Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecięce. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecięce. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 19 stycznia 2025

Plany, zmiany i inne żywioły

W tworzeniu dzianin planowanie wydaje się czymś absolutnie koniecznym, dotyczącym i materii i okoliczności. Trzeba zadać sobie niejedno pytanie. Co? Jak? Z czego i dlaczego akurat z tego? Dla kogo? Na kiedy? Czy zdążę? Czy muszę, czy naprawdę chcę? Mniej lub bardziej precyzyjne odpowiedzi na te pytania pojawiają się, może z wyjątkiem dokładnego określenia czasu, ja sama zawsze wolę mieć trochę większy margines luzu, bo nie lubię presji i niewygodnie mi, gdy za bardzo ciśnie. Zatem i moje plany dziewiarskie, choć konkretne i traktowane poważnie są elastyczne i w swej naturze podobne do dzianiny. Dzięki temu zawsze jest jakiś zapas luzu, w którym może się zmieścić coś spoza planu. Oczywiście mam listę rzeczy do zrobienia, uwzględniam kolejność obietnic i terminy, a od pewnego czasu muszę to też mieć na piśmie, bo dzianinowe plany lubią się rozrastać. Na szczęście nie stanowi to problemu, bo lubię robić notatki. Ostatnio w moim notesie dziewiarskim na osobnej stronie zaczęłam zapisywać skończone rzeczy. Lista ta pojawiła się trochę pod wpływem wielu innych dziewiarek, które podsumowywały swój dorobek 2024 roku. Podziwiając ich prace zebrane razem uświadamiałam sobie, że choć wszystkie moje prace dokumentuję to nie mam pojęcia ile w ubiegłym roku zrobiłam swetrów, ile chust czy czapek. Na pewno mogłabym to policzyć, ale zamiast spoglądać wstecz wolę ten czas poświęcić na aktualne albo planowane dzianiny. Skoro jednak pojawiła się we mnie taka ciekawość  to dzięki tej skrótowej liście za rok będę mogła błyskawicznie określić bilans zamknięcia roku dziewiarskiego.

Rok 2025 dziewiarsko zaczął się dość interesująco, bowiem wpadły mi niespodziewane, nieplanowane i dość ciekawe rzeczy. Najpierw czapka, właściwie to nie było zamówienie, a raczej dziecięce życzenie, np. żeby mieć czapkę z pomponem, taką jaką zrobiłam kiedyś dla Kingi. Znalazłam fajny pompon i wybrałam włóczki z moich zapasów, był tam szalony, fosforyzujący  żółty, kolor który nagle pięknie połączył się z bardzo ciemnym granatem, zielenią i turkusem. Poczułam tę  znaną i  jednak zawsze nową radość, jaką daje łączenie kolorów. Dla wzmocnienia tego energetycznego zestawienia wplatałam kolory w nieregularne pasma. Kolorystykę i styl czapki dobierałam do temperamentu chłopca, żywiołowego acz wrażliwego, a ja sama w trakcie pracy nad realizowaniem tego pomysłu czułam niepohamowaną dziecięcą radość.

Z mieszanki rozpędu twórczego, otwartych pudeł z włóczkami i niepewności, czy ta, którą zrobiłam będzie dobra powstała kolejna czapka z pomponem.  Tym razem bardziej stonowana, z dużo grubszej włóczki, na grubaśnych drutach numer siedem, a więc i szybciej wykonana. Połączenie granatu z turkusem dało intensywny, nasycony melanż, który przełamałam stonowanymi paskami nawiązującymi kolorystycznie do szaroniebieskiego pompona. Będzie do wyboru, bardziej lub mniej kolorowa, linie pionowe lub poprzeczne, a na czubku każdej z czapek pompon.

