Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WooLinen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WooLinen. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 lutego 2020

Koralowa nowela

W każdym odcinku tego serialu, jakim jest blog mottozmotka przedstawiam inną dzianinę.

Jak to bywa z serialami, każdy ma swoje typy, to co jednych wciąga i zachwyca innych może drażnić. Mnie to robienie na drutach wciągnęło na dobre. Który to już sezon?! Sama nie wiem. Wciąż jednak jest ciekawie. Dzierganiu towarzyszą wątki przygodowe, pogodowe, kolorowe, przeróżne. Sporo radosnych chwil i niemało frustracji, czasem rośnie napięcie, czasem ego. Zawsze coś się dzieje.

Scenariusze każdej z tych nowelek mają podobny schemat, najczęściej rozpisane są na trzy postaci pierwszoplanowe oraz całą resztę, czyli mniej lub bardziej splątaną sieć  wrażeń, dygresji i nastrojów. W rolach głównych dziewiarka, która robi na drutach, osoba, dla której robi na drutach, a trzecią postacią jest włóczka, z której dzianina powstaje. Może to brzmi dziwnie, że z ludźmi zestawiam coś materialnego, ale wierzcie mi, że włóczka też ma istotny wpływ na dzianinę, może być kapryśna, uparta albo wdzięczna i miła, w zależności od tego czy polubi się z projektem.

Mam też pewne opory, by siebie samą tak bezceremonialnie obsadzać się w czołówce, raczej wolałabym się schować w kącie,  ale skoro to ja dziergam, a ponadto piszę o tym i prace swoje pokazuję to siłą rzeczy wyłaniam się czasem zza jakiegoś stogu wełny. Przyznać jednak muszę, że najbardziej lubię takie odcinki jak dzisiejszy, gdzie pojawia się jeszcze inna pierwszoplanowa postać - modelka, niezależnie od tego, czy to dla niej przeznaczona jest dzianina.

Przedstawiony dzisiaj komplet z włóczki wełniano lnianej Performance WooLinen zrobiłam dla pani Elżbiety, której tak spodobał się koralowy komplet że poprosiła mnie o wykonanie czapki i chusty z tej samej wełenki. Zgodziłam się.

Inaczej dzierga się dla siebie, inaczej dla kogoś. Jeśli robiąc dla siebie zamiast kwadratu wyjdzie mi koło niewykluczone, że to zaakceptuję i może nawet ucieszę się że tak wyszło. A jeśli nie to mogę rzucić nieudaną pracę w kąt lub uszczelnić nią okna,  mogę znaleźć kogoś chętnego na to koło, zawsze zostaje też niezawodne prucie. Zaś dzierganie dla kogoś obarczone jest większym ryzykiem, większą odpowiedzialnością i tym samym znacznie trudniejsze.

W takiej sytuacji aż prosi się jakiś sprawdzony patent, coś co na pewno się uda. No, ale nie z nami takie numery. Jeśli ktoś, w tym wypadku pani Elżbieta, obdarza mnie pełnym zaufaniem i daje mi wolną rękę to wydaje mi się oczywiste, że mogę sobie pozwalać, eksperymentować, sięgać po nowe rozwiązania. Zwyczajnie mnie ponosi, czuję jak rosną mi skrzydła, tworzę i bawię się dobrze. Do czasu, aż przychodzi kryzys, niepewność, strach co to będzie, skąd mogę wiedzieć czy się uda. Bo kto to widział, żeby takie kombinacje. Ale nie mogę się powstrzymać, chcę wpleść w tę chustę piękny wzór, a że ten ścieg najpiękniej wygląda od strony nabieranych oczek, to chustę zaczynam od najszerszej krawędzi. Wariactwo, ale czuję że tak jest najlepiej i tak właśnie robię. Udaje się.  Kolejny kryzys przychodzi w związku z czapką. Dręczą mnie pytania jak wykonać brzeg bez ściągacza, który nijak mi do koncepcji nie pasuje, jak rozmieścić ażurowy motyw, a przede wszystkim jak zrobić czapkę wygodną, w której będzie ciepło, ale nie za bardzo. Znajduję rozwiązanie w podwójnej dzianinie z pojedynczej nitki. Z tego wynalazku jestem dość dumna, taki niby ściągacz z pasma podwójnego jerseju wykombinowałam parę lat temu, zanim jeszcze dowiedziałam się że są sposoby na elastyczny ściągacz. W archiwum bloga mam zdjęcia takich czapek, na przykład tutaj, albo tutaj (drugie zdjęcie) . Wiele z nich służy do dzisiaj.

Teraz, gdy komplet już skończony cieszę się, że zrobiłam po swojemu, po nowemu. Czułam jednak, że mogę sobie na to pozwolić. Jak pisałam na początku, osoba dla której robię na drutach może mieć duży wpływ na proces twórczy. 


A oto i ten komplet, włóczka WooLinen Performance, pomysł własny:

















piątek, 17 stycznia 2020

Komplet koloru koralowego

Przez ostatnie miesiące dziergałam przeważnie drobiazgi. Małe projekty mają wiele plusów. Szybki efekt, niewiele włóczki, toteż wydatek niewielki albo i żaden, gdy odpowiedni moteczek znajdzie się w domu. Nie straszne i prucie, nawet gdy okaże się konieczne w połowie dzianiny. Jeden wieczór, dwa i pół popołudnia i już gotowa czapka, mitenka, skarpeta. Zadowolenie użytkownika i sukces dziewiarki. Same plusy. Gdyby nie spoglądać na zegar czy kalendarz można by powiedzieć, że efekt natychmiastowy, ot po prostu, spadło z drutów. A jakie dobre samopoczucie! Cukier, lukier, miód. No nie. Nie jest to dla mnie pełnia dziewiarskiego szczęścia. Lubię płodozmian, raz drobiazgi, raz coś większego, a najlepiej dwa różne projekty równocześnie, wtedy mam wybór. Ostatnio marzy mi się morze oczek prawych, bezkresne, czasem nużące, gdy się dzierga wiele dni i niewiele przybywa, a na odległym horyzoncie majaczy jakiś sweter, w którym można się będzie schować w złą pogodę.

Czy ja właśnie narzekam na dzierganie drobnicy? Hm, trochę tak. Zwłaszcza, że planowane dwa duże swetry zeszły z drutów zaraz po nabraniu oczek, między moją wizją a posiadaną wełną był za duży rozdźwięk. Została frustracja, a dzierganie kolejnych drobiazgów, a zwłaszcza tak potrzebnych teraz czapek przynosiło ukojenie i zadowolenie. Zadowolenie użytkownika i sukces dziewiarki. Ale mimo to tęsknota za czymś większym nie mijała.

W tym stanie mojej dziewiarskiej psychiki dobrą terapią okazała się dzianina dla siostry. Mieć siostry i być siostrą to niezwykłe życiowe przywileje. Choć bardzo się różnimy, na głębszym poziomie jesteśmy podobne, co wciąż mnie zadziwia. O wiele rzeczy możemy się spierać, ale częściej jednak będziemy się wspierać. Podążamy innymi ścieżkami i wpływają na nas różne życiowe realia, a jednak ciągle jest w nas wiele z naszej mamy, z naszych babć. Wychodzą nam z tego różne wzory i motywy, kiedy jednak rozpoznaję je w jakiejś zwyczajnej sytuacji czy w banalnej rozmowie - wiem że to właśnie ten charakterystyczny kod. Wtedy czuję głęboką więź z sobą samą, z siostrami, a nawet z przodkami których nie poznałam. I to jest coś takiego, co raczej się czuje niż analizuje, a już na pewno trudno opisać.

Wracając do dziewiarskich rozterek. Pewnego razu, w grudniu przed południem Małgosia pokazała mi czapkę, niezbyt udaną, cisnącą w czoło, niestety przeze mnie zrobioną. Do tego był jeszcze komin, nieco już sfatygowany. Może uda się poprawić, spruć? - Nic z tego. Zrobię Ci nową czapkę. - Ale ten kolor jest idealny. - Więc znajdę podobny.

Z kilku sklepów internetowych wybrałam dostępne włóczki koloru koralowego, w różnych składach i tonacjach, od intensywnych po blade, od połyskliwych po matowe. Dawniej w takich sytuacjach wklejałam linki do stron, teraz korzystam z wirtualnych nożyczek, co pozwala umieścić obok siebie wiele różnych zdjęć. Usunęłam nazwy włóczek i ceny, żeby nic nie zakłócało odbioru samej przędzy i wysłałam siostrze maila  z taką wyklejanką. Jakież było moje zdziwienie, gdy Małgosia bez wahania wybrała włóczkę, która była także moją faworytką. Niczego nie chciałam sugerować, bo mój zachwyt mógł przecież wynikać z dziewiarskiego rozbestwienia, oto włóczka jakiej nie znam, skład którego nie próbowałam i fajnie byłoby sprawdzić ją w dzianinie. Wybór padł na Performance WooLinen – ciekawą mieszanka merino superwash i lnu. Oczywiście od razu zamówiłam więcej, bo choć Małgosia chciała tylko czapkę to uznałam, że trzeba do niej też coś na szyję, może też na dłonie.  Według własnego pomysłu zrobiłam czapkę, mitenki i chustę. czapka miała być całkiem prosta, urozmaiciłam nieco początek i czubek. W mitenkach zrobiłam geometryczny wzór wykorzystując ściągacz taki jak w czapce. Chusta też powinna mieć prosty, geometryczny motyw, jednak powtórzenie ściągacza z oczek przekręconych usztywniłoby dzianinę, co w tym wypadku nie wyszłoby dobrze. Zastosowałam  więc prosty ścieg wizualnie zbliżony do ściągacza, ale luźniejszy.

Projekt składa się z trzech drobnych rzeczy, a jednak tworzy większą całość i dzięki temu zaspokaja moją tęsknotę za jakimś dzianinowym rozmachem.

Tak oto wygląda ten komplet koloru koralowego. Intrygująca jest ta barwa, pastelowa i miła dla oka, na pewno nie mdła. Soczysta i nieco gorzka. Jest to róż przypominający kolor grapefruita, a sterczące lniane nitki, ni to włókna ni patyczki kojarzą mi się z białymi osłonkami grapefruitowego miąższu.  

Ps. Wśród dobrodziejstw wynikających z faktu posiadania sióstr są też pochodne tego stanu, w tym konkretnym wypadku jest to siostrzenica występująca w roli modelki.