Zmieniają się dzianiny, wzory i
kolory, a ja niezmiennie czerpię wiele dobrego z tego robienia na drutach. Wciąż
znajduję w tym radość, ukojenie i cały wachlarz różnych stanów, od ekscytacji i
pobudzenia po cudownie monotonny, znajomy spokój przerabiania takich samych
oczek. Potem okazują się one niekoniecznie identyczne, lecz już nie drażnią
mnie te nierówności, raczej przypominają, że nie jestem żadnym automatem ani robotem
Znowu nabieram włóczkę na druty i
włóczka znowu daje się nabrać. Bawię się. I tak powstają kolejne dzianiny, jakoś
tak oczywiście, naturalnie, bezdyskusyjnie. Jest radość kreacji i jest konkret,
praktyczny przedmiot do ubrania. W mottozmotkowe życie wplatam ostatnio dziewiarskie
abecadło. Już pora na E, jeśli ktokolwiek zastanawiał się, co też będzie w
kolejnym odcinku to prawdopodobnie stawiał na „emocje”. Jeśli się mylę, to
tylko dlatego, że mnie samej pierwsze na myśl przychodzą emocje, całe moje
dzierganie jest ich pełne i to na każdym etapie. Najczęściej są to dobre
emocje. Często nich piszę.
Dziś w abecadle dwie litery razem
wzięte, to nie wynika z chęci przyspieszenia, nikt mnie nie pogania przecież, te
dwie litery wiążą się z charakterem dzianiny. Być może będę jeszcze wracać osobno
do E i F, jeszcze nie wiem. Z nowymi pomysłami i dzianinami pojawić się mogą dopasowane
do nich skojarzenia, o których na razie nic mi nie wiadomo😉
Esy floresy to życzenie mojej wnuczki. Kiedy jesienią
przymierzała szary sweterek, powiedziała mi, że chciałaby żebym zrobiła jej na
drutach esy floresy. Wtedy postanowiłam przyłożyć
się do żakardu. Przygotowując inne projekty, przeglądając Internet, książki i gazety
próbowałam wyłowić żakardowe esy floresy, ale nic odpowiedniego nie znalazłam. Jakoś
w tym samym czasie pojawiła się u mnie faza fascynacji fraktalami. Przekonałam
się, jak dobrze działa na mnie wpatrywanie się w te formy, dla odprężenia
szukałam tego typu obrazów, w liściach paproci i innych roślinach, w witrażach,
spiralnych schodach, w płatkach śniegu. Dotarło do mnie dlaczego tak lubię
zatrzymać wzrok na sukulentach. Wyjęłam też naszyjnik z amonitem, lecz ciągle
było mi mało, chciałam zrobić fraktalopodobny wzór na drutach. Nie wiem, może
nawet prosty jersey można zaliczyć do tej kategorii, albo sweter kołowiec? Nie chciałam
jednak teoretycznego dopasowania nazwy do formy, sprawdzania czy aby spełnia
kryteria, chodziło mi o to, żeby z drutami i włóczką poczuć tę strukturę. Wzór
znalazłam dość szybko, miałam go już od dawna zapisanego, zamierzałam go użyć
do jakiegoś projektu. Pierwsza reakcja radość, to jest to! Drugie spojrzenie,
oj, to nie jest takie proste. Trzecie spojrzenie, nie dam rady. Tymczasem parę
innych rzeczy działo się na drutach, fraktale mogły, a nawet musiały poczekać.
Parę tygodni później, gdy były u mnie dzieci, wpadłam na pomysł, który mnie samą trochę zdziwił. Wyjęłam jedno pudło z włóczkami, podałam wnuczkom i patrzyłam jak się bawią. Wnuczka z niesamowitym wyczuciem dopasowywała wełenki do przyszłych czapek i sweterków, analizowała grubość, miękkość i kolory włóczek. Wnuczek w pełnym skupieniu oddzielał małymi paluszkami banderolki i wydobywał wnętrze motków. Postanowiłam interweniować, dzieci nawet nie protestowały, tylko wnuczka wzięła jeden cieniowany, różowy kłębek i powiedziała, babciu pamiętaj, to będzie na esy floresy. Te esy floresy zabrzmiały w jej ustach tak oczywiście, naturalnie i bezdyskusyjnie, że wiedziałam że już nadszedł czas, by się tego wzoru nauczyć. Zakupiłam wzór Fox Paws autorstwa Xandy Peters. Wysłałam przelew i przez chwilę wydawało mi się, że właściwie to już się zaczęło dzierganie, wystarczy położyć druty, włóczkę, opis wzoru i zacznie przybywać dzianiny, sam powstanie samopowtarzający się wzór, .ale ten stan trwał krótko. Trzeba było przyłożyć się do opanowania nowego ściegu. Nie było zbyt łatwo, zwłaszcza na samym początku, gdy na nieznanym mi wzorze musiałam dokonać zmian. Opis prostej formy szala robionego dwustronnie dopasowałam do jednostronnego dziergania w okrążeniach. Efekt zadowolił zarówno mnie jak i wnuczkę, choć nie użyłam wskazanego przez nią motka. Planowałam jeszcze zdjęcia na płasko, jakieś zbliżenia, a potem przy dobrej pogodzie sesję w parku, lecz gdy tylko Kinga ubrała na siebie tuniczkę stwierdziła, że wraca w niej do domu. Długo czekała na te swoje esy floresy, nie chciałam więc tego przeciągać jeszcze bardziej. Zrobiliśmy błyskawicznie parę zdjęć esów floresów na balkonie. Cóż, błyskawice to też fraktale.
Jakie wdzięczne esy floresy! Wnuczka cudnie się prezentuje w dziele rąk babci. Bardzo, bardzo ładna sukienka:)))
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie:-) Takie kolorowe esy floresy dobrze działają na nastrój i kwietniową śnieżycę za oknem:-) Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepiekna sukienka
OdpowiedzUsuńDziękuję:-)
UsuńWcale się nie dziwię że wnuczka nie chciała zdjąć tej tuniki. Fantastyczna i efektowna, pełna pozytywnych emocji i fantazji. Ten wzór bardzo przyciąga wzrok, człowiek patrzy i zastanawia się jak to jest zrobione ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję:-) Tak ten wzór jest przykuwający uwagę, kiedyś do niego wrócę. W czasie dziergania pierwszego motywu, gdy na drucie jest mnóstwo włóczki i coraz więcej narzutów człowiek patrzy i zastanawia się jak to będzie wyglądać;-)
Usuń