Zrobiłam zdjęcia czapkom, na płasko i nie tylko, udało mi się nawet namówić Karola na krótkie pozowanie. Dość szybko czapki trafiły do nowego właściciela,  wziął obydwie😊. I  w tym miejscu mogłabym już zakończyć  dzisiejszy wpis, bowiem dzianinowo dotyczy on tych dwóch czapek.  To jednak jeszcze nie wszystko, jak wspomniałam wcześniej, w tym nowym roku dziewiarskim pojawiły się nowe rzeczy… 

Pomysł i wykonywanie czapki z żółtym pomponem było prawdziwą radosną twórczością, lecz już zabawa ze zdjęciami doprowadziła mnie do frustracji. Położyłam na płasko, no niby ok, chciałam jednak  pokazać to bardziej trójwymiarowo, włożyłam do środka balonik, lecz ta balonowa głowa ani ludzkiej nie chciała imitować ani usiedzieć na miejscu. Gdy ja się oddalałam by zdjęcie zrobić ona się osuwała, a jeśli nawet nie to wyglądała śmiesznie i dziwnie. Nie będziemy się tak bawić. Usiadłam przed komputerem i zamówiłam manekina, głowę z tułowiem. To była błyskawiczna decyzja i bardzo udany zakup. W przyszłości bardzo ułatwi mi fotografowanie dzianin. Ależ to będzie łatwe, wystarczy narzucić sweterek, czapkę czy komin i po prostu zrobić zdjęcie.



















A poniżej moja nowa modelka, ubrana w rzeczy, które często noszę, więc były pod ręką i linki do miejsc na blogu gdzie te dzianiny pokazywałam:











 

 

 

piątek, 15 listopada 2024

Moje dziewiarskie abecadło. W jak… wyznanie?

Ze znaku zapytania w tytule wpisu wywnioskować można jakieś wątpliwości. Po pierwsze wahałam się czy wątpliwości wpisują się w ten cykl, czy aby abecadło nie powinno obejmować jedynie wątków jednoznacznych i oczywistych, wypisanych wprost wskazówek, wte albo we wte😉. Wiadomo jednak, że wątpliwości są wszędzie wokół, więc wystąpią także w moim dziewiarskim abecadle.

Po drugie, choć lepiej po wtóre, to moje wyznanie, że coś nie wyszło nie będzie wyrzucaniem sobie winy. Mówiąc wprost – popełniłam błąd, ale jednak nie żałuję. Wiem, że mogłam wyeliminować ów błąd, czy raczej niedopatrzenie, ale wskutek trochę wariackiego podejścia nie wychwyciłam wskazówek, nie wstrzymałam się wcześniej. Wyrywna byłam, w gorącej wełnie kąpana, czy jakoś tak. Wprawdzie to nie była wielka wtopa, wycofałam się w porę, a sprute motki, które mogły wyglądać jak włóczkowy wyrzut włożyłam wysoko, żeby ich nie widzieć. Wciąż jednak wydawało mi się, że coś wisi nade mną, więc żeby niezadowolenie  nie uwiło sobie gniazda wewnątrz wiedziałam, że warto by włóczkę jakoś wykorzystać i w miarę szybko wykonać inny wyrób.

