Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skarpety. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skarpety. Pokaż wszystkie posty

środa, 9 lipca 2025

Niezapisane, napisane...

Według prognoz i alertów miało być bardzo deszczowo i burzowo wczoraj, a u mnie zapowiadał się wyjątkowo spokojny dzień, z nadzieją na ciszę i bynajmniej nie ciszę przed burzą. Warunki wręcz idealne, by popisać w skupieniu, przejrzeć zdjęcia i przygotować wpis na bloga. Tym bardziej miałam na to ochotę, że przyszedł mi do głowy pomysł pokazania dwóch dzianin niekoniecznie letnich, a fakt, że mnie samą zaskoczył wzięłam za dobrą monetę. Dodatkową motywacją do „poblogowania” był niezwykle rzadki u mnie stan, że akurat nie miałam niczego na drutach. Usiadłam więc przed komputerem, by jeszcze rano na szybko zanotować kilka kluczowych myśli. Pisało mi się dobrze, szybko, stukając w klawiaturę obserwowałam jak na biel ekranu wypływała fala moich rozmyślań. Miałam potem do tego wrócić na spokojnie, raz jeszcze przeczytać, zastanowić się, poprawić. Jednak do domu wróciłam później niż planowałam, gotowanie obiadu też jakoś więcej czasu mi zabrało, a poza tym pojawiło się parę innych okoliczności, ot, życie. Pewnie bym nawet o tym nie wspomniała, gdyby nie fakt, że  tekst choć został napisany, to nie został zapisany. Zwyczajne niedopatrzenie, elementarny błąd. No cóż, to się zdarza. Trochę szkoda, ale nie wylewam nad tym morza łez, być może tak miało być,  by te wczorajsze „mądrości” rozpłynęły się w wirtualnym niebycie.  Tymczasem w moich notesach te wszystkie słowa i zdania zapisane kiedyś na szybko, jakieś cytaty i własne zapytania wciąż tam są. Czasem piszę odręcznie, czasem na klawiaturze. To tylko inne sposoby zapisywania słów,  bo one same, raz pomyślane, powiedziane czy zapisane mają pewną moc, wpływ na rzeczywistość, nawet te rzucane na wiatr, nawet te z niezapisanych plików, bo i one mogą być jakąś lekcją, albo pretekstem do zmiany planów,  przekierowania na inne tory.

Dzianiny, wybrane wczoraj jak gdyby nigdy nic czekają gotowe do prezentacji. Można by pomyśleć, że to taka przewaga materii, pewność, konkret i nic więcej. Akurat! Praca z tą materią dostarcza wielu różnych wrażeń i to na każdym etapie. Życie dziewiarki bywa burzliwe, zmienne i czasem nieprzewidywalne.  I ja tę zmienność lubię. Coś mi to przypomina…  Takie właśnie jest dla mnie morze Bałtyckie, piękne, dynamiczne, żywe, zmienne. Cieszę się, że udało się zrobić parę zdjęć dzianin na plaży. Ale zanim je pokażę jeszcze opowiem o ich powstawaniu.

Wiosną pracowałam nad ażurowymi, misternymi dzianinami, byłam z nich zadowolona, a moją satysfakcję wzmacniało zadowolenie osób, które zamówiły u mnie te rzeczy. Gdy skończyłam te projekty zaczęłam robić coś dla siebie, spontanicznie i bez wcześniejszych wyliczeń, mogłabym powiedzieć, że dla czystej przyjemności robienia na drutach, ale nie byłoby to prawdą. Po pierwsze miałam cel – długi sweter, prawie płaszcz, o którym marzyłam od dawna. Doskonale pamiętam wszystkie te długie kardigany w czasopismach dziewiarskich, do których wzdychałam z zachwytem, by zaraz potem usłyszeć w głowie ostrą krytykę – za dużo wełny, za dużo roboty… no i tak odkładałam mój pomysł aż do tego momentu, gdy olśniło mnie, że idealnie nadaje się na niego wełna, którą uzyskałam ze sprutego swetrzyska kupionego za bezcen. I tu dochodzimy do „po drugie” – ze względu na ograniczoną ilość materiału i brak możliwości dokupienia motka nie mogło to być całkiem beztroskie dzianie. „Czy wystarczy włóczki?”  Oto znany od pradziejów dziewiarski dylemat.  Wiedziałam, że wystarczy na sweter, lecz nie mogłam precyzyjnie określić na jaką długość, toteż robiąc raglan od góry tuż po rozdzieleniu korpusu zrobiłam rękawy, a cała resztę aż do zużycia tej pięknej, grubej, granatowej wełny.

Druga rzecz, którą dziś pokażę też zrobiłam dla siebie, też spontanicznie, też z grubej wełny i też z własnych zapasów włóczkowych. Gdy przyszedł maj i przypominał zimny październik zapragnęłam wesołych kolorowych skarpetek. Wyjęłam resztki wełny skarpetkowej  „Novita 7 brothers” , na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie nie pasujących, ale tak je połączyłam, że utworzyły spójną całość. Z siedmiu kolorów z „siedmiu braci” powstały skarpetki, które bardzo lubię, lecz nad morze ich nie zabrałam😊













i jeszcze skarpety 





 

 

 

 

czwartek, 31 października 2024

Kopytka (jeszcze gorące)

    W poprzednim wpisie pokazałam dzianineczki skończone dawno temu i długo czekające na prezentację na blogu, a dziś dla odmiany coś niemal prosto z drutów, wczoraj wieczorem skończone, uprane, w nocy suszone, rano sfotografowane. To dziecięce skarpetki, kopytka, które zamówiła u mnie Ania dla swojej córki. Mała rzecz, prosta sprawa, lecz na tyle ciekawa, że postanowiłam o niej napisać odkładając na razie wcześniejsze dzianiny i inne tematy.

Od kilku miesięcy zaangażowana jestem w zainicjowany przez Barbarę Kwater projekt „Polskie wzory  w dziewiarstwie. Ujęcie współczesne”. Celem tego projektu  jest stworzenie zbioru polskich wzorów dziewiarskich inspirowanych sztuką różnych regionów Polski. To fascynująca przygoda, dzięki której poznaję i na nowo odkrywam skarby naszego dziedzictwa, chłonę urodę wzorów regionalnych, znaczenie symboliki motywów, kolorów. Pierwsze owoce projektu można zobaczyć na profilu Posplatane. Jest odtworzona łowicka pończocha wykonana skomplikowanym wzorem żakardowym, są wzory inspirowane ludowymi motywami. Za kilka dni rozpocznie się kolejny, bezpłatny  KAL, czyli razem robienie,  tym razem motywów kaszubskich, które opracowała Kasia logikaoczka.  Te wzory już czekają by wpleść je w skarpetki, mitenki czy inną dzianinę.

Inne wzory czekają z kolei na czas, aby je rozrysować, dopracować, przenieść na krateczki, zrobić próbeczki. Pasjonujące zajęcie, lecz dość czasochłonne. Trzeba niejednego podejścia, by oddać właściwy kształt, wyrazić istotę jakiegoś motywu, więc jak przenieść go na druty, w dzianinową formę tak, aby wzór był czytelny, a żakard realny do wykonania, bez zbyt długich przejść kolorów, bez zbyt wielu kolorów w jednym rzędzie. Dość dużo tych warunków, ale mimo to one wcale nie zniechęcają do poszukiwań. Tylko tych długich godzin więcej trzeba…

Patrzę na gorset mojej prababci wyszywany koralikami, myślę jak te wzory i ich miękkie, nieregularne linie przenieść na wzór na druty, przeglądam szkice innych moich pomysłów i choć się cieszę na każdy kolejny etap tej pracy, to jednak czuję deficyt czasu. Myślę, że na ten moment trzeba mi jakiegoś prostszego zadania, ale jakoś związanego z projektem. Bo inne drutowe rzeczy też się dzieją😊

 I wtedy dostaję wiadomość od Ani, która poprosiła mnie o zrobienie skarpet dla córki, bo sama nie umie „pleść na drutach”. Jest potrzeba, będą skarpety, a to pleść na drutach bardzo mnie ujęło, pięknie to brzmi, szkoda że w moich stronach się tak nie mówiło.

Jak się okazało te skarpetki kopytka potrzebne są do stroju ludowego, bowiem córka Ani tańczy w zespole ludowym. Kopytka to wełniane skarpety stanowiące element stroju ludowego górali żywieckich. W używanych poprzednio kopytkach zrobiła się dziura, starannie ją zacerowałam, co jak się okazało wymaga dobrej znajomości oczek. Oczywiście zrobiłam nowe skarpetki o rozmiar większe od poprzednich i aby były trwalsze wykonałam wzmocnioną piętę.

Poniżej zdjęcia skarpetek kopytek, czerwone tło to poduszka we wzór pelargonii, ale o tej poduszce  napiszę innym razem.














 

niedziela, 13 października 2024

Moje dziewiarskie abecadło. U jak uczenie.

Moja dziewiarska pasja wiąże się z ustawicznym uczeniem się. Zauważam to w trzech różnych, lecz powiązanych z sobą obszarach. Pierwszy to uczenie się rzemiosła, drugi uczenie się siebie, a trzeci uczenie się świata.

Opanowanie umiejętności, poznawanie materiałów, narzędzi, czyli takie dosłowne uczenie się czegoś nowego stanowi poziom podstawowy. Nie mam tu na myśli stopnia trudności, bowiem udoskonalanie warsztatu czy podejmowanie najbardziej zaawansowanych rękodzielniczych wyzwań także mieści się w tym obszarze. To strefa konkretów, w której łatwo ustalić – umiem czy nie umiem, używam, czy nie używam, albo czy udało mi się uzyskać upragniony efekt.

Drugim rodzajem uczenia się przez pasję jest poznawanie siebie, swoich możliwości oraz upodobań. To, że coś mogę, potrafię wcale nie znaczy, że tego chcę, że będę to wybierać. Ucząc się jak wykonać jakieś ubrania uczę się też, jak sprawdzają się one w użyciu, jak się w nich czuję. Bardzo lubię wełnę, lecz nie każdą mogę nosić blisko ciała, bo mnie gryzie, choć nie mam uczulenia. Zmieniają się pory roku, okoliczności i zmieniam się ja sama. Na niektóre projekty, które kiedyś wydawały się marzeniem  patrzę dziś z lekkim zdziwieniem i zastanawiam się co mnie w nich zachwycało, czy nieosiągalny wtedy dla mnie poziom trudności czy może uroda zdjęcia w magazynie. Mam jednak do nich sentyment i w jakimś stopniu te wcześniejsze marzenia spełniam, czy to samym kolorem czy elementem wzoru. Przytoczone przykłady, choć dotyczą konkretów wiążą się z podejmowanymi decyzjami i z wybieraniem tego co chcę, co lubię, co uznaję warte zaangażowania energii, czasu, kasy. Umiejętnością, którą wciąż opanowuję jest wplatanie pasji w dynamiczną, codzienną rzeczywistość, w obowiązki i wszystkie życiowe sprawy. Gdy priorytety są całkiem inne, gdy czasu na druty pozostaje niewiele wówczas smakuje ono jeszcze bardziej niż zwykle, wystarczy zrobić choćby kilka rządków by poczuć jakie to kojące nawet w mikro dawkach. Tylko trzeba mieć pod ręką odpowiednią robótkę. Pogodzenie hobby z obowiązkami jest możliwe, ale nie wiem czy zgodnie z ideą „wilk syty i owca cała”, bo po prostu nie wiem kto jest kim w tym układzie, jeśli moja pasja jest wilkiem to bez obaw, nie pożre ona owcy, najwyżej ją ostrzyże. A jeśli ta pasja jest owcą, to też dobrze, z czasem odrośnie jej wełna.

I wreszcie trzeci, fascynujący rodzaj uczenia się przez pasję, który nazwałam poznawaniem świata. Przez te dzianinowe oczka, czy to prawe, czy lewe czy przekręcone można zobaczyć to co wciąż się zmienia i to co niezmienne, różne postaci, historie, sprawy. Uczę patrzeć na świat, na ludzi z taką ciekawością i świeżością, z jaką podchodzę do nowych pomysłów dziewiarskich. Jeśli dostrzegam jakieś mechanizmy, gry albo nawet zagrania nie sprowadzam ich do czarno białych schematów, rozpoznaję pewne wzory i mam świadomość, że za każdym razem dzianina będzie inna. Na tę dzianinę – rzeczywistość wpływa wiele różnych czynników, każdy w jakimś stopniu ją tworzy. A jak to wyjdzie, cóż, czas pokaże.

Z podziwem i wzruszeniem poznaję historię dziewiarstwa. To także uczenie się świata, tego jak było kiedyś, jak się zmieniało, co pozostało, odkrywanie nici wiążących nas z przeszłością i rosnący zachwyt nad tym dziedzictwem. Do tego tematu będę jeszcze wracać i na pewno napiszę osobny post związany z projektem „Polskie wzory regionalne w dzianinie. Ujęcie współczesne(link)

Dziś pokażę jeden, za to wielobarwny dzianinowy akcent, inspirowane łowickimi pończochami kolorowe podkolanówki. Zrobiłam je w ramach KAL-a „łowickie dzianie”. Tak się złożyło, że jeszcze w ubiegłym sezonie, już pod koniec zimy wnuczka poprosiła mnie, żeby zrobiła jej skarpety, ale takie wysokie i żeby miały bardzo dużo kolorowych paseczków i że mogą być dopiero na następną zimę. Dokładnie pamiętam ten moment, jej zdecydowanie i moją niepewność, żeby nie powiedzieć niechęć. Podkolanówki? Wielobarwne? Może wolisz getry? Nie wolała. Na szczęście zbliżała się wiosna i pomysł mógł się na razie oddalić. Minęła, wiosna, potem lato i nagle ta akcja łowicka. Zapaliłam się, z wielką przyjemnością dobierałam kolory, a gdy jakoś w połowie skarpety pokazałam je Kindze usłyszałam – „dokładnie takie chciałam!”.

Czego nauczyły mnie te łowiczanki? W obszarze konkretów nauczyłam się robić dopasowaną podkolanówkę, jak idealnie łączyć nitki, choć to akurat już po fakcie😉i co zrobić żeby podkolanówka nie opadała (wciągnąć delikatną rozciągliwą tasiemkę).

W obszarze uczenia się siebie po raz kolejny dowiedziałam się jak bardzo kocham kolory i jak wiele radości daje łączenie różnych barw. I jeszcze pewnej elastyczności względem swoich planów, bo coś, co wydawało mi się za trudne po kilku miesiącach jakoś tak naturalnie się zadziało.

Co do uczenia się o rzeczywistości to ten projekt przybliżył mi motywy łowickie, zachwycił przepięknymi, mistrzowsko wykonanymi pończochami sprzed 1920 roku, które można zobaczyć w Muzeum Etnograficznym w Krakowie (klik). W ramach łowickiego KAL-a powstało wiele pięknych skarpet i pończoch, były zarówno wierne kopie jak i swobodne interpretacje, wszystkie oryginalne, piękne, ciekawe, był wersje intensywne, były też stonowane. W tej zabawie brały udział osoby o różnym poziomie zaawansowania, również takie,  które dopiero uczyły się robić skarpety. Zwrócenie uwagi na ludowe motywy pokazało jakie bogactwo tkwi w naszej kulturze i że możemy ją promować korzystając z tego co już robimy, co lubimy, co umiemy.

Jeśli zaś chodzi o refleksję o świecie to kolorowe paseczki są cudownym symbolem tego, że można łączyć to co się bardzo różni, lecz żeby paski do siebie pasowały nie wystarczy ani podobieństwo, ani kontrast, trzeba jeszcze trochę wyczucia, trochę fantazji i wtedy powstanie harmonijny pasiak. Mnie spasowały te paseczki, a Kinga tak zadowolona, że gdy tylko przymierzyła gotowe ubrała na spacer nie czekając na zimę ani mój czas na sesję zdjęciową.














 




piątek, 5 lipca 2024

Czy to za późno czy za wcześnie?

