piątek, 22 marca 2024

Miksowania marcowego ciąg dalszy😊

Pasja tworzenia dzianin to coś, co wciąga, porywa i unosi, rozwija fantazję a zarazem utwierdza w konkrecie, skłania by zgłębiać tajniki materii, rozpracowywać techniki, poznawać je i oswajać. To jakby dwa różne obszary, materialny i niematerialny, które wcale nie kłócą się z sobą, tylko pięknie splatają i przenikają.

Ostatnio siostra przypomniała mi o chuście, którą zrobiłam dla niej pięć lat temu. Pokazywałam ją w tym poście. Kasia nazwała ją chustą idealną - co do wielkości, grubości, ciepłoty, kolorystyki i kształtu, powiedziała też, że zawsze zabiera ją na wjazdy, bowiem sprawdza się zarówno w sytuacjach codziennych jaki i bardziej eleganckich, świetna do narzucenia na sukienkę gdy robi się trochę chłodno.

Chusta ta zachwyciła inną Kasię na tyle, że zrodził się pomysł nowej dzianiny. To właśnie taki moment pobudzający wyobraźnię. Gdy zaczynam zastanawiać nad nowym projektem, czuję, że porywa mnie samo myślenie o dobieraniu kolorów. Jakbym patrzyła na szklane naczynie z wodą, do którego wlewają się barwniki. Z ekscytacją i ciekawością obserwuję te widowiskowe obrazy i jednocześnie porównuję jak pasują do wizji, której szukam.

Dziś do garnca z marcowym miksowniem oprócz wspominania chusty sprzed kilku lat i fantazji o kolorach przyszłych projektów wrzucam też konkrety dzianinowe, dwie pary skarpet i ubiegłoroczny sweter zrobiony dla mojego męża. Sweter ten wciąż nie doczekał się zdjęć „naczłowieczych”. To piękne określenie zaczerpnęłam od Bokasi i dziwię się, że nie przyjęło się na dobre w dziewiarskim świecie i nie zastąpiło zwrotu „na ludziu”. Tu pozwolę sobie jeszcze na jedną dygresję językową. Coraz częściej słyszę, że coś się „zadziewa”. Wygląda na to, że to słowo się już przyjęło, ale jeśli tak, nie znaczy to jeszcze że jest obowiązkowe😉 Osobiście wolę jak coś się „wydarza”, w samym środku tego słowa jest dar, a dar możemy przyjąć, albo komuś ofiarować. Samo słowo wydarzenie kojarzy się z czymś istotnym, na pewno wartym naszej uwagi. A zadziewanie? Dla mnie słowo „zadziewa” nasuwa obraz zaciągającego się oczka w rajstopach, zaciągniętej nitki w delikatnej tkaninie czy dzianinie, czyli czegoś niepożądanego.

Wróćmy jednak do dzianin. Pewnego razu poznawszy nową metodę dziergania pięty, postanowiłam podzielić się z innymi moim wzorem, w którym oprócz tej nowej pięty wplotłam swoje ulubione motywy zaczerpnięte z natury,  stąd nazwa wzoru „Mech i motyle”. Okazało się, że łatwiej było mi zrobić skarpety niż opis ich wykonania, lecz cieszę się, że tego spróbowałam. Opis znajduje się pod tym linkiem.  Moim wzorem zainteresowała się Renata Witkowska - mistrzyni dziewiarskich opisów i zrobiła swoją wersję tych skarpet, którą pokazała na swoim blogu Dziergawki w tym poście. To dla mnie zupełnie nowe, wzruszające doświadczenie zobaczyć swój pomysł w wykonaniu innej osoby.

Dzięki bezcennym uwagom Reni naniosłam poprawki do istniejącego opisu, uświadomiłam sobie także, że sporym ograniczeniem wzoru jest tylko jedna opcja na grubszą włóczkę. Postanowiłam dodać opis na większą liczbę oczek, a żeby to zrobić wydziergałam kolejne skarpety. Jako że nie lubię zbyt dużej powtarzalności postanowiłam wprowadzić akcenty kolorystyczne.

Zrobiłam im zdjęcia na płasko i na nodze, ale nie mojej, to znaczy mojej, bo ją posiadam, czasem używam, lecz nie do chodzenia😉 W poprzednim poście pisałam o głowie, a dziś podobnej roli noga, nóżka w zasadzie, niezmiernie szczupła, wygięta stópka plastikowa, do prawdziwej mało podobna, ale pomocna jest gdy chce się pokazać piętę. 

Druga para skarpet to skarpetki dla mojego męża. Wykonałam je z posiadanych włóczek, dużą przyjemność sprawiło mi dobieranie kolorów i oczywiście dzierganie. Po raz drugi zrobiłam piętę typu bumerang, tym razem skorzystałam z opisu Bokasi. Jej pieczołowicie wykonane skarpetki kuszą misternymi detalami, mam zamiar wpleść w jakieś swoje skarpetki kliniki  z lewych oczek, ale to kiedyś.

Raglanowy sweter nazwałam ekspresowym bo zrobiłam go w szybkim tempie na grubych drutach, bez korzystania z żadnego wzoru, wykorzystując ulubione ściegi w prostym układzie.

A oto zdjęcia dzianin:






















poniedziałek, 11 marca 2024

Mix marcowy - sploty konkretów i sentymentów

Całkiem nowa czapka, chusta z ubiegłego roku oraz szal sprzed bodajże siedmiu lat – trzy różne dzianiny, każda wykonana z innej włóczki, z innego powodu, dla innej osoby, a jednak mają one wiele wspólnego. Poza prostym faktem, że zrobione na drutach, rzeczy te są połączone subtelnym spoiwem sentymentów i sympatii. Wszystkie trzy mają charakter prezentowy. Powstały one bez korzystania z gotowych projektów, w takich sytuacjach używa się określenia „pomysł z głowy”. Oznacza to wykorzystanie dotychczasowego doświadczenia, któremu czasem może towarzyszyć eksperymentowanie. To jest tak jak poruszanie się bez mapy po okolicy, w której kiedyś się już było, albo jak gotowanie na oko bez przepisu. Oprócz własnej wiedzy i umiejętności ważne jest też to, co przychodzi z zewnątrz, co inspiruje, co rozwija. To otwieranie się na nowe oraz poznawanie i docenianie tego, co powstało dawno temu. „Pomysł z głowy” przecież nie rodzi się z próżni. Myśl ta przyszła mi to głowy gdy akurat przeglądałam w Internecie… głowy. Podczas fotografowania czapki „na płasko” przez krótką chwilę miałam ochotę kupić sobie taką głowę, rekwizyt do eksponowania nakryć głowy i peruk. Widziałam głowy białe, czarne lub beżowe, wykonane z plastiku lub styropianu, a najbardziej spodobała mi się szklana, zainteresowała mnie nie tyle jako użyteczny przedmiot, co raczej obiekt  skłaniający do refleksji. Przezroczysta, pusta głowa, fascynująca abstrakcja! W kwestii fotografowania czapek postanowiłam jednak pozostać  przy moich dotychczasowych sposobach.

Szary berecik – pierwsza dzianina w dzisiejszym zestawie – to kolejna wersja lekkiego, cienkiego nakrycia głowy dla Weroniki. Zrobiłam ją z mieszanki bawełny z kaszmirem BC Garn Summer in Kashmir, w zasadzie odtwarzając kształt tej pierwszej czapki (pokazywałam ją w tym poście) jednak tym razem zastosowałam inny wzór.  Mogłabym podać ilość oczek, podać schemat wzoru, parametry włóczki, grubość drutów i oczywiście są to kluczowe kwestie techniczne, ale bardzo ważnym składnikiem tej konkretnej dzianiny jest też wspólny czas z siostrami, rozmowy, śmiech, przeglądanie inspiracji, wzorów, odbieganie od tematów i dotykanie istotnych spraw, docenianie bycia razem. Nie trzeba o tym opowiadać, ujmować w słowa, to się po prostu czuje, to się wie. A szara czapka tylko o tym przypomina.

Kolejną dzianiną jest chusta moja ulubiona, którą od ponad roku noszę bardzo często. Jest niewielka, a można dobrze otulić szyję i kark, dobrze wygląda też lekko narzucona, a poza tym bez trudu mieści się w torebce. Jest to zasługa tej skośnej formy, lecz za wygodą i konkretem jest też coś więcej, jest zachwyt pięknymi kolorami i radość z otrzymanego prezentu. Przepiękny motek włóczki Sesia Tintoretto sprezentowała mi u ubiegłym roku Monika. Dzierganie i patrzenie na te kolory było czystą radością, a noszenie chusty tylko to utrwalało i wciąż tak się dzieje. Ta cudna włóczka, mieszanka baby alpaki, wełny merino superfine i poliamidu okazała się bardzo miła w dotyku, ani trochę nie podgryzająca Po ponad roku noszenia moja chusta jakoś nie doczekała się specjalnej sesji plenerowej, ale przecież najważniejsze jest to, że bardzo lubię tę dzianinę, jej energetyczne kolory i wszystkie dobre skojarzenia z nią związane.

Nie przypadkiem do tego odcinka wplata się także szal sprzed dobrych paru lat. Dzianina szczególnie bliska memu sercu, choć wykonana nie dla mnie, a dla Pani Agnieszki. Po raz pierwszy kupiłam luksusową włóczkę Malabrigo lace w kolorze nazwanym Archangel. Ze wzruszeniem wspominam tamtą moją pracę. Szal ten zaprezentowałam (tu) w jednym z pierwszych postów mojego bloga w 2017 roku.  Dawne dzieje, sentymenty, było, minęło, ktoś mógłby powiedzieć. Aż tu nagle, zupełnie dla mnie niespodziewanie kilka tygodni temu trafiłam na zabłąkaną wiadomość z ubiegłego lata, której wcześniej nie odczytałam. Były w niej ciepłe słowa od Pani Agnieszki i zdjęcia do kolekcji dzianinowej. Moją reakcją było poczucie zaskoczenia, dezorientacji, zdziwienie jak to się mogło stać. Gdy już trochę ochłonęłam z szoku przeanalizowałam sytuację i okazało, się że data zgadza się z czasem, gdy miałam zawirowania z telefonem i nie tylko. Cała ta przygoda była niesamowitym doświadczeniem pozwalającym z większym dystansem spojrzeć na tę zależność od dostępu do Internetu. Jednak to, co było treścią wiadomości nie przepadło w żadnych wirtualnych niebytach, bowiem szal zrobiony dawno temu nadal jest noszony i dowodem są zdjęcia zrobione na tle kwitnącego ogródka.

Serce rośnie, nic dodać, nic ująć.