Wrócę jednak do początku 

„Wchodzę w to!” niemal wykrzyknęłam widząc wyjątkowy wzór na bluzkę, miał on ciekawe wykończenia i prostą formę, wyobrażałam sobie jego wielką wygodę, wiedziałam z czego wykonam moją wersję w wymarzonym kolorze. Wystarczyło więc wykupić wzór, wybraną włóczkę włożyć do koszyka i wreszcie wykonać owo wdzianko. Wcześniej wiadomo - wiele godzin wywijać drutami, wiodąc rozmowy, wsłuchując się w wykłady, wozić tę wybraną robótkę w woreczku wiązanym tasiemkami wszędzie gdzie się da, bo wtedy właśnie trwały wakacje. Wizja ta właściwie wypełniła się w każdym wątku, z jednym, acz wielkim i ważnym wyjątkiem. Byłam już po rozdzieleniu rękawów od korpusu i nagle zauważyłam, że dołączona niedawno nitka ma inny odcień, kolor odcina się nieładnie. Wiedziałam, że włóczki są z różnych partii farbowania (jak trudno o apolityczność!). Wiedziałam, że to może się wydarzyć, więc gdy się jednak wydarzyło nie wpadłam w szok, nie wylałam wiadra łez. Ale trochę wstydu poczułam. Gdy kupowałam włóczkę w sklepie woollop Monika, cudowna osoba, z właściwą sobie starannością  wskazała mi na różnice, nawet zrobiła zdjęcie dla porównania, jedno wieczorową porą, drugie w świetle dnia, sugerowała nawet wstrzymanie się do kolejnej dostawy. Włóczką tą był jedwab madragoa Rosarios4, miałam w domu parę motków i innych kolorach, wykombinowałam więc że jeśli różnica w kolorach włóczki na bluzkę będzie zbyt widoczna zrobię wymyślony znacznie wcześniej letni top w paseczki, wszystkie odcienie madragoa pięknie do siebie pasują. Gdy otworzyłam zamówioną przesyłkę, różnice w motkach były tak znikome, że bez wahania narzuciłam włóczkę na druty. A dalej było tak jak napisałam wyżej. Gdy już wiadomo było, że ta różnica będzie fatalnie wyglądać, sprułam co zrobiłam, odłożyłam wysoko, ale wkrótce wystawiłam te włóczki tak, by je mieć w polu widzenia. Wtedy nagle wpadł mi pomysł by zrobić mały sweterek dla Karola a różnice w odcieniach ukryć w półcieniach czyli w strukturalnym wzorze, Wykonałam go według własnego pomysłu, raglanem, od góry, wplatając pasy wzoru ryżowego, dół, rękawy i dekolt wykańczając włoskim zamykaniem oczek. 

A jeśli chodzi planowaną wcześniej bluzkę – mam już wzór, wymiary, pomiary, wykonałam próbkę a nawet wielką próbę, tylko włóczki jeszcze nie mam. Teraz wydaje mi się że wolałabym brąz😉

Tak to się wije ta moja włóczkowa wędrówka, bywają na niej wyboje, na niektóre wystawiam się sama. Na ryzykowne wybryki pozwalam sobie wtedy, gdy robię coś dla siebie lub dla moich bliskich. W wypadku gdy wiąże mnie jakieś zobowiązanie pracuję według innych wzorców. Podczas testu dziewiarskiego wiernie wykonuję wzór, w wyznaczonym czasie, wyliczam wcześniej oczka, włóczkę, wymagany czas. Wykonując coś na zamówienie staram się wychodzić na wprost wizji danej osoby. Jak wychodzi to już one mogą oceniać, ja natomiast wiem że wszystkie wcześniejsze błędy i eksperymenty wpływają na wzmocnienie i warsztatu i wiedzy.

A oto jedwabny dziecięcy sweterek wywieszony na wieszaku, wciąż czekam na jakieś wspólne wyjście, na okazję do zdjęć na Karolu, wierzę że one wydobędą więcej walorów tej dzianiny. I to nie musi być na jakimś wybiegu, może też być w wirze zabawy😊











czwartek, 29 sierpnia 2024

Moje dziewiarskie abecadło - U jak użytkowanie.

Dłuuugo nie ukazywał się kolejny odcinek mojego dziewiarskiego abecadła. Idea nie upadła ani nie uległa zapomnieniu. Z utęsknieniem czekałam na ten czas, uporam się z obowiązkami, sytuacja się ustabilizuje, a ja usiądę przed komputerem, ustaliwszy uprzednio jakie udziergi umieszczę w nowym poście związanym z literą U. Ujrzałam już oczami wyobraźni te unikatowe i oczywiście udane dzianiny, bez żadnych uszczerbków ani uchybień, nie uwłaczające niczyim upodobaniom, sfotografowane w urokliwej scenerii, na tle uroczych uliczek, urzekających ogrodów, urwisk lub jezior.

Do tych utopijnych obrazów napisałabym tekst. Miałam na uwadze trzy tematy – ulubione ubrania, uważność, uleganie pokusom. Nie ulega wątpliwości, że każdy z nich ukazuje jakąś prawdę o mojej pasji, przyznam jednak uczciwie, że nic z tego nie ujęło mnie aż tak, by pojawiło się to przyjemne uczucie zachęcające do pisania.

Tak jak życie nie jest usłane różami, tak dzianinowa pasja nie jest utkana z samych uciech – są też utrudnienia, urwane wątki, ufoki, urojone wizje, ugrzęźnięcia i niejedna uroniona łza. Piszę o tym, nie po to by utyskiwać i uskarżać się na uciążliwości dziewiarskiego losu, ale by uświadomić sobie, że warto skupić się bardziej na tym co daje radość i uchronić te twórcze uciechy przed własną krytyką i  nierealnymi wyobrażeniami. I uznając, że chcę unikać  takich udręk pozwoliłam aby ten odcinek z U utknął sobie na tyle ile sam uzna za stosowne. Więc zostawiłam ten blogowy temat jak ugór, a sama tymczasem uprawiałam ogródek, uczyłam się nowych programów, układałam rzeczy w szafach, myśli w głowie, owoce w słojach, uganiałam się za motylami, a udając się do urzędów zachwycałam się  uchwyconymi detalami ulic unieruchomionych upałem. I po jednym upalnym dniu gdy przypadkiem trafiłam na zdjęcia z uroczystości rodzinnych moją uwagę przykuły zrobione przeze mnie dziecięce sweterki. I to było takie uderzenie inspiracji! Przecież po to robię te dzianiny, żeby były używane. Choćby nie wiem jak cudna była pozowana sesja to i tak dla dziewiarki najpięknieniejsze są rzeczy chętnie noszone przez użytkowników. I takie użytkowanie to jest właśnie temat dzisiejszego odcinka. Nie wchodzę w kwestie poradnikowe, jak użytkować dzianiny z różnych włókien, jak przedłużać ich trwałość, jak pielęgnować, w czym uprać i czy uprasować, tu interesują mnie innego typu rozważania związane z dziewiarską pasją. W ułożonych poniżej kadrach widzę nie tylko radosną zabawę ukochanych dzieci, moją pracę i fragmenty sweterków ale także moją radość z takiego ich użytkowania.

A co do konkretów - dziewczęce bolerko według własnego pomysłu zrobiłam dwa lata temu, z włóczki lniano akrylowej Desire decydując się na fason dość niezależny od rozmiaru, dziecko może sobie urosnąć, a ubranko nadal będzie leżało jak ulał.  

sweterek Splash zaprojektowany przez Ewelinę Murach powstał wiosną tego roku w ramach testu dziewiarskiego. Do tego udanego projektu użyłam przemiłej włóczki Arwetta Ficolana w kolorze Very Light Grey.  

Bolerko pokazałam na blogu (klik), a sweterek  na moim profilu na Ravelry (klik).  

Co ciekawe obydwie dzianinki od razu po ukończeniu zaczęły być używane, jakoś tak się układało, że do mojej dokumentacji sfotografowane zostały na płasko, tym bardziej cieszą mnie poniższe ujęcia. 

A wszystkim odwiedzającym moją stronę przesyłam ukłony i uściski😊


















 

piątek, 5 lipca 2024

Czy to za późno czy za wcześnie?

Tego roku wcześniej przyszła wiosna, a za nią z rozpędu lato, rozrosło się, rozwinęło i można odnieść wrażenie, że tą bujnością zaczęło przenikać w inne obszary życia. Gdzie się człowiek nie odwróci, coś przyciąga, zaprasza na spotkanie, zachęca do działania, a tu jeszcze uwagę przyciągają motyle, kwiaty i trawy. Cudowne jest lato, tyle okazji do zachwytu, po prostu poezja! I oczywiście jest też proza, konkret, codzienne zadania. Harmonijne łączenie jednego z drugim jest sztuką, której się uczę ciągle od nowa. Zawężając już temat do kwestii dzianinowych, bo przecież o tym jest ten blog – dzieje się intensywnie i bujnie. To co skończone mam sfotografowane, na drutach też coś, jak zawsze, a w głowie kiełkują kolejne pomysły. Jako że ostatnio bardzo niewiele czasu spędzam przed ekranem to nie zajmowałam się blogiem, a zdjęć moich letnich dzianin to nawet jeszcze nie obejrzałam, zostawiając to na wolną chwilę. Wyjątkiem są zdjęcia skarpet „Mirror hearts socks”. Mozaikowe skarpetki w serduszka zaprojektowane przez Renatę Witkowską wykonałam w ramach testu, a zdjęcia przygotowałam wcześniej i zamieściłam na Ravelry. W dniu publikacji wzoru byłam na wakacjach, miałam zamiar pokazać swoją wersję zaraz po powrocie, ale zajęło mi to trochę dłużej. Czy jest już za późno? Nie jest za późno. Tak jak w piosence „Starego Dobrego Małżeństwa”, chodzi za mną ostatnio ten utwór i kilka innych, niesłuchanych od lat, a odświeżonych podczas podróży samochodem. Zatem nie jest za późno, ale z drugiej strony czy nie jest za wcześnie na ciepłe wełniane skarpety? I tu odpowiedź jest taka sama. Nie jest za wcześnie. I nie jest nawet za gorąco, zdjęcia robiliśmy w upalny Dzień Dziecka, starałam się by uwinąć się szybko, bo trochę obawiałam się, że to może być tortura dla Karola, ale te skarpetki tak mu się spodobały, że chciał wracać w nich do domu. Teraz Karol jest na wakacjach i gdy wczoraj dostałam kolejny filmik z dedykacją dla mnie, jak Karol zjeżdża na zjeżdżalni i pierwsze z tuby wyłaniają się jego stópki to potraktowałam to jako motywację by jednak znaleźć chwilę, usiąść przed komputerem i opublikować post z jego skarpetkami.

Opis wzoru na te skarpety jest perfekcyjny i uniwersalny, można go idealnie dopasować do stopy,  przyznam że nigdy wcześniej nie przygotowywałam tak dokładnych pomiarów. I choć zdecydowałam się na nieco większy rozmiar, bo dzieci szybko rosną i do zimy noga może być już większa, lecz nawet teraz widać że te skarpety są świetnie dopasowane do kształtu stopy. Starannie opracowany wzór mozaikowych serc uwzględnia nawet rozróżnienie na stopę prawą i lewą.

Ja mam za sobą test dziewiarski, pracę pod okiem Reni, w przemiłym towarzystwie innych testerek i jestem Wam wdzięczna za to dobre doświadczenie. A Karol ma przed sobą jeszcze dużo letnich zabaw z gołymi stopami, a gdy nastaną chłodniejsze dni to skarpetki będą jak znalazł.



















wtorek, 9 stycznia 2024

Moje dziewiarskie abecadło – T jak tworzenie

To było oczywiste od samego początku, że w moim dziewiarskim abecadle przy literze T tematem tekstu będzie tworzenie. Tak też się składa, że twórczy pierwiastek jest w moim życiu czymś kluczowym, obejmującym nie tylko pasję. I nie tylko mnie to dotyczy, bo każdy człowiek, nawet niezwiązany z twórczą działalnością zawodowo ani amatorsko codziennie kreuje swoje życie, podejmując nawet drobne decyzje, wybierając ścieżki, treści, kolory, słowa, myśli. A skoro to taki temat to trzeba go traktować… no właśnie jak? I tutaj trafiam na taką trudność, przez siebie stworzoną, mianowicie założenie, że do tematu tworzenia to trzeba wybrać jakąś taką wyjątkową dzianinę, zaawansowaną technicznie, niezwykłą artystycznie i w ogóle czort wie jaką.  Nie mam takiej. A trochę tych dzianin tworzę, z tylu tuzinów projektów jakoś nie wyłania się to coś, nie mam też niczego podobnego w planach. I tu olśnienie, ta-daam, naprawdę to ja wcale nie chcę takiego tworu, który spełniałby kryteria dziwności i atrakcyjności by zilustrować proces tworzenia. Bo przecież tworzenie przejawia się w każdej robionej rzeczy, w najprostszych dzianinach, nawet odtwórcze realizowanie czyichś projektów wnosi coś niepowtarzalnego, twórczego przez osobę, która to robi, a przede wszystkim daje radość i satysfakcję. Takie podejście jest według mnie bardziej trafne i też treściwe. Tematu teorii tworzenia w tym tekście nie będę poruszać, powstało o tym wiele tomów i traktów. Oprócz teorii jest też praktyka, na wyciągnięcie ręki, włóczki, drutów. I powstają kolejne, mniejsze lub większe dzianiny.  Tak to w twórczym tempie toczy się życie, a do tego krótkiego odcinka abecadła wybrałam trzy ostatnio zrobione rzeczy, które właśnie trafiły do nowych właścicielek. Są to skarpety dla Kasi oraz mitenki i sweterek dla Martynki.

Kasia podziwiała wykonane przeze mnie skarpety ażurowe, kolorowe, ale dla siebie wolała gładkie i bez wzorów, w jej ulubionym kolorze pudrowo różowym. Teoretycznie mogłam poprzestać na wydzierganiu prostych skarpet, ale ten element twórczy we mnie sprawił, że musiałam coś zmienić. Wiedząc, że Kasia ma słabość do kotów dodałam kotki nad kostkami. Rozważałam technikę żakardową, ale zdecydowałam się na haft, zwany szwajcarskim ściegiem dzianinowym. Instrukcję wyszywania znalazłam na stronie ABC robótek na drutach, a kocią sylwetkę wzięłam z żakardowego schematu Garn studio. W tych skarpetach zastosowałam nieco inny niż dotychczas sposób wzmocnienia pięty, inspirację zaczerpnęłam z bloga Czajki i sięgnęłam po wzór My Favorite Vanilla Socks, lecz ze względu na grubość włóczki proporcjonalnie pozmieniałam ilość oczek.

Te dziecięce dzianinki są efektem twórczej współpracy z wnuczką. Jej mitenki i czereśniowy sweterek  (klik)  tak bardzo spodobały się Martynce, że chciała mieć identyczne. Czy nie zrobiłabym jej na urodziny. Nie. To znaczy identycznych nie zrobiłabym, chyba że inne wzory, kolory, inne owoce. Więc Kinga wymyśliła nowe mitenki i sweterek, ze śliwkami, ale też z paskami i z literką M na środku. Twórcza natura nie pozwoliła jej poprzestać na jednej zmianie. Ja z kolei pozmieniałam kolory, chcąc wykorzystać posiadane włóczki, od siebie dodałam w jednym z pasków pisane literki M, które pasują uczennicy pierwszej klasy i tym samym dobrze zgrywają się z tematem abecadła😊

Z wydzierganiem mitenek i sweterka zmieściłam się w terminie, lecz zdjęcia mam takie sobie, trudno. Ale już skarpety z kotami zostały należycie sfotografowane, tym razem był na to i czas i światło. Tak to bywa.

Wykorzystane włóczki: skarpety – novita 7 Brother, mitenki Novita Nalle, a cała reszta różne resztki.












 


 

 

piątek, 29 grudnia 2023

Kocyk – źródło mocy

Pudrowe róże, odrobina beżu, blady brąz a gdzieniegdzie trochę intensywnej fuksji. Tak to zobaczyłam w wyobraźni i postanowiłam podążać za tym pomysłem na dziecięcy kocyk dla dziewczynki o imieniu Gaja.

Gdy kilka miesięcy temu zostałam poproszona o wykonanie bawełnianego kocyka w kwestii formy, wzorów i kolorów otrzymałam wolną rękę. Obdarzona takim zaufaniem mogłam pozwolić sobie na swobodę twórczą, doświadczenie absolutnie wspaniałe, choć niepozbawione nuty niepokoju o to, jak moja praca zostanie potem przyjęta. Myślę jednak, że i to jest istotnym elementem tworzenia, taka mieszanka niepewności, ciekawości i starań, aby jak najlepiej wizję zrealizować.

Naturalnie ważne są użyte materiały i zastosowane techniki, lecz poza aspektem materialnym do rękodzieła lubi wplatać się wzruszenie. Myśl o dziewczynce, której nie znam, o jej doświadczeniach, tworzących się wspomnieniach, o niepowtarzalności jej osoby i o tym, że nie wiadomo kiedy stanie się nastolatką, kobietą wciąż pozostając tą samą  istotą.

Podczas pracy nad tą dzianiną wzruszające były dla mnie komentarze innej dziewczynki, mojej wnuczki. Kinga była bardzo zaangażowana w ten projekt, śledziła postępy, czasem nawet nie widząc powstającego kocyka i włóczek w koszyku pytała ile przybyło od ostatniego razu. Czasem była zdziwiona że dużo, innym razem, że niewiele. Lubiła wpatrywać się w to co zrobiłam i zadawała ciekawe pytania: „czy w tych paskach jest jakiś rytm?” albo „czy w tym wzorze są kwiatuszki czy tylko ja je widzę?”. To drugie pytanie poruszyło mnie głęboko. Świadomość, że można dostrzegać coś, co nie jest oczywiste, dosłowne i jednoznaczne to jeden z najpiękniejszych życiowych darów. Z tego pytania wyłaniają się też inne refleksje, choćby o tym, jak różnimy się odbieraniu świata.

Zatrzymajmy się jednak przy materialnym konkrecie, przy przedmiocie użytkowym.

Kocyk dziecięcy słusznych rozmiarów wykonałam szydełkiem zaczynając od kwadratu przeznaczonego na wyhaftowanie imienia. Co do kolorystyki byłam pewna od początku, natomiast dość długo nie mogłam zdecydować się na rodzaj włóczki, czy wybrać matową organiczną bawełnę Cottonwood Fibra Natura czy taką merceryzowaną z lekkim połyskiem Muskat Drops, nie wiedziałam co będzie lepsze, chodziłam, myślałam, czekałam na odpowiedź, dni i tygodnie mijały, w końcu uznałam że łatwiej będzie mi wybrać jedną z nich jak zobaczę je na żywo.

Przyszła pierwsza przesyłka, no ładne. Przyszła druga – też ładne. Tylko ładne. Już miałam szukać trzeciej opcji, ale włożyłam włóczki razem do jednego kosza i kliknęło,  zobaczyłam, a właściwie poczułam najlepiej połączyć je razem. W ten sposób wzbogaciła się paleta kolorystyczna a połączenie efektu matowości i połysku dodały głębi całości.  

A oto kocyk dla Gai:

















