wtorek, 26 lipca 2022

Moje dziewiarskie abecadło – początek P i kardigan na lato

W moim dziewiarskim abecadle powoli przychodzi pora na literę P. Już od pewnego czasu to „p” przypomina o sobie, prowokuje, podpuszcza. Pod tą literą pełno jest pojęć z moją pasją powiązanych. Przydałoby się potężne, pojemne pudło. Pojawiające się pomysły pchają się, piętrzą, przewracają. Patrzcie jaki potencjał! Powinnam to porządnie posortować, poskładać, po kolei pisać i potem post pełen pojęć na „p” publikować nie pomijając pomniejszych punktów i punkcików. Ale, ale, powoli.. czy na pewno powinnam? Już samo to słowo pachnie presją. Przesadna pilność mogłaby popsuć przyjemność płynącą z pasji. Postanawiam więc podejść do tematu powoli, podzielić go i podawać w mniejszych porcjach lub powiedzmy w pęczkach.

W dzisiejszym poście proponuję trzy punkty:

- proste pytanie

- potencjalną przygodę z pewnym przedmiotem

- piękny projekt z połyskliwej włóczki

Proste pytanie dotyczy podejścia do pasji i poniekąd padło już na początku postu - Powinność czy przyjemność? Presja czy pasja? Prawdę powiedziawszy to już parę pytań😉 Dorzucę więc kolejne -powolność czy pośpiech? W każdym przypadku wybór z pozoru jest prosty, a poprawna odpowiedź to pozytywne podejście, slow, luz, beztroska, ale to wcale nie takie oczywiste. Popatrzmy prawdzie w oczy, kto nigdy nie poczuł presji choćby wewnętrznej niech pierwszy rzuci motkiem. Powolność czy pośpiech? Relaksowe dzierganie, niespieszne przekładanie oczek, długie spokojne chwile gdzieś na tarasie w półcieniu, gdzie czas się zatrzymał jak na impresjonistycznym obrazie, tak, prawie to czuję. Wystarczy jednak, że pojawi się jakiś porywający projekt albo przeciekawa przędza i natychmiast puls mi przyśpiesza, chcę poznać lepiej przedmiot pożądania, zmieniam podejście. Spowolnienie też się pojawia, w swoim czasie. Podsumowując – w mojej pasji nie ma jedynej poprawnej postawy, za to jest sporo dynamiki,  jest płodozmian prac, podoba mi się to. Pasja to przede wszystkim plusy, oczywiście pojawiają się problematyczne momenty i chyba doświadcza ich każdy. Nie mam na myśli jakichś potwornych porażek czy przykrych przygód, ale to, że pewne punkty w pracy nad dzianiną są po prostu mniej przyjemne. Dla niektórych osób może to być początek pracy, przygotowanie próbki, dla innych plisa, pięta albo przyszywanie rękawów, dla mnie jest to pozowanie do zdjęć.

Parę dni temu pomyślałam, że może przydałby mi się manekin, przedmiot pozwalający pominąć problem pozowania. Tak oto płynnie przeszłam do kolejnego punktu. Nigdy nie odczuwałam potrzeby posiadania manekina, nie miałam ani psychicznej potrzeby ani przestrzeni i to się nie zmieniło. Powiedzmy jednak, że pewnego dnia pod moimi drzwiami pojawia się manekin puka do moich drzwi, pytam po co, a on prosi przygarnij mnie. Przygarnęłabym. Poświęciłabym prywatną przestrzeń, oczekując w zamian przysługi pozowania.

A póki co proces przygotowywania moich prac do publikacji przebiega tak jak dotychczas i powiem Wam, że to też ma swoje plusy, bo poszukiwanie pasującego do dzianiny tła pozwala poznać nowe miejsca albo w znanych miejscach dostrzec nowe detale, zakamarki, kolory, odcienie i półcienie.

Moja nowa dzianina została sfotografowana podczas niedzielnej przechadzki po mieście przy pięknej pogodzie😊 Ten kardigan powstał na podstawie projektu Cardigan for summer Renaty Witkowskiej, który zachwycił mnie od pierwszego wejrzenia. Potrzebowałam czegoś takiego. Do mojej wersji użyłam nieco ponad 7 motków bułgarskiej mieszanki bawełny z wiskozą Cotton Dazzle performance. To bardzo przyjemna włóczka, dodatek wiskozy daje nie tylko połysk ale też chłodzący efekt. Oto kardigan na lato:



 













czwartek, 7 lipca 2022

Na odległość i na oko.

Między przyśpieszeniem spraw a spowolnieniem reakcji

Między chłodną rosą o świcie a rozgrzanym w południe betonem

Między zgiełkiem zakorkowanych ulic a głęboką ciszą odludzia

Między zachwytem a zmęczeniem zbyt dużym by o nim napisać

Między radością ze spotkania  a uczuciem niedosytu

Tak między nami

i między innymi

W międzyczasie robię na drutach

Czasem posłusznie idę za schematem, czasem pozwalam sobie na beztroską spontaniczność lub choćby lekkie modyfikacje.  

Może mam duszę poety, ale nie przeszkadza mi to jednak mocno stąpać po ziemi.

Zatem przejdźmy do konkretów, czyli do tej jednej konkretnej dzianiny. Agacie spodobał się cieniuteńki sweterek pokazany na blogu (klik) i zamówiła coś podobnego. Przy najbliższym spotkaniu miałyśmy ustalić szczegóły, wybrać kolory, przymierzyć ten mój sweter, zrobić przymiarkę, a potem już wystarczyło nabrać oczka na druty… Tylko odległość jakoś nie sprzyjała. Zamówiłam włóczkę, zaczęłam … i zanim doszło do spotkania skończyłam sweterek, bez wcześniejszych przymiarek, nawet na sobie, bo oprócz odległości dzieli nas także różnica w rozmiarach😊 Ktoś może powiedzieć że to ryzykowne podejście w przypadku swetra, absolutnie się z nim zgodzę.  Byłam tego świadoma i liczyłam się z opcją prucia, albo zrobienia zupełnie nowego swetra w innym kolorze, dość to było emocjonujące. Zresztą ten mój sweter pierwowzór też powstawał z przygodami.

A oto ten sweterek robiony na oko, na odległość. Tak wygląda już na właścicielce: