Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełko. Pokaż wszystkie posty

piątek, 29 grudnia 2023

Kocyk – źródło mocy

Pudrowe róże, odrobina beżu, blady brąz a gdzieniegdzie trochę intensywnej fuksji. Tak to zobaczyłam w wyobraźni i postanowiłam podążać za tym pomysłem na dziecięcy kocyk dla dziewczynki o imieniu Gaja.

Gdy kilka miesięcy temu zostałam poproszona o wykonanie bawełnianego kocyka w kwestii formy, wzorów i kolorów otrzymałam wolną rękę. Obdarzona takim zaufaniem mogłam pozwolić sobie na swobodę twórczą, doświadczenie absolutnie wspaniałe, choć niepozbawione nuty niepokoju o to, jak moja praca zostanie potem przyjęta. Myślę jednak, że i to jest istotnym elementem tworzenia, taka mieszanka niepewności, ciekawości i starań, aby jak najlepiej wizję zrealizować.

Naturalnie ważne są użyte materiały i zastosowane techniki, lecz poza aspektem materialnym do rękodzieła lubi wplatać się wzruszenie. Myśl o dziewczynce, której nie znam, o jej doświadczeniach, tworzących się wspomnieniach, o niepowtarzalności jej osoby i o tym, że nie wiadomo kiedy stanie się nastolatką, kobietą wciąż pozostając tą samą  istotą.

Podczas pracy nad tą dzianiną wzruszające były dla mnie komentarze innej dziewczynki, mojej wnuczki. Kinga była bardzo zaangażowana w ten projekt, śledziła postępy, czasem nawet nie widząc powstającego kocyka i włóczek w koszyku pytała ile przybyło od ostatniego razu. Czasem była zdziwiona że dużo, innym razem, że niewiele. Lubiła wpatrywać się w to co zrobiłam i zadawała ciekawe pytania: „czy w tych paskach jest jakiś rytm?” albo „czy w tym wzorze są kwiatuszki czy tylko ja je widzę?”. To drugie pytanie poruszyło mnie głęboko. Świadomość, że można dostrzegać coś, co nie jest oczywiste, dosłowne i jednoznaczne to jeden z najpiękniejszych życiowych darów. Z tego pytania wyłaniają się też inne refleksje, choćby o tym, jak różnimy się odbieraniu świata.

Zatrzymajmy się jednak przy materialnym konkrecie, przy przedmiocie użytkowym.

Kocyk dziecięcy słusznych rozmiarów wykonałam szydełkiem zaczynając od kwadratu przeznaczonego na wyhaftowanie imienia. Co do kolorystyki byłam pewna od początku, natomiast dość długo nie mogłam zdecydować się na rodzaj włóczki, czy wybrać matową organiczną bawełnę Cottonwood Fibra Natura czy taką merceryzowaną z lekkim połyskiem Muskat Drops, nie wiedziałam co będzie lepsze, chodziłam, myślałam, czekałam na odpowiedź, dni i tygodnie mijały, w końcu uznałam że łatwiej będzie mi wybrać jedną z nich jak zobaczę je na żywo.

Przyszła pierwsza przesyłka, no ładne. Przyszła druga – też ładne. Tylko ładne. Już miałam szukać trzeciej opcji, ale włożyłam włóczki razem do jednego kosza i kliknęło,  zobaczyłam, a właściwie poczułam najlepiej połączyć je razem. W ten sposób wzbogaciła się paleta kolorystyczna a połączenie efektu matowości i połysku dodały głębi całości.  

A oto kocyk dla Gai:

















sobota, 17 grudnia 2022

Od skarpetek na drutach do szydełkowej chusty

Z rozmachem i lekkością śmigam na drutach, mam też pewną swobodę w ubieraniu myśli w słowa, choć nie zawsze jedno jest najlepszym odwzorowaniem drugiego. Na przykład dzisiaj, gdy chcę pokazać moją pracę i napisać o tym, jak powstawała trochę się waham, nie wiem czy dam radę, bowiem do tej dzianiny mam bardzo emocjonalne podejście, wiele pozytywnych skojarzeń i miłych zaskoczeń. Gdy wpadłam na pomysł by do najnowszych zdjęć w zimowej scenerii dodać też wcześniejsze, z jesieni, z lata,  przeżyłam coś głęboko poruszającego. Aby odnaleźć tych kilka fotografii musiałam przebiec wzrokiem przez wiele innych na przestrzeni kilku miesięcy.

Od tygodnia jest u nas biało, śnieg sprawia, że świat wydaje się czarno biały, jak na dawnych ilustracjach, jest pięknie, bajkowo, a w domu przytulnie. Narzucam na ramiona najcieplejszą moją chustę i szukając jej zdjęć przenoszę się w środek lata, karnawał kolorów i światła, które nawet w głębi lasu zdają się bardziej hojne niż grudniowe lampy i światełka. Zapalam jeszcze świece i wracam do teraźniejszości, do pisania.

Przedstawiam Wam bohaterkę dzisiejszego wpisu kolorową chustę granny. Przede wszystkim wyróżnia ją to, że jest zrobiona szydełkiem. Mojej dziewiarskiej naturze zdecydowanie bliższe są druty, ale zawsze mam pod ręką szydełko, które jest jak niezawodny przyjaciel, pomoże chwycić zagubione oczko, zrobić stabilne wykończenie, jakąś plisę czy inny detal, albo nawet całą zabawkę. Szydełkować nauczyłam się w dzieciństwie, ale dopiero niedawno zdecydowałam się na dzianiny szydełkowe. Podziwiając prace innych dziewiarek nabierałam coraz większej ochoty by samej spróbować. Inspiracją i impulsem do zrobienia chusty granny stały się dla mnie słowa Asi, autorki bloga „Druty i motki”, że to „najprostszy wzór wszechświata”. Znalazłam na you tube instrukcję jak zacząć i po trzech minutach już zabrałam się za dzierganie. Niedługo potem nauczyłam się odczytywania schematów szydełkowych podczas testu torebki Lawenda zaprojektowanej przez Renatę Witkowską.

Początek mojej chusty wiąże się mocno z przygodą skarpetkową. Podobają mi się skarpetki z resztek włóczek, ale lubię gdy obydwie skarpety są jednakowe. W moich zapasach, włóczki skarpetkowe zajmują coraz więcej miejsca, nie tylko motki nowe, ale i różne końcówki wełenek, w przeróżnych kolorach, które lubię z sobą łączyć, przymierzać, wyobrażać sobie jak razem zagrają. Pewnego razu zaczęłam dziergać skarpetę łącząc kolory w ciekawy i niebanalny sposób, w miarę przybywania skarpety rosło moje zadowolenie i radość z patrzenia na zestawienia barw, aż tu nagle uświadomiłam sobie, że mimo wcześniejszych oszacowań kluczowego koloru raczej nie wystarczy na drugą skarpetkę. No to koniec, pomyślałam i sprułam to co się tak pięknie zapowiadało, jednak nastroju nie poprawiało mi ani myślenie ani prucie, ani myślenie o pruciu, ani bezmyślne prucie, zresztą już dawno sprułam…  Wtedy przypomniałam sobie o moich planach szydełkowych i skłębione emocje przekierowałam na nową aktywność. Zebrałam razem różne pasujące do siebie kłębki, kłębuszki, resztki, reszteczki i kawalątki i tak zaczęła się moja przygoda z chustą granny, która trwała parę miesięcy. Chusta od samego początku była wdzięcznym projektem, niewymagającym wielkiej uwagi, koncentracji na schematach, ani nie ponaglającym. Odkryłam też, że szydełko łatwiej jest odłożyć i to w dowolnym momencie, wystarczy wbić go w motek czy dzianinę, bez imperatywu „skończyć rząd”😊 Gdy dziergałam coś innego chusta cierpliwie czekała. Czasami robiłam przerwy, bo nie byłam pewna co do następnego koloru, każde połączenie musiałam po prostu poczuć, zresztą tak jak w przypadku tworzenia innych dzianin, tylko tutaj miałam mniejsze ilości i większy wybór.

Dzianina szydełkowa ma bardziej zwartą strukturę, w porównaniu do robionej na drutach jest twardsza, jest też grubsza i cieplejsza. Latem myślałam sobie, że owszem kolory pięknie pasują do błękitnych i fioletowych kwiatów, ale największy pożytek będzie z tej chusty zimą. Okazało się jednak, że ciepło tej dzianiny przydało się w samym środku upałów, kiedy to wiele godzin przyszło mi spędzać w klimatyzowanej sali. Rozłożona w czasie, niespieszna praca nad tą chustą teraz daje mi ciepło i przypomina wiele letnich zachwytów, nocnym niebem, kolorami kwiatów, codziennym życiem. Gdy dziś spojrzałam na zdjęcia z lata uświadomiłam sobie, że całe to bogactwo przyrody niedługo się obudzi, wyjdzie spod białej śnieżnej pierzyny, będzie więcej światła, słońca. Ach, wciąż pamiętam jak zaczynałam tę chustę, wczesną wiosną, chwytałam pierwsze promienie słońca…






















wtorek, 9 sierpnia 2022

Lato szydełkowe, lawendowe, kosmiczne:-)