środa, 22 listopada 2023

Owocna współpraca

W rozpędzonym, zabieganym świecie dobrze jest znaleźć chwile oddechu i skupienia na czymś,  co samo w sobie jest przyjemne i ciekawe, dające trochę wytchnienia i zdrowy dystans do rzeczywistości. Dla mnie jednym z takich obszarów jest pasja dziewiarska. Zdawać by się mogło, że robienie na drutach prowadzi do izolacji, odklejenia od świata i zamknięcia w sobie. To tylko tak może wyglądać na pierwszy rzut oka, bo gdy spojrzy się bliżej, przez oczka dzianiny, nawet te oczka zgubione przypadkiem czy celowo spuszczane na potrzeby wzoru, wówczas zyskuje się inną perspektywę. Z zadziwieniem odkrywa się jak bardzo wszystko ze wszystkim jest połączone, konkretnie i symbolicznie, dosłownie i w przenośni, w czasie i w przestrzeni.  Z tej ogromnej sieci powiązań wybieram dziś wątek współzależności, który jakoś tak dobrze mi się splata z prezentowanymi  dzianinami, sweterkiem i mitenkami. Mitenki powstały niedawno, a sweterek jeszcze wiosną. Nie przejmuję się rozbieżnością między czasem dziergania a publikacją. Prezentowanie zrobionych rzeczy na bieżąco wiązałoby się z pewną presją no i z zabieganiem, jako że bieżąco i bieganie są to słowa z tej samej rodziny. A skoro mowa o rodzinnych powiązaniach to dzisiejsze dzianiny powstały na życzenie Kingi i obydwie są zrobione w oparciu jej pomysły. Po prostu uwielbiam zamówienia mojej wnuczki, które bywają swojego rodzaju wyzwaniem, sprawdzeniem czy uda mi się zrealizować jej wizję. Miałam kiedyś zamówienie na czapkę „w misie i różne postaci” (klik),  sukienkę „w esy floresy”(klik) , sweterek  „w lawendy”(klik i jeszcze parę innych. Zrealizowanie dziecięcego pomysłu nierzadko wymaga ode mnie podniesienia poziomu umiejętności technicznych, ale zawsze dostarcza ogromnej satysfakcji i jest też lekcją prawdziwej kreatywności, rozmachu, konsekwentnego realizowania planu, bez przedwczesnego naginania się do realnych możliwości.

To dla mnie jednocześnie zabawa, rozwój i przestrzeń do refleksji. Wspomniałam wcześniej o współzależnościach. To, że robię na drutach zawdzięczam mojej mamie, ona też od kogoś się tego nauczyła, potem jeszcze wiele innych osób przyczyniło się do tego co jestem w stanie zrobić dzisiaj. Coś otrzymałam i  mogłam to wziąć i rozwijać dalej . W Sieci jest mnóstwo inspiracji, lekcji, instrukcji, czerpię z tej skarbnicy i jestem ogromnie wdzięczna tym, którzy uczą, dzielą się swoją wiedzą, doświadczeniem. Mogę bez zobowiązań korzystać z tego bogactwa na własny użytek, mogę wybierać z jakiego materiału skorzystać, który bardziej mi odpowiada.

W przypadku testu dziewiarskiego jest inaczej, dostaję coś więcej, szczegółowy opis, niemal gwarancję efektu, zobowiązuję się jednak do przestrzegania pewnych zasad, terminowości, skrupulatności i realizowania projektu zgodnie z zamysłem autora.

Zupełnie inne są reguły gry gdy przychodzi do mnie z pomysłem moja ulubiona projektantka Kinga, nie dostaję opisu tylko wizję, bardzo konkretną i wydaje mi się wówczas, że moje zasoby i umiejętności są niewystarczające, przypominam sobie wówczas bajkę o kocie w butach i finał z zamianą Czarodzieja w myszkę. Ale to tylko chwila zawahania, zaraz potem przystępujemy do ustalania szczegółów, czasem do negocjacji i gdy tylko zabieram się do pracy nad dzianiną czuję dziecięcą radość i wdzięczność za to, że mogę realizować całkiem nowy projekt. Zielony sweterek z dyndającymi listeczkami, i gałązkami czereśni w dwóch różnych odcieniach nie stanowił wyzwania pod względem technicznym, kluczowe było tutaj dobranie dwóch jaskrawych zieloności i wykonanie owocowo listkowego motywu. Sweterek zrobiony został od dołu, z kawałków, które potem pozszywałam, dorobiłam plisę i dekoracyjny motyw. Sama nie sięgnęłabym po te kolory, ale gdy zobaczyłam je w dzianinie wręcz poczułam jak w harmonijną całość zgrały się ostre tony zieleni z mocnymi akcentami czerwieni i ciemnego różu. Nieźle to wymyśliła!

Mitenki są naszym wspólnym projektem, Kinga narysowała jak mają wyglądać, a ja zaproponowałam kolorystykę dopasowując ją do kurteczki.