Jak to bywa z serialami, każdy ma
swoje typy, to co jednych wciąga i zachwyca innych może drażnić. Mnie to
robienie na drutach wciągnęło na dobre. Który to już sezon?! Sama nie wiem.
Wciąż jednak jest ciekawie. Dzierganiu towarzyszą wątki przygodowe, pogodowe,
kolorowe, przeróżne. Sporo radosnych chwil i niemało frustracji, czasem rośnie
napięcie, czasem ego. Zawsze coś się dzieje.
Scenariusze każdej z tych nowelek
mają podobny schemat, najczęściej rozpisane są na trzy postaci pierwszoplanowe
oraz całą resztę, czyli mniej lub bardziej splątaną sieć wrażeń, dygresji i nastrojów. W rolach
głównych dziewiarka, która robi na drutach, osoba, dla której robi na drutach, a
trzecią postacią jest włóczka, z której dzianina powstaje. Może to brzmi
dziwnie, że z ludźmi zestawiam coś materialnego, ale wierzcie mi, że włóczka
też ma istotny wpływ na dzianinę, może być kapryśna, uparta albo wdzięczna i
miła, w zależności od tego czy polubi się z projektem.
Mam też pewne opory, by siebie
samą tak bezceremonialnie obsadzać się w czołówce, raczej wolałabym się schować
w kącie, ale skoro to ja dziergam, a
ponadto piszę o tym i prace swoje pokazuję to siłą rzeczy wyłaniam się czasem zza
jakiegoś stogu wełny. Przyznać jednak muszę, że najbardziej lubię takie odcinki
jak dzisiejszy, gdzie pojawia się jeszcze inna pierwszoplanowa postać - modelka,
niezależnie od tego, czy to dla niej przeznaczona jest dzianina.
Przedstawiony dzisiaj komplet z
włóczki wełniano lnianej Performance WooLinen zrobiłam dla pani Elżbiety,
której tak spodobał się koralowy komplet że poprosiła mnie o wykonanie czapki i
chusty z tej samej wełenki. Zgodziłam się.
Inaczej dzierga się dla siebie,
inaczej dla kogoś. Jeśli robiąc dla siebie zamiast kwadratu wyjdzie mi koło
niewykluczone, że to zaakceptuję i może nawet ucieszę się że tak wyszło. A
jeśli nie to mogę rzucić nieudaną pracę w kąt lub uszczelnić nią okna, mogę znaleźć kogoś chętnego na to koło, zawsze
zostaje też niezawodne prucie. Zaś dzierganie dla kogoś obarczone jest większym
ryzykiem, większą odpowiedzialnością i tym samym znacznie trudniejsze.
W takiej sytuacji aż prosi się
jakiś sprawdzony patent, coś co na pewno się uda. No, ale nie z nami takie
numery. Jeśli ktoś, w tym wypadku pani Elżbieta, obdarza mnie pełnym zaufaniem
i daje mi wolną rękę to wydaje mi się oczywiste, że mogę sobie pozwalać, eksperymentować,
sięgać po nowe rozwiązania. Zwyczajnie mnie ponosi, czuję jak rosną mi
skrzydła, tworzę i bawię się dobrze. Do czasu, aż przychodzi kryzys, niepewność,
strach co to będzie, skąd mogę wiedzieć czy się uda. Bo kto to widział, żeby
takie kombinacje. Ale nie mogę się powstrzymać, chcę wpleść w tę chustę piękny
wzór, a że ten ścieg najpiękniej wygląda od strony nabieranych oczek, to chustę
zaczynam od najszerszej krawędzi. Wariactwo, ale czuję że tak jest najlepiej i
tak właśnie robię. Udaje się. Kolejny
kryzys przychodzi w związku z czapką. Dręczą mnie pytania jak wykonać brzeg bez
ściągacza, który nijak mi do koncepcji nie pasuje, jak rozmieścić ażurowy motyw,
a przede wszystkim jak zrobić czapkę wygodną, w której będzie ciepło, ale nie
za bardzo. Znajduję rozwiązanie w podwójnej dzianinie z pojedynczej nitki. Z
tego wynalazku jestem dość dumna, taki niby ściągacz z pasma podwójnego jerseju
wykombinowałam parę lat temu, zanim jeszcze dowiedziałam się że są sposoby na
elastyczny ściągacz. W archiwum bloga mam zdjęcia takich czapek, na przykład tutaj, albo tutaj (drugie zdjęcie) . Wiele z nich
służy do dzisiaj.
Teraz, gdy komplet już skończony
cieszę się, że zrobiłam po swojemu, po nowemu. Czułam jednak, że mogę sobie na
to pozwolić. Jak pisałam na początku, osoba dla której robię na drutach może
mieć duży wpływ na proces twórczy.
A oto i ten komplet, włóczka
WooLinen Performance, pomysł własny: