piątek, 17 kwietnia 2020

Kolorowy przepływ

Mam wszystko czego potrzeba, by w dowolnej wolnej chwili oddać się mojej dziewiarskiej pasji. Posiadam ogromna ilość wzorów, projektów, pomysłów, mnóstwo drutów i akcesoriów, niemało umiejętności i pewną ilość włóczek. Chciałam napisać, że mam ich „wystarczającą ilość”, jednak takie określenie nie byłoby do końca szczere. Doprecyzowanie, że zapasów tych wystarczy np. na kilkadziesiąt czapek, albo powiedzmy kilka lat dziergania brzmiałoby  jakoś mechanicznie, akordowo, a takie podejście jest mi obce.

Co do wystarczającej ilości wełny, choćby nie wiem ile jej było, nie da się pogodzić z nawrotowym stanem braku odpowiedniej włóczki przy każdym nowym projekcie. Tak więc najlepszym zwrotem na określenie mojego włóczkowego stanu posiadania jest pewna  ilość. Cóż za pojemne słowo! Pewna ilość jest zarazem wystarczająca by  wyczarować jakiś drobiazg, chustę lub nawet swetrzysko, ale też na tyle tajemnicza i niedookreślona, by uciszyć skrupuły przy kolejnych zakupach. Wiem, że to jest słabość, ale wciąż chciałabym więcej. Rozumiem, że to naturalne, umiem to uzasadnić, wszak nowe materiały inspirują i motywują by doskonalić swe umiejętności.  Ciekawy wzór, nowe techniki, piękna włóczka – krok do przodu i proszę – szansa na rozwój i podbój nowych dziewiarskich lądów.  Tak sobie płynie to moje dziewiarskie życie i zdawać by się mogło, że mimo potknięć i przestojów to jakoś tak zawsze do przodu. A tymczasem zdarza się, że trzeba zrobić krok do tyłu, nawet kilka kroków.  Bywa, że życie mówi „sprawdzam”. Albo wnuczka życzy sobie czapkę. Jaką? No taką z pomarańczowym dinozaurem, z misiem, z kwiatkiem, z choinką i z biedronką. Hmm?  Nie rozwijam tematu, z nadzieją że do następnej rozmowy o czapce wizja się zmieni, możliwe nawet że zmieni się też pora roku i czapka nie będzie już potrzebna. Oczywiście z największą przyjemnością dziergam dla wnuczki i zrobiłabym dla niej wszystko, ale okazuje się, że ja wcale tak wiele nie umiem. Samo przyznanie się, że nie potrafię robić dinozaurów niewiele by zmieniło. Znając życie mogłabym dostać od wnuczki szczegółową instrukcję, która zachwyciłaby mnie jak inne jej opisy,  rysunki i wynalazki. Zachwyt mój nie wystarczyłby do odtworzenia jej wizji, lecz wystarczająco mocno mobilizuje mnie, by jednak ten pomysł wcielić w życie. Pierwsze rozwiązanie jakie przychodzi mi do głowy to żakard. Dobrze się składa, że na horyzoncie pojawia się kurs żakardu, więc zapisuję się bez wahania. A tymczasem myślę jak rozrysować wzór, głowię się jak na małej główce te wszystkie postaci ułożyć, w szeregu, w rządku, jeden nad drugim?  No jak?

I wtedy w przypływie jakiegoś olśnienia robię krok w tył. Zmieniam koncepcję. Postanawiam zrobić czapkę najprościej jak się da, z tego co mam, tak jak mogę, tak jak umiem.  Rzucam swoje dotychczasowe założenia i pomysły, chwytam za druty, dziergam gładki berecik i tak jak potrafię kolorowymi włóczkami wyszywam na nim te wszystkie postaci,  nie przejmując się  wcale, że nie jestem biegłą hafciarką, że nie wiadomo co mi wyjdzie i jak to będzie wyglądać, że to w ogóle  jakieś wariactwo, za to jakie fajne! Oddaję się zabawie i czuję się jak dziecko, przypominają mi się moje dziecięce rysunki i wiem, że doświadczam stanu, który został opisany przez słynnego psychologa o ciekawym nazwisku Mihaly Csikszentmihalyi. Jego koncepcja przepływu mówi pozytywnym doświadczeniu podczas wykonywania określonych czynności, na których jest się tak skupionym i zaabsorbowanym, że traci się poczucie upływu czasu, nie ma znaczenia jak się wygląda, głęboką radość i satysfakcję daje co się robi tu i teraz.

Dziergając i haftując tę czapkę trochę obawiałam się jak będzie leżeć, czy nie za duża, za mała, no i czy się spodoba. Okazało się  że pasuje, rozmiarowo do główki, kolorystycznie do kurteczki, przydała się teraz w chłodniejsze dni na wyjście …na balkon.

A oto czapka z dinozaurem, misiem, kwiatkiem, choinką i biedronką. Od siebie dorzuciłam jeszcze czterolistną koniczynkę i motyla. 












4 komentarze:

  1. Majstersztyk😀 Bardzo pozytywna czapeczka, wywołuje uśmiech na twarzy. Wnuczka będzie zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję:-) Przyznam że i mnie ta czapeczka rozwesela.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowita czapeczka, gratuluję pomysłu u wykonania 👏

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za miłe słowa. Mogłabym napisać, że pomysł przyszedł sam, ale przecież gdyby nie moja wnuczka i jej wyraźnie określone oczekiwania pewnie nie odważyłabym się na takie dziecinne rozwiązanie. Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń