poniedziałek, 28 czerwca 2021

Hura!

Udało się zrobić zdjęcia letniego sweterka, który powstał już jakiś czas temu, kilka razy zaplanowany był już spacer połączony z sesją, jednak za każdym razem jakieś niesprzyjające sploty okoliczności krzyżowały nam plany. Najpierw chłody, potem deszcze, a potem jeszcze inne niespodziewane atrakcje. Cóż, nic straconego, całe lato przed nami, niejeden spacer, po parku, nad rzeką, może w lesie, albo wśród zbóż. W słomkowym kapeluszu, z koszem, albo plecioną torebką.

Taki słoneczny nastrój poczułam nie wiedzieć skąd kiedyś w środku zimy. Wymyśliłam wtedy letnią dzianinę w jasnych kolorach, słonecznych, soczystych. Sam pomysł tak bardzo mi się spodobał, że postanowiłam poeksperymentować również z formą. Przedstawiłam Edycie propozycję prezentu urodzinowego i jej reakcja jeszcze bardziej rozpaliła mój entuzjazm. Wymyśliłam bluzkę z łączonych kawałków, nic to, że zszywania dwa razy więcej, nic to że robione od dołu i że trudniej przewidzieć efekt. Włóczka za to piękna, nomen omen Belle. Wybrałam trzy kolory, narcyz, wodę różaną i ecru, ich połączenie dało efekt, który trudno mi opisać, letni, słoneczny i jakby chłodzący. A może to nie barwy tak zadziałały tylko przędza, mieszanka bawełny, wiskozy i lnu. Części przodu, tyłu i linie reglanu zszywałam na zewnątrz, aby te szwy były widoczne, takie surowe. Brzegi wykończyłam tzw. francuskim ściągaczem. Do końca obawiałam się jak na tych zszywanych częściach wyjdzie mi wykończenie dekoltu, ale udało się. No i wreszcie wczoraj udało się też zrobić zdjęcia, przy okazji zwyczajnego spaceru do parku, bez czekania na przechadzki wśród łanów zbóż albo po plaży. Skoro miałam już zdjęcia chciałam tę dzianinę pokazać już, szybko. Przyznaję, brak mi do niej dystansu, do tych słonecznych kolorów, do moich kombinacji, do twórczej zabawy, do pozytywnych emocji. To coś, czym warto się dzielić, zawsze, ale na początku wakacji szczególnie.

Czas na zdjęcia! 
















 

wtorek, 22 czerwca 2021

Harce z chustą Silvergrass

Życie dziewiarskie jest pełne przygód, ekscytujące bywa samo tworzenie dzianiny z tego co się ma i tak jak się potrafi, ale jeszcze więcej emocji dostarcza sięganie po to, co nieznane, nowe. Przede mną wciąż tyle nieodkrytych dziewiarskich lądów, które jednak są osiągalne. Umiejętność wykonania oczek prawych i lewych to niezawodna łódka, która może wszędzie zaprowadzić. Czasem trzeba przebyć oceany oczek prawych, czasem utknie się na mieliźnie, ale ciągle coś się dzieje.

Kilka tygodni temu, nie zważając na to, że mam na drutach kilka rozpoczętych projektów postanowiłam wziąć udział w teście nowego wzoru na chustę. To był nagły impuls. Może po prostu potrzebowałam odmiany, czegoś innego, nowego, może coś ujmującego było w samym ogłoszeniu projektantki Kasi Dychton, w każdym razie wiedziałam na pewno, że to coś dla mnie. Wcześniej tylko raz brałam udział w teście dziewiarskim, testując dwustronną czapkę Kamili Wojciechowskiej (klik) i bardzo miło wspominam tamto doświadczenie. Wzór czapki napisany był po polsku, wszystkie techniki dobrze znałam, a więc tę niewielką dzianinkę robiło się lekko łatwo i przyjemnie. Tym razem jednak miałam przed sobą większe wyzwanie, przede wszystkim rozmiarowe, a więc i czasowe, trochę językowe i trochę brioszkowe. Wzór patentowy wykorzystałam w jednobarwnym kardiganie (klik), ale nigdy wcześniej nie dziergałam dwukolorowej brioszki! Niewielkie elementy tego ściegu w chuście wyglądały na niezbyt skomplikowane, toteż rozpoczęłam pracę bez wielkiej tremy.

Możliwość testowania była dla mnie jak zaproszenie na wycieczkę, a przesłany plik z wzorem czymś w rodzaju mapy. Wizja tej wyprawy budziła pewną ekscytację, tym większą że trzeba było ową mapę cały czas sprawdzać. Już po pierwszym rzucie oka na opis, okazało się, że z pewnymi skrótami dotychczas się nie zetknęłam, a raczej z niektórymi kombinacjami symboli. Zanim jednak zaczęłam szukać wyjaśnienia sama spróbowałam dziergać i okazało się, że właśnie tak miało być. Znów przekonałam się jak bardzo prosty, logiczny i przejrzysty jest ten dziewiarski angielski.

Podążając za opisem skrupulatnie liczyłam oczka i powtarzające się motywy, chusty przybywało, a ja opanowywałam dwukolorową brioszkę. Najprzyjemniejszy był etap, gdy poczułam że mogę to robić intuicyjnie, i to właśnie wtedy,  gdy poczułam się prawie pewnie, rozpędziłam się z jednym motywem, innymi słowy popełniłam błąd. Przekonałam się wtedy, że prucie brioszki boli. Był to jednak maleńki fragment pracy, całą chustę robiło się przyjemnie i zamaszyście, z każdym rzędem przybywało chusty, zmieniały się odcienie, a co jakiś czas wykwitały nowe gałązki.

Harce to nie tylko beztroskie zabawy, ale też osiąganie nowych umiejętności. Nie wiem czy teraz byłabym w stanie pójść w góry jak dawniej z pełnym plecakiem, w pionierkach i naturalnie grubych skarpetach. Dziś zajmują mnie inne sprawy, więc inne sprawności zdobywam. Znajduję też czas by w mojej pasji uczyć się nowych rzeczy, tak jak w przypadku chusty Silvergras.

Mimo moich obaw nie pojawiły się żadne problemy w trakcie dziergania tej chusty, zrobiłam ją w terminie, do którego się zobowiązałam. Punkty krytyczne miały miejsce przed i po. Pierwsze pytanie przed tym projektem dotyczyło wyboru włóczki. Nie było ono łatwe, bowiem przy zmienianiu koloru w każdym rzędzie trudno przewidzieć efekt. Zmysł praktyczny kazał mi wykorzystać coś z posiadanych zapasów, akurat miałam kilka motków drops baby merino w kolorze koralowym, dobrałam do tego spokrewnioną włóczkę drops deligh. Bardzo chciałam, by drugi kolor był wersji cieniowanej. Obydwie nitki były tej samej grubości, a kolory choć tak różne dobrze razem zagrały.

Drugim krytycznym momentem okazało się fotografowanie chusty, tak by pokazać ją w terminie najbliższym publikacji wzoru. Tymczasem nastały upały, w mieście z każdą godziną coraz bardziej nagrzewały się betonowe patelnie, pustoszały place i ulice, na niebie błękit się rozpinał, bo też było mu gorąco. W takiej skwarnej pogodzie dzianina schnie cudnie, trudniej jednak owijać się w nią do zdjęć. Ale może gdzieś dalej od miasta a bliżej wieczora? I udało się! Oto zdjęcia chusty Silvergrass.

 





























 

piątek, 11 czerwca 2021

Top prototyp

W moje blogowe plany zupełnie niespodziewanie wskoczyła dzianina sprzed kilku lat, której dotychczas nie pokazywałam. Prezentując ostatnio prostą bawełnianą bluzkę napisałam, że właściwie robiła się sama. Niezupełnie tak to było. Zanim narzuciłam na druty „wodę różaną” belle wyjęłam z szafy bardzo podobną dzianinę, przeliczyłam oczka i właściwie odwzorowałam bluzkę sprzed paru lat, w nowej zmieniłam tylko włóczkę i  wzór na plisy. Tak się złożyło, że w tym tygodniu mając na sobie tę dawno wydzierganą bluzkę miałam też dobre warunki do zdjęć. Postanowiłam zatem pokazać ten prototyp, zwłaszcza że najnowsze dzianiny nadal nie zostały sfotografowane. Uświadomiłam też sobie, ze nie tylko dzierganie uczy cierpliwości, prowadzenie bloga również😊 Pasja ta jednak jest tak wdzięczna, że zawsze ma coś dobrego w zanadrzu, coś co właśnie dzieje się na drutach, coś nowego, co można zaplanować na przyszłość, ale też coś z przeszłości. Jak ta koralowa bluzeczka.

Ten wpis miał być przerywnikiem między innymi odcinkami abecadła, ale jednak od tematu nie odeszłam, gdyż sposób dziergania zastosowany w tej dzianinie od dawna zajmuje ważne miejsce w moim dziewiarskim elementarzu. Odkąd opanowałam raglan robiony od góry śmiało mogę nabierać oczka na letnie bluzki i zimowe swetry, na rzeczy duże i małe bez obaw o jakieś aberracje konstrukcji.

Koralowy top powstał dobrych parę lat temu, z włóczki z odzysku, która urzekła mnie kolorem.  Przy okazji przekonałam się, że bawełna nie niszczy się szybko, nie kundli i nie mechaci.

A tak oto wygląda ten to top prototyp:












sobota, 5 czerwca 2021

Hop i top

Długo pozostawałam dość obojętna na sezonowe bawełniane dzierganie. Co prawda każdego roku powstawały jakieś bluzki, sukieneczki, ale nie miałam zbyt wybujałych planów na letnie dzianiny, nie miałam  włóczkowych marzeń, kaprysów, ani zbyt dużych zapasów z kategorii „lato”. I nagle zaszła zmiana, pokochałam letnie włóczki, z przyjemnością a nawet z rozmachem zrobiłam na drutach trzy dzianiny, z bawełny i z mieszanek bawełny z wiskozą i lnem, z nowych zakupów i z własnych zapasów, tak dawnych że prawie zapomnianych. Nagły mój zapał do tworzenia letnich ubrań był wprost proporcjonalny do kwietniowego i majowego chłodu, któremu towarzyszyły ciepłe skarpety i puchowe kurtki tak wiele razy ubierane z wiarą, że to już ostatni raz tej wiosny. Ziąb jednak trwał, lecz w sercu maj miał się dobrze. Z pięknych bawełnianych włóczek oczko za oczkiem powstawały nowe rzeczy. I mogłyby powstawać kolejne, w innych tonacjach, piękne zgaszone pastele rozgrzewały moją wyobraźnię.

Nie będę pisać teraz o tym  co mogłabym, albo co chciałabym zrobić, tylko pokażę, to co już jest gotowe. Jak wspomniałam zrobiłam ostatnio trzy letnie dzianiny, dwie z nich czekają na sfotografowanie, na odpowiednią sytuację i pogodę do zdjęć. Dziś pokażę prosty top. Zrobiłam go  z dropsowej  włóczki Belle, to mieszanka bawełny z wiskozą i lnem.

Zrobiłam krótką bluzeczkę przeznaczoną do letnich spódnic, ale do zdjęć ubrałam długie spodnie, wzięłam też z sobą ciepłą chustę, śmiesznie by było przeziębić się przy pokazywaniu lata. Takiej bluzki nie miałam w planach, powstała w zasadzie przypadkiem, przy okazji. Z innej dzianiny zostało mi trochę włóczki w kolorze woda różana, nie mogłam jej po prostu odłożyć, dokupiłam jeszcze trochę i szybko wydziergałam letni top. Same prawe oczka, tylko plisy ryżowe, raglan robiony od góry, bezszwowo, bez formowania podkroju szyi, fason najprostszy z możliwych, hulaj dusza, właściwie robiło się samo.

To tyle na dzisiaj, krótko, bo bluzka niedługa, a wkrótce pokażę dwie inne, słoneczne dzianiny.