Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Novita Nalle. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Novita Nalle. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 29 stycznia 2024

Moje dziewiarskie abecadło - T jak triki tu i teraz😉

To tu, to tam, trafić można na takie nauczanie, że tak naprawdę liczy się tylko tu i teraz. Tak, tak, zdaje się przytakiwać tym trendom dziewiarka, skupiona na tym, co właśnie tworzy i na samym procesie tworzenia. To jest ta chwila, niech trwa i trwa…

Tymczasem pod osłoną „tu i teraz” toczą się procesy wiążące dany moment z przeszłością i prowadzące ku przyszłości. Gdyby tak spróbować wyizolować ten konkretny moment to w pojedynczym oczku jak soczewce można by zauważyć szerszy obraz. To widać nawet w samej dzianinie, każde oczko, poza bardzo nielicznymi wyjątkami wychodzi z poprzedniego i jest przygotowaniem na następne. A patrząc jeszcze szerzej to co było kiedyś, dawno i niedawno przeplata się w teraźniejszym dzierganiu w nowe pomysły, przyszłe dzianiny. Taka dziergająca osoba jest jednocześnie zanurzona w przeszłości, czerpie z przebogatego dorobku dziewiarstwa, korzysta z tego, czego nauczyła się już kiedyś i uczy się dalej, poznaje kolejne techniki i wybiega w przyszłość, myśli co zrobi, z czego, dla kogo i zanim zacznie te plany realizować już się cieszy na te wszystkie dziergane chwile „tu i teraz”, zwielokrotnione w czasie i w przestrzeni.

Mówią, że liczy się tylko tu i teraz, bo przeszłości już nie ma, a przyszłości nie ma jeszcze. W tej mądrości chodzi o to, by nie stracić bieżącej chwili, by życie, które dzieje się teraz nie umknęło gdzieś między rozpamiętywaniem przeszłości, a odkładaniem wszystkiego na potem, kiedyś, gdzieś, jakby się płynęło do wiecznie oddalającej się wyspy „Będę”. Brzmi to bardzo sensownie i przekonująco, ale z dziewiarskiej perspektywy widać to inaczej, zawsze jest ta nitka, która skądś się toczy i zawsze jest jakaś wizja przyszłości. A to, co w tym wszystkim najlepsze to fakt, że świadomość całego zaplecza przeszłości i wyobrażanie sobie tego, co samemu zamierza się zrobić ani trochę nie osłabia przeżywania bieżącej chwili, powiedziałabym nawet, że to osadzenie w szerszym kontekście jeszcze bardziej wzmacnia to doświadczanie.  Ależ to jest pasja!

Oczywiście nie zawsze jest różowo, wcale nierzadko trafiają się  lekcje pokory, które mogą pojawić się na styku wyobrażeń, własnych możliwości i właściwości materii, albo po prostu spowodowane siłą wyższą. Czas nas uczy pogody, a pogoda uczy pokory. Kolejne dni a nawet już tygodnie nie ma sprzyjających sytuacji by sfotografować nowe swetry, cóż,  mówi się trudno. Będę więc dalej czekać na łaskawość światła, spacery i plenery, a tymczasem moją dziewiarską kronikę uzupełnię o kilka drobnych dzianin.

No i co my tam mamy?  Są błękitne mitenki „Choco mitts” Comfort Zone Knits z niespodziewaną sesją zdjęciową. Zrobiłam je z włóczki Novita Nalle w kolorze jeansowym.

Druga rzecz to brioszkowa czapka. Czapkę dla siebie miałam zrobić jeszcze w ubiegłym sezonie, ale jakoś nie wyszło. Tej zimy już stało się to koniecznością, więc przy okazji postanowiłam wypróbować coś dla mnie nowego. Podczas przeglądania włóczek wpadły mi w oko dwa kontrastowe kolory, uznałam że to intrygujące zestawienie może być ciekawe w brioszce. Raz tylko robiłam chustę tym ściegiem, czapka wydawała mi się znacznie trudniejsza, z ograniczoną możliwością manewrowania obwodem. Przejrzałam sporo projektów, na początek wybrałam bezpłatny model. Czapka wyszła za wąska na moją głowę, więc poszła dalej w świat. Zaspokoiłam ciekawość i opanowałam podstawy brioszkowej czapki, więc bogatsza o to doświadczenie wrócę do tego tematu. Kiedyś😉

