piątek, 29 grudnia 2023

Kocyk – źródło mocy

Pudrowe róże, odrobina beżu, blady brąz a gdzieniegdzie trochę intensywnej fuksji. Tak to zobaczyłam w wyobraźni i postanowiłam podążać za tym pomysłem na dziecięcy kocyk dla dziewczynki o imieniu Gaja.

Gdy kilka miesięcy temu zostałam poproszona o wykonanie bawełnianego kocyka w kwestii formy, wzorów i kolorów otrzymałam wolną rękę. Obdarzona takim zaufaniem mogłam pozwolić sobie na swobodę twórczą, doświadczenie absolutnie wspaniałe, choć niepozbawione nuty niepokoju o to, jak moja praca zostanie potem przyjęta. Myślę jednak, że i to jest istotnym elementem tworzenia, taka mieszanka niepewności, ciekawości i starań, aby jak najlepiej wizję zrealizować.

Naturalnie ważne są użyte materiały i zastosowane techniki, lecz poza aspektem materialnym do rękodzieła lubi wplatać się wzruszenie. Myśl o dziewczynce, której nie znam, o jej doświadczeniach, tworzących się wspomnieniach, o niepowtarzalności jej osoby i o tym, że nie wiadomo kiedy stanie się nastolatką, kobietą wciąż pozostając tą samą  istotą.

Podczas pracy nad tą dzianiną wzruszające były dla mnie komentarze innej dziewczynki, mojej wnuczki. Kinga była bardzo zaangażowana w ten projekt, śledziła postępy, czasem nawet nie widząc powstającego kocyka i włóczek w koszyku pytała ile przybyło od ostatniego razu. Czasem była zdziwiona że dużo, innym razem, że niewiele. Lubiła wpatrywać się w to co zrobiłam i zadawała ciekawe pytania: „czy w tych paskach jest jakiś rytm?” albo „czy w tym wzorze są kwiatuszki czy tylko ja je widzę?”. To drugie pytanie poruszyło mnie głęboko. Świadomość, że można dostrzegać coś, co nie jest oczywiste, dosłowne i jednoznaczne to jeden z najpiękniejszych życiowych darów. Z tego pytania wyłaniają się też inne refleksje, choćby o tym, jak różnimy się odbieraniu świata.

Zatrzymajmy się jednak przy materialnym konkrecie, przy przedmiocie użytkowym.

Kocyk dziecięcy słusznych rozmiarów wykonałam szydełkiem zaczynając od kwadratu przeznaczonego na wyhaftowanie imienia. Co do kolorystyki byłam pewna od początku, natomiast dość długo nie mogłam zdecydować się na rodzaj włóczki, czy wybrać matową organiczną bawełnę Cottonwood Fibra Natura czy taką merceryzowaną z lekkim połyskiem Muskat Drops, nie wiedziałam co będzie lepsze, chodziłam, myślałam, czekałam na odpowiedź, dni i tygodnie mijały, w końcu uznałam że łatwiej będzie mi wybrać jedną z nich jak zobaczę je na żywo.

Przyszła pierwsza przesyłka, no ładne. Przyszła druga – też ładne. Tylko ładne. Już miałam szukać trzeciej opcji, ale włożyłam włóczki razem do jednego kosza i kliknęło,  zobaczyłam, a właściwie poczułam najlepiej połączyć je razem. W ten sposób wzbogaciła się paleta kolorystyczna a połączenie efektu matowości i połysku dodały głębi całości.  

A oto kocyk dla Gai:

















środa, 13 grudnia 2023

Ściegiem, śniegiem, słowem.

Nasypało śniegu, białe czapy osiadły na gałęziach drzew, a w mieszkaniu zrobiło się jaśniej i jakoś przyjemniej. Śnieg padał, śnieg padał, cieszyły się dzieci… I nie tylko one. Użyłam czasu przeszłego, bo ta malownicza zimowa sceneria utrzymująca się od trzech tygodni właśnie ulega zmianie, drogi i ulice znów stają się ciemne, a trawa wciąż jest zadziwiająco zielona. Bałwany kurczą się i to wcale nie z zimna, śniegowe budowle topnieją, znikają. Zostają wrażenia z prawdziwie zimowych doświadczeń i zdjęcia. A skoro mowa o zdjęciach, to jest to dobry punkt, by poruszyć tematy dziewiarskie. Fotografuję moje prace dziewiarskie w trzech momentach. Pierwsze to zdjęcia robocze, wysyłane w trakcie pracy tylko do zainteresowanych. Drugie to specjalne sesje, albo plenerowe, albo domowe, w których ważne jest dobranie pasującego tła, kiedyś była to otwarta książka. Trzecie to zdjęcia robione spontanicznie, przy okazji, często w sytuacjach naturalnych i dotyczą dzianin wcześniej już udokumentowanych na blogu, więc nie ma żadnej presji, jest za to więcej satysfakcji i radości, zwłaszcza gdy dzianina ma już swoje lata.

Zdjęcia mozaikowego kompletu są połączeniem dwóch wersji, czyli sesją zrobioną przy okazji, w drodze powrotnej ze szkoły. Chciałam w warunkach plenerowych sfotografować nowe rękawiczki a także ubiegłoroczną czapkę, która choć noszona nie miała jeszcze zdjęcia na głowie. I znów okazało się, że dzianina wygląda najlepiej na człowieku i to także ta noszona od dawna.

Mozaikowa kolekcja „Among flowers” autorstwa Renaty Witkowskiej została właśnie poszerzona o rękawiczki i mitenki, a ja miałam przyjemność testowania tego projektu, jak zawsze u tej projektantki świetnie opisanego. Zrobiłam rękawiczki z tych samych włóczek co na czapkę (śliwkowej włóczki Hot Socks Pearl z kaszmirem Grundl oraz różowej Baby Merino Drops), jednak ze względów praktycznych zamieniłam kolory. W tych rękawiczkach urzekła mnie linia kciuka, wyrazista i pięknie wkomponowana w mozaikowy ścieg.

Lubię ten dzianinowy świat, włóczkową materię i proces dziergania, cieszy mnie również to, że robię coś konkretnego, co jest potrzebne i komuś służy, co nie jest jednorazowe, co w razie czego można skorygować, ewentualnie nadać temu całkiem inną formę. W moim przypadku dzianinową pasję połączyłam z pisaniem, splatając przeróżne wątki, wszystkie jednak w jakiś sposób związane są z moim rękodziełem, z tym co zrobiłam na drutach czy szydełkiem.

Od jakiegoś czasu, każdego 13 dnia miesiąca, czyli w dniu dobrego słowa wybieram jakieś słowo, piszę krótki tekst, ilustruję jednym z moich zdjęć i  publikuję post na fb. Chcąc utrzymać te materiały w jednym miejscu wykorzystałam bloga, jest to osobna strona,  jeszcze dość surowa. Przymierzałam się też do publikacji tych postów na IG, lecz zniechęciła mnie tam ograniczona ilość znaków, zrozumiałam przy okazji czemu krótkie teksty podzielone są na opis, cd w komentarzach, obrazy z tekstem i karuzele. Uznałam więc, że nic na siłę.

A moich czytelników zainteresowanych nie tylko dzianinami zapraszam raz w miesiącu na stronę Dzień dobrego słowa  Klik

A na stronie mottozmotka mozaikowy komplet „Among flowers”

















Dorzucę tu jeszcze coś całkiem spoza kompletu, mianowicie skarpety. Gdy po wysuszeniu ich szukałam miejsca na zdjęcie i już miałam wszystkie puzzle odsunąć by uzyskać wolną przestrzeń na tło zobaczyłam, że te błękity to jest jeszcze lepsze tło. To nawet mogłaby być jakaś życiowa metafora, że coś co zdawałoby się że zabiera przestrzeń to tak naprawdę coś daje. 
A same skarpetki to efekt wspólnego dziergania, zabawa KAL z Iwoną Eriksson, szalenie prosty wzór, bez formowania pięty, skarpetka sama dopasowuje się do kształtu stopy. 




środa, 6 grudnia 2023

Bańkowy Mikołaj:-)

Żyjemy w różnych bańkach. Myślę, że nawet każda jedna osoba ze względu na tryb życia, pracę, otoczenie, wpływy, miejsce zamieszkania, zainteresowania żyje w kilku różnych bańkach, które nakładają się na siebie albo niekoniecznie. Choć stanowią swojego rodzaju warstwę izolacyjną to jednak, jak to bańki, są trochę przezroczyste, więc można z nich wyjrzeć, można się im przyjrzeć i można się w nich przejrzeć, poczuć czy jest tam wygodnie i czy w ogóle to do nas pasuje. W razie czego można przecież zdecydować się na zmianę. Są takie bańki, które odklejają od rzeczywistości i unoszą się gdzieś nad ziemią, inne zaś ściągają w dół, dosłownie i dołująco. W tych pierwszych traci się ugruntowanie, a w drugich lekkość i polot. Nie jest jednak moim zamiarem sporządzenie poradnika ani tym bardziej przewodnika po bańkowym świecie. Mogę tylko napisać o jednej z moich baniek, a i tak mam świadomość, że inaczej mogą ją postrzegać inne osoby z tego kręgu. I tu już mam kłopot ze znalezieniem określenia, współlokatorzy bańki, współbańkowcy czy może ziomeczki z banieczki, no jakoś żadne z nich nie pasuje mi do nazwania społeczności tych wszystkim wspaniałych osób, których zainteresowania ogniskują się wokół tworzenia dzianin. Jak nietrudno się domyślić na blogu o mojej pasji odnoszę się bańki dziewiarskiej, przestronnej, pojemnej, zróżnicowanej, otwartej na wzajemne inspirowanie się, uczenie się, współpracę.

W grupach dziewiarskich na facebooku nie zetknęłam się z hejtem, z bezproduktywnymi przepychankami, kto ma rację, co jest słuszne a co jedynie słuszne. Nigdy też nie było tam za ciasno ani zbyt duszno. Może to efekt głównego tematu zainteresowań, przecież  robienie na drutach czy szydełkowanie to praca z kłującymi narzędziami, dzięki którym bańka nie jest zbyt szczelna. Ma otwory, szczeliny i prześwity, przez które  dostrzec można też pejzaże spoza rękodzieła i dobrze przez nie widać że bardzo się między sobą różnimy, a i w kwestiach dziewiarskich występuje tu ogromna różnorodność upodobań i zainteresowań i wcale nie staje się to przyczyną podziałów. Jest wzajemne inspirowanie się, poszerzanie horyzontów, podsycanie pasji, uczenie, mobilizowanie do rozwijania umiejętności, ale bez niezdrowej rywalizacji. To wszystko oczywiście zasługa osób połączonych nitką wspólnej pasji, lecz nie bez znaczenia jest sam przedmiot naszych zainteresowań. Bo kto kiedyś sam coś wykonał, choćby najłatwiejszą  rzecz pod słońcem, ten nie będzie tak łatwo osądzał innych, bo po pierwsze wie, że ten proces nie jest ani oczywisty ani całkowicie przewidywalny, a po drugie nie traci energii twórczej na porównywanie i ocenianie rozmiarów źdźbła w czyimś oku, dużo lepiej w tym czasie zrobić choćby kilka oczek dzianiny.

Z przyjemnością obserwuję jak rozwija się ta rękodzielnicza bańka, chciałabym napisać że poznałam ją od dobrze od środka i całkiem nieźle z zewnątrz to jednak mam świadomość, że nie jestem w stanie wgryzać się we wszystkie aspekty, odkrywać każdy zakamarek i odsłaniać fascynujące tajniki sztuki dziergania, bo to po prostu niemożliwe. Ten przeogromny świat tworzony przez wielu różnych ludzi i ich wszechświaty to nie jest nie jeden twór, lecz bardzo wiele różnych spotykających się z sobą baniek. Tak wiele dobrych rzeczy doświadczyłam w tym bańkowym świecie, że przyszło mi do głowy by jakoś wyrazić moją wdzięczność i dać coś od siebie i żeby nie były to same słowa to postanowiłam podzielić się opisem wykonania zaprojektowanych przeze mnie skarpetek. Więc oto one, prezentację zacznę od trzech słów uczonych od przedszkola – dziękuję, przepraszam i proszę.

Dziękuję za wszystko co otrzymałam.

Przepraszam za ewentualne trudności z rozszyfrowywaniem wzoru, nie przeszedł on żadnych testów.

I proszę - można się częstować moim wzorem, w dwóch wersjach.

