wtorek, 15 listopada 2022

Myśli pomyślne - o porównywaniu

Gdy piszę o mojej pasji wplatam w teksty różne dygresje i osobiste refleksje, puszczam je w świat, przez okno bloga, internetu, ktoś je chwyta, ktoś inny nie, a jeszcze inny ktoś rozpoznaje w nich swoje doświadczenia, myśli bądź tęsknoty. I to rezonowanie jest czymś niezwykłym. Za każdym razem, gdy dowiaduję się, że mój tekst do kogoś trafił czy wzbudził dobre wrażenia najpierw po prostu się cieszę, a po chwili uświadamiam sobie, że nie chodzi tu o mnie, ani o moje słabości czy moce, tylko o to, że nie jestem sama, coś daję, coś biorę, a skoro padło słowo „biorę” – to biorę też odpowiedzialność za swoje słowa. Liczę się z nimi zawsze, nawet wchodząc w szczeliny nieokreśloności wiem, że choćby nie wiem jak wyważone były słowa to i tak mogą zacząć żyć swoim życiem. Każdy ma swoje przekonania, doświadczenia, skojarzenia, przez które filtruje rzeczywistość. Ponadto każdy jest inny na swój własny wyjątkowy sposób. Mając to uwadze nie używam trybu rozkazującego – musisz to albo tamto, zrób tak albo siak, ja ci powiem jak. Raczej używam słowa „warto”, a i to dopiero wtedy gdy sama tego czegoś doświadczyłam i uważam, że ktoś inny mógłby z tego skorzystać, o ile oczywiście zechce.

Oto zaczynam moją nową serię, którą nazwałam „Myśli pomyślne”. To słowo używane najczęściej w formułkach z życzeniami można też wprowadzić w codzienne życie i sprawiać by działo się ono po naszej myśli, dobrej myśli. Tego sobie i moim czytelnikom życzę.

W   pierwszym odcinku „Myśli pomyślnych” będzie o porównywaniu.  Nie pamiętam już od kogo usłyszałam, że porównywanie się do innych może wpędzić w pychę albo w kompleksy, a żadna z tych wersji nie służy właściwej ocenie sytuacji.

Warto też postawić sobie pytanie, czy być najlepszym czy doskonałym? Czym to się różni?  Doskonały może być każdy, a najlepszy jest tylko jeden. Tyle, że aby być najlepszym muszą być jacyś gorsi, a to już daje inną dynamikę i więcej napięcia, bo przecież tę najlepszą pozycję można stracić, gdy pojawi się ktoś jeszcze lepszy. Inaczej ma się sytuacja z dążeniem do doskonałości w jakiejś dziedzinie i realizowaniem swojego potencjału.

Oczywiście nie da się wykluczyć porównań, zestawień, bo na ich podstawie dokonuje się oceny sytuacji, wyborów. O sobie i o innych ludziach warto więc myśleć w kategoriach doskonałości.

Gdybym porównywała się do innych na pewno nie podjęłabym decyzji o prowadzeniu bloga, bo przecież było wiele innych, lepszych, ale jednak odważyłam się. Po pięciu latach mogę powiedzieć, że jeśli robi się zgodnie z tą zasadą,  to nie tracąc nic ze swojego podejścia można uczyć się od innych, wzajemne inspirować i doskonalić.

Ciekawym przykładem do porównań mogą być dwie pary skarpet, jedne szare, delikatne z cienkiej włóczki, drugie intensywnie różowe z solidnej, ciepłej wełny. Jedne robione ściśle według wzoru, drugie inspirowane wzorem Entwined  House Socks for Ladies, ale robione na oko. Różowe fotografowane były podczas leśnej wycieczki, a szare w warunkach domowych, ascetycznie. I tak jest dobrze, bo takie jest życie, jest różnorodność, jest przyjazna szarość i intensywny róż. Do wyboru. Szare skarpety zrobiłam w ramach testu wzoru Dora socks Emilii Salej. Dora socks to prawdziwy skarpetkowy rarytas, harmonijnie rozplanowane ściegi, urocza ząbkowana plisa i wyjątkowo ciekawy sposób na piętę. Swoją wersję zrobiłam z szaro białej wełenki. Te pozornie niepozorne skarpetki są właśnie takie jak chciałam. Czasem potrzebuję czegoś subtelnego, a czasem bardziej intensywnego, jak te różowe, które zrobiłam ze znakomitej fińskiej wełny skarpetkowej Novita 7 Brothers. A róż, cóż, skarpetki w takim kolorze są jak różowe okulary, tylko nie zniekształcają obrazu rzeczywistości a wprowadzają w dobry nastrój. 

























 

środa, 9 listopada 2022

Przeplatanie

W pasji porywające jest to, że przeplata się z życiem i poniekąd staje się jego częścią. Odbywa się to na różnych poziomach. W wymiarze materialnym i dosłownym są to rzeczy, które się tworzy, wykonywane czynności oraz potrzebne do tego narzędzia i akcesoria. Kolejna warstwa to emocje, nastroje, pragnienia, marzenia, plany oraz aktywność umysłowa związana z ich realizacją, uczenie się i doskonalenie umiejętności. Bardzo smakowity to tort, a choć rozkoszuję się nim już dość długo i dzielę się tą radością z innymi to jakoś wcale go nie ubywa ani też nie "przyjadł się". Zapytacie o wisienkę, dla mnie jest nią pisanie o przeplataniu się pasji z życiem, na takim głębszym poziomie, trochę abstrakcyjnym, trochę metafizycznym. Gdy pomyślę na przykład o warkoczach i splotach polegających na krzyżowaniu się włóczek uświadamiam sobie, że z różnych wydarzeń i planów, również tych pokrzyżowanych powstają ludzkie życiorysy. Tworzenie i realizowanie planów to też niezwykle ciekawy i szeroki temat, czasem realizuje się własne wizje, a czasem realizuje czyjeś programy i to nie zawsze świadomie. W życiu dziewiarskim sprawa jest prostsza – wiadomo czy robi się z pomysłu własnego, inspiruje czyjąś pracą czy korzysta z gotowego projektu. Zawsze jednak trzeba włożyć w to własną pracę i niemal za każdym razem efekt jest inny. Ta pewna nieprzewidywalność jest dla mnie czymś fascynującym. 

Szczególny smak ma tworzenie dla kogoś, lecz nie w formie niespodzianki, tylko na konkretne życzenie. Zrozumieć dzianinowe potrzeby i oczekiwania drugiej strony i potrafić je zrealizować – oto jest wyzwanie. W tej dziedzinie jak dotychczas mam pozytywne doświadczenia i jest to także zasługa osób, które obdarzają mnie zaufaniem. I takim sposobem wciąż się czegoś uczę, a tort tworzony z mojej pasji smakuje coraz lepiej. Właściwie to dzierganie jest raczej moim chlebem powszednim, ale dziś jednak bardziej pasuje mi metafora tortu. Gdy w październiku wyskoczyło mi fejsbukowe wspomnienie sprzed pięciu lat uświadomiłam sobie, że od pięciu lat piszę bloga i pokazuję swoje prace. Okrągłe rocznice trochę mnie onieśmielają, ale nie aż tak bardzo, by o nich nie wspomnieć i nie zaproponować tortu. Proszę się częstować😊

Tego lata synowa mojej przyjaciółki poprosiła mnie o zrobienie swetra. Po wstępnych rozmowach telefonicznych wiedziałam jaki ma być ten sweter (ciepły, warkoczowy, zapinany, z kapturem, z kieszonkami) wpadłam w wir poszukiwania włóczek, dobierania i rozrysowywania wzorów. Pamiętam naszą rozmowę przy pierwszym spotkaniu, Justyna powiedziała coś takiego „pani to ma dobrze, może sobie robić takie swetry”, a ja pomyślałam sobie, „o tak, ja to mam dobrze, mogę zaprojektować i wykonać sweter dla takiej pięknej dziewczyny”. Pokazałam moje propozycje, możliwe modyfikacje, zrobiłam pomiary, zanotowałam je i w zasadzie miałam wolną rękę. Dopytałam jeszcze czy na pewno mam tę wolną rękę i w odpowiedzi usłyszałam „za dużo pięknych swetrów pani zrobiła”. Noo proszę! Może te wyznania budzą skojarzenia z lukrem, ale przecież do tortu to jak najbardziej pasuje. Przedstawię jednak temat z innej strony, owszem tort to konsumpcja słodyczy, świętowanie uroczystości, ale zanim do tego dojdzie to jakoś trzeba go zrobić. Podobnie ze swetrem, to nie tylko planowanie, szukanie wzorów, miłe pogawędki i  komplementy, ale realizowanie tych planów w sposób zadowalający obie strony. To był dość pracochłonny projekt, nie obyło się bez prucia. Najpierw okazało się że wybrana przeze mnie bogata plecionka ściągała dzianinę i niezbyt harmonijnie wyglądała z warkoczami obok, więc zmieniłam wzory. Potem stwierdziłam, że nie odpowiada mi konstrukcja, choć nie była zła to sprułam to co zrobiłam, gdyż dużo lepszy pomysł przyszedł mi do głowy i jestem zadowolona z efektu.

Sweter zrobiony jest z dropsowej mieszanki wełny i alpaki Nepal w kolorze mgła, bezszwowo, od góry, z wpuszczanymi kieszonkami. Guziki kupiłam w małej pasmanterii w czasie jednej z naszych letnich wycieczek, a na jednej ze swoich jesiennych wycieczek Justyna zrobiła sesję zdjęciową swetra i dzięki temu mogę go dziś pokazać na właścicielce.