Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rękawiczki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rękawiczki. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 lutego 2025

Posplatane maki

W ten wzór makowy, choć całkiem nowy powplatało się wiele wątków zakorzenionych i w tym co wspólne, dla wszystkich oczywiste i tym co moje osobiste, co trwało od zeszłego lata i zarazem od bardzo, bardzo dawna.

Gdy starałam się odtworzyć wygląd maków i zaprojektować wzór na druty miałam wrażenie, że trwa to bardzo długo, bo rzeczywiście trwało, pracowałam nad tym w wolnych chwilach, dorywczo. Próbowałam rysować, potem przenosiłam to na kratki kartki albo Excela, odkładałam, a po jakimś czasie, zwłaszcza gdy dorwało mnie natchnienie, znów wracałam do pomysłu.

Teraz, gdy patrzę na skończone rękawiczki z wzorem maków wydaje mi się, że to tylko chwila w czasie, moment. A więc długo to czy krótko? I przyznam, że naprawdę nie wiem jak, tak jak ta baba, co siała mak😉 Wątpliwości co do czasu ani nie rozsiewam, ani nie rozwiewam, bo i po co. Trwało to tyle, ile trwać miało, nikt mnie nie poganiał, nawet ja sama.

Wiem też, że nie zdołałabym szczegółowo opisać wszystkich moich makowych doświadczeń, wrażeń i skojarzeń, nawet pisząc drobnym maczkiem i spożywszy uprzednio maczku paczkę wzorem słynnej kaczki Dziwaczki. Wczoraj przeglądałam zdjęcia zrobione latem, do osobnego miejsca skopiowałam wszystkie z makami, a że sporo ich było, więc rozpoczęłam selekcję, zostawiając tylko kilka, a tak naprawdę kilkanaście tych najciekawszych. To było ciekawe doświadczenie, bo znów poczułam się jak w środku lata, w środku łąki w słoneczny dzień, a przy okazji zrozumiałam, jaki sens miało to moje rozkładanie w czasie pracy nad makami, zobaczyłam, że wcale nie tak łatwo przenieść charakter tej wspaniałej rośliny na prosty dziewiarski wzór.

Polne maki przykuwają wzrok czystą, żywą i mocną czerwienią niesamowicie miękkich i delikatnych płatków. Choć kwiaty te składają się tylko z czterech płatków to tworzą bogate, pełne kształty, bardzo różniące się w zależności od etapu rozwoju, pory dnia. Najintensywniej kwitną rano i przed południem, a potem ich płatki opadają bezszelestnie, cicho. To fascynująca roślina o niesamowitej cierpliwości nasion, które potrafią czekać nawet 40 lat na sprzyjające warunki, najchętniej bowiem wyrastają na poruszonej ziemi, a więc na polach, ale i na placach budowy, przy remontowanych drogach.

Kiedy myślę o makach nasuwają mi się dwa całkiem różne obrazy. Pierwszy, to polna łąka, samotny spacer, kontemplowanie przyrody i cisza jak makiem zasiał, a na drugim obrazie kolorowa, głośna impreza, ludowe stroje, głośna muzyka. Czerwone maki przypominają mi w wyraźny, a nawet jaskrawy sposób, że jedno z drugim się nie wyklucza, że wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Nie przypadkiem więc rękawiczki z makami sfotografowane zostały zarówno na łonie natury jak i w centrum miasta, wprawdzie podczas spokojnej bardzo pory dnia, bez tłumów ludzi, gdzie ja ze swoim naręczem maków na rękawiczkach zilustrowałam tylko część ludowej piosenki „Hej, na krakowskim Rynku maki i powoje”

Wzór ten powstał w ramach projektu "Polskie wzory regionalne w dzianinie. Ujęcie współczesne"(tu link do profilu na IG). Gdy w ubiegłym roku dowiedziałam się o tej inicjatywie poczułam, że byłoby wspaniale przenosić na dzianiny motywy regionalne, które gdzieś wyłaniają się z pamięci prywatnej i zbiorowej i stanowią część prawdy o mnie, o nas i jako motyw w ubraniach zostają na dłużej.

Moje makowe inspiracje splatają się mocno z innymi pasjami, z zamiłowaniem do przyrody, z fotografowaniem natury. Mam jeszcze jedną, osobistą inspirację, rzecz konkretną materialną, choć bardziej jest to wspomnienie. Pamiętam lnianą makatkę w maki, wiszącą na ścianie, a potem leżącą gdzieś w materiałach do szycia, dotykałam jej podczas zabawy, albo szukając guzików czy nici. Gdy w ubiegłym roku zaczęliśmy skanować rodzinne albumy, aby zapisać je w formie cyfrowej zobaczyłam tę makatkę na jednym ze zdjęć przedstawiających moją mamę trzymającą na ręku starszą siostrę. Na ścianie w tle widać te maki, które tak bardzo mi się zawsze podobały. Zdjęcie jest czarno białe, mama ma jakąś ciemną sukienkę, marszczoną przy karczku, jest w ciąży ze mną. Wzrusza mnie łagodny uśmiech mamy, wesoły uśmiech siostry, jakby czekała na towarzystwo do zabaw wszelakich, między innymi do robienia makowych panienek z otwierających się pąków, potem do rozmów.

 A w tle te maki, niezbyt wyraźne, więc nie mogę dostrzec, czy to może tam jest początek tego mojego wzoru.






















środa, 13 grudnia 2023

Ściegiem, śniegiem, słowem.

Nasypało śniegu, białe czapy osiadły na gałęziach drzew, a w mieszkaniu zrobiło się jaśniej i jakoś przyjemniej. Śnieg padał, śnieg padał, cieszyły się dzieci… I nie tylko one. Użyłam czasu przeszłego, bo ta malownicza zimowa sceneria utrzymująca się od trzech tygodni właśnie ulega zmianie, drogi i ulice znów stają się ciemne, a trawa wciąż jest zadziwiająco zielona. Bałwany kurczą się i to wcale nie z zimna, śniegowe budowle topnieją, znikają. Zostają wrażenia z prawdziwie zimowych doświadczeń i zdjęcia. A skoro mowa o zdjęciach, to jest to dobry punkt, by poruszyć tematy dziewiarskie. Fotografuję moje prace dziewiarskie w trzech momentach. Pierwsze to zdjęcia robocze, wysyłane w trakcie pracy tylko do zainteresowanych. Drugie to specjalne sesje, albo plenerowe, albo domowe, w których ważne jest dobranie pasującego tła, kiedyś była to otwarta książka. Trzecie to zdjęcia robione spontanicznie, przy okazji, często w sytuacjach naturalnych i dotyczą dzianin wcześniej już udokumentowanych na blogu, więc nie ma żadnej presji, jest za to więcej satysfakcji i radości, zwłaszcza gdy dzianina ma już swoje lata.

Zdjęcia mozaikowego kompletu są połączeniem dwóch wersji, czyli sesją zrobioną przy okazji, w drodze powrotnej ze szkoły. Chciałam w warunkach plenerowych sfotografować nowe rękawiczki a także ubiegłoroczną czapkę, która choć noszona nie miała jeszcze zdjęcia na głowie. I znów okazało się, że dzianina wygląda najlepiej na człowieku i to także ta noszona od dawna.

Mozaikowa kolekcja „Among flowers” autorstwa Renaty Witkowskiej została właśnie poszerzona o rękawiczki i mitenki, a ja miałam przyjemność testowania tego projektu, jak zawsze u tej projektantki świetnie opisanego. Zrobiłam rękawiczki z tych samych włóczek co na czapkę (śliwkowej włóczki Hot Socks Pearl z kaszmirem Grundl oraz różowej Baby Merino Drops), jednak ze względów praktycznych zamieniłam kolory. W tych rękawiczkach urzekła mnie linia kciuka, wyrazista i pięknie wkomponowana w mozaikowy ścieg.

Lubię ten dzianinowy świat, włóczkową materię i proces dziergania, cieszy mnie również to, że robię coś konkretnego, co jest potrzebne i komuś służy, co nie jest jednorazowe, co w razie czego można skorygować, ewentualnie nadać temu całkiem inną formę. W moim przypadku dzianinową pasję połączyłam z pisaniem, splatając przeróżne wątki, wszystkie jednak w jakiś sposób związane są z moim rękodziełem, z tym co zrobiłam na drutach czy szydełkiem.

Od jakiegoś czasu, każdego 13 dnia miesiąca, czyli w dniu dobrego słowa wybieram jakieś słowo, piszę krótki tekst, ilustruję jednym z moich zdjęć i  publikuję post na fb. Chcąc utrzymać te materiały w jednym miejscu wykorzystałam bloga, jest to osobna strona,  jeszcze dość surowa. Przymierzałam się też do publikacji tych postów na IG, lecz zniechęciła mnie tam ograniczona ilość znaków, zrozumiałam przy okazji czemu krótkie teksty podzielone są na opis, cd w komentarzach, obrazy z tekstem i karuzele. Uznałam więc, że nic na siłę.

