niedziela, 17 czerwca 2018

Powtarzam się. Wiem.

Znowu kołowiec, sweter z koła. W kółko to samo i tak w koło Macieju. Powtarzam się. Wiem.
Wielokrotność powtórzeń i powtarzalność okrążeń dały mi wystarczająco dużo czasu, by spojrzeć na ten temat z drugiej strony. Powtarzalność kojarzy się ze stagnacją, przewidywalnością, jakimś ograniczeniem, duchotą i brakiem przestrzeni na powiew nowości. Po prostu z nudą. Brak niespodzianek, nic ciekawego. Można zatrzymać się w tej opinii, ale to tylko część prawdy.  Z drugiej strony powtarzalność nie jest taka zła, nie tylko przez oswojoną rutynę i wzgląd na dawne czasy. Zagraj to Sam, zagraj to jeszcze raz, a z Casablanki cytat przejdzie do późniejszych filmów, a nawet umości się w jednym tytule.
Powtarzalność to nie tylko kopiowanie tego co było, ale także droga do tworzenia czegoś nowego. Możliwe nawet, że to warunek konieczny. By posiąść jakąś umiejętność należy trenować, ćwiczyć  i powtarzać po wielokroć. To dotyczy nauki, pracy ale też codziennych nawyków, z których składa się życie.  Może jednym przychodzi łatwiej, inni muszą się bardziej potrudzić, ale w każdym przypadku dla utrwalenia efektu konieczna jest określona ilość prób i powtórek.  Aby powstała nowa ścieżka, trzeba ją wiele razy przedeptać. Oczywiście może się okazać, że prowadzi ona w dzikie chaszcze lub w maliny, niekoniecznie tam gdzie chciałoby się podążać. Cóż, złe nawyki też powstają wskutek wielokrotnego powtarzania. Na szczęście można się ich oduczyć wprowadzając nowe, pożądane zachowania, które po iluś tam razach staną się nawykami.
Na koniec pozwolę sobie jeszcze raz powtórzyć, to co wcześniej napisałam. Powtarzanie samo w sobie nie jest wcale złe. Nie jest złe ani dobre. Wszystko zależy co i po co się powtarza.
Ja znów powtórzyłam wzór swetra z koła, ten będzie prezentem urodzinowym  dla mojej siostry. Zaczęłam go odpowiednio wcześnie i dzięki temu mogłam dziergać przyjemnie i bez presji, pozwalając sobie nawet na przerywniki dla miniaturowych białych kardiganów.  Oto kolejny zrobiony przeze mnie kołowiec. Nikomu nie mogę obiecać, że to się więcej nie powtórzy.














sobota, 9 czerwca 2018

Białe sweterki, srebrzysta nitka i złoty środek.

Wzór Cove cardigan Heidi May zakupiony został z myślą o sweterku z niebieskiej cieniowanej włóczki cool wool, której całkiem sporo pozostało z innego dużego swetra. Zanim jednak sięgnęłam po tę włóczkę nawinęła się okazja wypróbowania wzoru na sweterku malutkim.  Opis rozszyfrowałam, sweterek zrobiłam, wyszedł nawet sympatyczny, ale jakiś taki zgrzebny i matowy, więc niestety nie spełniał błyskotliwych założeń, że będzie to ubiór wieczorowy. W międzyczasie dowiedziałam się też, że mała dziewczynka po prostu musi mieć sweterek biały. Postanowiłam zrobić jeszcze jeden egzemplarz,  tym razem z  włóczki z subtelnym połyskiem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że w pierwszym sweterku srebrzysta nitka dodaje  blasku, który jest widoczny tylko  w półmroku i w sztucznym świetle. Ten przydługi wstęp opisuje jak to miał być jeden sweterek,  a będą trzy.  Miał być jeden sweterek dla jednej osoby, a będą trzy dla dwóch. 
Wynika też z tego jasno, że  należę do ludzi którzy sami sobie dodają roboty i jeszcze  się  z tego cieszą, choć z tym ostatnim różnie bywa. Nie trudno  rozniecić zapał wpatrując się w przyszły projekt, prawdziwa sztuka to czerpać radość z dziergania na samym finiszu, przy wykańczaniu projektu, bez wykańczania swoich zasobów cierpliwości. Ten wątek zasługuje na osobne rozważania, teraz  zaś zastanawiam się nad nieodrobionymi ludźmi, co oni  za jedni. Może są to osoby zbyt obciążone, pracą i obowiązkami ponad siły, które  nie mając wyjścia zasuwają w kieracie. Jakieś narzucone z zewnątrz jarzmo zapewnia ciągły trud w  syzyfowym rytmie tam i z powrotem, w górę  i w dół i bez nadziei. Mogą to jednak być ludzie pełni energii, którzy sami ten stan nieodrobienia pielęgnują, nawożą i kultywują. Taki człowiek, oprócz tego  co zrobić musi zawsze znajdzie coś, czego nie musi, ale  chce i to tak  bardzo, że jednak musi.  Podział ten można zilustrować dawnymi piosenkami, człowiek uciemiężony nadmiarem zadań mógłby zanucić „Zachodźże słoneczko” pieśń smutniejszą niż żałobne rapsody, a do tej drugiej kategorii pasowałaby piosenka o Dorotce, która tańcowała cały dzień, od rana do wieczora, i tak zapamiętała się w tym tańcowaniu, że na koniec po prostu padła i zasnęła. Ten uproszczony podział pokazuje tylko najbardziej skrajne przypadki. W życiu nie ma tak, że  jedni zasuwają udręczeni i nieszczęśliwi, a drudzy choć też padają ze zmęczenia to jednak robią tylko to co ich bawi. Każdy ma swoją niepowtarzalną kombinację obowiązków i przyjemności, a możliwych wariantów tyle ile ludzi. Kiedy tak myślę o tych połączeniach konieczności i dowolności to dochodzę do wniosku, że  wynaleziony przez starożytnych złoty środek ani trochę nie stracił na aktualności. Dziwi mnie, że Arystoteles nie robił na drutach. A ja owszem, a ja tak, ciągle coś dziergam. Poniżej dwa białe sweterki Cove Cardigan, jeden z bawełny ze srebrną nitką, drugi z z włóczki Dora, to całkiem sympatyczny akryl, skrzypieć zaczyna dopiero w praniu. Dokupiłam guziczki  jak krople rosy, w końcu ta Dorotka zaczynała tańcować ranną rosą.















