Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drops baby merino. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drops baby merino. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 grudnia 2023

Ściegiem, śniegiem, słowem.

Nasypało śniegu, białe czapy osiadły na gałęziach drzew, a w mieszkaniu zrobiło się jaśniej i jakoś przyjemniej. Śnieg padał, śnieg padał, cieszyły się dzieci… I nie tylko one. Użyłam czasu przeszłego, bo ta malownicza zimowa sceneria utrzymująca się od trzech tygodni właśnie ulega zmianie, drogi i ulice znów stają się ciemne, a trawa wciąż jest zadziwiająco zielona. Bałwany kurczą się i to wcale nie z zimna, śniegowe budowle topnieją, znikają. Zostają wrażenia z prawdziwie zimowych doświadczeń i zdjęcia. A skoro mowa o zdjęciach, to jest to dobry punkt, by poruszyć tematy dziewiarskie. Fotografuję moje prace dziewiarskie w trzech momentach. Pierwsze to zdjęcia robocze, wysyłane w trakcie pracy tylko do zainteresowanych. Drugie to specjalne sesje, albo plenerowe, albo domowe, w których ważne jest dobranie pasującego tła, kiedyś była to otwarta książka. Trzecie to zdjęcia robione spontanicznie, przy okazji, często w sytuacjach naturalnych i dotyczą dzianin wcześniej już udokumentowanych na blogu, więc nie ma żadnej presji, jest za to więcej satysfakcji i radości, zwłaszcza gdy dzianina ma już swoje lata.

Zdjęcia mozaikowego kompletu są połączeniem dwóch wersji, czyli sesją zrobioną przy okazji, w drodze powrotnej ze szkoły. Chciałam w warunkach plenerowych sfotografować nowe rękawiczki a także ubiegłoroczną czapkę, która choć noszona nie miała jeszcze zdjęcia na głowie. I znów okazało się, że dzianina wygląda najlepiej na człowieku i to także ta noszona od dawna.

Mozaikowa kolekcja „Among flowers” autorstwa Renaty Witkowskiej została właśnie poszerzona o rękawiczki i mitenki, a ja miałam przyjemność testowania tego projektu, jak zawsze u tej projektantki świetnie opisanego. Zrobiłam rękawiczki z tych samych włóczek co na czapkę (śliwkowej włóczki Hot Socks Pearl z kaszmirem Grundl oraz różowej Baby Merino Drops), jednak ze względów praktycznych zamieniłam kolory. W tych rękawiczkach urzekła mnie linia kciuka, wyrazista i pięknie wkomponowana w mozaikowy ścieg.

Lubię ten dzianinowy świat, włóczkową materię i proces dziergania, cieszy mnie również to, że robię coś konkretnego, co jest potrzebne i komuś służy, co nie jest jednorazowe, co w razie czego można skorygować, ewentualnie nadać temu całkiem inną formę. W moim przypadku dzianinową pasję połączyłam z pisaniem, splatając przeróżne wątki, wszystkie jednak w jakiś sposób związane są z moim rękodziełem, z tym co zrobiłam na drutach czy szydełkiem.

Od jakiegoś czasu, każdego 13 dnia miesiąca, czyli w dniu dobrego słowa wybieram jakieś słowo, piszę krótki tekst, ilustruję jednym z moich zdjęć i  publikuję post na fb. Chcąc utrzymać te materiały w jednym miejscu wykorzystałam bloga, jest to osobna strona,  jeszcze dość surowa. Przymierzałam się też do publikacji tych postów na IG, lecz zniechęciła mnie tam ograniczona ilość znaków, zrozumiałam przy okazji czemu krótkie teksty podzielone są na opis, cd w komentarzach, obrazy z tekstem i karuzele. Uznałam więc, że nic na siłę.

