Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komin. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 kwietnia 2023

Moje dziewiarskie abecadło. R jak radość.

P jak przyjemność, R jak radość. Zdawać by się mogło, że to przecież to samo, a jednak te dwa pojęcia nie są jednoznaczne. Budzą podobne skojarzenia i odnoszą się do miłych chwil i jasnych momentów w życiu i często występują równocześnie, lecz jest między nimi istotna różnica. Przyjemność zawsze bywa przyjemna i nawet łatwo ją wzbudzić, powiedzmy za pomocą pewnych płynów. Przepraszam, ponownie ponosi mnie pokusa pisania pojęć na „p”, powinnam się powściągnąć i przypomnieć sobie, że przecież przeniosłam się już do kolejnej litery alfabetu😊. Tak pojemne „P”, któremu poświęciłam wiele postów okazało się również potrzebne przy pisaniu o następnym punkcie mojego abecadła. A zatem jaka to różnica między przyjemnością a radością? Otóż sama przyjemność może skończyć się nieciekawie, przynieść pewne straty,  poczucie wstydu. Nie dotyczy to jednak radości, ta zostawia coś dobrego i dla nas samych i dla innych. „Pogoń za przyjemnością” pociąga za sobą pewne konsekwencje, już w samym tym powiedzeniu wyczuwa się niepewność, napięcie a nawet smutek. Pozytywniej kojarzy się radość. Jest jeszcze taka różnica, że radości nie da się wzbudzić ot tak. Trzeba podjąć działanie, zaangażować się w coś, o czym wiemy, że dostarcza radości. To wersja zdecydowanie bardziej wymagająca. Dobra wiadomość jest taka, że w pakiecie z radością zawsze dostajemy też przyjemność. W drugą stronę niekoniecznie. Warto więc wybierać to, co może dać radość i to nie tylko mnie samej, choć może to wymagać pewnego wysiłku.

Przykładem z mojego podwórka może być podejmowanie się dziergania dla kogoś, z wielu względów znacznie trudniejsze niż dla siebie. Tym bardziej na odległość, przez telefon, przez monitor, gdy dobieranie koloru obarczone jest rozdźwiękiem między wyobrażeniem, obrazem na ekranie i realną barwą konkretnej włóczki. Jednak dla mnie samo szukanie i dobieranie koloru jest niezwykle ekscytujące, dodatkowo podkręca to niepewność co do tego, jak mój wybór zostanie odebrany.  Dobrą ilustracją tego procesu jest praca nad kompletem zrobionym dla Ireny. Irence spodobały się moje prace i zapragnęła jakiejś dzianiny dla siebie. Powiedziała, że chciałaby czapkę oraz komin w jasnym, wrzosowym kolorze, w kwestii formy i wzoru zdała się na mnie. Miałam więc dużo swobody, którą tak lubię, a choć towarzyszyła mi niepewność efektu i oceny mojej pracy to zwrot „radosna twórczość” jak najbardziej pasuje do tego projektu.

Dość długo trwało samo poszukiwanie włóczki, ostatecznie zdecydowałam się na połączenie dwóch cieńszych nitek merino, pierwsza to Knitting for Olive Merino w kolorze fiolet karczocha, druga Drops Baby Merino mix - fioletowa orichdea. Melanż tych kolorów dał wspaniały, naturalny efekt, przypominał mi pachnący majowy bez. W kwestii wzoru zależało mi na czymś co układałoby się płynnie wokół szyi i jednocześnie dobrze pasowało do czapki, przede wszystkim wizualnie i oczywiście pod względem rozliczenia ilości oczek. Od samego początku miałam ochotę na ten konkretny ścieg, toteż poszukiwania nie trwały długo, raczej próbkowanie i rozliczenia oczek do pożądanych wymiarów i czapki i komina. Co ciekawe jest to pierwszy komin jaki wydziergałam, sama wolę chusty i bardziej zwarte otulacze na szyję, więc nie dziwi mnie, że po taką formę nie sięgałam, ale robiłam wiele rzeczy dla innych i jakoś nigdy nie był to komin. Dotychczas sądziłam, że nie jest to zbyt wygodne, jednak podczas fotografowania tej dzianiny przekonałam się, że jest inaczej. Poza tym odkryłam, że można taki komin nosić na wiele sposobów, można narzucić luźno na ramiona, na głowę, można nawet owinąć się jak swetrem. Po skończeniu czapki, po zszyciu komina widziałam już efekt i byłam zadowolona, ale ta satysfakcja była niepełna, musiałam jeszcze trochę poczekać aż paczka dotrze do nowej właścicielki. Zarówno pierwsza reakcja jak i późniejsze doniesienia, że sama dzianina się spodobała, że pasuje do wielu rzeczy, że jest praktyczna, wygodna i nadal służy to były dla mnie prawdziwe powody do radości.

