Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alpaka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą alpaka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 26 października 2023

Moje dziewiarskie abecadło. S jak sekrety swetrowe

Szukając stosownych słów, które w sensowny i spójny sposób streściłyby sprawę swetrów stykam się ze stosem szczegółów, sposobów, z setkami schematów i splotów. Spostrzegam szerokie spektrum spraw splecionych z sobą swobodnie i jednocześnie solidnie. Stawiam pytanie o sedno swetrowe i otwiera się sezam, a w nim skrzynie skarbów pełne, sklepy, szafy i szuflady ze szkicami, skrawkami, szpejami, sznurkami, splątanymi swobodnie i skręconymi spiralnie, skrywającymi sekretne sposoby i super schematy, skomplikowane sformułowania i specjalistyczne skróty, są tam skarbce z włóczkami o różnych strukturach, od szorstkich jak sznury po sensualnie subtelne.  

Siedzę sobie i spisuję skojarzenia swetrowe na S i stają przede mną nie tylko słowa i symbole związane z moją pasją, ale coś więcej, serdeczne spotkania, spełnianie marzeń, sprostanie oczekiwaniom, skłonność do sentymentów, snucie planów …

Sama sporo swetrów i sweterków stworzyłam, stale się szkolę i szukam nowych sposobów, choć chętnie wracam do tych sprawdzonych, czasem działam (i dzieję) całkiem spontanicznie, innym razem ze szczegółowego opisu, skwapliwie podążając za instrukcją, step by step, patrząc w schemat. Czasem się spinam, pracuję szybko, bo się spieszę, lecz skrupulatnie pilnuję by sweter nie stracił na staranności. Są też chwile spowolnienia, dzierganie w trybie slow, sprzyjające rozluźnieniu i wprowadzające w spokojny stan. Smakuje mi ta mieszanka stresu i relaksu. Sukcesywne zdobywane sprawności sprzyja swobodnemu łączeniu tych zdawałoby się skrajnych stanów.

Proces tworzenia swetra składa się z wielu etapów, od selekcji pomysłów, stylów, przez wybór kolorów, analizę składu przez samo dzierganie, stukanie drutami, sprawdzanie formy aż do skończenia ostatniego oczka, zblokowania i suszenia. Suma wielu składowych może spowodować sukces swetrowy, czyli satysfakcję zarówno przy tworzeniu jak i noszeniu, choć zdarza się, że nawet mimo solidnej strategii w przygotowaniach i staranności pracy efekt wymaga skorygowania, a w skrajnych sytuacjach sprucia. Ale i na to można spojrzeć ze spokojem.

Najważniejszy ze wszystkich sekret wykonanego ręcznie swetra sprowadza się do tego, że robiony jest z pasji i z serca.

Tak właśnie powstała dzianina na specjalne zamówienie wspaniałej osoby,  sweterek Rockweed  wg projektu Susany Winter. Podobnie jak w tym sweterku wykorzystałam ręcznie farbowaną włóczkę Meme Yarns Billy & Jilly.  To luksusową mieszanka babyalpaki, kaszmiru i jedwabiu  w odcieniu pięknego, subtelnego różu, przypominającym kwarc różowy. 

W moim w sercu i w osobistym dziewiarskim skarbcu zachowam wszystkie etapy tworzenia tego sweterka, każdą rozmowę, spotkanie, począwszy od szukania koloru aż spojrzenie na ten projekt już w użyciu i ten błysk oczu świadczący o satysfakcji😊  




















środa, 9 listopada 2022

Przeplatanie

W pasji porywające jest to, że przeplata się z życiem i poniekąd staje się jego częścią. Odbywa się to na różnych poziomach. W wymiarze materialnym i dosłownym są to rzeczy, które się tworzy, wykonywane czynności oraz potrzebne do tego narzędzia i akcesoria. Kolejna warstwa to emocje, nastroje, pragnienia, marzenia, plany oraz aktywność umysłowa związana z ich realizacją, uczenie się i doskonalenie umiejętności. Bardzo smakowity to tort, a choć rozkoszuję się nim już dość długo i dzielę się tą radością z innymi to jakoś wcale go nie ubywa ani też nie "przyjadł się". Zapytacie o wisienkę, dla mnie jest nią pisanie o przeplataniu się pasji z życiem, na takim głębszym poziomie, trochę abstrakcyjnym, trochę metafizycznym. Gdy pomyślę na przykład o warkoczach i splotach polegających na krzyżowaniu się włóczek uświadamiam sobie, że z różnych wydarzeń i planów, również tych pokrzyżowanych powstają ludzkie życiorysy. Tworzenie i realizowanie planów to też niezwykle ciekawy i szeroki temat, czasem realizuje się własne wizje, a czasem realizuje czyjeś programy i to nie zawsze świadomie. W życiu dziewiarskim sprawa jest prostsza – wiadomo czy robi się z pomysłu własnego, inspiruje czyjąś pracą czy korzysta z gotowego projektu. Zawsze jednak trzeba włożyć w to własną pracę i niemal za każdym razem efekt jest inny. Ta pewna nieprzewidywalność jest dla mnie czymś fascynującym. 

Szczególny smak ma tworzenie dla kogoś, lecz nie w formie niespodzianki, tylko na konkretne życzenie. Zrozumieć dzianinowe potrzeby i oczekiwania drugiej strony i potrafić je zrealizować – oto jest wyzwanie. W tej dziedzinie jak dotychczas mam pozytywne doświadczenia i jest to także zasługa osób, które obdarzają mnie zaufaniem. I takim sposobem wciąż się czegoś uczę, a tort tworzony z mojej pasji smakuje coraz lepiej. Właściwie to dzierganie jest raczej moim chlebem powszednim, ale dziś jednak bardziej pasuje mi metafora tortu. Gdy w październiku wyskoczyło mi fejsbukowe wspomnienie sprzed pięciu lat uświadomiłam sobie, że od pięciu lat piszę bloga i pokazuję swoje prace. Okrągłe rocznice trochę mnie onieśmielają, ale nie aż tak bardzo, by o nich nie wspomnieć i nie zaproponować tortu. Proszę się częstować😊

Tego lata synowa mojej przyjaciółki poprosiła mnie o zrobienie swetra. Po wstępnych rozmowach telefonicznych wiedziałam jaki ma być ten sweter (ciepły, warkoczowy, zapinany, z kapturem, z kieszonkami) wpadłam w wir poszukiwania włóczek, dobierania i rozrysowywania wzorów. Pamiętam naszą rozmowę przy pierwszym spotkaniu, Justyna powiedziała coś takiego „pani to ma dobrze, może sobie robić takie swetry”, a ja pomyślałam sobie, „o tak, ja to mam dobrze, mogę zaprojektować i wykonać sweter dla takiej pięknej dziewczyny”. Pokazałam moje propozycje, możliwe modyfikacje, zrobiłam pomiary, zanotowałam je i w zasadzie miałam wolną rękę. Dopytałam jeszcze czy na pewno mam tę wolną rękę i w odpowiedzi usłyszałam „za dużo pięknych swetrów pani zrobiła”. Noo proszę! Może te wyznania budzą skojarzenia z lukrem, ale przecież do tortu to jak najbardziej pasuje. Przedstawię jednak temat z innej strony, owszem tort to konsumpcja słodyczy, świętowanie uroczystości, ale zanim do tego dojdzie to jakoś trzeba go zrobić. Podobnie ze swetrem, to nie tylko planowanie, szukanie wzorów, miłe pogawędki i  komplementy, ale realizowanie tych planów w sposób zadowalający obie strony. To był dość pracochłonny projekt, nie obyło się bez prucia. Najpierw okazało się że wybrana przeze mnie bogata plecionka ściągała dzianinę i niezbyt harmonijnie wyglądała z warkoczami obok, więc zmieniłam wzory. Potem stwierdziłam, że nie odpowiada mi konstrukcja, choć nie była zła to sprułam to co zrobiłam, gdyż dużo lepszy pomysł przyszedł mi do głowy i jestem zadowolona z efektu.

Sweter zrobiony jest z dropsowej mieszanki wełny i alpaki Nepal w kolorze mgła, bezszwowo, od góry, z wpuszczanymi kieszonkami. Guziki kupiłam w małej pasmanterii w czasie jednej z naszych letnich wycieczek, a na jednej ze swoich jesiennych wycieczek Justyna zrobiła sesję zdjęciową swetra i dzięki temu mogę go dziś pokazać na właścicielce.














wtorek, 30 sierpnia 2022

Moje dziewiarskie abecadło - P jak przyjemność i pożyteczność

Popularne powiedzenie „przyjemne z pożytecznym” przedstawia prawdę o mojej pasji. O płynących z niej pożytkach i przyjemnościach piszę od początku prowadzenia bloga. W przedostatnim poście(klik) pojawiło się kilka pojęć pod literą „p”, dziś przy okazji prezentowania nowego projektu postanowiłam pociągnąć temat, przedstawić pewne przymioty z pasją powiązane, posnuć trochę refleksji, porozdzielać na czworo włosy, włóczki, myśli, a potem prędzej albo później ponownie je posplatać.

W powtarzalnym przekładaniu oczek, w przerabianiu wzorów jest cel. Po to podejmuję się pracy, przeważnie przyjemnej, by potem zrobioną rzecz posiadać albo komuś podarować. Gotowe, koniec. To jednak nie wszystko. Pasjonujące jest w dzierganiu także to, co przedtem, potem i pomiędzy. Nie potrafię – i nie chcę – przeprowadzać prostych podziałów, bowiem wszystko się przenika. Przyjemne z pożytecznym, przyziemność z poezją, praktycyzm z polotem. Przekonałam się, że  dziewiarskie przyjemności i pożytki przejawiają się na każdym etapie procesu, w różnych proporcjach przy poszczególnych przypadkach. Mogłabym o tym pisać i pisać, ale nie będę przedłużać, przejdę do rzeczy.

Miałam przyjemność testowania wzoru Kardigan Springer autorstwa Renaty Grabskiej - Comfort Zone Knits. Projekt ten spodobał mi się od pierwszego popatrzenia😊 W efekcie testowej przygody posiadam teraz piękny kardigan i pragnienie, by wydziergać inne dzianiny tej projektantki. Podobają mi się pod wieloma względami, konstrukcja wydaje się prosta, ale nie są to tylko pozszywane  prostokąty, lecz zastosowane są pomysłowe rozwiązania, powodujące, że dzianina dobrze się układa. Precyzyjny opis sprawia, że dzierganie jest prawdziwą przyjemnością. Polecam😊

Praca przy projektach testowych jest doskonałym pretekstem do podnoszenia poprzeczki, opanowania czegoś nowego. Dziergając Kardigan Springer nauczyłam się jak precyzyjnie przyszyć kieszenie, płasko przytwierdzone do korpusu. Pękam z dumy i oddaję pokłony, tym którzy to potrafią zrobić i ponadto pokazać innym.

Kolejnym przymiotem związanym z tym projektem jest szlachetna prostota zarówno fasonu jak i zastosowanego ściegu.

Jest jeszcze coś, co charakteryzuje tę dzianinę. Pierwszym słowem, które przychodzi mi do głowy jest perfekcja, ale z wielu powodów nie jest mi po drodze z tym pojęciem. Potrzeba perfekcji to presja przewidywalnej poprawności nie przyjmującej pomyłek. Perfekcjonizm – już w samym brzmieniu tego słowa jest jakiś ostry rygor.  Bardziej podoba mi się piękne polskie słowo  - pieczołowitość, ma w sobie ciepło, kojarzy się z pieszczotą. Nie pomija staranności, precyzji i pilnowania, by czegoś nie przeoczyć, zatem pojęcie to poniekąd pokrywa się z perfekcją. Trzeba jednak przyznać, że brzmi przyjemniej, bardziej pozytywnie  przynajmniej dla mnie.

Sweter powstał jakoś późną wiosną albo początkiem lata i długo czekał na zdjęcia. Planowany termin publikacji został przesunięty i przyznam, że nawet mi to pasowało. Nie potrafiłabym poświęcać się aż tak, żeby w swetrze z grzejącej z wełny pozować w palącym słońcu. Preferuję przechadzki podczas bardziej przyjaznej pogody, w przyjemne, lekko pochmurne dni.

A oto mój Kardigan Springer według projektu Comfort Zone Knits, wykonany z włóczki Nord Drops, mieszanki alpaki, wełny i poliamidu. Popatrzcie proszę, może uwagę przykuje plisa, przyszyta kieszeń, pasujące guziki albo po prostu projekt jako taki. Przesyłam pozdrowienia😊
























piątek, 8 kwietnia 2022

Mozaikowa chusta, antystresowe dzierganie

Myślę, że każdy kto lubi robić na drutach uzna za oczywistą oczywistość antystresowe działanie tego zajęcia. Dzierganie może być relaksujące, wyciszające umysł i uspokajające ciało. Zanurzanie się w rytm dobrze znanych, powtarzalnych sekwencji, dotyk przyjemnej przędzy niewątpliwie ma łagodzący wpływ na nerwy. Antystresowo działają też stany pobudzenia i ekscytacji związane z nowymi pomysłami, włóczkami, inspiracjami. Zajęcia sprawiające radość i wyostrzające ciekawość w pewien sposób też dodają sił, o czym przekonałam się już wiele razy.

Te dwa nurty, jeden kojący, drugi ożywczy najczęściej splatają się w naprzemiennych falach. Dzierganie tak jak każda pasja realizowana twórczo i z zaangażowaniem mogłoby być lekiem przepisywanym na receptę, o szerokim spektrum działania, nie tylko antystresowym.

Mogłabym długo nawijać o dobrodziejstwach płynących z uprawiania rękodzieła, których wciąż doświadczam. Moja pasja nie przestaje mnie zaskakiwać. Gdy w ostatnim czasie zaczęłam robić mozaikową chustę  okazało się, że jest to rzecz idealnie wpasowująca się w ten trudny czas, w sytuację i w moje potrzeby. Nie miałam głowy do nowych pomysłów ani ochoty na monotonne przekładanie oczek, które w innych okolicznościach byłoby cudowną relaksacją. Potrzebowałam czegoś nowego, ale jednak w znanym obszarze, czegoś nie za trudnego i nie za łatwego. I właśnie takie było dla mnie dzierganie chusty  Ribbons and Bows. Technikę mozaikową opanowałam przy okazji tego komina, więc wiedziałam, że dam radę, ale podczas pracy musiałam podążać za wzorem, bardziej niż zwykle doceniłam chwile skupienia uwagi nad schematami, cieszył mnie widok kartek.  fizyczny znak przypominający o tym, że skupić  uwagę na dzierganiu. Gdy zewsząd docierały do mnie słowa typu  pęka mi serce, rozpadam się na kawałki, nie mogę się pozbierać myślałam o mojej włóczkowej mozaice i o innych mozaikach, ceramicznych, kamiennych, tworzonych z różnych ułamków, poskładanych we wspaniałe obrazy czy piękne posadzki dające grunt pod nogami i pretekst do wysyłania myśli po uchwycenie wzoru. Przypomniałam sobie pogodną, pastelową mozaikę Julii, zrobioną w Grecji, przedstawiającą gołębia, ciekawe że dopiero teraz skojarzyłam ten obraz z symbolem pokoju.

Wzór na chustę kupiłam w ubiegłym roku, a włóczkę dobrych parę miesięcy temu, wiec mogłam ją wydziergać wcześniej, ale najwyraźniej dzianina ta czekała na właściwy czas.

Autorką projektu chusty Ribbons and Bows jest mistrzyni Renata Witkowska. Włóczka to dwa kolory dropsowej alpaki - ametyst i burgund. 

Dodam jeszcze słówko o włóczce, bowiem to jest mój pierwszy sezon alpakowy, jesienią kupiłam trochę motków, część z nich już zamieniłam w dzianiny i już mogę powiedzieć że jest to wełenka bardzo ciepła i przyjemna w dotyku, skarpetki i rękawiczki z alpaką są przemiłe, podobnie chusta, która dobrze trzyma ciepło, a dziś chroniła mnie przed wiatrem😊















  

piątek, 11 marca 2022

Nim minie zima

U nas wciąż chłodno i noce mroźne, ale nadchodząca wiosna już od jakiegoś czasu daje o sobie znać, w śpiewie ptaków, w ich wesołości, w gałęziach nabrzmiałych pączkami i w roślinach wychodzących z ziemi jak gdyby nigdy nic, jakby dawały do zrozumienia, że najważniejsza na świecie jest chęć i radość z życia. Kontakt  z przyrodą w każdym czasie, nawet trudnym, może być źródłem siły, wytchnienia, nadziei a także inspiracji.

Lubię w dzianinach elementy nawiązujące do świata roślin, ściegi o łagodnych liniach podobają mi się bardziej niż wzory ostre, kanciaste. Motywy botaniczne w moich pracach są raczej subtelne, nie dosłowne. Natomiast zwierzątka, które tej zimy zeskoczyły z moich drutów są konkretne i na pierwszy rzut oka wiadomo, że to liski i kotki, no dobrze, muszę przyznać, że ten mój kotek może być wzięty za krecika, ale nie szkodzi i tak jest jedyny w swoim rodzaju. To znaczy jest ich para, a właściwie dwie pary, bo te liski i kotki bądź kreciki wydziergane są na skarpetach. Zrobiłam je zaraz po świętach dla moich wnuków, które bardzo ucieszyły się z gwiazdkowego prezentu – tych kolorowych, paseczkowych skarpetek. Widząc jak dzieci chętnie w nich chodziły, a nawet spały, choć było ciepło, postanowiłam zrobić krok dalej w tej zabawie i wprowadzić jakieś postaci. I tak powstały kolejne skarpety, tym razem grubsze i cieplejsze.

A skoro nadchodzi wiosna to za parę tygodni może być już ciepło, cieplej, gorąco.  Za gorąco na noszenie takich skarpet i może nawet na ich prezentowanie, więc pokazuję je póki jeszcze trwa zima.

I przy okazji jeszcze jedna dzianina z motywem zwierzęcym, podwójna ciepła czapka wydziergana pod koniec ubiegłej zimy, która jakoś nie zdążyła pojawić się wcześniej na blogu. Na jersejowej powierzchni czapki wyhaftowałam kotka i myszkę, melanżowe tło sprawia, że nie rzucają się w oczy, a jednak raczej nie ma wątpliwości co to za postaci. Wzór to moja radosna twórczość. Włóczki z zapasów, na zewnątrz ciepła wełna, od środka bawełna, żeby nie gryzła😉

Co do dziecięcych skarpet – motyw lisków zaczerpnęłam ze strony garnstudio, a kociokrecikowy rozrysowałam sama. Na lisią rudość wzięłam dwie dropsowe nitki upolowane na jesiennych promocjach, Nord i Alpaca, a resztki ciemnego brązu, szarości, czerni i bieli miałam od dawna w zapasach😊




 














I jeszcze zdjęcie wnętrza czapki. Ostatnią część podszewki zrobiłam z włóczki melanżowej, bowiem bawełna w kolorze czarnym się skończyła. W ten sposób powstała dodatkowa ozdoba tej czapki. Wykorzystywanie resztek daje czasem ciekawe efekty:-) 


poniedziałek, 8 marca 2021

Moje dziewiarskie abecadło. D jak dzierganie. Dziś dwie delikatne dzianiny.

Domyślić się nietrudno, że skoro D, to dzierganie. Dobrodziejstwa dziergania. Dużo dobrodziejstw dziergania. Gdy sięgam po druty dzieją się dobre rzeczy, dosłownie i w przenośni. Powstają przedmioty i budują te specyficzne nastroje, z radości tworzenia i transowego działania, z połączenia relaksu i pobudzenia. Oczywiście nie zawsze i nie wszystko jest takie piękne, bywa że coś, co miało być dobrą dzianiną okazuje się dziwolągiem, daremną dłubaniną, a kojącą czynność dziergania z niewiadomych, dziwnych przyczyn zadaje dziewiarskiej duszy rany prute i szarpane. Dojmujący ból, dosięganie dna, depresja? Nieee, no skądże. Dramaturgia dramaturgią,  ale dalej dziergamy, dajcie druty! Owszem wpada się czasem w dołki, a niekiedy w doły, ale jednak w tej pasji dominują dobre doświadczenia. Porażki dają jakieś lekcje, a jeśli nawet nie, to zawsze można sięgnąć po jakieś pocieszenie, miły moteczek, szybki projekt, nową inspirację.. Dobrze działa też tak zwane bezrefleksyjne dzierganie, stan, który daje umysłowi chwilę wytchnienia, wygasza te wszystkie świecące w głowie diody, a wzburzone myśli wprowadza w spokojny, płynny rytm, zgodny z melodią ściegu i cichym stukotem drutów.

Dobrodziejstwom dziergania poświęcony jest w zasadzie każdy post na tym blogu. Piszę o tym, jakim ta pasja jest dla mnie darem, ale i o wielu dziewiarskich dylematach. Dylematy dotyczyć mogą niemal każdego etapu tworzenia, decyzji co i jak robić, doboru włóczki, koloru, dopasowania rozmiaru, niekiedy też deliberowania czy tę dzianinę dokańczać czy może lepiej darować sobie, przeznaczyć do sprucia a włóczce dać drugie życie.

Dość dużo mam dzianinowych skojarzeń, bo i dziergam dużo, bez wstydu i winy przyznaję, że jestem doświadczoną dziewiarką, a zarazem amatorką, w obydwu znaczeniach tego słowa, bardzo lubię robić na drutach i ciągle mam wiele do opanowania. Są też rejony, które wydają mi się niemożliwe do osiągnięcia. Różne rzeczy dziergam, zarówno drobiazgi jak i duże projekty, dzianiny dla dorosłych i dla dzieci, dziergam na dziko, z głowy, tworząc projekt w trakcie pracy, ale doceniam też możliwość korzystania z gotowych wzorów, przy których dokładnie podążam za opisem, mam plany dalekosiężne i doraźne, z doskoku. Doprawdy dużo tego.

Dotarło właśnie do mnie na czym polega dziwność mojego dziergania. Z jednej strony cenię sobie dzikość, żywioł i własne patrzenie, a z drugiej chętnie uczę się od wielu innych, doskonalę warsztat, opanowuję detale. Jedno z drugim się nie kłóci. Są też w moim podejściu do spraw drutowych dwie z pozoru sprzeczne postawy. To dowolność i dyscyplina. Robię to, do czego mam przekonanie, nie lubię ślepego naśladownictwa, nie lubię presji, a jednocześnie dbam o dyscyplinę, jeśli coś obiecuję, czy to komuś czy sobie samej to dotrzymuję słowa. Ten luz i reżim w moich działaniach to trochę jak jakiś filmowy duet różnych osobowości, którym właśnie dzięki tym różnicom udaje się doprowadzić sprawę do końca, a przy okazji jest ciekawie, gdyż dynamika między nimi nie pozwala się nudzić.

Na nudę nigdy nie narzekałam, to w moim osobistym słowniku bardzo abstrakcyjne pojęcie. Raczej muszę sobie dawkować dzianinowe idee. Czasem  przyłapuję się na tym, że traktuję siebie jak drukarkę 3 D. Coś zobaczę, coś wymyślę i już mam plan żeby zamienić pomysł na dzianinę, bo przecież potrafię, wiem jak. A to nie wystarczy. Może gdyby jeszcze dłużył się czas, ale wiadomo że on raczej przyśpiesza, trzeba zatem uczyć się dbać o siebie i o ten czas, który mamy.

Doświadczam wielu dobrodziejstw w dziedzinie dziergania. Dobrostan dziewiarki to nie tylko wszelkie zasoby i możliwości, ale też dzielenie się swoją pasją z innymi. Wprawdzie nigdy nie brałam udziału w robótkowych spotkaniach dziewiarek, nie dotarłam na żadne zloty, kursy ani targi, mimo to dzięki Internetowi poznałam kilka niezwykłych osób, poszerzyłam krąg serdecznych znajomych.

Do tych dziewiarskich dywagacji na D, dodałabym jeszcze dystans, ten który już mam za sobą, jak długość wydzierganej wełny, ale i dystans do siebie, do swojego ego, który przydaje się w prowadzeniu bloga.

Dobrze, dalej już nie będę drążyć, czas na dzisiejsze dzianiny. To ażurowa chusta dla Izy i dziwny sweterek dla mnie. Obydwie rzeczy doskonale nadają się do literki D, chusta, jak można się domyślić z powodu ażurowych dziurek. Chustę zrobiłam z kilku motków mojej ulubionej już dropsowej mieszanki  alpaki i jedwabiu morwowego Baby AlpacaSilk.

Sweterek zaś powstał z jednego motka cudnej wełny Schoppel Lace Ball w kolorze Villa Rosa, którą upatrzyłam sobie już bardzo dawno temu, gdyż urzekły mnie jej kolory. Kupiłam ją niedawno, jako dokładkę😉 Bywam powściągliwa w zakupach, ale pozwalam sobie czasem na dokładki, zamawiam coś na konkretny projekt, najczęściej dla kogoś, ale przy okazji coś jeszcze dokładam. W trakcie dziergania tego swetra spotkała mnie pewna przygoda, z której wyciągnęłam wniosek, że ludzie są dobrzy, ale o tym i o samym swetrze opowiem następnym razem. Na dzisiaj dość już pisania. Teraz zdjęcia.




















piątek, 1 maja 2020

Moje majowe ponczo

Lubię myśleć, że świat się zmienia, ale niekoniecznie zmierza ku totalnej katastrofie. Lubię zauważać zmiany a upływ czasu traktuję jak pewnego rodzaju przywilej, pozwalający na szersze spojrzenie, dający porównanie: tak było kiedyś, dziś jest całkiem inaczej, a jutro… jutro będzie futro, mówiło się, gdy byłam mała, a dziś to futro jest tak pięknie niepoprawne! Powiedzonko jednak wciąż jest aktualne, bo mówi o tym, że tak naprawdę nie wiadomo co będzie jutro i lepiej skupić się na „tu i teraz”. Najzabawniejsze w tej prościutkiej rymowance jest to, że ona wcale futra na jutro nie obiecuje, tylko kwestionuje niepewne obietnice, gruszki na wierzbie czy inne takie. Nie wiemy co będzie jutro, ani świetlana przyszłość nie jest pewna, ani coraz bardziej rozprzestrzeniające się katastroficzne wizje klęski i zagłady. Wszyscy umrzemy, to na pewno, ale może jeszcze nie teraz. Jeszcze żyjemy, w zielone gramy i robimy co możemy, jak umiemy. Ciekawe jak kiedyś z przyszłości spojrzymy na to,  co teraz odczuwamy, jak działamy. Zapewne wtedy łatwiej będzie ocenić sytuację, chociaż kto wie? Wprawdzie nie doczekałam futra, za to niejedno moje jutro zmieniło się w jakieś dzisiaj, potem we wczoraj, przedwczoraj, kiedyś tam i wpadło do studni, której głębokość wciąż się zmienia. Bywa, że coś co dawno przepadło w pamięci nagle  powraca we śnie, a potem na jawie przywołuje dawne miejsca i emocje. Tyle rzeczy się zmieniło, jakby to było zupełnie inne życie, a jednak te odległe czasy mogą chwilami wydawać się bardziej realne niż świat z dzisiejszą datą w kalendarzu.

Gdy chodziłam do szkoły najlepszą oceną była piątka, a najgorszą dwója. Potem to się zmieniło, gdy moje dzieci poszły do szkoły były oceniane w skali od 1 do 6 i tak jest do dzisiaj. W niektórych przypadkach doszła też ocena opisowa. Zdawać by się mogło, że w dłuższej perspektywie wpłynie to także na myślenie o świecie, na bardziej szczegółowe ocenianie rzeczywistości, na dostrzeganie niuansów i półcieni. Tymczasem gdy otwieram okno komputera mam wrażenie, że świat przedstawiany jest w zbyt dużym uproszczeniu, albo - albo, czarne - białe, my - oni. Oceny też tylko dwie, najlepsza dla siebie, najgorsza dla przeciwnika. Tu już nie ma miejsca na nieoczywistość, niepewność, ani tym bardziej zdziwienie. Emocje podgrzane dość mocno i jakieś takie napięcie, które włącza mi lampkę czerwoną, uwaga, wyłącz to, wyjdź, wyluzuj, (www:-)).  Pomyśl o tym, na co naprawdę masz wpływ. Pomyśl o tym, że nawet to, co robisz zgodnie z planem wychodzi przecież zwykle inaczej, co wcale nie znaczy że gorzej albo lepiej. I czy nie jest to fascynujące? Dla mnie bardzo, ale to nie znaczy, że będzie ciekawe dla każdego.

Przejdźmy teraz do części dziewiarskiej. Od dawna miałam w planie ponczo, prosta rzecz, nie wymagająca dodatkowych umiejętności, wystarczy mieć wystarczającą ilość włóczki i pomysł, co by tu najbardziej ucieszyło oko i ogrzało plecy. Ach,  mieć takie ponczo na jesień, na sweter, na kurtkę nawet. Zamaszystym krokiem przejść się w stronę jakiegoś lasu. Wzór oczywiście warkoczowy, wełna jakaś miła i przede wszystkim ciepła. Niejedną już jesień przechodziłam otulona planem na takie ponczo. Aż wreszcie tej wiosny przyszło mi do głowy, by zrobić ponczo wiosenne, a może i letnie. Miałam kilka motków Baby Alpaca Silk Dropsa przeznaczonych na jakiś sweterek do sukienek, jednak zamiast swetra postanowiłam zrobić coś bardziej nonszalanckiego, czyli ponczo, oczywiście z warkoczowym wzorem, jakżeby inaczej. Tyle że te warkocze takie jakby ażurowe, wzór urzekł mnie dość dawno, kilka lat temu gdy założyłam konto na Pintereście zapisałam go na tablicy wzory  i od tamtego czasu ani trochę nie przestał mi się podobać.

A oto moje majowe ponczo, tu narzucone na podkoszulek i spodnie.  Myślę, że do sukienek też się nada.