A moich czytelników zainteresowanych nie tylko dzianinami zapraszam raz w miesiącu na stronę Dzień dobrego słowa  Klik

A na stronie mottozmotka mozaikowy komplet „Among flowers”

















Dorzucę tu jeszcze coś całkiem spoza kompletu, mianowicie skarpety. Gdy po wysuszeniu ich szukałam miejsca na zdjęcie i już miałam wszystkie puzzle odsunąć by uzyskać wolną przestrzeń na tło zobaczyłam, że te błękity to jest jeszcze lepsze tło. To nawet mogłaby być jakaś życiowa metafora, że coś co zdawałoby się że zabiera przestrzeń to tak naprawdę coś daje. 
A same skarpetki to efekt wspólnego dziergania, zabawa KAL z Iwoną Eriksson, szalenie prosty wzór, bez formowania pięty, skarpetka sama dopasowuje się do kształtu stopy. 




wtorek, 26 września 2023

Wczesnojesienne rozmarzenie

Zwykle o tej porze roku odbywa się u nas smażenie powideł, które trwa przez kilka dni, zaczyna się od kupienia albo przywiezienia, a wcześniej zerwania śliwek, wypestkowania, wrzucenia do specjalnego gara. Przemiany kolorów od matowej śliwkowej niebieskości z błyszczącym pomarańczowym wnętrzem pod wpływem temperatury przechodzą w czerwień, bordo, burgund i brąz. Widowiskowo zmieniają się barwy, gęstnieje konsystencja a mieszkanie wypełnia cudowny, ciepły aromat.

Tego roku zaprzyjaźnione śliwy nie obrodziły,  trzeba się więc wybrać na plac targowy i rozejrzeć za węgierkami.  Takie śliwkowe, jesienne już skojarzenia nasunęła mi testowana przeze mnie dzianina - Jurate kardigan. Do śliwek nawiązuje kolor włóczki, a cała reszta z nadmorską nazwą projektu na czele kojarzy mi się z latem. Robiłam ten sweter dość długo, gdyż mogłam sobie pozwolić na rozłożenie pracy w czasie, dziergałam go z przyjemnością, przed wyjazdem nad morze, trochę na wakacjach, trochę w podroży, skończyłam po powrocie. Kardigan Jurate ma oryginalną konstrukcję i ciekawy wzór, jednak pracuje się z nim dość łatwo, a motyw ażurowy zapamiętuje się po pierwszym powtórzeniu. Znając już dzianiny zaprojektowane przez Renatę Grabską wiedziałam, że będę zadowolona i z opisu, i z dziergania i wreszcie z noszenia. Nie myliłam się. Swoją wersję zrobiłam dopasowaną, tak by w chłodniejsze jesienne dni swobodnie ubrać na to coś jeszcze, aż chciałabym napisać że jesionkę, ale tak naprawdę nie wiem co to za ubranie, poza przypisaniem do pory roku, więc  jeśli nawet kiedyś jesionkę nosiłam, to nie nazywałam jej w ten sposób, czy zatem była to jesionka?

Kardigan ten zrobiłam z włóczki Drops Baby Merino, którą kupiłam do zupełnie innego projektu, ale wtedy nie podszedł mi kolor, tym razem ten ametyst dopasował się idealnie. Tak, słuszne spostrzeżenie – to ametyst nie śliwka! Cóż, nie było w tym roku smażenia powideł, póki co, nie będzie też długiego wysmażonego tekstu, dzisiaj 😉

Tegoroczne lato okazało się bardziej owocne dziewiarsko niż owocowo A co przyniesie jesień? Zobaczymy. A tymczasem pozdrawiam ciepło, serdecznie, jesiennie 😊




 




















czwartek, 20 kwietnia 2023

Moje dziewiarskie abecadło. R jak radość.

P jak przyjemność, R jak radość. Zdawać by się mogło, że to przecież to samo, a jednak te dwa pojęcia nie są jednoznaczne. Budzą podobne skojarzenia i odnoszą się do miłych chwil i jasnych momentów w życiu i często występują równocześnie, lecz jest między nimi istotna różnica. Przyjemność zawsze bywa przyjemna i nawet łatwo ją wzbudzić, powiedzmy za pomocą pewnych płynów. Przepraszam, ponownie ponosi mnie pokusa pisania pojęć na „p”, powinnam się powściągnąć i przypomnieć sobie, że przecież przeniosłam się już do kolejnej litery alfabetu😊. Tak pojemne „P”, któremu poświęciłam wiele postów okazało się również potrzebne przy pisaniu o następnym punkcie mojego abecadła. A zatem jaka to różnica między przyjemnością a radością? Otóż sama przyjemność może skończyć się nieciekawie, przynieść pewne straty,  poczucie wstydu. Nie dotyczy to jednak radości, ta zostawia coś dobrego i dla nas samych i dla innych. „Pogoń za przyjemnością” pociąga za sobą pewne konsekwencje, już w samym tym powiedzeniu wyczuwa się niepewność, napięcie a nawet smutek. Pozytywniej kojarzy się radość. Jest jeszcze taka różnica, że radości nie da się wzbudzić ot tak. Trzeba podjąć działanie, zaangażować się w coś, o czym wiemy, że dostarcza radości. To wersja zdecydowanie bardziej wymagająca. Dobra wiadomość jest taka, że w pakiecie z radością zawsze dostajemy też przyjemność. W drugą stronę niekoniecznie. Warto więc wybierać to, co może dać radość i to nie tylko mnie samej, choć może to wymagać pewnego wysiłku.

Przykładem z mojego podwórka może być podejmowanie się dziergania dla kogoś, z wielu względów znacznie trudniejsze niż dla siebie. Tym bardziej na odległość, przez telefon, przez monitor, gdy dobieranie koloru obarczone jest rozdźwiękiem między wyobrażeniem, obrazem na ekranie i realną barwą konkretnej włóczki. Jednak dla mnie samo szukanie i dobieranie koloru jest niezwykle ekscytujące, dodatkowo podkręca to niepewność co do tego, jak mój wybór zostanie odebrany.  Dobrą ilustracją tego procesu jest praca nad kompletem zrobionym dla Ireny. Irence spodobały się moje prace i zapragnęła jakiejś dzianiny dla siebie. Powiedziała, że chciałaby czapkę oraz komin w jasnym, wrzosowym kolorze, w kwestii formy i wzoru zdała się na mnie. Miałam więc dużo swobody, którą tak lubię, a choć towarzyszyła mi niepewność efektu i oceny mojej pracy to zwrot „radosna twórczość” jak najbardziej pasuje do tego projektu.

Dość długo trwało samo poszukiwanie włóczki, ostatecznie zdecydowałam się na połączenie dwóch cieńszych nitek merino, pierwsza to Knitting for Olive Merino w kolorze fiolet karczocha, druga Drops Baby Merino mix - fioletowa orichdea. Melanż tych kolorów dał wspaniały, naturalny efekt, przypominał mi pachnący majowy bez. W kwestii wzoru zależało mi na czymś co układałoby się płynnie wokół szyi i jednocześnie dobrze pasowało do czapki, przede wszystkim wizualnie i oczywiście pod względem rozliczenia ilości oczek. Od samego początku miałam ochotę na ten konkretny ścieg, toteż poszukiwania nie trwały długo, raczej próbkowanie i rozliczenia oczek do pożądanych wymiarów i czapki i komina. Co ciekawe jest to pierwszy komin jaki wydziergałam, sama wolę chusty i bardziej zwarte otulacze na szyję, więc nie dziwi mnie, że po taką formę nie sięgałam, ale robiłam wiele rzeczy dla innych i jakoś nigdy nie był to komin. Dotychczas sądziłam, że nie jest to zbyt wygodne, jednak podczas fotografowania tej dzianiny przekonałam się, że jest inaczej. Poza tym odkryłam, że można taki komin nosić na wiele sposobów, można narzucić luźno na ramiona, na głowę, można nawet owinąć się jak swetrem. Po skończeniu czapki, po zszyciu komina widziałam już efekt i byłam zadowolona, ale ta satysfakcja była niepełna, musiałam jeszcze trochę poczekać aż paczka dotrze do nowej właścicielki. Zarówno pierwsza reakcja jak i późniejsze doniesienia, że sama dzianina się spodobała, że pasuje do wielu rzeczy, że jest praktyczna, wygodna i nadal służy to były dla mnie prawdziwe powody do radości.

 Nie ukrywam jednak, że byłabym bardziej radosna gdyby wreszcie przyszła ciepła wiosna😉

A oto ten komplet: 






















czwartek, 2 czerwca 2022

O czym myślę kiedy dziergam? „Follow The Path”

O czym myślę kiedy dziergam? Oto jest pytanie! Odpowiedź wydaje się prosta -  o dzianinie oczywiście, o tym, czy opanuję włóczkę i druty na tyle, by odtworzyć to, co widzę oczyma wyobraźni albo odzwierciedlić opublikowany opis czy obraz. Obok myśli o obiekcie dziergania przez moją głowę przechodzą również inne sprawy, niektóre  skłaniają nawet by odłożyć druty i zająć się nimi z oddaniem.