Tymczasem potrzebując czapki kupiłam wzór „When knits meet purls”, który chodził  mi po głowie odkąd zobaczyłam go na stronie Renaty Witkowskiej. Prosty, uniwersalny i ponadczasowy. Choć to jeden projekt to rozpisany jest na wiele opcji, można wykorzystać włóczkę niemal każdej grubości, ponadto można robić czapkę od dołu do góry i od góry do dołu. Zrobiłam najpierw czapkę dla siebie, z połączenia anonimowej miękkiej włóczki z moherem Angel Debbie Bliss, a potem dla męża z pojedynczej nitki Nepala w kolorze szarym. Z pewnością wrócę do tego wzoru.

































wtorek, 9 stycznia 2024

Moje dziewiarskie abecadło – T jak tworzenie

To było oczywiste od samego początku, że w moim dziewiarskim abecadle przy literze T tematem tekstu będzie tworzenie. Tak też się składa, że twórczy pierwiastek jest w moim życiu czymś kluczowym, obejmującym nie tylko pasję. I nie tylko mnie to dotyczy, bo każdy człowiek, nawet niezwiązany z twórczą działalnością zawodowo ani amatorsko codziennie kreuje swoje życie, podejmując nawet drobne decyzje, wybierając ścieżki, treści, kolory, słowa, myśli. A skoro to taki temat to trzeba go traktować… no właśnie jak? I tutaj trafiam na taką trudność, przez siebie stworzoną, mianowicie założenie, że do tematu tworzenia to trzeba wybrać jakąś taką wyjątkową dzianinę, zaawansowaną technicznie, niezwykłą artystycznie i w ogóle czort wie jaką.  Nie mam takiej. A trochę tych dzianin tworzę, z tylu tuzinów projektów jakoś nie wyłania się to coś, nie mam też niczego podobnego w planach. I tu olśnienie, ta-daam, naprawdę to ja wcale nie chcę takiego tworu, który spełniałby kryteria dziwności i atrakcyjności by zilustrować proces tworzenia. Bo przecież tworzenie przejawia się w każdej robionej rzeczy, w najprostszych dzianinach, nawet odtwórcze realizowanie czyichś projektów wnosi coś niepowtarzalnego, twórczego przez osobę, która to robi, a przede wszystkim daje radość i satysfakcję. Takie podejście jest według mnie bardziej trafne i też treściwe. Tematu teorii tworzenia w tym tekście nie będę poruszać, powstało o tym wiele tomów i traktów. Oprócz teorii jest też praktyka, na wyciągnięcie ręki, włóczki, drutów. I powstają kolejne, mniejsze lub większe dzianiny.  Tak to w twórczym tempie toczy się życie, a do tego krótkiego odcinka abecadła wybrałam trzy ostatnio zrobione rzeczy, które właśnie trafiły do nowych właścicielek. Są to skarpety dla Kasi oraz mitenki i sweterek dla Martynki.

Kasia podziwiała wykonane przeze mnie skarpety ażurowe, kolorowe, ale dla siebie wolała gładkie i bez wzorów, w jej ulubionym kolorze pudrowo różowym. Teoretycznie mogłam poprzestać na wydzierganiu prostych skarpet, ale ten element twórczy we mnie sprawił, że musiałam coś zmienić. Wiedząc, że Kasia ma słabość do kotów dodałam kotki nad kostkami. Rozważałam technikę żakardową, ale zdecydowałam się na haft, zwany szwajcarskim ściegiem dzianinowym. Instrukcję wyszywania znalazłam na stronie ABC robótek na drutach, a kocią sylwetkę wzięłam z żakardowego schematu Garn studio. W tych skarpetach zastosowałam nieco inny niż dotychczas sposób wzmocnienia pięty, inspirację zaczerpnęłam z bloga Czajki i sięgnęłam po wzór My Favorite Vanilla Socks, lecz ze względu na grubość włóczki proporcjonalnie pozmieniałam ilość oczek.

Te dziecięce dzianinki są efektem twórczej współpracy z wnuczką. Jej mitenki i czereśniowy sweterek  (klik)  tak bardzo spodobały się Martynce, że chciała mieć identyczne. Czy nie zrobiłabym jej na urodziny. Nie. To znaczy identycznych nie zrobiłabym, chyba że inne wzory, kolory, inne owoce. Więc Kinga wymyśliła nowe mitenki i sweterek, ze śliwkami, ale też z paskami i z literką M na środku. Twórcza natura nie pozwoliła jej poprzestać na jednej zmianie. Ja z kolei pozmieniałam kolory, chcąc wykorzystać posiadane włóczki, od siebie dodałam w jednym z pasków pisane literki M, które pasują uczennicy pierwszej klasy i tym samym dobrze zgrywają się z tematem abecadła😊

Z wydzierganiem mitenek i sweterka zmieściłam się w terminie, lecz zdjęcia mam takie sobie, trudno. Ale już skarpety z kotami zostały należycie sfotografowane, tym razem był na to i czas i światło. Tak to bywa.

Wykorzystane włóczki: skarpety – novita 7 Brother, mitenki Novita Nalle, a cała reszta różne resztki.












 


 

 

środa, 6 grudnia 2023

Bańkowy Mikołaj:-)

Żyjemy w różnych bańkach. Myślę, że nawet każda jedna osoba ze względu na tryb życia, pracę, otoczenie, wpływy, miejsce zamieszkania, zainteresowania żyje w kilku różnych bańkach, które nakładają się na siebie albo niekoniecznie. Choć stanowią swojego rodzaju warstwę izolacyjną to jednak, jak to bańki, są trochę przezroczyste, więc można z nich wyjrzeć, można się im przyjrzeć i można się w nich przejrzeć, poczuć czy jest tam wygodnie i czy w ogóle to do nas pasuje. W razie czego można przecież zdecydować się na zmianę. Są takie bańki, które odklejają od rzeczywistości i unoszą się gdzieś nad ziemią, inne zaś ściągają w dół, dosłownie i dołująco. W tych pierwszych traci się ugruntowanie, a w drugich lekkość i polot. Nie jest jednak moim zamiarem sporządzenie poradnika ani tym bardziej przewodnika po bańkowym świecie. Mogę tylko napisać o jednej z moich baniek, a i tak mam świadomość, że inaczej mogą ją postrzegać inne osoby z tego kręgu. I tu już mam kłopot ze znalezieniem określenia, współlokatorzy bańki, współbańkowcy czy może ziomeczki z banieczki, no jakoś żadne z nich nie pasuje mi do nazwania społeczności tych wszystkim wspaniałych osób, których zainteresowania ogniskują się wokół tworzenia dzianin. Jak nietrudno się domyślić na blogu o mojej pasji odnoszę się bańki dziewiarskiej, przestronnej, pojemnej, zróżnicowanej, otwartej na wzajemne inspirowanie się, uczenie się, współpracę.

W grupach dziewiarskich na facebooku nie zetknęłam się z hejtem, z bezproduktywnymi przepychankami, kto ma rację, co jest słuszne a co jedynie słuszne. Nigdy też nie było tam za ciasno ani zbyt duszno. Może to efekt głównego tematu zainteresowań, przecież  robienie na drutach czy szydełkowanie to praca z kłującymi narzędziami, dzięki którym bańka nie jest zbyt szczelna. Ma otwory, szczeliny i prześwity, przez które  dostrzec można też pejzaże spoza rękodzieła i dobrze przez nie widać że bardzo się między sobą różnimy, a i w kwestiach dziewiarskich występuje tu ogromna różnorodność upodobań i zainteresowań i wcale nie staje się to przyczyną podziałów. Jest wzajemne inspirowanie się, poszerzanie horyzontów, podsycanie pasji, uczenie, mobilizowanie do rozwijania umiejętności, ale bez niezdrowej rywalizacji. To wszystko oczywiście zasługa osób połączonych nitką wspólnej pasji, lecz nie bez znaczenia jest sam przedmiot naszych zainteresowań. Bo kto kiedyś sam coś wykonał, choćby najłatwiejszą  rzecz pod słońcem, ten nie będzie tak łatwo osądzał innych, bo po pierwsze wie, że ten proces nie jest ani oczywisty ani całkowicie przewidywalny, a po drugie nie traci energii twórczej na porównywanie i ocenianie rozmiarów źdźbła w czyimś oku, dużo lepiej w tym czasie zrobić choćby kilka oczek dzianiny.

Z przyjemnością obserwuję jak rozwija się ta rękodzielnicza bańka, chciałabym napisać że poznałam ją od dobrze od środka i całkiem nieźle z zewnątrz to jednak mam świadomość, że nie jestem w stanie wgryzać się we wszystkie aspekty, odkrywać każdy zakamarek i odsłaniać fascynujące tajniki sztuki dziergania, bo to po prostu niemożliwe. Ten przeogromny świat tworzony przez wielu różnych ludzi i ich wszechświaty to nie jest nie jeden twór, lecz bardzo wiele różnych spotykających się z sobą baniek. Tak wiele dobrych rzeczy doświadczyłam w tym bańkowym świecie, że przyszło mi do głowy by jakoś wyrazić moją wdzięczność i dać coś od siebie i żeby nie były to same słowa to postanowiłam podzielić się opisem wykonania zaprojektowanych przeze mnie skarpetek. Więc oto one, prezentację zacznę od trzech słów uczonych od przedszkola – dziękuję, przepraszam i proszę.

Dziękuję za wszystko co otrzymałam.

Przepraszam za ewentualne trudności z rozszyfrowywaniem wzoru, nie przeszedł on żadnych testów.

I proszę - można się częstować moim wzorem, w dwóch wersjach.

Gdy wpadłam na ten pomysł wydawało mi się to niezwykle proste, wezmę i wrzucę zapis, kto zechce może skorzystać. Wydawało mi się to dobrym pomysłem, zaplanowałam publikację na 6 grudnia, jednak już samo spojrzenie na moje notatki uświadomiło mi że wrzucenie zdjęcia z moimi zapiskami nie wystarczy. Postanowiłam zamiast testów wykonać kolejne skarpetki notując naprawdę skrupulatnie. Wzór okazał się wcale nie taki prosty jak sądziłam, nie tyle w wykonaniu co w opisywaniu, raz  motylki, dwa ryżowa pięta, zwłaszcza w takim kształcie. Zaczęły nachodzić mnie wątpliwości, z czym do ludzi, ale po chwili uświadomiłam sobie, że ci ludzie są zdolni i jeśli zechcą na pewno to ogarną. A gdy dziergałam skarpetki z myślą o konkretnej już osobie to doszły jeszcze pytania czy aby na pewno ta pięta będzie najwygodniejsza dla jej podbicia. Ha, dobre pytanie. W tej sytuacji postanowiłam wykonać nową wersję skarpet „Z mchu i w motyle” ze sprawdzoną i pewną pod tym względem klasyczną piętą z klapką, wyszło bardzo dobrze. W sumie zrobiłam trzy pary motylkowo mchowych skarpet, i wszystkie trzy z włóczki Novita Nalle. Pierwowzorem pochwaliłam się w tym poście klik , następną parę w bladym koralowym koralowym o nazwie "marzenie" zrobiłam w taki sam sposób, a trzecia para z pięknego, naturalnego beżu różni się od poprzednich rodzajem pięty, tu zastosowałam klasyczną metodę z klapką i klinem. 

