P jak przyjemność, R jak radość. Zdawać by się mogło, że to
przecież to samo, a jednak te dwa pojęcia nie są jednoznaczne. Budzą podobne
skojarzenia i odnoszą się do miłych chwil i jasnych momentów w życiu i często
występują równocześnie, lecz jest między nimi istotna różnica. Przyjemność zawsze
bywa przyjemna i nawet łatwo ją wzbudzić, powiedzmy za pomocą pewnych płynów.
Przepraszam, ponownie ponosi mnie pokusa pisania pojęć na „p”, powinnam się powściągnąć i
przypomnieć sobie, że przecież przeniosłam się
już do kolejnej litery alfabetu😊.
Tak pojemne „P”, któremu poświęciłam wiele postów okazało się również potrzebne przy pisaniu o następnym
punkcie mojego abecadła. A zatem jaka to różnica między przyjemnością a
radością? Otóż sama przyjemność może skończyć się nieciekawie, przynieść pewne
straty, poczucie wstydu. Nie dotyczy to
jednak radości, ta zostawia coś dobrego i dla nas samych i dla innych. „Pogoń
za przyjemnością” pociąga za sobą pewne konsekwencje, już w samym tym
powiedzeniu wyczuwa się niepewność, napięcie a nawet smutek. Pozytywniej
kojarzy się radość. Jest jeszcze taka różnica, że radości nie da się wzbudzić
ot tak. Trzeba podjąć działanie, zaangażować się w coś, o czym wiemy, że
dostarcza radości. To wersja zdecydowanie bardziej wymagająca. Dobra wiadomość
jest taka, że w pakiecie z radością zawsze dostajemy też przyjemność. W drugą
stronę niekoniecznie. Warto więc wybierać to, co może dać radość i to nie tylko
mnie samej, choć może to wymagać pewnego wysiłku.
Przykładem
z mojego podwórka może być podejmowanie się dziergania dla kogoś, z wielu
względów znacznie trudniejsze niż dla siebie. Tym bardziej na odległość, przez
telefon, przez monitor, gdy dobieranie koloru obarczone jest rozdźwiękiem między
wyobrażeniem, obrazem na ekranie i realną barwą konkretnej włóczki. Jednak dla
mnie samo szukanie i dobieranie koloru jest niezwykle ekscytujące, dodatkowo
podkręca to niepewność co do tego, jak mój wybór zostanie odebrany. Dobrą ilustracją tego procesu jest praca nad
kompletem zrobionym dla Ireny. Irence spodobały się moje prace i zapragnęła
jakiejś dzianiny dla siebie. Powiedziała, że chciałaby czapkę oraz komin w
jasnym, wrzosowym kolorze, w kwestii formy i wzoru zdała się na mnie. Miałam
więc dużo swobody, którą tak lubię, a choć towarzyszyła mi niepewność efektu i
oceny mojej pracy to zwrot „radosna twórczość” jak najbardziej pasuje do tego
projektu.
Dość
długo trwało samo poszukiwanie włóczki, ostatecznie zdecydowałam się na
połączenie dwóch cieńszych nitek merino, pierwsza to Knitting for Olive Merino
w kolorze fiolet karczocha, druga Drops Baby Merino mix - fioletowa orichdea. Melanż
tych kolorów dał wspaniały, naturalny efekt, przypominał mi pachnący majowy
bez. W kwestii wzoru zależało mi na czymś co układałoby się płynnie wokół szyi
i jednocześnie dobrze pasowało do czapki, przede wszystkim wizualnie i
oczywiście pod względem rozliczenia ilości oczek. Od samego początku miałam
ochotę na ten konkretny ścieg, toteż poszukiwania nie trwały długo, raczej
próbkowanie i rozliczenia oczek do pożądanych wymiarów i czapki i komina. Co
ciekawe jest to pierwszy komin jaki wydziergałam, sama wolę chusty i bardziej zwarte
otulacze na szyję, więc nie dziwi mnie, że po taką formę nie sięgałam, ale robiłam
wiele rzeczy dla innych i jakoś nigdy nie był to komin. Dotychczas sądziłam, że
nie jest to zbyt wygodne, jednak podczas fotografowania tej dzianiny przekonałam
się, że jest inaczej. Poza tym odkryłam, że można taki komin nosić na wiele
sposobów, można narzucić luźno na ramiona, na głowę, można nawet owinąć się jak
swetrem. Po skończeniu czapki, po zszyciu komina widziałam już efekt i byłam
zadowolona, ale ta satysfakcja była niepełna, musiałam jeszcze trochę poczekać
aż paczka dotrze do nowej właścicielki. Zarówno pierwsza reakcja jak i późniejsze
doniesienia, że sama dzianina się spodobała, że pasuje do wielu rzeczy, że jest
praktyczna, wygodna i nadal służy to były dla mnie prawdziwe powody do radości.
Nie ukrywam jednak, że byłabym bardziej
radosna gdyby wreszcie przyszła ciepła wiosna😉
A oto ten komplet:
Dziękuję za przepis na kolor bzu i wykładzik objaśniający różnicę między przyjemnością a radością ;) Radością dla mnie są wizyty tutaj :))) Dziś szczególnie podziwiam ten ciekawy ścieg.
OdpowiedzUsuńI kto by pomyślał że bez może powstać z połączenia karczocha i orchidei;-)
UsuńWielką radością są dla mnie Twoje słowa, pozdrawiam najserdeczniej:-)
Bardzo mi się podoba wzór, pięknie się układa i w czapce i w kominie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, a nawet troszkę zazdroszczę Ci, że czerpiesz radość z dziergania dla kogoś na zamówienie.
Owszem, sprawia mi radość, kiedy widzę, że moje prace dziewiarskie są noszone, ale większość z nich powstała ot tak sobie i szczęśliwie później znalazły właściciela/właścicielkę.
Dzierganie na prośbę/zamówienie wiąże się u mnie ze stresem i niepewnością: czy się spodoba, czy będzie pasować. I do tego jeszcze terminowość...
W tej kwestii na równi z radością plasuje się ryzyko. Oczywiście, że przeżywam, oczywiście że towarzyszy mi niepewność, ale jakoś tak nie staram się ich redukować maksymalnie na przykład powtarzając znany dobrze projekt, sięgam po nowe włóczki, nowe rozwiązania, na zakrętach mówię do siebie czemu nie poszłam utartą drogą, byłoby łatwiej, ale po wszystkim zwykle cieszę się, że zaryzykowałam:-) Co do terminowości, to jest bardzo motywujące, podobnie w testach, masz wyznaczony termin i trzeba się wywiązać, no i okazuje się że da się. Pozdrawiam ciepło:-)
UsuńCiekawy ten wzorek i doskonale sprawdza się w komplecie. Bardzo fajnie zmiksowałaś kolory co w efekcie końcowym dało również świetny odcień. Właścicielka na pewno jest zadowolona bo od razu widać ile solidnej pracy włożyłaś w jego wykonanie.
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem z jakimi emocjami się zmagałaś w trakcie dziergania. Ja ostatnio postanowiłam, że będę więcej robić dla siebie, chociaż z drugiej strony jak bliscy proszą to trudno odmówić. Takie dzierganie dla najbliższych jest mniej stresujące i daje więcej radości i przyjemności a jedynym wynagrodzeniem jest niestety tylko dobre słowo😌.
Trzymam kciuki żeby udało Ci się spełnić postanowienie i z przyjemnością oraz na luzie dziergać dla siebie.
UsuńDzierganie dla najbliższych też może być stresujące. Może być też jeszcze inaczej, ostatnio trafiłam na skargę dziewiarki, że nie ma dla kogo dziergać. Nie zaznałam tego stanu. Pozdrawiam serdecznie:-)
Początkowo zdziwiło mnie porównywanie radości i przyjemności, ale po przeczytaniu całego tekstu przyznaję, że nie jest bezzasadne. Przy tym wyraziłaś słowami myśli, pod którymi mogę się podpisać, jak choćby to, że przyjemność można sobie "stworzyć", a już radości - nie.
OdpowiedzUsuńKomplet jest piękny, kolor łagodny, wzór delikatny (mnie on w pionie przypomina żaglówki, a w poziomie - morskie fale). Czysta przyjemność z oglądania i radość, że to takie ładne, a na dodatek pasuje osobie, która komplet nosi.
Świetne skojarzenie z tymi żaglówkami i morskimi falami, nie wpadłam na to, moje skojarzenia są dość zbliżone do tego obrazu, lubię ten ścieg bo jest zarazem dynamiczny i ma w sobie coś kojącego. Pozdrawiam ciepło, już wiosennie:-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że za mało używamy przyjemności, a jeszcze mniej radości. Tak mamy chyba z wychowania. Przasniej i smutniej. A radość według mnie podnosi wibracje w ciele, fajnie poczuć, robi się lżej.
OdpowiedzUsuńKolor bzu! Faktycznie! Lubię jeszcze bardziej ten ciemniejszy bez. Świetnie układa się ten komin, tak miękko otula, nie dziwne, że właścicielka polubiła. Czapka też śliczna 😍
To prawda, chyba nie ma zbyt wiele przyzwolenia na cieszenie się z życia, a wystarczy popatrzeć na naturę, no weźmy taki kwiat bzu, jego kolor, kształt zapach... tyle przyjemności!
UsuńMario. jako kreatywna i bardzo pracowita rękodzielniczka zasłużyłaś, aby każdy twój zień zaczynał się od przyjemności i stopniowo wypełniał się radością. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś, tak sugestywnie, podoba mi się to stopniowe wypełnianie dnia radością. Choć myślę, że umiejętność czerpania radości z życia nie jest kwestią zasług. Życzę Ci przyjemnej i radosnej majówki:-)
Usuń