Z rozmachem i lekkością śmigam na drutach, mam też pewną swobodę w ubieraniu myśli w słowa, choć nie zawsze jedno jest najlepszym odwzorowaniem drugiego. Na przykład dzisiaj, gdy chcę pokazać moją pracę i napisać o tym, jak powstawała trochę się waham, nie wiem czy dam radę, bowiem do tej dzianiny mam bardzo emocjonalne podejście, wiele pozytywnych skojarzeń i miłych zaskoczeń. Gdy wpadłam na pomysł by do najnowszych zdjęć w zimowej scenerii dodać też wcześniejsze, z jesieni, z lata, przeżyłam coś głęboko poruszającego. Aby odnaleźć tych kilka fotografii musiałam przebiec wzrokiem przez wiele innych na przestrzeni kilku miesięcy.
Od tygodnia jest u nas biało,
śnieg sprawia, że świat wydaje się czarno biały, jak na dawnych ilustracjach,
jest pięknie, bajkowo, a w domu przytulnie. Narzucam na ramiona najcieplejszą moją
chustę i szukając jej zdjęć przenoszę się w środek lata, karnawał kolorów i światła,
które nawet w głębi lasu zdają się bardziej hojne niż grudniowe lampy i
światełka. Zapalam jeszcze świece i wracam do teraźniejszości, do pisania.
Przedstawiam Wam bohaterkę dzisiejszego
wpisu kolorową chustę granny. Przede wszystkim wyróżnia ją to, że jest zrobiona
szydełkiem. Mojej dziewiarskiej naturze zdecydowanie bliższe są druty, ale
zawsze mam pod ręką szydełko, które jest jak niezawodny przyjaciel, pomoże
chwycić zagubione oczko, zrobić stabilne wykończenie, jakąś plisę czy inny
detal, albo nawet całą zabawkę. Szydełkować nauczyłam się w dzieciństwie, ale
dopiero niedawno zdecydowałam się na dzianiny szydełkowe. Podziwiając prace
innych dziewiarek nabierałam coraz większej ochoty by samej spróbować. Inspiracją
i impulsem do zrobienia chusty granny stały się dla mnie słowa Asi, autorki
bloga „Druty i motki”, że to „najprostszy wzór wszechświata”. Znalazłam na you tube
instrukcję jak zacząć i po trzech minutach już zabrałam się za dzierganie. Niedługo
potem nauczyłam się odczytywania schematów szydełkowych podczas testu torebki Lawenda zaprojektowanej przez Renatę Witkowską.
Początek mojej chusty wiąże się
mocno z przygodą skarpetkową. Podobają mi się skarpetki z resztek włóczek, ale
lubię gdy obydwie skarpety są jednakowe. W moich zapasach, włóczki skarpetkowe
zajmują coraz więcej miejsca, nie tylko motki nowe, ale i różne końcówki wełenek,
w przeróżnych kolorach, które lubię z sobą łączyć, przymierzać, wyobrażać sobie
jak razem zagrają. Pewnego razu zaczęłam dziergać skarpetę łącząc kolory w
ciekawy i niebanalny sposób, w miarę przybywania skarpety rosło moje
zadowolenie i radość z patrzenia na zestawienia barw, aż tu nagle uświadomiłam
sobie, że mimo wcześniejszych oszacowań kluczowego koloru raczej nie wystarczy
na drugą skarpetkę. No to koniec, pomyślałam i sprułam to co się tak pięknie
zapowiadało, jednak nastroju nie poprawiało mi ani myślenie ani prucie, ani myślenie
o pruciu, ani bezmyślne prucie, zresztą już dawno sprułam… Wtedy przypomniałam sobie o moich planach
szydełkowych i skłębione emocje przekierowałam na nową aktywność. Zebrałam
razem różne pasujące do siebie kłębki, kłębuszki, resztki, reszteczki i kawalątki
i tak zaczęła się moja przygoda z chustą granny, która trwała parę miesięcy. Chusta
od samego początku była wdzięcznym projektem, niewymagającym wielkiej uwagi, koncentracji
na schematach, ani nie ponaglającym. Odkryłam też, że szydełko łatwiej jest
odłożyć i to w dowolnym momencie, wystarczy wbić go w motek czy dzianinę, bez
imperatywu „skończyć rząd”😊 Gdy dziergałam coś innego chusta cierpliwie
czekała. Czasami robiłam przerwy, bo nie byłam pewna co do następnego koloru, każde
połączenie musiałam po prostu poczuć, zresztą tak jak w przypadku tworzenia innych
dzianin, tylko tutaj miałam mniejsze ilości i większy wybór.
Dzianina szydełkowa ma bardziej
zwartą strukturę, w porównaniu do robionej na drutach jest twardsza, jest też
grubsza i cieplejsza. Latem myślałam sobie, że owszem kolory pięknie pasują do
błękitnych i fioletowych kwiatów, ale największy pożytek będzie z tej chusty
zimą. Okazało się jednak, że ciepło tej dzianiny przydało się w samym środku upałów,
kiedy to wiele godzin przyszło mi spędzać w klimatyzowanej sali. Rozłożona w
czasie, niespieszna praca nad tą chustą teraz daje mi ciepło i przypomina wiele
letnich zachwytów, nocnym niebem, kolorami kwiatów, codziennym życiem. Gdy dziś
spojrzałam na zdjęcia z lata uświadomiłam sobie, że całe to bogactwo przyrody niedługo
się obudzi, wyjdzie spod białej śnieżnej pierzyny, będzie więcej światła,
słońca. Ach, wciąż pamiętam jak zaczynałam tę chustę, wczesną wiosną, chwytałam
pierwsze promienie słońca…