środa, 22 listopada 2023

Owocna współpraca

W rozpędzonym, zabieganym świecie dobrze jest znaleźć chwile oddechu i skupienia na czymś,  co samo w sobie jest przyjemne i ciekawe, dające trochę wytchnienia i zdrowy dystans do rzeczywistości. Dla mnie jednym z takich obszarów jest pasja dziewiarska. Zdawać by się mogło, że robienie na drutach prowadzi do izolacji, odklejenia od świata i zamknięcia w sobie. To tylko tak może wyglądać na pierwszy rzut oka, bo gdy spojrzy się bliżej, przez oczka dzianiny, nawet te oczka zgubione przypadkiem czy celowo spuszczane na potrzeby wzoru, wówczas zyskuje się inną perspektywę. Z zadziwieniem odkrywa się jak bardzo wszystko ze wszystkim jest połączone, konkretnie i symbolicznie, dosłownie i w przenośni, w czasie i w przestrzeni.  Z tej ogromnej sieci powiązań wybieram dziś wątek współzależności, który jakoś tak dobrze mi się splata z prezentowanymi  dzianinami, sweterkiem i mitenkami. Mitenki powstały niedawno, a sweterek jeszcze wiosną. Nie przejmuję się rozbieżnością między czasem dziergania a publikacją. Prezentowanie zrobionych rzeczy na bieżąco wiązałoby się z pewną presją no i z zabieganiem, jako że bieżąco i bieganie są to słowa z tej samej rodziny. A skoro mowa o rodzinnych powiązaniach to dzisiejsze dzianiny powstały na życzenie Kingi i obydwie są zrobione w oparciu jej pomysły. Po prostu uwielbiam zamówienia mojej wnuczki, które bywają swojego rodzaju wyzwaniem, sprawdzeniem czy uda mi się zrealizować jej wizję. Miałam kiedyś zamówienie na czapkę „w misie i różne postaci” (klik),  sukienkę „w esy floresy”(klik) , sweterek  „w lawendy”(klik i jeszcze parę innych. Zrealizowanie dziecięcego pomysłu nierzadko wymaga ode mnie podniesienia poziomu umiejętności technicznych, ale zawsze dostarcza ogromnej satysfakcji i jest też lekcją prawdziwej kreatywności, rozmachu, konsekwentnego realizowania planu, bez przedwczesnego naginania się do realnych możliwości.

To dla mnie jednocześnie zabawa, rozwój i przestrzeń do refleksji. Wspomniałam wcześniej o współzależnościach. To, że robię na drutach zawdzięczam mojej mamie, ona też od kogoś się tego nauczyła, potem jeszcze wiele innych osób przyczyniło się do tego co jestem w stanie zrobić dzisiaj. Coś otrzymałam i  mogłam to wziąć i rozwijać dalej . W Sieci jest mnóstwo inspiracji, lekcji, instrukcji, czerpię z tej skarbnicy i jestem ogromnie wdzięczna tym, którzy uczą, dzielą się swoją wiedzą, doświadczeniem. Mogę bez zobowiązań korzystać z tego bogactwa na własny użytek, mogę wybierać z jakiego materiału skorzystać, który bardziej mi odpowiada.

W przypadku testu dziewiarskiego jest inaczej, dostaję coś więcej, szczegółowy opis, niemal gwarancję efektu, zobowiązuję się jednak do przestrzegania pewnych zasad, terminowości, skrupulatności i realizowania projektu zgodnie z zamysłem autora.

Zupełnie inne są reguły gry gdy przychodzi do mnie z pomysłem moja ulubiona projektantka Kinga, nie dostaję opisu tylko wizję, bardzo konkretną i wydaje mi się wówczas, że moje zasoby i umiejętności są niewystarczające, przypominam sobie wówczas bajkę o kocie w butach i finał z zamianą Czarodzieja w myszkę. Ale to tylko chwila zawahania, zaraz potem przystępujemy do ustalania szczegółów, czasem do negocjacji i gdy tylko zabieram się do pracy nad dzianiną czuję dziecięcą radość i wdzięczność za to, że mogę realizować całkiem nowy projekt. Zielony sweterek z dyndającymi listeczkami, i gałązkami czereśni w dwóch różnych odcieniach nie stanowił wyzwania pod względem technicznym, kluczowe było tutaj dobranie dwóch jaskrawych zieloności i wykonanie owocowo listkowego motywu. Sweterek zrobiony został od dołu, z kawałków, które potem pozszywałam, dorobiłam plisę i dekoracyjny motyw. Sama nie sięgnęłabym po te kolory, ale gdy zobaczyłam je w dzianinie wręcz poczułam jak w harmonijną całość zgrały się ostre tony zieleni z mocnymi akcentami czerwieni i ciemnego różu. Nieźle to wymyśliła!

Mitenki są naszym wspólnym projektem, Kinga narysowała jak mają wyglądać, a ja zaproponowałam kolorystykę dopasowując ją do kurteczki.





















 

 

środa, 15 listopada 2023

Z mchu i w motyle:-)

Za oknami samochodu przesuwały się obrazy, drzewa, samochody, zabudowania, ogrody i zupełnie niezależne od remontów na drogach fantastyczne obłoki.

Jechaliśmy wzdłuż wybrzeża, ale tak naprawdę morze było już za nami. Chłonęłam jeszcze te widoki i utrwalałam wrażenia z nadzieją, że następnego lata znów przyjedziemy w te strony. W moich nadmorskich tęsknotach żywy i cudownie zmienny Bałtyk łączy się wydmami i  charakterystycznym lasem. W czasie podróży powrotnej las zaskoczył mnie niezwykle ciekawym widokiem zza szyby samochodu. Z tej perspektywy nie były to szczyty sosen lecz widok niskich warstw lasu, dosyć gęstego, lecz na tyle dobrze oświetlonego by wyeksponować jasnozielony mech rosnący na pniach drzew, tuż przy ziemi i nieco powyżej. Wyglądało to tak jakby drzewa ponaciągały na swoje nogi skarpetki z miękkiego mchu. Potraktowałam to, że w ten sposób przypominają mi o jednych takich moich skarpetkach, wcześniej niepokazywanych, zrobionych jeszcze w ubiegłym sezonie, a sfotografowanych wiosną.

Są to skarpetki, do których mam szczególny sentyment, gdyż sama je zaprojektowałam i oczywiście wykonałam. Mając już pewne doświadczenie w dziedzinie skarpetkowej postanowiłam zrobić coś swojego, oryginalnego. Zarówno wcześniej jak i później w niejednym projekcie sama komponowałam układ wzorów na stopie, lecz tym razem zależało mi, żeby wpleść w dzianinę ważne dla mnie motywy. Kto mnie zna albo obserwuje moje posty w mediach społecznościowych wie że kocham naturę, że jeśli tylko mogę to gonię za motylami, a las to po prostu uwielbiam. Pomysł na skarpetki przyszedł mi do głowy dość szybko, zastanawiałam się jak to sprawdzi się w rzeczywistości.   

Zabrałam się za dzierganie skarpet skrupulatnie robiąc notatki. Z zebranej kolekcji ściegów przypominających motyle wybrałam dość dyskretny wzór, który urzekł mnie swoją prostotą. Dużo radości sprawiło mi zastosowanie nowo odkrytej wówczas metody kształtowania pięty, to właśnie przy tej parze skarpet nauczyłam się  tej techniki korzystając filmu z You tube, musiałam jednak dopasować ilość oczek do mojego pomysłu.

Użyłam włóczki Novita Nalle kolorystycznie przypominającej leśny mech, choć oryginalnie kolor ten nazywał się „siano”. Nie przypadkiem też na zdjęcia wybraliśmy się w plener, gdzie nie brakowało zieleni i mchu.

Nawiązaniem do mchu jest też ścieg ryżowy zastosowany w palcach, pięcie i na nogawce w pasmach nad i pod wzorem motylków, niejako je dyscyplinujący, ale mimo mojego ustawiania ich w szeregu i tak zdarzyło się, że jeden motyl usiadł sobie nad piętą najpierw na jednej skarpetce a potem drugi na drugiej, i tak już tam zostały.

A oto te skarpety:











 

poniedziałek, 6 listopada 2023

Saga skarpetkowa

Saga skarpetkowa. Taki pomysł na skarpetkowy odcinek abecadła przyszedł mi do głowy jeszcze w ubiegłym roku, który był dość urodzajny w dziergane skarpetki a i w nowym sezonie sytuacja niewiele się zmieniła, wciąż poznając tajniki tych dzianinek służących stopom, swoim i nie tylko.

Ostatnio uświadomiłam sobie, że mimo stałej satysfakcji skarpetkowania jakoś tak się stało, że nastąpiło spowolnienie w prezentowaniu kolejnych par. Skutek tego taki, że mam stos skarpetek, które nie pojawiły się na blogu. Nie jest to stos sensu stricte, ani straszna sterta setek skarpet, ale ze spokojnym sumieniem można określić tę ilość serią. Zamiast długiej sagi skrobnę tylko parę słów i spiszę skrótowo szczegóły dotyczące skarpet z minionego sezonu. Skupię się na suchych faktach, choć wystarczy że spojrzę na jakieś zdjęcie uświadamiam sobie, że za każdą parą skrywa się jakiś sentyment, symbolika.

Trzy pary skarpet na pierwszym zdjęciu zrobiłam dla jednej wspaniałej osoby. Dwa projekty opracowałam sama, starając się dobrać stosowne kolory i motywy,  jeśli chodzi o trzeci sytuacja testowa jakby spadała mi z nieba.

Jasnoróżowe skarpety Greyembers wg projektu Iwony Eriksson zrobiłam z włóczki Regia Premium Cashmere. Sama ta przędza nieco mnie rozczarowała, po włóczce z dodatkiem kaszmiru spodziewałam się większej miękkości. Za to projekt z wyrafinowanym, niebanalnym wzorem ażurowym zachwycił mnie i chętnie do niego wrócę. 










Druga para skarpetek również powstała z włóczki z dodatkiem kaszmiru, tym razem z Hot Socks Pearl uni Gründl w kolorze śliwkowym. Co ciekawe kaszmiru jest tutaj tylko 5%, czyli połowę mniej niż w Regii, a jednak Pearl jest przyjemniejsza, być może wynika to z faktu, ze bazą jest wełna merynosowa.

W tym projekcie wykorzystałam nowy wówczas dla mnie typ pięty i wkomponowałam go w dość skomplikowane, warkoczowe wzory. Wykorzystany wzór o nazwie Iris bardzo mi się podoba i chętnie go gdzieś powtórzę. Może nawet zmodyfikuję ten ten projekt upraszczając nieco motyw centralny, zostawiając te piękne przeplatanki tylko na nogawce. 







I wreszcie grubaskowe skarpety zrobione z niezawodnej włóczki skarpetkowej Novita 7 Brothers Lapintaika z dodatkiem połyskliwej nitki, według własnego pomysłu. Zastosowałam prosty, strukturalny wzór z oczek prawych i lewych, za to o jakże wspaniałej nazwie Tree of life, drzewo życia. Cóż, po niemal roku użytkowania skarpet wygrywają  te z novity, używane są najczęściej, jako domowe kapcie, są najczęściej prane i wciąż mają się świetnie.

 






I ostatnia w tej serii para skarpet zrobiona została w ramach testu projektu Klippor socks autorstwa Iwony Eriksson, ciepła wełna, energetyczny kolor i wspaniały projekt Iwonki z solidną konstrukcją i pięknym niebanalnym wzorem – czego chcieć więcej? Może kolejnej pary według tego wzoru?

 






Ciąg dalszy nastąpi:-)