wtorek, 9 marca 2021

Moje dziewiarskie abecadło. Dalej D, dzianinowy dopisek do poprzedniego duetu.

Dziś dość krótko, bardziej dziewiarsko, mniej dygresyjnie. Pokazany poprzednio duet dzianin łączyło wiele wspólnych cech, podobna delikatność włóczek, te same dłonie dziewiarki i wspólne miejsce i czas fotografowania. Postanowiłam jednak rozdzielić te dzianiny. Chusta już pojechała do nowej właścicielki, a sweterek ze swoją nie długą , nie krótką dziewiarską historią wjeżdża na bloga.

Wełnę, z której powstał, znałam i kochałam, zrobiłam z niej dwie chusty, ognisto tęczową (klik) i kosmicznie granatową (klik). Delikatna, miękka, cienka jak pajęczynka, a zarazem ciepła, bo to przecież wełna. Dla takich włóczek warto umieć robić na drutach. I te kolory! Kiedy zobaczyłam motek villa rosa, wiedziałam, że to coś dla mnie, ale nie kupiłam od razu.  Długo drażniłam się sama z sobą, jak kot z motkiem włóczki, kupię, nie kupię, może dziś, może kiedyś. W końcu kupiłam, jeden moteczek przy okazji innego zakupu. Włóczka nie wskoczyła na druty natychmiast, byłam zajęta innymi rzeczami, a poza tym nie miałam pomysłu na chustę. Gdy przyszedł wreszcie jej czas, uznałam, że nie chcę chusty, tylko taki pajęczynowy owijacz w formie poncza. Taka forma wydawała mi się bardziej praktyczna niż chusta. Luźny otwór na głowę i poszerzanie po bokach środkowego motywu tworzące skosy. Dziergało się dość powoli, z celebracją cienizny i przyjemnością patrzenia na kolory. Rosła dzianina i moje z niej zadowolenie, co jakiś czas przymierzałam i uśmiechałam się do lustra. Gdy już przybyło całkiem sporo to  zrozumiałam, że ta subtelna niteczka nie nadawała się na taką narzutkę, jaką sobie wyobraziłam. Dzianina sobie, moje ciało sobie, ja poruszałam się do przodu, a pajęczyna to zostawała w tyle, to poszerzała się, to wydłużała, nie mogąc zdecydować się jaką formę przyjąć. Płakać mi się chciało, po prostu, pruć mi się nie chciało, ale nie było wyjścia. Nie wróciłam do koncepcji chusty, zdecydowałam się na  sweterek, po wcześniejszych przymiarkach przekonałam się jak przyjemna jest ta wełenka na szyi i na ramionach. Sprułam więc sporych rozmiarów meduzę i zaczęłam dziergać sweterek. Zostałam przy skośnej formie, wzorując się na tunice o podobnym kształcie (klik), co prawda tunika nie miała rękawów i była zrobiona z grubej wełny, ale chodziło mi o bazową konstrukcję.

Jeden moteczek, żyłkowe druty, to idealna robótka, którą można mieć zawsze z sobą, bo nie zabiera zbyt wiele miejsca. Torebka z robótką bez trudu mieści się w innej torebce. Waży też niewiele, nawet jeśli przez przypadek wypadnie z torby przy wyciąganiu czegoś innego, to można nie zauważyć. Ale gdy wróci się z dalekiego spaceru i jednak się zauważy to płakać się chce, bardzo. Nie tylko za tym motkiem, za ulubionymi drutami, za licznikiem rzędów, za torebką i za tym czasem poświęconym na dzierganie najpierw poncza meduzy, potem już swetra, za rozdzielaniem rękawów… Nie siadłam jednak i nie płakałam. Wiedziałam mniej więcej gdzie może leżeć ta moja zguba, gdzie na chwilę się zatrzymaliśmy i wtedy otworzyłam torebkę, daleko to było. O ile długa, piesza wycieczka była całkiem fajna, tak powtórzenie tej trasy prawie o zmroku już niekoniecznie. Pożyczyłam rower i wróciłam do lasu, męczące to było potwornie, zwłaszcza że rower za mały. Nie wiedziałam czy uda mi się znaleźć, zwłaszcza że robiło się już ciemno, no ale musiałam. Jechałam więc wzdłuż lasu i wydawało mi się, że to czego szukam dynda na gałęzi jedynego pochylonego nad drogą drzewa, no tak to wyglądało z oddali, pomyślałam, no cóż majaki jakieś ze zmęczenia, z determinacji. Okazało się jednak, że to była moja zguba. Ktoś ją zawiesił tak, żeby była z daleka widoczna, dodam że było to niemały kawałek od miejsca bardziej w głębi lasu, gdzie torebka mi wypadła. Radość z odnalezionej rzeczy i myśl o tym,  że trafiam na dobrych ludzi przeważyły nad innymi nastrojami i stanami.

A tak oto wygląda ten mój przygodowy sweterek. Szalenie cienki, a jednak ciepły, mam już pomysł na podobną cieniznę. 











 

3 komentarze:

  1. Co za historia z tą zagubioną robótką! I cóż za poświęcenie, żeby samotnie jechać szukać jej w ciemnym lesie. Normalnie thriller. Dobrze, że dobrze się kończy;-) Życzę przyjemności z noszenia - po tylu dziewiarskich zakrętach po prostu się należy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta ciemność dopiero nadchodziła, ale wiadomo zimą zmrok zapada zaskakująco szybko, zresztą nawet w samo południe byłaby to mocna przygoda. A sweterek rzeczywiście jest przyjemny w noszeniu. Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazało się, że po prostu byłam dzielna, skoro to dalszy ciąg, druga część odcinka dotyczącego D;-)

      Usuń