 Nie ukrywam jednak, że byłabym bardziej radosna gdyby wreszcie przyszła ciepła wiosna😉

A oto ten komplet: 






















piątek, 25 lutego 2022

Moje dziewiarskie abecadło. M jak mozaika.

Pomysł na moje dziewiarskie abecadło wpadł mi do głowy nagle i niespodziewanie. Z entuzjazmem zaczęłam go realizować. Najpierw jednak zadałam sobie pytanie czy mam wystarczająco pomysłów. Na gorąco sprawdziłam losowe litery i to co się za nimi odkryłam utwierdziło mnie w przekonaniu, że słowa dotrzymam.

Już wtedy wiedziałam, że z M nie będzie żadnych problemów, a nawet gdyby było inaczej to mogłabym wykorzystać moje imię😊 M to mnóstwo możliwości, motki, miękkie merynosy, miłe mohery, mieszanki i melanże, misterne motywy, morze monotonnych oczek, maleńkie formy, modelowanie fasonu, mizianie włóczek, mierzenie dzianiny i sił na zamiary😊 M to modele i modelki, mody mijające i wracające po latach 😊 M to także medytacyjna moc dziergania. W dzianinowej pasji są najczęściej miłe chwile, ale bywają też mniej fajne momenty, mają miejsce męki prucia, a gdy włóczki wydaje się za mało to i modły o szczęśliwy finał. Można by jeszcze poruszyć temat miejsca do dziergania i miejsc na motki i akcesoria. A to z kolei zahacza o kolejny wątek „mnożenie bytów a minimalizm”.

Ku mojemu zdziwieniu nie brałam w ogóle pod uwagę mozaiki jako tematu w moim cyklu, choć od dawna chciałam ten przedmiot zbadać. Najprostszy ścieg mozaikowy zastosowałam kiedyś w dziecięcym sweterku, a potem jeszcze w tym komplecie.  Doceniłam właściwości tej metody dziergania i zaplanowałam kolejne, bardziej skomplikowane ściegi. Wzbogaciłam listę wzorów o dwa nowe projekty  i nawet uzupełniłam swój włóczkowy magazyn kupując alpakę specjalnie na jeden z tych wzorów. Raz wyjęłam włóczki i wydrukowałam opis, coś zaczęłam, odłożyłam. Wciąż brakowało mi motywacji do mozaiki, aż pewnego wieczoru, przeglądając dziewiarskie strony trafiłam na informację o teście mozaikowego komina. Uznałam, że to doskonały moment by opanować tę technikę i to u boku Renaty Witkowskiej, projektantki, będącej niewątpliwie mistrzynią mozaiki. Mając taką motywację z przyjemnością wzięłam się za nadrabianie mozaikowych planów. O nowej włóczce nie musiałam myśleć, wiedząc że na niewielki projekt znajdę w swoich zapasach dwa dobrze dobrane kontrastowe kolory. Na tym etapie przekonałam się o odmienności mozaiki, coś co w leżących obok siebie motkach wydawało się zbyt ostre to w próbce dzianiny pięknie się z sobą zgrało. Zdecydowałam się na połączenie jasnej zieleni z czernią. Trochę malabrigo rios w kolorze yerba zostało mi z tego kardiganu, miałam też czarne merino Performance z kompletu dla syna. Zieleń malabrigo pięknie podkreślająca kolor oczu Edyty zaważyła na decyzji dla kogo będę robić komin Among Flowers😊 Dopytałam o preferencje rozmiarowe i zabrałam się do pracy, z tym większą przyjemnością, że choć moje doświadczenie mozaikowe było raczej skromne, a wiele kodów w schemacie całkiem nowych to jednak ich opis był tak przejrzysty i zrozumiały, że poradziłam sobie bez trudu. Wiedziałam też, że zawsze mogę liczyć na pomoc autorki. Po raz pierwszy testowałam dla Reni i mogłam przekonać się, że wszystkie dobre słowa pod jej adresem są jak najbardziej uzasadnione. A ja nie obawiam się już bardziej skomplikowanych wzorów mozaikowych i myślę, że zrobię jeszcze niejedną taką rzecz. Zachwyca mnie struktura mozaiki, jakby trójwymiarowa, gęsta i ciepła, dwie przeplatane nitki tworzą miękką i zwartą dzianinę, inną niż z dwóch nitek łączonych.

Kolejna kwestia to rysunek motywu, obserwowanie jak powstaje, potem wpatrywanie się w gotowy ścieg. Mozaika jest wzorem intrygującym. Sposób ułożenia kontrastowych nitek nie przypomina płynnych splotów, mozaikowe punkty, kropki i kratki budzą futurystyczne skojarzenia. Połączenie zieleni z czernią w mojej wersji komina Among Flowers przywołuje matrixowy obraz spadających znaków, ale kwiatowe motywy dodają mu łagodności i miękkości.

W alfabecie zaraz po m jest n, n jak nauka, n jak nowe. Biorę się za nieco bardziej skomplikowaną mozaikę, ale to nie wszystko. Wiedząc, że nie uda się przed publikacją wzoru zgrać w sensownym terminie modelki, fotografa i wolnego czasu postanowiłam skorzystać z okazji, lekko drżącą ręką chwyciłam za aparat i zrobiłam sesję zdjęciową komina. To zupełnie inne ujmowanie obiektów w porównaniu do mojego codziennego chwytania fragmentów rzeczywistości smartfonem. A oto mozaikowy komin Among Flowers i pamiątka ze wspólnego spaceru z Edytą… teściowej z synową😊 

   

















i kolejna mozaika, również według projektu Reni :-) 




sobota, 4 grudnia 2021

Komu komin?

Kiedy latem wybierałam się w myślach w niedaleką dziewiarską przyszłość, wszelkim ciepłym wełenkom, alpakom i kaszmirom rezerwowałam miejsca na czapki. Miękkie i puszyste motki wyglądały na zadowolone z takiego przeznaczenia, a ja wyobrażałam sobie jakie zastosuję wzory, z czym będę łączyć kolory. Kiedy przyszła jesień, zrobiłam sobie dwie czapki, jedną trochę wariacką, drugą elegancką (obydwie można zobaczyć w tym poście) po czym druty zapomniały o czapkach.  Tematem wiodącym stały się kominy, będące najpraktyczniejszym rozwiązaniem do ocieplenia szyi. Niemal prosto z drutów szły do użytkowania, tylko najpierw prałam je i suszyłam, nie było czasu i sytuacji na  specjalne zdjęcia. Wyjątkiem w tej kolekcji był komin dla Kubusia, który sfotografowany został na Karolu przed wysłaniem przesyłki. Kubuś to kuzyn Karola i mój uroczy klient, któremu zrobiłam kiedyś ten kocyk. Komin dla Karola nie miał sesji naczłowieczej, tylko szybkie zdjęcia na płasko.

Kolejny Komin zrobiłam dla siebie, potrzebowałam czegoś pasującego do dwóch ciepłych sukienek, co pozwoliłoby mi częściej z nich korzystać bez obawy, że szyja zmarznie, bez szukania szarej apaszki czy szalika. Zaspokoiłam też przy okazji ciekawość nowego wzoru ażurowego, który spodobał mi się już dawno temu. A sam komin jak się okazało pasuje nie tylko do sukienek.

Komu jeszcze komin? Wojtkowi, on wprawdzie ma mozaikowy komin z ubiegłego roku (pokazywałam go tutaj), ale na niego jeszcze za ciepło, a na gołą szyję za zimno, toteż postanowiłam zrobić coś nieco lżejszego, również w kwestii koloru. Miłym zaskoczeniem było połączenie ciemnej, cieniowanej bawełnianej włóczki z jasnym beżem. Ta ciemniejsza nitka to egipska bawełna w kolorze birch bark, czyli kora brzozy. Zastosowałam mój ulubiony strukturalny ścieg na rosyjskich stronach zwany „polskim ściągaczem” i otrzymałam bardzo naturalny efekt, rzeczywiście przypominający korę brzozy.

I na koniec komplet dla Oskara, komin i czapka.  Kluczowe w tym komplecie było znalezienie koloru pasującego do kurtki. Udało się, ale jak okazało się już po opłaceniu zamówienia, w sklepie nie było tyle włóczki, nie było też zainteresowania problemem klienta😉 musiałam więc zmienić koncepcję, postanowiłam dołożyć jakieś paski, ale pasującą parametrami czarną włóczkę dokupiłam już w dużo milszym sklepie.

Utkwiłam w tych kominach, mogłabym zakończyć dziewiarską przygodę, zostać zdunem i literą „z” zamknąć dziewiarski alfabet😊 Na razie jednak nie mam takich planów, póki co zakończyłam tych kilka dzianinowych kominków i kronikarsko je pokazuję.

I tak kolejno: Komin dla Kubusia zrobiłam z włóczki Lanas stop prima merino superwash col 924.  Wykorzystałam nową linię raglanu, a do zdjęć zabawę Karola i wspaniałe październikowe kolory😊

Komin dla Karola zrobiłam tak samo, z dwóch dropsowych włóczek w kolorze granatowym – Baby Merino oraz BabyAlpaka Silk. Te dwie nitki bardzo dobrze się z sobą zgrały, myślę że warto wracać do tego połączenia również w innych kolorach.