piątek, 1 czerwca 2018

Jak to nie bawi mnie bawełna

Na gołą stopę wkładam buty i w tym, w czym jestem wychodzę z domu. Na targu i w parku wszystko w rozkwicie, bujnym, kwiatowym, owocowym. Lato prawdziwe to pora przyjazna, dająca lekkość i zadowolenie.  I choć nie zawsze to luz i laba, to jednak latem zwykłe trudy życia zdają się jakieś  lżejsze. Niewątpliwie przyjemna pogoda poprawia nastrój, warto do doceniać i korzystać z chwili. O gdyby tak letnich poranków mogło być więcej w ciągu roku! Ciekawe w jakim stopniu ludzie, którzy nie muszą zmagać się z chłodem, wiatrem i zmiennością żywiołów mają w sobie więcej luzu, zaufania do świata i są bardziej pogodni. Ale nie będę rozważała jak to gdzie indziej jest więcej słońca, ciepła i trawa bardziej zielona. W każdym razie nie teraz, gdy tak piękna pora i wokół mnóstwo przyjemnych doznań dla wzroku,  smaku i  powonienia.

A w  życiu dziewiarki letnie przyjemności kojarzą się z bawełną. Dzierganie z bawełny uwodzi mnie sezonowo. Nie wiem jak to się dzieje, ale choćbym nie wiem jak namęczyła się ze spadającą nitką, choćbym tłukła sobie do głowy że ta bawełna to bez sensu i już nigdy więcej, to jednak gdy robi się ciepło wszystkie te postanowienia biorą w łeb, nauka idzie w las, a ja już mam w  rękach druty i bawełniany motek. Dziergam to lub owo, by dojść do wniosku że jednak bawełna mnie nie bawi i nie jestem przekonana że w ogóle warto było się za to zabierać. Ale bez obaw o bawełnę, myślę że będę do niej wracać, byle tylko wyciągać wnioski z dotychczasowych doświadczeń. Tymczasem prezentuję  trzy projekty w kolorze białym.

Pierwszy  z nich to dziecięcy sweterek  Cove Cardigan według projektu Heidi May. To miał być dodatek do balowej sukieneczki, więc do białej bawełnianej włóczki dodałam nitkę błyszczącej szarości madame tricote, jednak mimo to efekt wyszedł trochę zgrzebny, raczej do łączenia z ubrankami z bawełny. W czasie pracy nitki nie chciały z sobą współpracować, oczka wychodziły nierówne, a wspólna kąpiel na koniec niewiele zmieniła.









Drugi model to prosta tunika zrobiona z przyjemnej bawełny o nieregularnej fakturze.  Połączenie bieli i szarości we wzorze falistym dało bardzo odświeżający efekt. Jednak nie bawi mnie toto i ubieram bardzo rzadko.





Trzecia rzecz to biała bluzka z grubszej i też nieregularnej bawełny wykonana na podstawie opisu z dziewiarskiego czasopisma, bodajże Dzianinowa moda. Urzekł mnie prosty i ciekawy fason, ale zdecydowanie powinno to być zrobione z cieńszej włóczki.  I choć nie bawi mnie ciężar tej bluzki, przez co w upalne dni może być w niej zbyt ciepło, to i tak ją lubię i noszę się z zamiarem wykonania kolejnej, żeby się nie powtarzać zmienię wzór, pozostawię jednak fason.