Tego roku wcześniej przyszła wiosna, a za nią z rozpędu lato, rozrosło się, rozwinęło i można odnieść wrażenie, że tą bujnością zaczęło przenikać w inne obszary życia. Gdzie się człowiek nie odwróci, coś przyciąga, zaprasza na spotkanie, zachęca do działania, a tu jeszcze uwagę przyciągają motyle, kwiaty i trawy. Cudowne jest lato, tyle okazji do zachwytu, po prostu poezja! I oczywiście jest też proza, konkret, codzienne zadania. Harmonijne łączenie jednego z drugim jest sztuką, której się uczę ciągle od nowa. Zawężając już temat do kwestii dzianinowych, bo przecież o tym jest ten blog – dzieje się intensywnie i bujnie. To co skończone mam sfotografowane, na drutach też coś, jak zawsze, a w głowie kiełkują kolejne pomysły. Jako że ostatnio bardzo niewiele czasu spędzam przed ekranem to nie zajmowałam się blogiem, a zdjęć moich letnich dzianin to nawet jeszcze nie obejrzałam, zostawiając to na wolną chwilę. Wyjątkiem są zdjęcia skarpet „Mirror hearts socks”. Mozaikowe skarpetki w serduszka zaprojektowane przez Renatę Witkowską wykonałam w ramach testu, a zdjęcia przygotowałam wcześniej i zamieściłam na Ravelry. W dniu publikacji wzoru byłam na wakacjach, miałam zamiar pokazać swoją wersję zaraz po powrocie, ale zajęło mi to trochę dłużej. Czy jest już za późno? Nie jest za późno. Tak jak w piosence „Starego Dobrego Małżeństwa”, chodzi za mną ostatnio ten utwór i kilka innych, niesłuchanych od lat, a odświeżonych podczas podróży samochodem. Zatem nie jest za późno, ale z drugiej strony czy nie jest za wcześnie na ciepłe wełniane skarpety? I tu odpowiedź jest taka sama. Nie jest za wcześnie. I nie jest nawet za gorąco, zdjęcia robiliśmy w upalny Dzień Dziecka, starałam się by uwinąć się szybko, bo trochę obawiałam się, że to może być tortura dla Karola, ale te skarpetki tak mu się spodobały, że chciał wracać w nich do domu. Teraz Karol jest na wakacjach i gdy wczoraj dostałam kolejny filmik z dedykacją dla mnie, jak Karol zjeżdża na zjeżdżalni i pierwsze z tuby wyłaniają się jego stópki to potraktowałam to jako motywację by jednak znaleźć chwilę, usiąść przed komputerem i opublikować post z jego skarpetkami.

Opis wzoru na te skarpety jest perfekcyjny i uniwersalny, można go idealnie dopasować do stopy,  przyznam że nigdy wcześniej nie przygotowywałam tak dokładnych pomiarów. I choć zdecydowałam się na nieco większy rozmiar, bo dzieci szybko rosną i do zimy noga może być już większa, lecz nawet teraz widać że te skarpety są świetnie dopasowane do kształtu stopy. Starannie opracowany wzór mozaikowych serc uwzględnia nawet rozróżnienie na stopę prawą i lewą.

Ja mam za sobą test dziewiarski, pracę pod okiem Reni, w przemiłym towarzystwie innych testerek i jestem Wam wdzięczna za to dobre doświadczenie. A Karol ma przed sobą jeszcze dużo letnich zabaw z gołymi stopami, a gdy nastaną chłodniejsze dni to skarpetki będą jak znalazł.



















piątek, 22 marca 2024

Miksowania marcowego ciąg dalszy😊

Pasja tworzenia dzianin to coś, co wciąga, porywa i unosi, rozwija fantazję a zarazem utwierdza w konkrecie, skłania by zgłębiać tajniki materii, rozpracowywać techniki, poznawać je i oswajać. To jakby dwa różne obszary, materialny i niematerialny, które wcale nie kłócą się z sobą, tylko pięknie splatają i przenikają.

