki. W katalogach książkowych zawsze na deser zostawiałam sobie dział poradników, czegóż tam nie było! Szybkie techniki bogacenia się, uwodzenia, rodzenia, rozwodzenia, tresowania kotów, rozumienia rybek. Teraz wszelkie porady są w Internecie, nawet na pierwszych stronach tuż obok wiadomości. Wołają do nas sensacyjne informacje o tym, czego nie jeść, co w siebie wetrzeć, jak zagęścić łysinę, jak znaleźć szczęście i jak zgubić fałdy, natychmiast i na zawsze. Nie mam zamiaru rozstrzygać o wyższości tego, co było kiedyś  nad tym, co mamy dziś. Próbuję tylko jako tako zrozumieć ten świat, który ciągle mi się wymyka i najzwyczajniej nie nadążam. Już mi się zdawało, że rozumiem o co w tej wirtualnej rzeczywistości chodzi, że jak mówią znawcy tematu – najważniejsze jest to, by przykuć uwagę. Tylko, że od uwagi bardzo blisko do uważności, czyli świadomej koncentracji na rzeczywistości i uwolnieniu od rozproszenia. Uwaga, która przykuwa smartfony do ludzkich rąk i oczu z raczej niewiele ma wspólnego z koncentracją. Chodzi więc pewnie o taką uwagę, która wzbudzi zainteresowanie na tyle skutecznie, by zrobić „klik”. To się robi świadomie, ale czy uważnie? Najdziwniejsze jest, że to przyciąganie i skupianie uwagi odbywa się w warunkach nieustannego dopływu nowych bodźców. Może i trudno to pogodzić, ale są sposoby: głośność, nośność, powierzchowność. Patrzę na to z zaciekawieniem podobnym do tego, którego doświadczałam dawniej przy przeglądaniu papierowych katalogów. Widzę podobieństwa i oczywiste różnice. Choćby takie, że podział na nadawców i odbiorców nie jest już oczywisty. Mogę oceniać co dzieje się w sieci, ale przecież i ja jestem częścią tego Internetu, wprawdzie bardzo znikomą, ale jednak. I cóż ja tu robię? Prezentując dzianinę próbuję przyciągać uwagę, nie inaczej. Zatem przechodząc od rozważań ogólnych do dziewiarskich konkretów przedstawiam krótką historię zielonego szala. 

To było tak. Pewnego razu moją uwagę przykuł fałdowany szal. Nie surfowałam wtedy po falach Internetu. Znalazłam go w książce od Kasi. Wzór niby prosty, a niezwykły, dżersej z pofałdowaniami. Muszę go zrobić, nieważne że mam swoje fałdy. Takich nie mam, a nawet nie wiem jak się je robi. Tym bardziej chcę spróbować. Decyzja, by wreszcie wcielić plan w życie zapada tuż przed jakimś nieplanowanym wyjazdem późną wiosną, a może na początku lata. W końcu szal udało mi się wreszcie skończyć, motyw pofałdowań nie taki znów trudny, ale raczej nie jest to wzór do dziergania w drodze i w przypadkowych wolnych chwilach, gdyż wymaga on skupienia uwagi, trzeba pilnować rzędów, oczek, połączeń.  Z pewnością powtórzę ten projekt z inną włóczką, może nawet dodam więcej pofałdowań. 
Projekt Curly Confection: Puffy Pleats Scarf pochodzi z książki "Knitting Pleats: Stunning Garments and Accessories," autorką jest Olga Pobiedinskaya. 
Oto on, szal który najpierw przykuł moją uwagę, a przy pracy wymagał skupienia uwagi.