A moich czytelników zainteresowanych nie tylko dzianinami zapraszam raz w miesiącu na stronę Dzień dobrego słowa  Klik

A na stronie mottozmotka mozaikowy komplet „Among flowers”

















Dorzucę tu jeszcze coś całkiem spoza kompletu, mianowicie skarpety. Gdy po wysuszeniu ich szukałam miejsca na zdjęcie i już miałam wszystkie puzzle odsunąć by uzyskać wolną przestrzeń na tło zobaczyłam, że te błękity to jest jeszcze lepsze tło. To nawet mogłaby być jakaś życiowa metafora, że coś co zdawałoby się że zabiera przestrzeń to tak naprawdę coś daje. 
A same skarpetki to efekt wspólnego dziergania, zabawa KAL z Iwoną Eriksson, szalenie prosty wzór, bez formowania pięty, skarpetka sama dopasowuje się do kształtu stopy. 




wtorek, 7 marca 2023

Moje dziewiarskie abecadło - P jak przerabianie.

W dziewiarskiej pasji słowo przerabianie odnosi się do dwóch różnych procesów. Pierwszy z nich to po prostu przerabianie kolejnych oczek w dzianinie, przerabianie jeszcze jednego rzędu, motywu. Ekscytujący lub kojący stan dziergania. Drugie znaczenie przerabiania to dokonywanie zmian, prucie, poprawianie. Przyznać trzeba, że ten drugi stan nie jest szczególnie pożądany,  zawsze przyjemniejsze wydają się nietknięte moteczki, nowe projekty, kuszące wizje dzianin idealnych. Jakoś tak łatwiej zaczynać rzecz nową niż istniejącą już poprawiać, choćby to miała być czynność nieskomplikowana. Zwykle wiadomo, jaki ma być efekt i co należy skorygować, a zatem zadanie wcale proste nie jest, wymaga skupienia, natchnienia, przekonania, że właśnie nadszedł czas. Dlaczego więc określa się go dziwnym zdrobnieniem „przeróbka”? Teraz już nie wiem, czy bardziej samo to słowo mnie uwiera czy to, co za nim się kryje. Nie unikam jednak tych czynności, bowiem bardzo lubię odzyskiwanie włóczki i dawanie jej nowej formy, albo po prostu poprawianie dzianiny, jeśli tego wymaga. Dziś udało mi się wreszcie poprawić dół jednego swetra, który był wygodny, ale trochę za krótki. Zajęło mi to w sumie parę godzin, choć decyzja o wydłużeniu zapadła ponad rok temu. Jeszcze dłużej czekało parę rzeczy do sprucia. Postanowiłam zamienić je w motki i od kilku tygodniu w wolnych chwilach sukcesywnie pruję, zwijam, piorę, nawijam, miewam nawet pomocników😊 Ale nie o tym dzisiaj, tylko o przerabianiu.

Kilka lat temu zrobiłam ciepłą tunikę. O jej powstawaniu napisałam dziewiarską bajkę o szczęśliwym melanżu brązu z błękitem (klik) Lubiłam tę dzianinę, jej kolorystykę i ciepło, które dawała w zimnym pomieszczeniu. Po okresie użytkowania przyszła faza leżakowania. Postanowiłam przerobić tunikę na spódnicę dla synowej. Z korpusu i rękawów zostało wystarczająco dużo włóczki na dodatki do kompletu. I tak oto z tuniki przed kolano powstała spódnica aż po kostkę, a do tego jeszcze nakrycie głowy i ciepłe rękawiczki. Z jednej, trochę sentymentalnej dzianiny, zrobiłam trzy nowe i również z nimi wiążą mi się dobre wrażenia, mogłabym je długo wymieniać, ale poprzestanę na jednej kwestii – dzisiejszym spacerze.  Otóż pomysł by dać nowe życie tej włóczce przyszedł mi do głowy pod koniec ubiegłej zimy, podczas odkładania ciepłych rzeczy. Spódnica powstała właściwie od razu, gdyż byłam ciekawa jak się będzie układać, efekt okazał się świetny, choć wtedy było już zbyt ciepło nawet na przymiarki. Na początku sezonu zimowego zrobiłam czapkę, potem rękawice, komplet sprawdził się w użytkowaniu, ale jakoś przez kilka miesięcy nie było dogodnej sytuacji do zrobienia zdjęć, raz prawie była, ale było zbyt zimno. Ostatnio pomyślałam, że teraz to z kolei będzie zbyt ciepło, by zakładać takie zimowe grzejące odzienie, choćby tylko do zdjęć. No cóż...

Ale choć to już marzec nadal jest zimno. I tak akurat się składa, że właśnie dzisiaj i Edyta i ja mamy trochę wolnego czasu w południe. To jak, umawiamy się w parku? Pewnie!  
















sobota, 18 lutego 2023

Biegłość, niepewność, uśmiech😊

Potrzeba, pomysł, pretekst, prośba – wystarczy choćby jeden z wymienionych punktów by uruchomić proces dziergania, niezmiennie fascynujący i ciekawy. Z każdym projektem zaczynam coś nowego, nieznanego, zastanawiam się jak mi wyjdzie, bo nawet przy odtwarzaniu szczegółowo opisanych wzorów i tak różnie wyjść może, nie da się wystukać drutami „kopiuj – wklej”. Ta ciekawość jest tym bardziej motywująca, że choć w trakcie pracy widzę co robię i mogę dokonywać pomiarów, przymiarek i pewnych modyfikacji to jednak nigdy nie mam całkowitej pewności jaki będzie efekt. Oprócz specyfiki pracy ludzkich rąk związanej nie tylko z umiejętnościami, ale też  z nastrojem i poziomem pobudzenia ważną rolę odgrywa też materia, używane narzędzia i przędza, która też pracuje na swój sposób. Stale uczę się tego wszystkiego, wyciągam wnioski, nabieram wprawy i biegłości, lecz gdy pojawia się nowy pomysł to widzę w nim okazję by spróbować czegoś całkiem nowego. I znów ciekawość czy się uda. A jeszcze większa ciekawość jest wtedy, gdy dziergam dla kogoś. Tworzenie nowej dzianiny i poznawanie czyichś oczekiwań w tej materii jest dla mnie ekscytującą przygodą.

W porównaniu do dziergania rzeczy dla siebie, znacznie większa jest zarówno ciekawość jak i niepewność efektu, co tu dużo mówić – niemały stres, a jednak nie wzbraniam się przed nim. Ostatnio zrobiłam rękawiczki i czapkę dla Martyny. To miała być dzianina ciepła, wielokolorowa. Znając te oczekiwania uznałam, że na pewno znajdą się włóczki w moich zapasach, trzeba było tylko dokonać wyboru. Ach, co to było za spotkanie! Przyjemnie jest dzielić z kimś to doświadczenie buszowania we włóczkach i zestawiania różnych barw, wstępnego projektowania, rysowania. Teoretycznie już wtedy wiedziałam co i jak będę robić, ale dopiero jak zaczęłam dziergać wpadłam na pomysł łączenia kolorów z wykorzystaniem techniki mozaikowej. Takie rozwiązanie nie jest dziewiarskim odkryciem Ameryki, ale ja cieszę się z niego ogromnie, zamierzam stosować go w różnych innych dzianinach.

Kolejnym istotnym detalem jest plisa z podwójnego dziergania, której nauczyłam się kilka lat temu z czystej ciekawości, „a jakby tak”… i okazało się to dobrym rozwiązaniem czapkowym, ciepłym i przyjemnym. W prawej rękawiczce zrobiłam otworki, by bez zdejmowania jej dało się skorzystać z telefonu.

Wykorzystałam cztery różne włóczki, żółta to big merino dropsa, miętowa podwójna nitka baby merino Novity, turkus to baby merino dropsa, również podwójna nitka, a turkus ciemniejszy w plisie czapki to mieszanka merino z kaszmirem. Kluczowym kryterium wyboru włóczek były kolory, dlatego jedna nitka była pojedyncza, pozostałe podwójne dla wyrównania grubości. 

W tej dzianinie splotły się potrzeby Martyny, której pasją jest bieganie i moja dziewiarska biegłość, ciekawość. Wcześniej pisałam o tym, że dzierganie dla innych to stres. A widzicie ten uśmiech?  






















czwartek, 10 lutego 2022

M jak mitenki (i coś jeszcze)

Mitenki czyli rękawiczki bez palców wydziergałam po raz pierwszy trzy lata temu i od razu polubiłam tę drobną formę. Przekonałam się jak bardzo praktyczna to rzecz i jak świetnie się sprawdza podczas niezbyt zimnej zimy. Jest to też coś szalenie wdzięcznego w dzierganiu, dającego ogromne możliwości wyboru ściegów, a zabierającego niewiele włóczki. Wszystkie te zalety widać jak na dłoni. Wolne palce mogą używać telefonu, bilonu lub karty albo dotykać natury.

Tak bardzo polubiłam tę swobodę, że gdy zrobiło się nieco chłodniej postanowiłam zrobić sobie pełne rękawiczki, których nie trzeba byłoby zdejmować do precyzyjniejszych czynności. Pierwotnie myślałam o bardziej skomplikowanej formie z ruchomą klapką, ale zdecydowałam się na dużo prostsze rozwiązanie z otworami na palce wskazujące i kciuki. Tradycyjnie przed rozpoczęciem pracy przejrzałam mnóstwo wzorów, mogłam szaleć, bo jak wspomniałam wcześniej takie małe formy dają spore pole do popisu, jednakże moje skromne, beżowe rękawiczki domagały się najprostszych warkoczyków. Zrobiłam je z mieszanki alpaki, wełny i poliamidu Nord drops. Skończyłam jakiś miesiąc temu i od tego czasu używam ich na zmianę z mitenkami. Okazało się, że całkiem dobrze wstrzeliłam się z tymi dziurami, bo przyznam że obawiałam się, czy dobrze je umieściłam, czy uda mi się szybko odebrać telefon, zrobić zdjęcie itp. Możliwość przymierzania i dopasowywania w trakcie pracy jest ogromną zaletą mitenek i rękawiczek, zwłaszcza robionych dla siebie.

Rozpisałam się o moim eksperymencie z otworami w rękawiczkach, a to przecież post mitenkowy.

Pierwsze w tym sezonie mitenki zrobiłam na początku listopada w ramach testu projektu Lanckorona Mitts Doroty Morawiak Lichota. Do misternego, eleganckiego wzoru wybrałam cieniutką, niepozorną szarość, która podkreśla piękno wzoru i ładnie zgrywa się z innymi kolorami. Ilekroć wkładam te mitenki, albo na chwilę zatrzymuję na nich wzrok z przyjemnością patrzę na ażurowy wzór.

Kolejna para powstała jako prezent dla pewnej uroczej Węgierki, która zachwyciła się fioletowymi mitenkami, które pokazywałam w tym poście. Wybrałam włóczkę z kaszmirem Hot Socks Pearl Grundl w kolorze jodłowym, ażurowy motyw zaczerpnęłam z Sandry. Zależało mi na czasie, by zdążyć przed gwiazdką. Nie denerwowałam się samym dzierganiem, wiedziałam to kwestia najwyżej kilku dni, większe emocje budziło pytanie czy przesyłka dotrze na czas. Dotarła😊

A oto te małe dzianinki, kolejno zielone, szare i bure. Poza tą gwiazdkowo - pocztową sytuacją nie spieszyłam się z nimi, ani z dzierganiem, ani z publikowaniem, ani z fotografowaniem. Jak widać na zdjęciach jest tu początek zimy i znalezione pod śniegiem nagietki z kwietnej łąki, są jeszcze intensywnie czerwone owoce róży i głogu, są oszronione łodygi, kora drzew, zresztą zobaczcie sami…

 


 








 

















piątek, 8 stycznia 2021

Częstotliwość czapek

Gdy robi się chłodno to umiejętność dziergania staje się głównie funkcją praktyczną, lecz nie przestaje być pasją, tworzeniem i zabawą. Przychodzi jesień, a za nią zima, więc czapek potrzeba, dla siebie, dla bliskich.

Ile ich zrobiłam w tym sezonie? Niech pomyślę… jedną według własnego pomysłu, trzy z gotowych wzorów, dwie według projektu Rambler i jedną Pinua, dwie z włóczki malabrigo, jedną z resztek swetra, jedną z wielbłądziej wełny, dwie z nitki pojedynczej, a dwie z różnych łączonych. Te splątane wyliczenia dałoby się jeszcze ciągnąć, mnożyć, dzielić i jeszcze bardziej splątywać, ale nie jest to zadanie konkursowe, więc mogę ujawnić odpowiedź - zrobiłam cztery czapki.

Opowieść czapkowa nie będzie zawiła, o każdej z nich napiszę krótko, co ona za jedna, będzie jednak wyjątek, ale o tem potem.

Po kolei zatem : 1. czapka dla syna zrobiona z malabrigo rios moim ulubionym czapkowym wzorem, z głowy i na oko.

2. Także z malabrigo rios, tylko w innym kolorze zrobiłam czapkę dla siebie. Jest ona wynikiem zsumowania trzech elementów – braku czapki w stonowanym kolorze, zachwytu włóczką w kolorze Cape Cod Gray i ciekawością jak wyglądałby Rambler  w moim wykonaniu. Wyszła mi czapka, jak się okazało najczęściej używana, pasująca do wszystkiego. Może tego nie widać w mojej wersji, ale uważam ze to genialny projekt, zapewne będę do niego wracać w różnych wersjach.

3. I wracam natychmiast… nie jestem gołosłowna, a moja siostra gołogłowna. W oparciu o wzór Rambler zrobiłam dla Małgosi beret, do płaszcza w przepięknym kolorze, w którym można zobaczyć siłę głębokiego turkusu, szmaragdu i granatu. Ach jak dobrze mieć dużo różnych dziwnych włóczek w domu. Wpada siostra na chwilę, potem ubierając się coś o czapce nieśmiało wspomina, a ja patrząc na ten obłędny płaszcz znajduję szybko pasujące kolory. Z połączonych nitek wychodzi ciepła, duża czapa. Że pasuje do płaszcza trzeba uwierzyć na słowo, ma zdjęć czapki z płaszczem, są tylko zdjęcia czapki płasko.  

4. Czwarta czapka powstaje na prośbę Agaty. Tu znów pojawia się motyw dopasowania koloru do noszonej odzieży, ale ma on zupełnie inny charakter. Zdalny. Trudny. Tu już nie tak bardzo mogę ufać zmysłom, raczej kombinacji wyobraźni i technologii. Czapka ma być ciepła, wzór i kolorystykę mam wybrać sama. Swoboda wyboru to jest coś co lubię, jeszcze bardziej cieszy mnie okazane zaufanie, zwłaszcza że nie dotyczy tylko drutów, oczek, ściegów, ale kolorów! Artysta plastyk zdaje się na mnie w kwestii koloru! Rozpływałabym się  w dumie i radości, gdyby nie obawy czy jednak mój wybór się spodoba, czy w ogóle będzie pasować? Decyduję się na wzór Pinua Woolly Wormhead, ale trudniejsza jest sprawa z kolorem. Znacznie lepiej byłoby spotkać się, porozmawiać, pooglądać włóczki, podotykać, wybrać to, co zachwyci, zrezygnować z tego, co odpycha zanim jeszcze zdąży się nazwać swoją reakcję. A na odległość to coś zupełnie innego. Można rozmawiać, przesyłać zdjęcia i to jest bardzo pomocne, szybkie, nie zastąpi jednak żywego kontaktu.

Decyduję się na połączenie wełny wielbłądziej z połyskliwą nitką Sheepjes Stardust , to zestaw pasujący do dwóch płaszczy,  jasnego beżu i ciemnego bordo. Mam jednak świadomość, że ekrany różnych sprzętów mogą te kolory przekłamywać. Zamyślam się, jak bardzo technologia zmienia nasze życie. Doceniam wszystkie dobrodziejstwa, ale też widzę ile się traci po drodze. Podobno 80% informacji między ludźmi przekazywanych jest w sposób niewerbalny, ponadto nawet najlepsze sprzęty, kamery i platformy zakłócają przekaz, który jest męczący w męczący w odbiorze, bowiem nawet milisekundowe opóźnienia między obrazem a dźwiękiem są stresujące dla człowieka.

Z tymi rozterkami wychodzę na ulicę i uderza mnie hasło na bilbordzie, reklama pewnej usługi. „Dorośli – dzieci – online”, czyli jak rozumiem dla trzech grup klientów. Teraz dopiero pojmuję! To „on-line” jest nowym gatunkiem powstałym na drodze ewolucji, a ja znajduję się pomiędzy. Trochę mnie  ta technologia cieszy, a trochę mi doskwiera, bo nie chcę tracić ani tego co było, ani rezygnować z tego, co przychodzi.  Nie wiem jak dotkliwe było dla ryby przeistaczanie się w inną formę, ale dała radę, nie miała wyjścia.  Na szczęście jeszcze nie całkiem przeprowadziliśmy się do wirtualnego świata, jeszcze wychodzimy  na dwór lub na pole i wciąż potrzebujemy czapek.
















Poniżej dowód na to, że długo noszę zrobione przez siebie dzianiny:-) Rękawice służą  mi już kolejną zimę, a szalika używam od ubiegłej zimy, zanim do mnie wrócił był szalikiem męskim.