Nikogo nie namawiam do wykonania tych skarpetek, nie zachęcam ani nie zniechęcam, jednak osoby, które nigdy jeszcze nie robiły skarpetek odesłałabym do bardziej szczegółowych opisów i lekcji połączonych z filmikami, w internecie dostępne są za darmo świetne instrukcje Iwony Eriksson i Kamili Wojciechowskiej. Niewykluczone, że dla bardziej zaawansowanych osób wystarczy taki     „one pager” jak poniżej. Jeśli nie, więcej szczegółów znajdziesz klikając w  poniższy link 

                                                                  Wzór

Początkowo zamierzałam ten opis wkleić tutaj na blogu, ale wówcza post miałby ogromną dłuuuuugość. Po raz pierwszy spisywałam wzór w taki sposób, dotychczas moje notatki były skrótowymi szyframi, po pewnym czasie tajemniczymi nawet dla mnie samej;-) Gdy teraz patrzę na ten nowy opis zdaję sobie sprawę że wiele rzeczy można by udoskonalić, ale wtedy nie wiem kiedy zdecydowałabym się go pokazać, więc bardzo proszę o wyrozumiałość. 

Jeśli zechcesz skorzystać z wzoru proszę daj znać, będę wdzięczna za uwagi i komentarze. 



 











 


 

środa, 15 listopada 2023

Z mchu i w motyle:-)

Za oknami samochodu przesuwały się obrazy, drzewa, samochody, zabudowania, ogrody i zupełnie niezależne od remontów na drogach fantastyczne obłoki.

Jechaliśmy wzdłuż wybrzeża, ale tak naprawdę morze było już za nami. Chłonęłam jeszcze te widoki i utrwalałam wrażenia z nadzieją, że następnego lata znów przyjedziemy w te strony. W moich nadmorskich tęsknotach żywy i cudownie zmienny Bałtyk łączy się wydmami i  charakterystycznym lasem. W czasie podróży powrotnej las zaskoczył mnie niezwykle ciekawym widokiem zza szyby samochodu. Z tej perspektywy nie były to szczyty sosen lecz widok niskich warstw lasu, dosyć gęstego, lecz na tyle dobrze oświetlonego by wyeksponować jasnozielony mech rosnący na pniach drzew, tuż przy ziemi i nieco powyżej. Wyglądało to tak jakby drzewa ponaciągały na swoje nogi skarpetki z miękkiego mchu. Potraktowałam to, że w ten sposób przypominają mi o jednych takich moich skarpetkach, wcześniej niepokazywanych, zrobionych jeszcze w ubiegłym sezonie, a sfotografowanych wiosną.

Są to skarpetki, do których mam szczególny sentyment, gdyż sama je zaprojektowałam i oczywiście wykonałam. Mając już pewne doświadczenie w dziedzinie skarpetkowej postanowiłam zrobić coś swojego, oryginalnego. Zarówno wcześniej jak i później w niejednym projekcie sama komponowałam układ wzorów na stopie, lecz tym razem zależało mi, żeby wpleść w dzianinę ważne dla mnie motywy. Kto mnie zna albo obserwuje moje posty w mediach społecznościowych wie że kocham naturę, że jeśli tylko mogę to gonię za motylami, a las to po prostu uwielbiam. Pomysł na skarpetki przyszedł mi do głowy dość szybko, zastanawiałam się jak to sprawdzi się w rzeczywistości.   

Zabrałam się za dzierganie skarpet skrupulatnie robiąc notatki. Z zebranej kolekcji ściegów przypominających motyle wybrałam dość dyskretny wzór, który urzekł mnie swoją prostotą. Dużo radości sprawiło mi zastosowanie nowo odkrytej wówczas metody kształtowania pięty, to właśnie przy tej parze skarpet nauczyłam się  tej techniki korzystając filmu z You tube, musiałam jednak dopasować ilość oczek do mojego pomysłu.

Użyłam włóczki Novita Nalle kolorystycznie przypominającej leśny mech, choć oryginalnie kolor ten nazywał się „siano”. Nie przypadkiem też na zdjęcia wybraliśmy się w plener, gdzie nie brakowało zieleni i mchu.

Nawiązaniem do mchu jest też ścieg ryżowy zastosowany w palcach, pięcie i na nogawce w pasmach nad i pod wzorem motylków, niejako je dyscyplinujący, ale mimo mojego ustawiania ich w szeregu i tak zdarzyło się, że jeden motyl usiadł sobie nad piętą najpierw na jednej skarpetce a potem drugi na drugiej, i tak już tam zostały.

A oto te skarpety:











 

niedziela, 30 października 2022

Ponownie skarpetkowo, ponownie pozytywnie😊

Piękny ten październik. Kolejny pogodny dzień pozwala w pełni cieszyć się urokami jesieni. Grzejące jeszcze promienie słońca i przyjemny powiew wiatru umilają udział we wspaniałych widowiskach natury. Paleta jesiennych barw poprawia nastrój, zarazem uspokaja i energetyzuje.

Ostatnio dowiedziałam się, że na człowieka bardzo dobrze wpływa sam widok drzewa, gdyż działa harmonizująco na pracę układu nerwowego. Właściwie to zawsze to wiedziałam, choć ta wiedza nie była potwierdzona przez naukę, ale przez moje osobiste doświadczenie. Różnorodne drzew kształty, kolory, zapachy i formy kory pobudzały moją ciekawość i wyobraźnię, a jednocześnie w jakiś dziwny sposób stawiały do pionu. Może dlatego zawsze dobrze czułam się po spacerach.

Jak wiadomo nie tylko dla znawców botanicznej anatomii, liście składają się między innymi z nerwów i to nerwów widocznych gołym okiem. Coś cudownego! Że też wcześniej nie skojarzyłam, że te spacery są kojące po prostu dlatego, że rozregulowane, ponakręcane i przebodźcowane nerwy synchronizują się z ładem i porządkiem natury. By poczuć się lepiej wystarczy spojrzeć na drzewo, zapatrzeć się w wirujący liść, podnieść jeden z nich, albo i cały bukiet. A kto nie lubi słuchać szelestu szurających liści pod nogami! Chociaż suche i poskręcane żywo reagują na każdy krok, jakby cieszyły się, że zdejmują z nas napięcia, nerwowość, wchłaniają je z przyjemnym szmerem oddając w zamian spokój, zachwyt, dziecięcą radość.

Poprzedni wpis był pochwałą skarpetek i to nie tylko w sensie chwalenia się tym co zrobiłam, ale też docenieniem naszych stóp i tego co się z nimi wiąże, ugruntowania, stabilności.

Dziś również pokazuję skarpety i kolejne pozytywne skojarzenie związane z tym obszarem. Otóż skupiając uwagę na stopach oddalamy się od obciążonej nadmiernie głowy. Nie żebym kwestionowała to co dzieje się w głowie, wręcz przeciwnie, to jedna z moich fascynacji, ale nie można za bardzo mieszkać w głowie, to tak jakby mieć wspaniały wielki dom i jedno z pomieszczeń uznać na najważniejsze i przebywać tylko tam, lekceważąc i zaniedbując pozostałe.

Odciążeniem dla zatroskanej głowy może być też dzierganie, zwłaszcza skarpetek. W lipcu tego roku zrobiłam dwie pary skarpet siedząc na szpitalnym taborecie. Wzory były dość łatwe, ale na tyle absorbujące, że już nie mogłam zajmować się proroctwami ani pisaniem czarnych scenariuszy. Obydwie szpitalne pary powstały z włóczek z odzysku, pierwsza turkusowa para z bezpłatnego wzoru Tauko cable socks zamieszczonego na stronie Novita, druga dziecięca robiona była na oko. Potem na osłodę zrobiłam jeszcze jedne ażurowe skarpetki o uroczej nazwie„ Sugar me”, na podstawie świetnego wzoru autorstwa Iwony Eriksson  z nowej, szafranowej włóczki Novita Nalle.

 A oto i one:























 

  

czwartek, 26 sierpnia 2021

Moje dziewiarskie abecadło. J jak jeszcze jeden rządek.

Jeszcze jeden rządek -  tylko trzy słowa, a wyrażają tak wiele. Ujmują proces dziergania w samym jego środku, praca zaczęta, wiadomo co i jak będzie robione, technika opanowana na tyle, że nie trzeba zatrzymywać się mozolnie na pojedynczych oczkach i można płynnie zbliżać się do celu przez kolejne rzędy czy okrążenia. „Jeszcze jeden rządek” oznacza przede wszystkim, że nadal chce się to robić, z zaangażowaniem, z przyjemnością patrzenia na przybywający wzór, z ciekawością, jaki będzie efekt albo po prostu ze zwykłym, dobrze znanym stanem kojącej czynności robienia na drutach. Czasem może to też być chęć dotarcia do przełomowego, trudnego momentu, zmierzenia się z czymś nowym.

Oczka można porównać do liter, a rzędy do zdań. Poznawanie liter, odczytywanie pierwszych słów i samodzielne ich zapisywanie niesie wiele emocji, jest jak otwieranie nowych drzwi. Wiadomo jednak, że dużo więcej możliwości daje płynne czytanie zdań, całych tekstów, książek. Kolejne zdanie, następna strona, a w dzianinie kolejne okrążenie, wzór, projekt mogą czegoś nauczyć i gdzieś zaprowadzić, w miejsca wcześniej znane lub zupełnie nowe.

To moje dziewiarskie abecadło i pogoda, która nagle zrobiła się jakaś jesienna i rozpoczęcie roku szkolnego już za moment – wszystko to jakoś wokół szkoły dobrze się splata.

Dzianinowym tematem dzisiejszej lekcji geografii jest „jeden wzór i jedna para skarpet”. Co mogą mieć wspólnego skarpetki z geografią? Mogą się przydać na wycieczki górskie. Bardzo dobrze. Nie tylko na górskie, na inne krajoznawcze wycieczki też. To prawda. Ktoś jeszcze się zgłasza? Bo skarpetki są z wełny, z owiec albo z alpak, które mieszkają w różnych regionach świata. Doskonale! Sam surowiec może pochodzić z odległych zakątków ziemi, podobnie jak pomysły na dzianiny. Dorota Morawiak Lichota znana też jako Knitolog w Podróży  w tworzeniu swoich projektów inspiruje się właśnie podróżami po świecie. Dorota Knitolog swoimi dzianinami pięknie opowiada o świecie, a ja niezmiennie podziwiam jej wzory, ich pomysłowość połączoną z prostotą, fantazję z wygodą. Odniesienia do różnych miejsc na świecie są bardzo trafne i zarazem subtelne.

Skarpety „Chobe socks” autorstwa Doroty zachwyciły mnie od pierwszego wejrzenia pomysłem, wzorem i wiedziałam, że je zrobię. W Chobe - narodowym parku Bostwany nigdy nie byłam, ale na chwilę mogłam się tam przenieść oczami wyobraźni. Dawniej mówiło się o podróżowaniu palcem po mapie, teraz w erze obrazkowej można podróżować wzrokiem po ekranie. Wracając do skarpet - zobaczyłam kilka wersji kolorystycznych i każda z nich wyglądała świetnie. Dla siebie wybrałam połączenie koloru bordowego z wrzosowo różowym, ale nie udało mi się znaleźć wymarzonego zestawienia w ramach jednej marki włóczek. Ale co się odwlecze…

Oprócz opisu wykonania skarpetek, projekt Doroty zawierał też coś, na co polowałam od wielu miesięcy – opis wykonania jednego wzoru. Ten zachwycający ścieg wygląda jak małe drzewka, albo szyszeczki. Mnie przypominał on kłosy rzadko spotykanej trawy o urokliwej nazwie drżączka.

Wzór trochę czekał i pewnie czekałyby nadal, gdyby nie przypadek, że włóczki zakupione na całkiem inny projekt w rzeczywistości nie wyglądały tak jak na monitorze. Zaczęłam szukać zastosowania tych włóczek i dobierać inne kolory, przeglądając swoje zasoby znalazłam dawno zapomniany motek cieniowanej wełny pięknie harmonizujący z nową włóczką Novita nalle w kolorze agrest, te dwie wełenki bardzo przypominały moją pierwszą wizję skarpetek Chobe.