Komin koronkowy  zrobiłam z jasnoszarej BabyAlpaka Silk, od góry, bez jakiegoś schematu, dolną część poszerzałam dodając co jakiś czas lewe oczka między panelami ażurowymi. Wprawdzie nie było okazji do jakiejś sesji plenerowej, ale zamieszczone zdjęcia mają dla mnie kronikarski walor, w tle remontowana ściana łazienki i nomen omen komin, tyle że wentylacyjny.

Krótki komin dla Wojciecha zrobiłam z dwóch włóczek, połączyłam beżową merino baby dropsa i egipską bawełnę Earth Golden Fleece Carders w kolorze 115. Wyszło po jednym 50 gramowym motku, bez resztek😊

Komplet dla Oskara wydziergałam z merynosowych włóczek Sublime extra fine merino wool dk kolor 0379 oraz Performance Simply wool 100% merino superwash kolor 01. Zarówno czapkę jaki i komin zrobiłam prostym wzorem ściągaczowym, w poszerzaniu dolnej części komina zastosowałam ten sam patent jak w kominie koronkowym

Zapraszam do obejrzenia zdjęć:

























 

poniedziałek, 18 stycznia 2021

Niespodziewane styczniowe uciechy

Trzy, a właściwie cztery wydziergane ostatnio rzeczy łączy to, że żadna z nich nie była planowana, a  każda sprawiła mi dużo radości.

Zaczęło się jeszcze w grudniu, gdy tuż przed świętami wygrałam motek włóczki. Z dwóch serii włóczek skarpetkowych Novita mogłam wybrać kolor. Urzekły mnie piękne paseczki o zabawnej nazwie Rynek. Na szukanie czy wymyślanie wzorów, a nawet na dzierganie nie miałam wtedy czasu. Odłożyłam motek na potem, na po nowym roku, najlepiej na jakiś smętny, mroczny czas, kiedy niewielki projekt skarpetkowy mogłyby mi poprawić humor, zwłaszcza, że kolory tak miłe dla oka, pogodne i optymistyczne. Nie czekałam jednak na jakieś stany przygnębienia, wykorzystałam  zwyczajne rozdrażnienie, by  sięgnąć po ten motek i przekonać się, że terapia drutami i kolorem działa wspaniale. Wielobarwne skarpetki mają dobry wpływ na nastrój zarówno podczas dziergania jak i w używaniu. Początkowo chciałam zrobić je entrelakiem, znalazłam nawet opisy wykonania, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, by cyrkowe szaleństwa odłożyć na inną okazję lub inną grubość włóczki. Poprzestałam więc na prostym motywie ażurowym, który wprowadził na tym rynku trochę dynamiki i urozmaicił linię brzegową ściągacza.

Kolejną niespodziewaną rzeczą, którą zrobiłam w styczniu była gwiazdkowa poduszka w kolorze różowym. Na specjalne zamówienie mojej wnuczki. Przyjemność sama w sobie, nic dodać, nic ująć.

I wreszcie komplet mozaikowy. Zdawać by się mogło, że ja, jako dziewiarka to już z niejednego pieca chleb jadłam, ale jak dotąd komina nie robiłam. Miałam kiedyś jakieś kupowane, niepraktyczne bardzo. Uważałam, że to coś, co raczej służy do ozdoby, dużo owiniętej dzianiny, a w szyję zimno. Dlaczego więc zrobiłam komin? Bo to styczniowe zadanie w ramach jednomotkowego wyzwania Otulove Kamili Wojciechowskiej, które wróciło po roku przerwy. Sama zresztą dopominałam się o jego powrót. Z przyjemnością przeczytałam pierwszy mail z zadaniem i sięgnęłam do zapasów włóczkowych. Wprawdzie mogłam poszaleć, ale coś ciągnęło mnie do prostych zestawień typu sól pieprz, czarny, biały. Wybrałam grafit z jasną szarością i podążając za czytelnym opisem Kamili zrobiłam niewielki komin. Sam komin  powstał dość szybko, postanowiłam dorobić jeszcze czapkę do kompletu. Na czubku czapki przyszyłam sznurki, takie jak w ściągaczu komina. W tym niewielkim rozmiarze komin sprawdza się doskonale, przyjemnie grzeje szyję, nic nie przewiewa. Wzór mozaikowy jest świetny, i wizualnie i praktycznie, bo ma on efekt trójwymiarowości, jest miękki i ciepły. Komplet przeznaczony jest dla mojego syna, ale sfotografowany został na mnie. Chcieliśmy zdążyć ze zdjęciami w śniegowej scenerii, obawiając się, że to tylko chwilowa dekoracja. Tymczasem minęło już kilka dni, za oknem nadal śnieg, cieszą się dzieci i ja się cieszę, jest jasno, pięknie.

No dobrze, czas na zdjęcia. Otwieram pliki, patrzę, a w moim kominie sznurki pod nosem wyglądają jak kły morsa. Hmm, a wydawało mi się, ze ograniczam dopływ medialnych treści😉