Odwrotnie też bywa, gdy na jakieś okoliczności nie mam wpływu, a owe okoliczności mogą mieć nienajlepszy wpływ na mnie, wówczas - jeśli tylko mogę, uwagę swoją skupiam na oczkach w dzianinie, obojętnie czy w okrążeniu czy nie.

Ogólnie rzecz biorąc przy dzierganiu mogę myśleć o dzierganiu, ale nie tylko. Oprócz tego przy drutach odpoczywam, pozwalam sobie na odłożenie gdzieś obok skłębionych myśli, obojętnie czy dotyczą obecnego projektu czy odległych planów. O gdyby tak częściej sięgać po te chwile zatrzymania się, owinięcia ciszą jak oddychającą, jedwabną chustą. Owszem, to możliwe, trzeba tylko pewne nawyki pielęgnować a inne zbudować od nowa. Okaże się, że okruszki ciszy zaowocują obficie.

Oszczędzając czytelnikom przydługich opisów i ogólnie dostępnych porad przejdę do części dzianinowej.

Ostatnio miałam okazję uczestniczyć w teście nowego wzoru Follow The Path autorstwa świetnej projektantki Eweliny Murach. Od kilku lat lubię dziergać latem ażury (oto dwa przykłady – klik), toteż z przyjemnością zdecydowałam się na nieco cieplejszą wersję z długim rękawem, wybrałam włóczkę Drops baby merino w kolorze petrol. Odłożyłam inne rzeczy i zaczęłam wczytywać się w opis.  Okazało się, że ten z pozoru prosty projekt ma bardzo ciekawą, zupełnie nową dla mnie konstrukcję. Odkrycie, że tak też można i okazja by nauczyć się czegoś nowego, oj jak ja to lubię!

Obawiałam się tylko czy aby nie będzie za gorąco na tę bluzkę gdy przyjdzie pora na zdjęcia. Otóż nie było, ubrałam ją już dwa razy i obie wersje zostały sfotografowane.

Ostatnie zdanie tego postu również zacznę od litery „o”.

Oto moja wersja projektu Follow The Path:

















 

sobota, 4 grudnia 2021

Komu komin?

Kiedy latem wybierałam się w myślach w niedaleką dziewiarską przyszłość, wszelkim ciepłym wełenkom, alpakom i kaszmirom rezerwowałam miejsca na czapki. Miękkie i puszyste motki wyglądały na zadowolone z takiego przeznaczenia, a ja wyobrażałam sobie jakie zastosuję wzory, z czym będę łączyć kolory. Kiedy przyszła jesień, zrobiłam sobie dwie czapki, jedną trochę wariacką, drugą elegancką (obydwie można zobaczyć w tym poście) po czym druty zapomniały o czapkach.  Tematem wiodącym stały się kominy, będące najpraktyczniejszym rozwiązaniem do ocieplenia szyi. Niemal prosto z drutów szły do użytkowania, tylko najpierw prałam je i suszyłam, nie było czasu i sytuacji na  specjalne zdjęcia. Wyjątkiem w tej kolekcji był komin dla Kubusia, który sfotografowany został na Karolu przed wysłaniem przesyłki. Kubuś to kuzyn Karola i mój uroczy klient, któremu zrobiłam kiedyś ten kocyk. Komin dla Karola nie miał sesji naczłowieczej, tylko szybkie zdjęcia na płasko.

Kolejny Komin zrobiłam dla siebie, potrzebowałam czegoś pasującego do dwóch ciepłych sukienek, co pozwoliłoby mi częściej z nich korzystać bez obawy, że szyja zmarznie, bez szukania szarej apaszki czy szalika. Zaspokoiłam też przy okazji ciekawość nowego wzoru ażurowego, który spodobał mi się już dawno temu. A sam komin jak się okazało pasuje nie tylko do sukienek.

Komu jeszcze komin? Wojtkowi, on wprawdzie ma mozaikowy komin z ubiegłego roku (pokazywałam go tutaj), ale na niego jeszcze za ciepło, a na gołą szyję za zimno, toteż postanowiłam zrobić coś nieco lżejszego, również w kwestii koloru. Miłym zaskoczeniem było połączenie ciemnej, cieniowanej bawełnianej włóczki z jasnym beżem. Ta ciemniejsza nitka to egipska bawełna w kolorze birch bark, czyli kora brzozy. Zastosowałam mój ulubiony strukturalny ścieg na rosyjskich stronach zwany „polskim ściągaczem” i otrzymałam bardzo naturalny efekt, rzeczywiście przypominający korę brzozy.

I na koniec komplet dla Oskara, komin i czapka.  Kluczowe w tym komplecie było znalezienie koloru pasującego do kurtki. Udało się, ale jak okazało się już po opłaceniu zamówienia, w sklepie nie było tyle włóczki, nie było też zainteresowania problemem klienta😉 musiałam więc zmienić koncepcję, postanowiłam dołożyć jakieś paski, ale pasującą parametrami czarną włóczkę dokupiłam już w dużo milszym sklepie.

Utkwiłam w tych kominach, mogłabym zakończyć dziewiarską przygodę, zostać zdunem i literą „z” zamknąć dziewiarski alfabet😊 Na razie jednak nie mam takich planów, póki co zakończyłam tych kilka dzianinowych kominków i kronikarsko je pokazuję.

I tak kolejno: Komin dla Kubusia zrobiłam z włóczki Lanas stop prima merino superwash col 924.  Wykorzystałam nową linię raglanu, a do zdjęć zabawę Karola i wspaniałe październikowe kolory😊

Komin dla Karola zrobiłam tak samo, z dwóch dropsowych włóczek w kolorze granatowym – Baby Merino oraz BabyAlpaka Silk. Te dwie nitki bardzo dobrze się z sobą zgrały, myślę że warto wracać do tego połączenia również w innych kolorach.

Komin koronkowy  zrobiłam z jasnoszarej BabyAlpaka Silk, od góry, bez jakiegoś schematu, dolną część poszerzałam dodając co jakiś czas lewe oczka między panelami ażurowymi. Wprawdzie nie było okazji do jakiejś sesji plenerowej, ale zamieszczone zdjęcia mają dla mnie kronikarski walor, w tle remontowana ściana łazienki i nomen omen komin, tyle że wentylacyjny.

Krótki komin dla Wojciecha zrobiłam z dwóch włóczek, połączyłam beżową merino baby dropsa i egipską bawełnę Earth Golden Fleece Carders w kolorze 115. Wyszło po jednym 50 gramowym motku, bez resztek😊

Komplet dla Oskara wydziergałam z merynosowych włóczek Sublime extra fine merino wool dk kolor 0379 oraz Performance Simply wool 100% merino superwash kolor 01. Zarówno czapkę jaki i komin zrobiłam prostym wzorem ściągaczowym, w poszerzaniu dolnej części komina zastosowałam ten sam patent jak w kominie koronkowym

Zapraszam do obejrzenia zdjęć:

























 

sobota, 18 września 2021

Krótki żakiet z długą historią

Dużo się dzieje i dziergam dużo. Kolejne dzianiny sukcesywnie publikuję na blogu i piszę nie tylko o dzierganiu, snuję refleksje, rzucam jakieś myśli. Pokazuję tu swetry przez siebie zrobione, w całej okazałości i niedoskonałości. Dzięki fotografiom dzianina jaka jest każdy widzi. Inaczej z myślą, mową i słowem zapisanym. Każdy inaczej może je odbierać, na różne momenty zwracać uwagę. To co przechodzi przez głowę przepływa przez gęstą sieć utkaną z wielu znaków, skojarzeń, wrażeń i doświadczeń. Dziś wyławiam z tych sieci prostą myśl o tym, jak cenna bywa cisza.

Od dawna wiem, jak dobrze działają chwile ciszy, przynoszą odpoczynek od zgiełku, ukojenie, czasem inspirują. Ostatnio odkryłam, że ożywcza moc ciszy działa nawet wtedy, gdy jej porcja jest maleńka. Trzeba tylko zauważać te momenty, a czasem się o nie postarać.

Inna sprawa, że w tej większej ciszy, którą chętnie chłonę na łonie natury słychać mnóstwo różnych dźwięków, ale są to doznania zupełnie innego rodzaju. Zatem cisza, którą chcę zareklamować nie oznacza zupełnego braku dźwięków, jakieś słuchowej pustki, tylko po prostu uwolnienie od nadmiaru decybeli, od niechcianego hałasu, od uciążliwego, męczącego szumu.

Warto choć przez chwilę usłyszeć ciszę, podziała jak oddech ulgi, jak łyk czystej wody. Doświadczyłam tego i szczerze polecam.

Kiedy zatrzymuję się nad słowem „cisza” z pamięci wydobywa się piosenka Grzegorza Turnaua „Między ciszą a ciszą” do słów Michała Zabłockiego. Ten utwór jest dla mnie jak mieszanka relaksująco energetyzująca, toteż zawsze słucham jej i nucę z przyjemnością. Połączenie refleksyjnych słów z wesołą melodią wprowadza w błogi nastrój i pobudza do konstruktywnego działania. Nie przeszkadza mi nawet, jak bardzo się różnimy. U poety „miedzy ciszą a ciszą sprawy się kołyszą” – a u mnie  inaczej,  „miedzy sprawą a sprawą pojawiają się przebłyski ciszy”. Kolejne wyznania też nie o mnie:  „a ja czekam i czekam i czekam” – a ja owszem, czasem czekam, ale raczej nie określa mnie stan czekania. A co do leżenia – jeszcze mniej.

Poeta ciszę wplatał we włosy i na palce nawlekał, a ja nawlekłam włóczkę na druty i wydziergałam sweterek. Zrobiłam go w czerwcu, ale dopiero teraz doczekał się zdjęć. Jak napisałam na początku, historia tego swetra jest długa, sięga czasów przedblogowych.

Czy robiłam go strasznie długo?  Wręcz przeciwnie, sweter powstawał szybko. Wybieraliśmy się na wesele, a ja pilnie potrzebowałam jakiejś „góry” pasującej do letnich sukienek. Mimo niechęci do dziergania pod presją czasu uznałam, że w tej sytuacji to dobre rozwiązanie, zwłaszcza, że miałam odpowiednią włóczę oraz opis wykonania swetra Women’s blazer – jacket zakupiony na etsy. Projekt był przeze mnie sprawdzony, nawet dwukrotnie, bo wcześniej wydziergałam już dwa takie swetry, duży i mały, jeden dla siostry, drugi dla siostrzenicy. Wtedy było to dla mnie nowe doświadczenie, odczytywanie instrukcji zakupionego projektu i praca z luksusową włóczką. W tamtym czasie jeśli już dziergałam, to korzytałam z resztek przywiezionych od mamy, prułam stare rzeczy i sporadycznie kupowałam niedrogie włóczki w pasmanterii. Przeznaczona na sweter dla Kasi włóczka Cool wool degrade to było coś tak niesamowitego, że zaczęłam śmielej myśleć o przyszłych dzianinach i o pokazywaniu ich w Internecie. Jeszcze nie przyszło mi do głowy by fotografować, to co wydziergałam, ale w jakimś przebłysku przeczucia powstało zdjęcie w trakcie dziergania. Zdjęcie to wciąż znajduje się na blogu, w samej górze strony głównej.

Moja wersja powstała  Women’s blazer – jacket z podwójnej nitki  dropsowego baby merino w kolorze orchidea. Jest to subtelny melanż jasnego fioletu z szarością. Szczerze mówiąc bardziej podobały mi się wcześniejsze wersje z cieniowanej, dużo cieńszej wełny, nie mogę ich pokazać dla porównania, ale były piękniejsze, uwierzcie na słowo. Od początku przykuwał moją uwagę oryginalny fason, zwłaszcza te zaokrąglone brzegi, lekko poszerzane rękawy i fajne taliowanie tyłu. Projekt nie jest jednak pozbawiony wad, podczas ulewnego deszczu nie sprawdza się w roli nieprzemakalnej kurtki, ale taki zarzut można też postawić innym dzianinom😉 Największy minus tego wzoru to zszywanie, zwłaszcza na ramionach. Im grubsza dzianina tym trudniej osiągnąć efekt niewidzialnego łączenia, ale kto powiedział że ma być niewidzialnie! Polubiłam ten sweterek mimo szwów, wyglądających jak blizny, dobrze się sprawdził i do zwiewnych letnich rzeczy i do ciepłej jesiennej sukienki.

Czas na zdjęcia!