Pokazywanie postów oznaczonych etykietą damskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą damskie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 17 lutego 2024

Lucy – sweterek ryżowy, raglanowy, ekspresowy.

Już na podstawie tytułu można całkiem sporo dowiedzieć się o projekcie "Lucy's sweater", że wykonany jest ściegiem ryżowym, ma raglanowy rękaw i powstaje w błyskawicznym, jak na sweter tempie. Poza tym, a może przede wszystkim, jest on bardzo wygodny, równie przyjemny w noszeniu jak i w dzierganiu. Prosty, uniwersalny fason zdobią ciekawe linie raglanu przypominające warkoczyki, które ciągną się aż do ściągaczy, tych na dole swetra i tych zamykających szerokie, luźne rękawy. Gdy zdecydowałam się na testowanie tego projektu dla Renaty Witkowskiej stanęłam przed wyzwaniem znalezienia odpowiedniej włóczki. Miała ona spełniać dwa kryteria, po pierwsze powinna pochodzić z moich zapasów, a po drugie musiała być przyjemna i niegryząca. W przypadku wykorzystywania włóczek z odzysku czy też włóczek już nieprodukowanych dochodzą jeszcze obawy czy aby wystarczy, ach ten smak ryzyka! Kwestia koloru też ma znaczenie, ale to jest u mnie jakby organiczne, po prostu robię to co mi się podoba😊

Przed rozpoczęciem pracy wybrałam trzy wersje kolorystyczne, każda w ilości „wystarczy na sweter”, myślę że nie ja jedna stosuję taką uproszczoną i jakże wymowną miarę. Podobały mi się wszystkie opcje, o wyborze miał zdecydować los, czyli wykonana próbka ściegu adekwatna do opisu. Okazało się jednak, że żadna z nich, mimo żonglowania rozmiarami drutów nie spełniała tego warunku, jedna wełenka dużo za gruba, dwie pozostałe trochę za cienkie, a że były cieniowane to nie chciałam z niczym łączyć, żeby nie przytłumić ich urody. W tej sytuacji zdecydowałam się na czwarte rozwiązanie, połączenie trzech różnych nitek w kolorze zgaszonego błękitu i jasnej szarości. Wykorzystałam włóczki Drops Nepal, Alize Artisan Supewash i Haapsalu Shawl Midara. Świetne są takie zestawienia różnych nitek, mam wrażenie, że dodają dzianinie głębi i oryginalności.

Sweterek robiłam dla siebie, tak dobierając rozmiar aby zachować zarówno trochę luzu przy ciele jak i swobodne wkładanie rękawów pod kurtkę i efekt ten udało mi się osiągnąć. Miałam na sobie tę dzianinę dwa razy,  w obu przypadkach były to bardzo miłe spotkania, co tylko utrwaliło pozytywne ważenia. W ubiegłym tygodniu sweterek podarowałam siostrzenicy, która ma kilka rozmiarów mniej niż ja, ale bardzo lubi luźne rzeczy. Aniela przepięknie wygląda w tych błękitnych szarościach, a jeśli chodzi o mnie zawsze mogę zrobić sobie taki sweterek, mam na niego bardzo dobry przepis😊 Z czego mógłby powstać jeszcze nie wiem, lecz wiem na pewno, to że nawet przy skrupulatnym podążaniu za opisem będzie to rzecz jedyna w swoim rodzaju. Kolaż zdjęć testowanych wersji zamieszczony przez projektantkę na jej stronie Dziergawki świetnie ilustruje niepowtarzalność ręcznie wykonanych dzianin.

    















 

niedziela, 15 stycznia 2023

Między przeczuciem a pewnością

Gdy zobaczyłam projekt swetra Frozen Tulips Renaty Grabskiej bez wahania zgłosiłam się do testu. Nie analizowałam swojej sytuacji czasowej ani włóczkowej, wiedząc, że mogłoby mnie to doprowadzić do wniosku, że nie ma szans. Sam wzór zachwycił mnie od pierwszego spojrzenia, miałam też przeczucie graniczące z pewnością, że będzie to udany projekt, przyjemny w dzierganiu i wygodny w noszeniu. Nie myliłam się, dzianina ta już na etapie ściągacza wyglądała bardzo dobrze, a potem każda kolejna przymiarka potwierdzała wcześniejsze wyobrażenia. Czy to była intuicja? Niekoniecznie, przecież walory swetra można było dostrzec od razu, a znając sposób, w jaki projektantka opisuje swoje wzory po prostu wyciągnęłam logiczny wniosek, że to dobry projekt. Nie musi on być sprzeczny z intuicją, ta bowiem określana bywa jako uwewnętrzniona suma doświadczeń. Mając spore doświadczenie w jakimś obszarze można ocenić sytuację w mgnieniu oka, bez potrzeby analizowania sytuacji, kombinowania itd. Pisze o tym o tym Malcolm Gladwell w porywającej książce „Błysk. Potęga przeczucia”. Podoba mi się jego podejście, choć nie wyczerpuje tak subtelnej kwestii jaką jest ludzka intuicja. Chętnie do tej książki wrócę, a tymczasem wracam do dzianiny dla mojej synowej.

Tak jak już wspomniałam dzierganie szło gładko, lekko i przyjemnie. W dniu gdy zamknęłam ostatnie oczko i poucinałam niteczki, Edyta wzięła sweter i od tej pory nosi go często. Wybrałyśmy na tę dzianinę włóczkę, która jest mieszanką wełny i bawełny cotton merino drops w kolorze jasno fioletowym. A że fiolet to podobno kolor intuicji to pozwolę sobie jeszcze na kilka zdań na ten temat.

Co my wiemy o intuicji? Mówimy, że ją mamy, jakby była jakąś praktyczną aplikacją, przydatną w niektórych sytuacjach, by w razie czego coś podpowiedzieć, przed czymś przestrzec, a potem pochwalić się choćby przed sobą, ale miałam intuicję! Czy na pewno to jest tak, że ją mamy, posiadamy, jak jakąś istotę podrzędną w feudalnym porządku, gdzie panem jest głowa, rozum, ego?  

Człowiek chciałby mieć nad nią władzę, a ona jakoś nie zawsze do usług się stawia. Tymczasem ona nie musi się zjawiać, przybywać jak duch z innego wymiaru, bo jest wciąż obecna.

Nigdy się nie narzuca, mówi cicho, szeptem, albo wcale, daje znać o sobie ledwo wyczuwalnym oporem, jakimś uciskiem w gardle, w brzuchu, bez powodu, albo nieuzasadnioną radosną pewnością, że to jest to… i co? No właśnie!

Warto tę istotę dostrzec, posłuchać jej zaufać, zapytać „Co ty na to?”, ale jak już wspomniałam ona mówi dość cicho…

 
















wtorek, 13 września 2022

Jak to … odchodzi lato…

Lato odchodzi ze spokojem, najpierw kroczkami maleńkimi, cichymi jak spadanie pojedynczych listków w upalny dzień i tak niewyraźnie, że nie wiadomo czy ten złoty kolor brzozowego liścia to odbicie letniego słońca, czy już zapowiedź jesieni. Jakby list z przyszłości, ale jeszcze go nie otwieram.

Kolejne znaki i wiadomości są coraz bardziej wyraziste, wypełniają się barwami dojrzewających owoców, ubierają mundurki terminów, spraw, harmonogramów, otulają gęstymi mgłami krajobrazy i wieczorne myśli. Czegóż to lato nie wyczynia, by pokazać że już wystarczy, że odchodzi. A ja udaję, że nie widzę, to znaczy widzę, bardzo widzę, i te kolory i mgły i chłód też czuję.

Lecz z biegiem lat z coraz czulej obchodzę się z latem, chcę bieg zastąpić powolnym spacerem. A gdy to lato już odchodzi nie wszczynam awantur, że jak to tak? Czemu? Nie grzęznę w żalu, bo tu nie dotarłam, tam nie zdążyłam…

Lato odchodzi, już coraz bardziej dynamicznie, zwrotami akcji temperatur, naciąganiem ciepłych rzeczy rano, a potem ściąganiem i ciągnięciem za sobą tych ubrań w popołudnia niby gorące, a w cieniu podszyte chłodem.

I tak sobie ubieram w słowa te moje nastroje, przymierzam myśli, planuję działania. Czas odłożyć letnie ubrania, zwykle robię to etapami, nie podejmuję zrywnych akcji jak wiosenne porządki czy jesienne burze. Z latem żegnam się powoli, ze spokojem.

A co słychać w dziale dzianinowo blogowym? Mam jeszcze trzy letnie rzeczy do pokazania. Dziś przedstawię dwie z nich, sfotografowane na płasko tuż po wykonaniu. Mam nadzieję, że następnego lata zrobimy sesje zdjęciowe z udziałem właścicielek tych dzianin, a kto wie może nawet uda się jeszcze w tym roku. Obydwie dzianiny  zrobiłam są na podstawie mojego pomysłu, z głowy i obydwie z własnych zapasów włóczkowych.

W letnim topie połączyłam smakowite i orzeźwiające kolory bawełniano lnianych włóczek, głównie belle. Okazało się, że skojarzenie z lodami nasuwało się również innym. Wykorzystałam znany mi już wcześniej wzór falisty,  który lubię tak bardzo jak lato, będę do niego wracać. Szelki zrobiłam ściegiem francuskim stabilizując ich brzegi spuszczanymi oczkami, nie znam nazwy tej techniki.

Druga rzecz to dziecięce bolerko z włóczki Desire, robione od góry, wykończone francuzem. Główną ozdobą tej dzianiny jest dość prosty wzór ażurowy, dobrałam do tego guziki w kropeczki.

Pokazuję te zdjęcia, które mam, owszem dzianiny złożone są na płasko, ale o tej porze tak właśnie się składa letnie rzeczy i delikatnie odkłada z nadzieją, że będą cieszyć następnego lata….



















 

czwartek, 7 lipca 2022

Na odległość i na oko.

Między przyśpieszeniem spraw a spowolnieniem reakcji

Między chłodną rosą o świcie a rozgrzanym w południe betonem

Między zgiełkiem zakorkowanych ulic a głęboką ciszą odludzia

Między zachwytem a zmęczeniem zbyt dużym by o nim napisać

Między radością ze spotkania  a uczuciem niedosytu

Tak między nami

i między innymi

W międzyczasie robię na drutach

Czasem posłusznie idę za schematem, czasem pozwalam sobie na beztroską spontaniczność lub choćby lekkie modyfikacje.  

Może mam duszę poety, ale nie przeszkadza mi to jednak mocno stąpać po ziemi.

Zatem przejdźmy do konkretów, czyli do tej jednej konkretnej dzianiny. Agacie spodobał się cieniuteńki sweterek pokazany na blogu (klik) i zamówiła coś podobnego. Przy najbliższym spotkaniu miałyśmy ustalić szczegóły, wybrać kolory, przymierzyć ten mój sweter, zrobić przymiarkę, a potem już wystarczyło nabrać oczka na druty… Tylko odległość jakoś nie sprzyjała. Zamówiłam włóczkę, zaczęłam … i zanim doszło do spotkania skończyłam sweterek, bez wcześniejszych przymiarek, nawet na sobie, bo oprócz odległości dzieli nas także różnica w rozmiarach😊 Ktoś może powiedzieć że to ryzykowne podejście w przypadku swetra, absolutnie się z nim zgodzę.  Byłam tego świadoma i liczyłam się z opcją prucia, albo zrobienia zupełnie nowego swetra w innym kolorze, dość to było emocjonujące. Zresztą ten mój sweter pierwowzór też powstawał z przygodami.

A oto ten sweterek robiony na oko, na odległość. Tak wygląda już na właścicielce:















poniedziałek, 27 czerwca 2022

Oczko do oczka😊

Od oczka do oczka i oto gotowa odzież, nie tylko okrycie, ale obiekt już od początku wiele obiecujący, przyjemność dziergania i radość noszenia.

Odkryłam ostatnio, że całkiem sporo mam zrobionych dzianin, opublikować je wypada, a wcześniej obfotografować. Od pewnego czasu otaczające mnie okoliczności oddalały mnie od rytmu blogowego i zwiększał się odstęp czasowy między dzierganiem a publikowaniem obiektów spadających z drutów. Osobiście nie oceniałam tego surowo, że to okropność, odpuszczenie czy opuszczenie, albo nawet oddalenie z miejsca wypadku. Nie obijałam się przecież😊 Odczułam jednak, że trochę brakuje mi bieżącego blogowania, pisania. Obiecałam sobie, że nadrobię zaległości. Od czego jednak zacząć? Odpowiedź jest prosta - od tego co zostało sfotografowane. Tak się składa, że jest to najnowsza moja dzianina, letnia kamizelka. Grzejąca alpaka i ciepła wełna na pewno się nie obrażą za przesunięcie ich w kolejce, która jeśli w ogóle istnieje to jest względna i umowna. Czasem liczy się chronologia powstawania prac, innym razem data premiery testowego projektu, wykonanie zdjęć, natchnienie, chwila,  napisanie tekstu i splot różnych okoliczności, po prostu naturalna kolej rzeczy.

Dzień gorącego lata to dobry czas, by pokazać przewiewną letnią kamizelkę, taki niby niekonieczny, ale często brakujący element. Otwierając szafę czasem zastanawiam się co ubrać, aby się i okryć i odkryć. Również latem stosuję zasadę ubierania „na cebulkę”. Lubię chwytać promienie słońca, ale wiem że, może zdarzyć się jakiś nawiew klimatyzacji albo po prostu sytuacja, w której nie czułabym się komfortowo, więc do letnich sukienek i bluzek na ramiączkach potrzebuję jakiejś narzutki. Właśnie taki przyodziewek wydziergałam z włóczki bawełniano lniano wiskozowej Drops Belle w kolorze malwy. Oczarował mnie kiedyś projekt kamizelki Lana Grossa i od razu chciałam zrobić coś takiego w wersji zimowej, z ciepłej wełny. Zima jednak minęła, a ochota na ten wzór jakoś nie, toteż stał się on moją pierwszą letnią dzianiną tego roku. Kamizelkę tę można nosić na dwa sposoby, z ażurem na dole, albo odwrotnie, wtedy ażur tworzy szalowy kołnierz, w tej drugiej wersji całość jest krótsza i szersza, za to więcej się dzieje wokół szyi. Jest też trzeci sposób ubierania tej dzianiny,  mianowicie zakładanie jej na ramiona bez wkładania rąk w otwory, jest to wygodne i dobrze wygląda, ale gdy robiliśmy zdjęcia jeszcze tego nie wiedziałam😊


















 

 

 

 


piątek, 18 marca 2022

M jak moher, N jak nadzieja

Sztuka czerpania radości z dziergania polega na balansowaniu między ekscytującą niepewnością nowego projektu a kojącą powtarzalnością robionych na drutach sekwencji. Każda dziewiarka zna to uczucie przy zamykaniu ostatniego oczka, gdy widać już, że wyszło dobrze. Potem przychodzą pożytki z użytkowania dzianiny i ten szalenie istotny motyw również należy wcześniej brać pod uwagę. Radosna twórczość, spontaniczność, łączenie barw i zabawy formą – wszystko pięknie, ale bardzo ważne są konkretne kryteria, by czapka pasowała do głowy, skarpetka do stopy, by głowa przeszła przez otwór na szyję itp. itd. Nie wystarczy jednak by dzianina była dopasowana, dana rzecz musi się podobać użytkownikowi, ale i to jeszcze nie wszystko. Człowiek ma się sam sobie podobać w tej dzianinie. Można to dostrzec w błysku oka, w wyrazie twarzy, nawet w tonie głosu. Ach jak lubię ten moment! Wtedy wiem, że warto było. Dzierganie dla kogoś jest dużo trudniejsze niż dla siebie, do końca nie wiadomo czy spełni się czyjeś wyobrażenia.  Wcześniej trzeba je ubrać w jakieś ramy, określić oczekiwania i swoje możliwości, dobrać odpowiednią włóczkę, przewidzieć jej zachowanie😉, przemyśleć detale.

 „Ty się za bardzo przejmujesz”- powiedziała mi Lucyna. Zgadzam się z nią i nie zgadzam, owszem przykładam się, by wykonać tę dzianinę najlepiej jak potrafię, ale nie sądzę, że to jest „za bardzo”, po pierwsze zawsze można bardziej, a po drugie obniżenie wskaźnika „przejmowalności się” lepiej  przenieść na inne obszary 😊

Lucynie marzył się moherowy sweterek w kolorze soczystej, intensywnej zieleni. Miał być lekko dopasowany, elegancki, zrobiony dość gęsto, bez żadnych wzorów i prześwitów. Znalazłam odpowiednią włóczkę i zrobiłam zgodnie z życzeniem. Wybrałam prosty raglan, robiony od góry, dzięki tej metodzie mogłam w trakcie pracy sprawdzać i ewentualnie korygować rozmiar. Wystarczyły dwie przymiarki, jedna na etapie początkowym, druga już pod koniec dla ostatecznego ustalenia długości tułowia i rękawów. Dekolt obrobiłam szydełkiem, a dół swetra i mankiety zamknęłam igłą,  moim ulubionym już sposobem, elastycznym i eleganckim.  Kolejny emocjonujący etap to było zanurzenie w wodzie, odsączenie i pełne niepewności czekanie jak po próbie wody zachowa się ta nieznana mi wcześniej włóczka Gazzal super kid mohair. Zachowała się dobrze, nic jej się nie stało.

Sesja zdjęciowa została połączona z naszym spacerem po lesie. Przewidując że ani ja, ani mąż ani syn nie wystąpimy w roli filigranowej modelki zabrałam z domu wieszak i tak oto prezentuje się sweterek zrobiony dla Lucyny, w kolorze żywej, nasyconej zieleni.

Zieleń to kolor nadziei, której tak bardzo potrzebujemy. Mocną zieleń włóczki zestawiłam z jasnym, zielonym mchem, z intensywną zielenią bluszczu i z pojedynczymi świeżymi źdźbłami, przebijającymi  się przez gęstwinę suchej trawy.

Ps. Na niektórych zdjęciach jest też mój nowy alpakowy komin, ale ten komin i inne alpakowe rzeczy pojawią się na blogu innym razem.






















 

piątek, 11 czerwca 2021

Top prototyp

W moje blogowe plany zupełnie niespodziewanie wskoczyła dzianina sprzed kilku lat, której dotychczas nie pokazywałam. Prezentując ostatnio prostą bawełnianą bluzkę napisałam, że właściwie robiła się sama. Niezupełnie tak to było. Zanim narzuciłam na druty „wodę różaną” belle wyjęłam z szafy bardzo podobną dzianinę, przeliczyłam oczka i właściwie odwzorowałam bluzkę sprzed paru lat, w nowej zmieniłam tylko włóczkę i  wzór na plisy. Tak się złożyło, że w tym tygodniu mając na sobie tę dawno wydzierganą bluzkę miałam też dobre warunki do zdjęć. Postanowiłam zatem pokazać ten prototyp, zwłaszcza że najnowsze dzianiny nadal nie zostały sfotografowane. Uświadomiłam też sobie, ze nie tylko dzierganie uczy cierpliwości, prowadzenie bloga również😊 Pasja ta jednak jest tak wdzięczna, że zawsze ma coś dobrego w zanadrzu, coś co właśnie dzieje się na drutach, coś nowego, co można zaplanować na przyszłość, ale też coś z przeszłości. Jak ta koralowa bluzeczka.

Ten wpis miał być przerywnikiem między innymi odcinkami abecadła, ale jednak od tematu nie odeszłam, gdyż sposób dziergania zastosowany w tej dzianinie od dawna zajmuje ważne miejsce w moim dziewiarskim elementarzu. Odkąd opanowałam raglan robiony od góry śmiało mogę nabierać oczka na letnie bluzki i zimowe swetry, na rzeczy duże i małe bez obaw o jakieś aberracje konstrukcji.

Koralowy top powstał dobrych parę lat temu, z włóczki z odzysku, która urzekła mnie kolorem.  Przy okazji przekonałam się, że bawełna nie niszczy się szybko, nie kundli i nie mechaci.

A tak oto wygląda ten to top prototyp:












sobota, 5 czerwca 2021

Hop i top

Długo pozostawałam dość obojętna na sezonowe bawełniane dzierganie. Co prawda każdego roku powstawały jakieś bluzki, sukieneczki, ale nie miałam zbyt wybujałych planów na letnie dzianiny, nie miałam  włóczkowych marzeń, kaprysów, ani zbyt dużych zapasów z kategorii „lato”. I nagle zaszła zmiana, pokochałam letnie włóczki, z przyjemnością a nawet z rozmachem zrobiłam na drutach trzy dzianiny, z bawełny i z mieszanek bawełny z wiskozą i lnem, z nowych zakupów i z własnych zapasów, tak dawnych że prawie zapomnianych. Nagły mój zapał do tworzenia letnich ubrań był wprost proporcjonalny do kwietniowego i majowego chłodu, któremu towarzyszyły ciepłe skarpety i puchowe kurtki tak wiele razy ubierane z wiarą, że to już ostatni raz tej wiosny. Ziąb jednak trwał, lecz w sercu maj miał się dobrze. Z pięknych bawełnianych włóczek oczko za oczkiem powstawały nowe rzeczy. I mogłyby powstawać kolejne, w innych tonacjach, piękne zgaszone pastele rozgrzewały moją wyobraźnię.

Nie będę pisać teraz o tym  co mogłabym, albo co chciałabym zrobić, tylko pokażę, to co już jest gotowe. Jak wspomniałam zrobiłam ostatnio trzy letnie dzianiny, dwie z nich czekają na sfotografowanie, na odpowiednią sytuację i pogodę do zdjęć. Dziś pokażę prosty top. Zrobiłam go  z dropsowej  włóczki Belle, to mieszanka bawełny z wiskozą i lnem.

Zrobiłam krótką bluzeczkę przeznaczoną do letnich spódnic, ale do zdjęć ubrałam długie spodnie, wzięłam też z sobą ciepłą chustę, śmiesznie by było przeziębić się przy pokazywaniu lata. Takiej bluzki nie miałam w planach, powstała w zasadzie przypadkiem, przy okazji. Z innej dzianiny zostało mi trochę włóczki w kolorze woda różana, nie mogłam jej po prostu odłożyć, dokupiłam jeszcze trochę i szybko wydziergałam letni top. Same prawe oczka, tylko plisy ryżowe, raglan robiony od góry, bezszwowo, bez formowania podkroju szyi, fason najprostszy z możliwych, hulaj dusza, właściwie robiło się samo.

To tyle na dzisiaj, krótko, bo bluzka niedługa, a wkrótce pokażę dwie inne, słoneczne dzianiny.