Lato. Lubię ten czas, tę przestrzeń, ilość kolorów w naturze, nieskończoność form, wschodzące słońce, poranną kawę na balkonie, sierpniowe niebo, twarz księżyca, radość gwiazd, niesamowitą ciszę ciepłej nocy, bliskość najbliższych i myśli o tych, których twarzy już dobrze nie pamiętam, zresztą o sobie samej też zapominam w takich chwilach. I nie wiem czy to jest zapominanie czy zapomnienie.  Zwykłe zapominanie zamyka coś znanego, a zapomnienie otwiera na nieznane, więc może jestem gdzieś pomiędzy... A księżyc ma taką minę jakby stamtąd widział i wiedział wszystko, jeśli nie od zawsze, to od bardzo dawna. I tak jestem tu w tej chwili, między porankiem a nocą, między zachwytem nad barwą i miękkością pogniecionych płatków rozkwitającego na kilka dni maku i zachwytem nad formą Wielkiego Wozu niezmienną od wieków, a w każdym razie od moich dziecięcych lat. Cieszą mnie wszystkie te cuda widoczne gołym okiem. Dają też dobry dystans do wielu różnych spraw, do siebie. Dobrze jest spojrzeć na sierpniowe niebo, nad miastem czy nad lasem, zmienić perspektywę, uznać, że wiele rzeczy samo się układa jak trzeba, choć czasem inaczej niż się planowało. Tak bardzo lubię lato, choć już nie da się nie zauważyć żółknących i brązowiejących gdzieniegdzie liści, zapowiedzi że ten czas jednak minie. Ale wciąż  jeszcze trwa i można czerpać z tej obfitości do syta.

I w moim dziewiarskim pamiętniku lato w pełnej krasie. Nadal letnie przędze i lekkie dzianiny. Pojawia się także coś zupełnie nowego dla mnie. Pierwszy w życiu projekt szydełkowy wykonany na podstawie opisu. Od dawna umiem posługiwać się szydełkiem, czasem robię jakieś wykończenia dzianin zrobionych na drutach, czasem jakieś zabawki, zawsze na oko, na wyczucie, bez schematu.

Pamiętam taką przygodę z szydełkowymi schematami,  gdy dobrych parę lat temu po wieloletniej przerwie z entuzjazmem wróciłam do dziergania i postanowiłam też zaopatrzyć się w jakieś źródła inspiracji. Kupując pod Halą Targową czasopisma dla dzieci sięgnęłam po gazetkę z dzianinami, jak się okazało szydełkowymi. Mocno się zdziwiłam gdy zobaczyłam dziwne hieroglificzne symbole, zupełnie mi nieznane. Kosmos jakiś. A że moje ręce tęskniły do drutów, więc szydełkowe pismo poszło w świat. Ostatnio jednak spędziłam z szydełkiem więcej czasu, zrobiłam ciepłą, prostą chustę. Zachęciła mnie do tego Asia, mistrzyni szydełkowych chust i serwet, autorka bloga Druty i motki. Jej słowa „to najprostszy wzór wszechświata” trafiły do mnie tak skutecznie, że zaczęłam chustę. I skończyłam, nawet się nią dogrzewałam w potrzebie, ale na blogu pokażę ją dopiero po zrobieniu zdjęć. Chusta ta dodała mi odwagi by nauczyć się czytać wzory szydełkowe. Doskonałą ku temu okazją był test torebek zaprojektowanych przez Renatę Witkowską. Nie przejmowałam się specjalnie moim analfabetyzmem szydełkowym, bowiem znając już styl Reni, zarówno w kwestii instrukcji jak i komunikacji mogłam podjąć się nowego zadania. I w trakcie pracy te symbole, które wcześniej wydawały mi się kosmiczne okazały się czytelne i zrozumiałe.

Zanim jednak zaczęłam robić torebkę musiałam wybrać materiał, ku mojemu zdziwieniu w żadnym z pełnych pudeł nie było odpowiedniej przędzy, więc trzeba było kupić włóczkę. Co jednak zrobić, gdy trudno zdecydować się na jeden kolor? Kupić kilka takich, które najbardziej się podobają i połączyć je w jednym projekcie. A żeby było jeszcze ciekawiej można zrobić każde ucho w innym kolorze😊

A oto moja wersja torebki Lawenda według projektu  Renaty Witkowskiej wykonana z trzech kolorów bawełnianej włóczki Drops You 8: