piątek, 24 września 2021

Może morze?

Na górze niebo ze smugami kolorów wokół zachodzącego słońca. Na dole roztańczone morskie fale. Niezły pomysł na dzianinę pod tytułem wspomnienia znad morza. Właśnie taką sukienkę zrobiłam  - na górze niebo, na dole morze. Tyle, że wcale takiego pomysłu nie miałam, ani przed podjęciem pracy ani też w trakcie dziergania. Zobaczyłam to na zdjęciu gotowej już, suszącej się sukieneczki, nawet nie od razu, tylko dopiero wtedy, gdy Edyta opisała swoje skojarzenia, teraz także moje.

Gdy patrzę na tę dzianinę widzę, że zlały się w niej nasze wrażenia, moje za morzem tęsknoty i świeże znad morza wspomnienia dzieci. Może stało się tak dlatego, że sukienka od samego początku miała być projektem łatwym, relaksowym, niewymęczonym, bez określonego z góry kształtu i wzoru, jak wyjdzie tak wyjdzie. Trudno się więc dziwić, że taka wypoczęta dzianinka wybrała sobie nadmorskie nastroje. A że powstawała tuż pod koniec wakacji to tylko utrwaliło letnie skojarzenia.

Zanim jednak te kolory i wzory splotą się ze wspomnieniami będą wcześniej prozaicznym robieniem na drutach. Tylko, jak wiadomo każdej dziewiarce, ta proza pełna jest emocji, pragnień, przygód,  owszem bywają też dłużyzny, jakieś morza jerseju, ale nigdy nie jest naprawdę nudno, za to często pojawiają się niespodziewane zwroty akcji. Prezentowana dziś dzianina powstała ze skarpetkowej włóczki Rellana Tutti Frutti, która urzekła mnie kolorem. Kupiłam dwa motki z zamiarem połączenia ich z różnymi pozostałościami po wcześniejszych  dzianinach. To miała być bluzka kombinowana z kawałków, już miałam się za nią zabierać, był pomysł, były włóczki, rzeczywiście spójne kolorystycznie, ale jakoś niespójne z moim nastrojem. Pomyślałam sobie po co mi taka bluzka. Nie lepiej to dziecku bluzeczkę zrobić do przedszkola, dwa motki na pewno wystarczą, może nawet na dłuższą tuniczkę, co wyjdzie to wyjdzie, okaże się w trakcie dziergania. I zaczęłam od góry okrągły karczek, nowo opanowana metoda dodawania oczek okazała się bardzo przyjazna. Ach jak przyjemnie,  prosto i bez trudu, tak łatwo, że nawet trochę nudno. A że ilość włóczki zaczynała kusić obietnicą nie tylko tuniki ale też sukienki, postanowiłam wprowadzić jakiś wzór. Taki, który zawsze mi się podobał. Wzór falisty. Na początku zamiast narzutów po prostu dodawałam oczka, dopiero na wysokości bioder zastąpiłam je ażurowymi dziurkami. W trakcie pracy powiększałam panele wzoru o dodatkowe oczka dzięki czemu uzyskałam efekt lekkiego poszerzenia spódnicy. Rękaw specjalnie zrobiłam przykrótki, żeby bez kłopotów dało się myć rączki.

I tak z włóczki skarpetkowej zamiast damskiej bluzki zrobiłam dziecięcą sukienkę i był to bardzo dobry pomysł. Jeśli ktoś przestraszył się, że zamierzam ugotować dziecko w wełnianej włosienicy już go uspokajam. Włóczka Rellana Tutti Frutti ma w swoim składzie dużo bawełny i  mojej wnuczki nie gryzie.  W ogóle włóczki skarpetkowe ze względu na zawartość poliamidu cechuje większa trwałość i odporność na przetarcia, a więc dzianina może być swobodnie eksploatowana, co widać na załączonych obrazkach😊

 


 










sobota, 18 września 2021

Krótki żakiet z długą historią

Dużo się dzieje i dziergam dużo. Kolejne dzianiny sukcesywnie publikuję na blogu i piszę nie tylko o dzierganiu, snuję refleksje, rzucam jakieś myśli. Pokazuję tu swetry przez siebie zrobione, w całej okazałości i niedoskonałości. Dzięki fotografiom dzianina jaka jest każdy widzi. Inaczej z myślą, mową i słowem zapisanym. Każdy inaczej może je odbierać, na różne momenty zwracać uwagę. To co przechodzi przez głowę przepływa przez gęstą sieć utkaną z wielu znaków, skojarzeń, wrażeń i doświadczeń. Dziś wyławiam z tych sieci prostą myśl o tym, jak cenna bywa cisza.

Od dawna wiem, jak dobrze działają chwile ciszy, przynoszą odpoczynek od zgiełku, ukojenie, czasem inspirują. Ostatnio odkryłam, że ożywcza moc ciszy działa nawet wtedy, gdy jej porcja jest maleńka. Trzeba tylko zauważać te momenty, a czasem się o nie postarać.

Inna sprawa, że w tej większej ciszy, którą chętnie chłonę na łonie natury słychać mnóstwo różnych dźwięków, ale są to doznania zupełnie innego rodzaju. Zatem cisza, którą chcę zareklamować nie oznacza zupełnego braku dźwięków, jakieś słuchowej pustki, tylko po prostu uwolnienie od nadmiaru decybeli, od niechcianego hałasu, od uciążliwego, męczącego szumu.

Warto choć przez chwilę usłyszeć ciszę, podziała jak oddech ulgi, jak łyk czystej wody. Doświadczyłam tego i szczerze polecam.

Kiedy zatrzymuję się nad słowem „cisza” z pamięci wydobywa się piosenka Grzegorza Turnaua „Między ciszą a ciszą” do słów Michała Zabłockiego. Ten utwór jest dla mnie jak mieszanka relaksująco energetyzująca, toteż zawsze słucham jej i nucę z przyjemnością. Połączenie refleksyjnych słów z wesołą melodią wprowadza w błogi nastrój i pobudza do konstruktywnego działania. Nie przeszkadza mi nawet, jak bardzo się różnimy. U poety „miedzy ciszą a ciszą sprawy się kołyszą” – a u mnie  inaczej,  „miedzy sprawą a sprawą pojawiają się przebłyski ciszy”. Kolejne wyznania też nie o mnie:  „a ja czekam i czekam i czekam” – a ja owszem, czasem czekam, ale raczej nie określa mnie stan czekania. A co do leżenia – jeszcze mniej.

Poeta ciszę wplatał we włosy i na palce nawlekał, a ja nawlekłam włóczkę na druty i wydziergałam sweterek. Zrobiłam go w czerwcu, ale dopiero teraz doczekał się zdjęć. Jak napisałam na początku, historia tego swetra jest długa, sięga czasów przedblogowych.

Czy robiłam go strasznie długo?  Wręcz przeciwnie, sweter powstawał szybko. Wybieraliśmy się na wesele, a ja pilnie potrzebowałam jakiejś „góry” pasującej do letnich sukienek. Mimo niechęci do dziergania pod presją czasu uznałam, że w tej sytuacji to dobre rozwiązanie, zwłaszcza, że miałam odpowiednią włóczę oraz opis wykonania swetra Women’s blazer – jacket zakupiony na etsy. Projekt był przeze mnie sprawdzony, nawet dwukrotnie, bo wcześniej wydziergałam już dwa takie swetry, duży i mały, jeden dla siostry, drugi dla siostrzenicy. Wtedy było to dla mnie nowe doświadczenie, odczytywanie instrukcji zakupionego projektu i praca z luksusową włóczką. W tamtym czasie jeśli już dziergałam, to korzytałam z resztek przywiezionych od mamy, prułam stare rzeczy i sporadycznie kupowałam niedrogie włóczki w pasmanterii. Przeznaczona na sweter dla Kasi włóczka Cool wool degrade to było coś tak niesamowitego, że zaczęłam śmielej myśleć o przyszłych dzianinach i o pokazywaniu ich w Internecie. Jeszcze nie przyszło mi do głowy by fotografować, to co wydziergałam, ale w jakimś przebłysku przeczucia powstało zdjęcie w trakcie dziergania. Zdjęcie to wciąż znajduje się na blogu, w samej górze strony głównej.

Moja wersja powstała  Women’s blazer – jacket z podwójnej nitki  dropsowego baby merino w kolorze orchidea. Jest to subtelny melanż jasnego fioletu z szarością. Szczerze mówiąc bardziej podobały mi się wcześniejsze wersje z cieniowanej, dużo cieńszej wełny, nie mogę ich pokazać dla porównania, ale były piękniejsze, uwierzcie na słowo. Od początku przykuwał moją uwagę oryginalny fason, zwłaszcza te zaokrąglone brzegi, lekko poszerzane rękawy i fajne taliowanie tyłu. Projekt nie jest jednak pozbawiony wad, podczas ulewnego deszczu nie sprawdza się w roli nieprzemakalnej kurtki, ale taki zarzut można też postawić innym dzianinom😉 Największy minus tego wzoru to zszywanie, zwłaszcza na ramionach. Im grubsza dzianina tym trudniej osiągnąć efekt niewidzialnego łączenia, ale kto powiedział że ma być niewidzialnie! Polubiłam ten sweterek mimo szwów, wyglądających jak blizny, dobrze się sprawdził i do zwiewnych letnich rzeczy i do ciepłej jesiennej sukienki.

Czas na zdjęcia! 













sobota, 11 września 2021

Letnia przygoda z testowaniem bluzki Light Lady

Jest późne lato, pogoda jak złoto, słońce dogrzewa owoce dzikiej róży i napełnia je najpiękniejszymi odcieniami czerwieni. W cieniu pod sosną znajduję miły chłód i lekki wiatr, zaledwie wiaterek, tak delikatny i cichy jakby nie chciał spłoszyć spokoju,  trochę nieśmiałego i zdziwionego samym sobą i moim towarzystwem. Ile jeszcze takich chwil przeżyję tego lata? Czy w ogóle będą jeszcze takie? Nie wiem. Odpoczywając myślę o naszch trudach i ich skutkach, o mijającym lecie… Jakże to, już? Czemu tak szybko?

