Jakiś czas temu Elżbieta zapytała mnie, czy mogłaby zamówić u mnie chustę. Chciała zrobić dla siebie prezent, który w obecnym etapie jej życia symbolizowałby zadbanie o siebie i otulenie się miłością.
Po ustaleniu zarysu projektu,
dobraniu wzoru i włóczki przystąpiłam do pracy nad chustą z motywami serc. Skończoną
dzianinę sfotografowałam i wysłałam. Miodem na moje serce były słowa Eli i jej
zdjęcie z chustą dopiero co wyjętą z paczki. I z mojej strony mógłby to być dziewiarski
happy end tego projektu, ale jako że prowadzę bloga, to efekty swojej pracy
pokazuję nie tylko nowej właścicielce, ale też publikuję je w Internecie, dzielę
się też refleksjami związanymi z tworzeniem dzianin i nie tylko. Nie ukrywam, że
w przypadku tej chusty towarzyszyły mi pewne obawy, żeby nie powiedzieć drżenie
serca w związku z ubieraniem w słowa sercowego tematu. Zastanawiałam się jak napisać
tekst, żeby nie wchodzić za daleko ale i nie spłycić czyichś głębokich przeżyć,
subtelnych wrażeń i doświadczeń. A dziś, gdy usiadłam do pisania wątpliwości
odpłynęły, po prostu postanowiłam o tej przygodzie napisać zwyczajnie, od
serca, nie przejmując się specjalnie że to może zabrzmieć banalnie, że wkładałam serce w splatanie ażurowych serc.
Bo tak było. Zapowiadało się pięknie już
od pierwszej naszej rozmowy i wspólnego wybierania tonacji kolorystycznej. Ja zadawałam
pytania i odnotowywałam konkretne punkty, żeby trafić w upodobania i potrzeby
Eli. Na początku żadna z nas nie miała konkretnej wizji, rozmawiałyśmy o
kolorach, jak się je odbiera, jak czuje, z otwartością przechodziłyśmy przez
różne warianty, z wielu możliwości wyławiając to co bliższe sercu. Nowych,
ciekawych opcji jakby wciąż przybywało, a każda wydawała się interesująca aż
nagle pojawiła się decyzja, „mamy to”, nie trzeba szukać dalej. Ostatecznie wyboru
dokonała Ela, a ja bardzo się ucieszyłam z tej decyzji, bo jakoś czułam, że to
najlepsza włóczka ze wszystkich wcześniej omawianych, jednak nie chciałam
narzucać swojego zdania. Zachwycały mnie kolory wyłaniające się z kokonka. Była
to cieniowana włóczka, co do której nie byłam w stanie przewidzieć jak ułożą
się pasma barw. Zaczęłam od oranżu, energetycznego i słonecznego, który potem
przeszedł w piękne różowe odcienie przypominając radosne kolory owoców trzmieliny,
którą kiedyś nazywaliśmy biskupimi czapkami, potem ten nasycony róż przybrał
inny odcień, przywołujący wspomnienie cudnych płatków jeżówki by wreszcie
przejść w stonowaną czerwień.
Chustę tę zrobiłam z kokonka
Liloppi Swing 50% merino wool, 50% Acrylic, w kolorze Unikat198 łączącym trzy
matowe niteczki z jedną połyskliwą, co dało świetny efekt bardzo subtelnego
blasku w gotowej dzianinę.
Skorzystałam z wzoru Garn studio Heart Me, (jak to wytłumaczyć serce mnie?) zmieniłam jednak ilość powtórzeń dodając dodatkowy panel serc oraz wykończenie, zamiast prosto odciętej linii zastosowałam wykończenie pikotkami.
Wszystkim czytającym życzę dużo Miłości - do siebie, do innych, do życia i po prostu do tego co się robi…
A oto chusta w/z serca:
To zrobione i wysłane na szybko zdjęcie bardzo mnie wzrusza, jest tak, wymowne, pełne ciepła i miłości.