Ostatnio siostra przypomniała mi o chuście, którą zrobiłam dla niej pięć lat temu. Pokazywałam ją w tym poście. Kasia nazwała ją chustą idealną - co do wielkości, grubości, ciepłoty, kolorystyki i kształtu, powiedziała też, że zawsze zabiera ją na wjazdy, bowiem sprawdza się zarówno w sytuacjach codziennych jaki i bardziej eleganckich, świetna do narzucenia na sukienkę gdy robi się trochę chłodno.

Chusta ta zachwyciła inną Kasię na tyle, że zrodził się pomysł nowej dzianiny. To właśnie taki moment pobudzający wyobraźnię. Gdy zaczynam zastanawiać nad nowym projektem, czuję, że porywa mnie samo myślenie o dobieraniu kolorów. Jakbym patrzyła na szklane naczynie z wodą, do którego wlewają się barwniki. Z ekscytacją i ciekawością obserwuję te widowiskowe obrazy i jednocześnie porównuję jak pasują do wizji, której szukam.

Dziś do garnca z marcowym miksowniem oprócz wspominania chusty sprzed kilku lat i fantazji o kolorach przyszłych projektów wrzucam też konkrety dzianinowe, dwie pary skarpet i ubiegłoroczny sweter zrobiony dla mojego męża. Sweter ten wciąż nie doczekał się zdjęć „naczłowieczych”. To piękne określenie zaczerpnęłam od Bokasi i dziwię się, że nie przyjęło się na dobre w dziewiarskim świecie i nie zastąpiło zwrotu „na ludziu”. Tu pozwolę sobie jeszcze na jedną dygresję językową. Coraz częściej słyszę, że coś się „zadziewa”. Wygląda na to, że to słowo się już przyjęło, ale jeśli tak, nie znaczy to jeszcze że jest obowiązkowe😉 Osobiście wolę jak coś się „wydarza”, w samym środku tego słowa jest dar, a dar możemy przyjąć, albo komuś ofiarować. Samo słowo wydarzenie kojarzy się z czymś istotnym, na pewno wartym naszej uwagi. A zadziewanie? Dla mnie słowo „zadziewa” nasuwa obraz zaciągającego się oczka w rajstopach, zaciągniętej nitki w delikatnej tkaninie czy dzianinie, czyli czegoś niepożądanego.

Wróćmy jednak do dzianin. Pewnego razu poznawszy nową metodę dziergania pięty, postanowiłam podzielić się z innymi moim wzorem, w którym oprócz tej nowej pięty wplotłam swoje ulubione motywy zaczerpnięte z natury,  stąd nazwa wzoru „Mech i motyle”. Okazało się, że łatwiej było mi zrobić skarpety niż opis ich wykonania, lecz cieszę się, że tego spróbowałam. 

Opis znajduje się pod tym linkiem

 Moim wzorem zainteresowała się Renata Witkowska - mistrzyni dziewiarskich opisów i zrobiła swoją wersję tych skarpet, którą pokazała na swoim blogu Dziergawki w tym poście. To dla mnie zupełnie nowe, wzruszające doświadczenie zobaczyć swój pomysł w wykonaniu innej osoby.

Dzięki bezcennym uwagom Reni naniosłam poprawki do istniejącego opisu, uświadomiłam sobie także, że sporym ograniczeniem wzoru jest tylko jedna opcja na grubszą włóczkę. Postanowiłam dodać opis na większą liczbę oczek, a żeby to zrobić wydziergałam kolejne skarpety. Jako że nie lubię zbyt dużej powtarzalności postanowiłam wprowadzić akcenty kolorystyczne.

Zrobiłam im zdjęcia na płasko i na nodze, ale nie mojej, to znaczy mojej, bo ją posiadam, czasem używam, lecz nie do chodzenia😉 W poprzednim poście pisałam o głowie, a dziś podobnej roli noga, nóżka w zasadzie, niezmiernie szczupła, wygięta stópka plastikowa, do prawdziwej mało podobna, ale pomocna jest gdy chce się pokazać piętę. 

Druga para skarpet to skarpetki dla mojego męża. Wykonałam je z posiadanych włóczek, dużą przyjemność sprawiło mi dobieranie kolorów i oczywiście dzierganie. Po raz drugi zrobiłam piętę typu bumerang, tym razem skorzystałam z opisu Bokasi. Jej pieczołowicie wykonane skarpetki kuszą misternymi detalami, mam zamiar wpleść w jakieś swoje skarpetki kliniki  z lewych oczek, ale to kiedyś.

Raglanowy sweter nazwałam ekspresowym bo zrobiłam go w szybkim tempie na grubych drutach, bez korzystania z żadnego wzoru, wykorzystując ulubione ściegi w prostym układzie.

A oto zdjęcia dzianin:






















piątek, 9 lutego 2024

Spontanicznie i sentymentalnie

Wpadam dziś na bloga z nieplanowanym wpisem. Poprzednio pisałam o tym, jak to czekam na sprzyjające warunki by sfotografować zrobione przeze mnie swetry, na stosowne okoliczności a przede wszystkim na dobre światło. Od tamtego czasu sytuacja zmieniła się o tyle, że przybył jeszcze jeden sweter, za to pogoda najczęściej jest pochmurna i deszczowa, nietypowa jak na luty, zwykle bardziej suchy. Za to w te nieliczne dni z jasnym niebem i przebłyskami słońca czuję się świątecznie i radośnie.

Jak wspomniałam wcześniej, zrobione swetry czekają na zdjęcia a kolejny, nowy, ważny projekt swetrowy potrzebuje jeszcze trochę czasu na doprecyzowanie koncepcji, opracowanie wzoru, próbki, wyliczenia i wreszcie na ten impuls, kiedy już mam pewną wizję i sięgam po druty. Na razie patrzę tylko na piękne, nowe motki czekające w koszyczku, lecz nawet na domowe zdjęcia światło niespecjalne. Taka to pora. Ale przecież nie zawsze tak będzie i nie zawsze tak było. Przeglądając letnie zdjęcia zachwycam się tym, jak dużo w nich światła i że wtedy było ono tak oczywiste, że aż niezauważalne, skupiałam się bardziej na fotografowanych obiektach niż na jasności dnia.

W mojej dziewiarskiej pasji lubię płodozmian, fazę swetrową przeplatam mniejszymi formami, takimi jak skarpety. O ile swetry wymagają znacznie większej ilości materiału i w ogóle poważnego planu to do skarpetek wystarczą nawet resztki włóczek. Po opanowaniu podstaw i oczywiście pokochaniu tej formy wystarczy impuls, wolna chwila i już się dzieje… Od wczoraj mam na drutach nowe skarpety. Bezpośrednią inspiracją były posty na zaprzyjaźnionych blogach, najpierw swoje skarpetkowe cudeńka pokazała Bokasia  niedługo potem Renia. Ja jeszcze kończyłam sweter, lecz zatęskniłam za dzierganiem skarpet, choć na ten moment nie było ich w planie. Wczoraj wyjęłam włóczki, dobrałam kolory i wielką przyjemnością zaczęłam dziergać, wyszłam już poza ściągacz.

Tak się składa, że mam jeszcze niepokazywane skarpety, które ilustrują radość związaną z tą dzianinową formą. Jest to idealna robótka podróżna, zajmująca bardzo mało miejsca. Skarpety z włóczki Alize, zrobione są w czasie wakacji i z przyjemnością wracam dziś do tych wakacyjnych zdjęć. Kolorystyka włóczki pięknie harmonizowała się z piaskiem, niebem i morzem, a co ciekawe te same barwy zobaczyłam w katedrze w Kamieniu Pomorskim.

Druga para zrobiona z włóczki Opal i resztek Fabela mogłaby pięknie wyglądać w towarzystwie lawendy, kto wie, może latem powstaną takie zdjęcia.

















wtorek, 9 stycznia 2024

Moje dziewiarskie abecadło – T jak tworzenie

To było oczywiste od samego początku, że w moim dziewiarskim abecadle przy literze T tematem tekstu będzie tworzenie. Tak też się składa, że twórczy pierwiastek jest w moim życiu czymś kluczowym, obejmującym nie tylko pasję. I nie tylko mnie to dotyczy, bo każdy człowiek, nawet niezwiązany z twórczą działalnością zawodowo ani amatorsko codziennie kreuje swoje życie, podejmując nawet drobne decyzje, wybierając ścieżki, treści, kolory, słowa, myśli. A skoro to taki temat to trzeba go traktować… no właśnie jak? I tutaj trafiam na taką trudność, przez siebie stworzoną, mianowicie założenie, że do tematu tworzenia to trzeba wybrać jakąś taką wyjątkową dzianinę, zaawansowaną technicznie, niezwykłą artystycznie i w ogóle czort wie jaką.  Nie mam takiej. A trochę tych dzianin tworzę, z tylu tuzinów projektów jakoś nie wyłania się to coś, nie mam też niczego podobnego w planach. I tu olśnienie, ta-daam, naprawdę to ja wcale nie chcę takiego tworu, który spełniałby kryteria dziwności i atrakcyjności by zilustrować proces tworzenia. Bo przecież tworzenie przejawia się w każdej robionej rzeczy, w najprostszych dzianinach, nawet odtwórcze realizowanie czyichś projektów wnosi coś niepowtarzalnego, twórczego przez osobę, która to robi, a przede wszystkim daje radość i satysfakcję. Takie podejście jest według mnie bardziej trafne i też treściwe. Tematu teorii tworzenia w tym tekście nie będę poruszać, powstało o tym wiele tomów i traktów. Oprócz teorii jest też praktyka, na wyciągnięcie ręki, włóczki, drutów. I powstają kolejne, mniejsze lub większe dzianiny.  Tak to w twórczym tempie toczy się życie, a do tego krótkiego odcinka abecadła wybrałam trzy ostatnio zrobione rzeczy, które właśnie trafiły do nowych właścicielek. Są to skarpety dla Kasi oraz mitenki i sweterek dla Martynki.

Kasia podziwiała wykonane przeze mnie skarpety ażurowe, kolorowe, ale dla siebie wolała gładkie i bez wzorów, w jej ulubionym kolorze pudrowo różowym. Teoretycznie mogłam poprzestać na wydzierganiu prostych skarpet, ale ten element twórczy we mnie sprawił, że musiałam coś zmienić. Wiedząc, że Kasia ma słabość do kotów dodałam kotki nad kostkami. Rozważałam technikę żakardową, ale zdecydowałam się na haft, zwany szwajcarskim ściegiem dzianinowym. Instrukcję wyszywania znalazłam na stronie ABC robótek na drutach, a kocią sylwetkę wzięłam z żakardowego schematu Garn studio. W tych skarpetach zastosowałam nieco inny niż dotychczas sposób wzmocnienia pięty, inspirację zaczerpnęłam z bloga Czajki i sięgnęłam po wzór My Favorite Vanilla Socks, lecz ze względu na grubość włóczki proporcjonalnie pozmieniałam ilość oczek.

Te dziecięce dzianinki są efektem twórczej współpracy z wnuczką. Jej mitenki i czereśniowy sweterek  (klik)  tak bardzo spodobały się Martynce, że chciała mieć identyczne. Czy nie zrobiłabym jej na urodziny. Nie. To znaczy identycznych nie zrobiłabym, chyba że inne wzory, kolory, inne owoce. Więc Kinga wymyśliła nowe mitenki i sweterek, ze śliwkami, ale też z paskami i z literką M na środku. Twórcza natura nie pozwoliła jej poprzestać na jednej zmianie. Ja z kolei pozmieniałam kolory, chcąc wykorzystać posiadane włóczki, od siebie dodałam w jednym z pasków pisane literki M, które pasują uczennicy pierwszej klasy i tym samym dobrze zgrywają się z tematem abecadła😊

Z wydzierganiem mitenek i sweterka zmieściłam się w terminie, lecz zdjęcia mam takie sobie, trudno. Ale już skarpety z kotami zostały należycie sfotografowane, tym razem był na to i czas i światło. Tak to bywa.

Wykorzystane włóczki: skarpety – novita 7 Brother, mitenki Novita Nalle, a cała reszta różne resztki.