Wśród wszystkich innych spraw wakacyjne miesiące umilałam sobie tak jak umilam miesiące niewakacyjne, czyli robiąc na drutach. Chyba nigdy wcześniej nie miałam tak owocnego dziewiarsko lata.

Rzeczy, które robię na drutach dzielą się na dwie grupy, robię dla siebie albo dla kogoś. Nie jest to tak całkiem zerojedynkowe, zdarza się, że jakaś przeznaczona dla mnie dzianina zaraz po wykonaniu zmienia właściciela na przykład z powodu rozmiaru. Nie zmienia to jednak faktu, że już od samego początku inaczej pracuje się, gdy trzeba uwzględnić czyjeś upodobania, oczekiwania, potrzeby a inaczej myśląc tylko o sobie.

Jest jeszcze inna kategoria dziergania związana z testowaniem, gdzie robi się dla siebie, ale ta praca ma służyć innym, projektantce dla sprawdzenia wzoru przed publikacją oraz przyszłym użytkownikom.

Gdy zobaczyłam ogłoszenie o naborze do testu nowego projektu Iwony Eriksson zgłosiłam się bez wahania. Bardzo spodobała mi się bluzka, nazwana przez autorkę Ligth Lady, a wersji polskiej - Biała dama. Podjęłam decyzję o teście bez zbytniego zastanawiania się czy podołam i bez pewności,  że trafię do grona testujących . Dzięki temu przeżyłam wspaniałą dziewiarską przygodę. 

W przypadku własnych dzianin robię jak chcę, jak mi wychodzi, pozwalam sobie na nonszalancję, natomiast testując wzór podchodzę do sprawy bardzo poważnie, skrupulatnie robię próbkę, piorę, mierzę, uważnie czytam każde słowo opisu, jakbym po raz pierwszy w życiu widziała instrukcję i sprawdzam czy jest zrozumiała. Cofam się w czasie do tych chwil, kiedy na drutach owszem śmigałam, lecz o wielu niuansach nie miałam zielonego pojęcia, a opisy i schematy były jak tajne szyfry. Chyba pisałam już o tym na blogu jak przy pewnej dzianinie robionej na podstawie wzoru nie zgadzała mi się ilość oczek, liczyłam, sprawdzałam, czytałam opis, liczyłam jeszcze raz, sprawdzałam ponownie i opis znów czytałam i tak po wielokroć, aż wreszcie doszłam do tego, że „pm” i „sm” to nie oczka, tylko informacja o markerach. Co to są markery? Wtedy nie wiedziałam, nie używałam. Dziś mam naprawdę dużo markerów, różnych. Biegłe dziewiarki, jeśli to czytają mogą uśmiać się serdecznie, śmiech to zdrowie. Gdyby w tamtych czasach trafił w moje ręce opis bluzki „Ligth lady” myślę że zrobiłabym ją bezproblemowo, jest bowiem bardzo dobrze, szczegółowo i zrozumiale rozpisany, uzupełniają go linki do filmików instruktażowych.

Z korzyści jakie daje testowanie cenię sobie możliwość doskonalenia warsztatu. W zasadzie wszystkie techniki zastosowane w tej bluzce były mi znane, z wyjątkiem szwu dziewiarskiego, wykorzystanego w rękawie. Nie był to konieczny element pracy, można było wybrać wersję bez tego zszywania, ale jak kiedyś mawiano, a może i teraz też – no risk, no fun. Szew dziewiarski pokazany w formie graficznej w książkach i gazetach zawsze przykuwał moją uwagę, lubiłam na niego patrzeć, wydawał się prosty, a w praktyce miałam z nim problem. Próbowałam go w skarpetach, gdzie trzeba było zszyć zaledwie jakieś 8 oczek, namęczyłam się, nie wychodziło za ładnie, czułam się jak cienki Bolek. W ramach testu bluzki podjęłam wyzwanie. No i nauczyłam się, na kilkudziesięciu oczkach na każdym rękawie. Dało się? Dało się!

Podoba mi się specyfika testowania polega na tym, że pracuje się i razem i osobno. Każdy z uczestników pracuje samodzielnie, w swoim rozmiarze, w swoim tempie, swoją włóczką. Projektantka dostarcza wzór i nadzór, a cała grupa dzieli się uwagami odnośnie wzoru, swojej pracy.

Dla mnie to cenna przygoda, możliwość poznawania wzoru, nowych technik, podpatrywanie pracy innych dziewiarek, czasem spojrzenie z ich punktu widzenia, a także możliwość poznania wspaniałych osób. Serdecznie dziękuję za tę przygodę Iwonie Eriksson i wszystkim dziewiarkom biorącym udział w teście.

A oto moja wersja Light Lady, wykonana z włóczki Belle Drops w kolorze srebrnym: