Całkiem nowa czapka, chusta z
ubiegłego roku oraz szal sprzed bodajże siedmiu lat – trzy różne dzianiny,
każda wykonana z innej włóczki, z innego powodu, dla innej osoby, a jednak mają
one wiele wspólnego. Poza prostym faktem, że zrobione na drutach, rzeczy te są
połączone subtelnym spoiwem sentymentów i sympatii. Wszystkie trzy mają
charakter prezentowy. Powstały one bez korzystania z gotowych projektów, w
takich sytuacjach używa się określenia „pomysł z głowy”. Oznacza to
wykorzystanie dotychczasowego doświadczenia, któremu czasem może towarzyszyć
eksperymentowanie. To jest tak jak poruszanie się bez mapy po okolicy, w której
kiedyś się już było, albo jak gotowanie na oko bez przepisu. Oprócz własnej
wiedzy i umiejętności ważne jest też to, co przychodzi z zewnątrz, co
inspiruje, co rozwija. To otwieranie się na nowe oraz poznawanie i docenianie
tego, co powstało dawno temu. „Pomysł z głowy” przecież nie rodzi się z próżni.
Myśl ta przyszła mi to głowy gdy akurat przeglądałam w Internecie… głowy.
Podczas fotografowania czapki „na płasko” przez krótką chwilę miałam ochotę
kupić sobie taką głowę, rekwizyt do eksponowania nakryć głowy i peruk. Widziałam
głowy białe, czarne lub beżowe, wykonane z plastiku lub styropianu, a
najbardziej spodobała mi się szklana, zainteresowała mnie nie tyle jako
użyteczny przedmiot, co raczej obiekt
skłaniający do refleksji. Przezroczysta, pusta głowa, fascynująca
abstrakcja! W kwestii fotografowania czapek postanowiłam jednak pozostać przy moich dotychczasowych sposobach.
Szary berecik – pierwsza dzianina
w dzisiejszym zestawie – to kolejna wersja lekkiego, cienkiego nakrycia głowy
dla Weroniki. Zrobiłam ją z mieszanki bawełny z kaszmirem BC Garn Summer in
Kashmir, w zasadzie odtwarzając kształt tej pierwszej czapki (pokazywałam ją w
tym poście) jednak tym razem zastosowałam inny wzór. Mogłabym podać ilość oczek, podać schemat
wzoru, parametry włóczki, grubość drutów i oczywiście są to kluczowe kwestie
techniczne, ale bardzo ważnym składnikiem tej konkretnej dzianiny jest też
wspólny czas z siostrami, rozmowy, śmiech, przeglądanie inspiracji, wzorów,
odbieganie od tematów i dotykanie istotnych spraw, docenianie bycia razem. Nie
trzeba o tym opowiadać, ujmować w słowa, to się po prostu czuje, to się wie. A
szara czapka tylko o tym przypomina.
Kolejną dzianiną jest chusta moja
ulubiona, którą od ponad roku noszę bardzo często. Jest niewielka, a można
dobrze otulić szyję i kark, dobrze wygląda też lekko narzucona, a poza tym bez
trudu mieści się w torebce. Jest to zasługa tej skośnej formy, lecz za wygodą i
konkretem jest też coś więcej, jest zachwyt pięknymi kolorami i radość z
otrzymanego prezentu. Przepiękny motek włóczki Sesia Tintoretto sprezentowała
mi u ubiegłym roku Monika. Dzierganie i patrzenie na te kolory było czystą
radością, a noszenie chusty tylko to utrwalało i wciąż tak się dzieje. Ta cudna
włóczka, mieszanka baby alpaki, wełny merino superfine i poliamidu okazała się bardzo
miła w dotyku, ani trochę nie podgryzająca Po ponad roku noszenia moja chusta jakoś
nie doczekała się specjalnej sesji plenerowej, ale przecież najważniejsze jest
to, że bardzo lubię tę dzianinę, jej energetyczne kolory i wszystkie dobre
skojarzenia z nią związane.
Nie przypadkiem do tego odcinka wplata się także szal sprzed dobrych paru lat. Dzianina szczególnie bliska memu sercu, choć wykonana nie dla mnie, a dla Pani Agnieszki. Po raz pierwszy kupiłam luksusową włóczkę Malabrigo lace w kolorze nazwanym Archangel. Ze wzruszeniem wspominam tamtą moją pracę. Szal ten zaprezentowałam (tu) w jednym z pierwszych postów mojego bloga w 2017 roku. Dawne dzieje, sentymenty, było, minęło, ktoś mógłby powiedzieć. Aż tu nagle, zupełnie dla mnie niespodziewanie kilka tygodni temu trafiłam na zabłąkaną wiadomość z ubiegłego lata, której wcześniej nie odczytałam. Były w niej ciepłe słowa od Pani Agnieszki i zdjęcia do kolekcji dzianinowej. Moją reakcją było poczucie zaskoczenia, dezorientacji, zdziwienie jak to się mogło stać. Gdy już trochę ochłonęłam z szoku przeanalizowałam sytuację i okazało, się że data zgadza się z czasem, gdy miałam zawirowania z telefonem i nie tylko. Cała ta przygoda była niesamowitym doświadczeniem pozwalającym z większym dystansem spojrzeć na tę zależność od dostępu do Internetu. Jednak to, co było treścią wiadomości nie przepadło w żadnych wirtualnych niebytach, bowiem szal zrobiony dawno temu nadal jest noszony i dowodem są zdjęcia zrobione na tle kwitnącego ogródka.
Serce rośnie, nic dodać, nic ująć.