Gdy wpadłam na ten pomysł wydawało mi się to niezwykle proste, wezmę i wrzucę zapis, kto zechce może skorzystać. Wydawało mi się to dobrym pomysłem, zaplanowałam publikację na 6 grudnia, jednak już samo spojrzenie na moje notatki uświadomiło mi że wrzucenie zdjęcia z moimi zapiskami nie wystarczy. Postanowiłam zamiast testów wykonać kolejne skarpetki notując naprawdę skrupulatnie. Wzór okazał się wcale nie taki prosty jak sądziłam, nie tyle w wykonaniu co w opisywaniu, raz  motylki, dwa ryżowa pięta, zwłaszcza w takim kształcie. Zaczęły nachodzić mnie wątpliwości, z czym do ludzi, ale po chwili uświadomiłam sobie, że ci ludzie są zdolni i jeśli zechcą na pewno to ogarną. A gdy dziergałam skarpetki z myślą o konkretnej już osobie to doszły jeszcze pytania czy aby na pewno ta pięta będzie najwygodniejsza dla jej podbicia. Ha, dobre pytanie. W tej sytuacji postanowiłam wykonać nową wersję skarpet „Z mchu i w motyle” ze sprawdzoną i pewną pod tym względem klasyczną piętą z klapką, wyszło bardzo dobrze. W sumie zrobiłam trzy pary motylkowo mchowych skarpet, i wszystkie trzy z włóczki Novita Nalle. Pierwowzorem pochwaliłam się w tym poście klik , następną parę w bladym koralowym koralowym o nazwie "marzenie" zrobiłam w taki sam sposób, a trzecia para z pięknego, naturalnego beżu różni się od poprzednich rodzajem pięty, tu zastosowałam klasyczną metodę z klapką i klinem. 

Nikogo nie namawiam do wykonania tych skarpetek, nie zachęcam ani nie zniechęcam, jednak osoby, które nigdy jeszcze nie robiły skarpetek odesłałabym do bardziej szczegółowych opisów i lekcji połączonych z filmikami, w internecie dostępne są za darmo świetne instrukcje Iwony Eriksson i Kamili Wojciechowskiej. Niewykluczone, że dla bardziej zaawansowanych osób wystarczy taki     „one pager” jak poniżej. Jeśli nie, więcej szczegółów znajdziesz klikając w  poniższy link 

                                                                  Wzór

Początkowo zamierzałam ten opis wkleić tutaj na blogu, ale wówcza post miałby ogromną dłuuuuugość. Po raz pierwszy spisywałam wzór w taki sposób, dotychczas moje notatki były skrótowymi szyframi, po pewnym czasie tajemniczymi nawet dla mnie samej;-) Gdy teraz patrzę na ten nowy opis zdaję sobie sprawę że wiele rzeczy można by udoskonalić, ale wtedy nie wiem kiedy zdecydowałabym się go pokazać, więc bardzo proszę o wyrozumiałość. 

Jeśli zechcesz skorzystać z wzoru proszę daj znać, będę wdzięczna za uwagi i komentarze. 



 











 


 

środa, 22 listopada 2023

Owocna współpraca

W rozpędzonym, zabieganym świecie dobrze jest znaleźć chwile oddechu i skupienia na czymś,  co samo w sobie jest przyjemne i ciekawe, dające trochę wytchnienia i zdrowy dystans do rzeczywistości. Dla mnie jednym z takich obszarów jest pasja dziewiarska. Zdawać by się mogło, że robienie na drutach prowadzi do izolacji, odklejenia od świata i zamknięcia w sobie. To tylko tak może wyglądać na pierwszy rzut oka, bo gdy spojrzy się bliżej, przez oczka dzianiny, nawet te oczka zgubione przypadkiem czy celowo spuszczane na potrzeby wzoru, wówczas zyskuje się inną perspektywę. Z zadziwieniem odkrywa się jak bardzo wszystko ze wszystkim jest połączone, konkretnie i symbolicznie, dosłownie i w przenośni, w czasie i w przestrzeni.  Z tej ogromnej sieci powiązań wybieram dziś wątek współzależności, który jakoś tak dobrze mi się splata z prezentowanymi  dzianinami, sweterkiem i mitenkami. Mitenki powstały niedawno, a sweterek jeszcze wiosną. Nie przejmuję się rozbieżnością między czasem dziergania a publikacją. Prezentowanie zrobionych rzeczy na bieżąco wiązałoby się z pewną presją no i z zabieganiem, jako że bieżąco i bieganie są to słowa z tej samej rodziny. A skoro mowa o rodzinnych powiązaniach to dzisiejsze dzianiny powstały na życzenie Kingi i obydwie są zrobione w oparciu jej pomysły. Po prostu uwielbiam zamówienia mojej wnuczki, które bywają swojego rodzaju wyzwaniem, sprawdzeniem czy uda mi się zrealizować jej wizję. Miałam kiedyś zamówienie na czapkę „w misie i różne postaci” (klik),  sukienkę „w esy floresy”(klik) , sweterek  „w lawendy”(klik i jeszcze parę innych. Zrealizowanie dziecięcego pomysłu nierzadko wymaga ode mnie podniesienia poziomu umiejętności technicznych, ale zawsze dostarcza ogromnej satysfakcji i jest też lekcją prawdziwej kreatywności, rozmachu, konsekwentnego realizowania planu, bez przedwczesnego naginania się do realnych możliwości.

To dla mnie jednocześnie zabawa, rozwój i przestrzeń do refleksji. Wspomniałam wcześniej o współzależnościach. To, że robię na drutach zawdzięczam mojej mamie, ona też od kogoś się tego nauczyła, potem jeszcze wiele innych osób przyczyniło się do tego co jestem w stanie zrobić dzisiaj. Coś otrzymałam i  mogłam to wziąć i rozwijać dalej . W Sieci jest mnóstwo inspiracji, lekcji, instrukcji, czerpię z tej skarbnicy i jestem ogromnie wdzięczna tym, którzy uczą, dzielą się swoją wiedzą, doświadczeniem. Mogę bez zobowiązań korzystać z tego bogactwa na własny użytek, mogę wybierać z jakiego materiału skorzystać, który bardziej mi odpowiada.

W przypadku testu dziewiarskiego jest inaczej, dostaję coś więcej, szczegółowy opis, niemal gwarancję efektu, zobowiązuję się jednak do przestrzegania pewnych zasad, terminowości, skrupulatności i realizowania projektu zgodnie z zamysłem autora.

Zupełnie inne są reguły gry gdy przychodzi do mnie z pomysłem moja ulubiona projektantka Kinga, nie dostaję opisu tylko wizję, bardzo konkretną i wydaje mi się wówczas, że moje zasoby i umiejętności są niewystarczające, przypominam sobie wówczas bajkę o kocie w butach i finał z zamianą Czarodzieja w myszkę. Ale to tylko chwila zawahania, zaraz potem przystępujemy do ustalania szczegółów, czasem do negocjacji i gdy tylko zabieram się do pracy nad dzianiną czuję dziecięcą radość i wdzięczność za to, że mogę realizować całkiem nowy projekt. Zielony sweterek z dyndającymi listeczkami, i gałązkami czereśni w dwóch różnych odcieniach nie stanowił wyzwania pod względem technicznym, kluczowe było tutaj dobranie dwóch jaskrawych zieloności i wykonanie owocowo listkowego motywu. Sweterek zrobiony został od dołu, z kawałków, które potem pozszywałam, dorobiłam plisę i dekoracyjny motyw. Sama nie sięgnęłabym po te kolory, ale gdy zobaczyłam je w dzianinie wręcz poczułam jak w harmonijną całość zgrały się ostre tony zieleni z mocnymi akcentami czerwieni i ciemnego różu. Nieźle to wymyśliła!

Mitenki są naszym wspólnym projektem, Kinga narysowała jak mają wyglądać, a ja zaproponowałam kolorystykę dopasowując ją do kurteczki.





















 

 

środa, 15 listopada 2023

Z mchu i w motyle:-)

Za oknami samochodu przesuwały się obrazy, drzewa, samochody, zabudowania, ogrody i zupełnie niezależne od remontów na drogach fantastyczne obłoki.

Jechaliśmy wzdłuż wybrzeża, ale tak naprawdę morze było już za nami. Chłonęłam jeszcze te widoki i utrwalałam wrażenia z nadzieją, że następnego lata znów przyjedziemy w te strony. W moich nadmorskich tęsknotach żywy i cudownie zmienny Bałtyk łączy się wydmami i  charakterystycznym lasem. W czasie podróży powrotnej las zaskoczył mnie niezwykle ciekawym widokiem zza szyby samochodu. Z tej perspektywy nie były to szczyty sosen lecz widok niskich warstw lasu, dosyć gęstego, lecz na tyle dobrze oświetlonego by wyeksponować jasnozielony mech rosnący na pniach drzew, tuż przy ziemi i nieco powyżej. Wyglądało to tak jakby drzewa ponaciągały na swoje nogi skarpetki z miękkiego mchu. Potraktowałam to, że w ten sposób przypominają mi o jednych takich moich skarpetkach, wcześniej niepokazywanych, zrobionych jeszcze w ubiegłym sezonie, a sfotografowanych wiosną.

Są to skarpetki, do których mam szczególny sentyment, gdyż sama je zaprojektowałam i oczywiście wykonałam. Mając już pewne doświadczenie w dziedzinie skarpetkowej postanowiłam zrobić coś swojego, oryginalnego. Zarówno wcześniej jak i później w niejednym projekcie sama komponowałam układ wzorów na stopie, lecz tym razem zależało mi, żeby wpleść w dzianinę ważne dla mnie motywy. Kto mnie zna albo obserwuje moje posty w mediach społecznościowych wie że kocham naturę, że jeśli tylko mogę to gonię za motylami, a las to po prostu uwielbiam. Pomysł na skarpetki przyszedł mi do głowy dość szybko, zastanawiałam się jak to sprawdzi się w rzeczywistości.   

Zabrałam się za dzierganie skarpet skrupulatnie robiąc notatki. Z zebranej kolekcji ściegów przypominających motyle wybrałam dość dyskretny wzór, który urzekł mnie swoją prostotą. Dużo radości sprawiło mi zastosowanie nowo odkrytej wówczas metody kształtowania pięty, to właśnie przy tej parze skarpet nauczyłam się  tej techniki korzystając filmu z You tube, musiałam jednak dopasować ilość oczek do mojego pomysłu.

Użyłam włóczki Novita Nalle kolorystycznie przypominającej leśny mech, choć oryginalnie kolor ten nazywał się „siano”. Nie przypadkiem też na zdjęcia wybraliśmy się w plener, gdzie nie brakowało zieleni i mchu.

Nawiązaniem do mchu jest też ścieg ryżowy zastosowany w palcach, pięcie i na nogawce w pasmach nad i pod wzorem motylków, niejako je dyscyplinujący, ale mimo mojego ustawiania ich w szeregu i tak zdarzyło się, że jeden motyl usiadł sobie nad piętą najpierw na jednej skarpetce a potem drugi na drugiej, i tak już tam zostały.

A oto te skarpety:











 

poniedziałek, 6 listopada 2023

Saga skarpetkowa

Saga skarpetkowa. Taki pomysł na skarpetkowy odcinek abecadła przyszedł mi do głowy jeszcze w ubiegłym roku, który był dość urodzajny w dziergane skarpetki a i w nowym sezonie sytuacja niewiele się zmieniła, wciąż poznając tajniki tych dzianinek służących stopom, swoim i nie tylko.

Ostatnio uświadomiłam sobie, że mimo stałej satysfakcji skarpetkowania jakoś tak się stało, że nastąpiło spowolnienie w prezentowaniu kolejnych par. Skutek tego taki, że mam stos skarpetek, które nie pojawiły się na blogu. Nie jest to stos sensu stricte, ani straszna sterta setek skarpet, ale ze spokojnym sumieniem można określić tę ilość serią. Zamiast długiej sagi skrobnę tylko parę słów i spiszę skrótowo szczegóły dotyczące skarpet z minionego sezonu. Skupię się na suchych faktach, choć wystarczy że spojrzę na jakieś zdjęcie uświadamiam sobie, że za każdą parą skrywa się jakiś sentyment, symbolika.

Trzy pary skarpet na pierwszym zdjęciu zrobiłam dla jednej wspaniałej osoby. Dwa projekty opracowałam sama, starając się dobrać stosowne kolory i motywy,  jeśli chodzi o trzeci sytuacja testowa jakby spadała mi z nieba.

Jasnoróżowe skarpety Greyembers wg projektu Iwony Eriksson zrobiłam z włóczki Regia Premium Cashmere. Sama ta przędza nieco mnie rozczarowała, po włóczce z dodatkiem kaszmiru spodziewałam się większej miękkości. Za to projekt z wyrafinowanym, niebanalnym wzorem ażurowym zachwycił mnie i chętnie do niego wrócę. 










Druga para skarpetek również powstała z włóczki z dodatkiem kaszmiru, tym razem z Hot Socks Pearl uni Gründl w kolorze śliwkowym. Co ciekawe kaszmiru jest tutaj tylko 5%, czyli połowę mniej niż w Regii, a jednak Pearl jest przyjemniejsza, być może wynika to z faktu, ze bazą jest wełna merynosowa.

W tym projekcie wykorzystałam nowy wówczas dla mnie typ pięty i wkomponowałam go w dość skomplikowane, warkoczowe wzory. Wykorzystany wzór o nazwie Iris bardzo mi się podoba i chętnie go gdzieś powtórzę. Może nawet zmodyfikuję ten ten projekt upraszczając nieco motyw centralny, zostawiając te piękne przeplatanki tylko na nogawce. 







I wreszcie grubaskowe skarpety zrobione z niezawodnej włóczki skarpetkowej Novita 7 Brothers Lapintaika z dodatkiem połyskliwej nitki, według własnego pomysłu. Zastosowałam prosty, strukturalny wzór z oczek prawych i lewych, za to o jakże wspaniałej nazwie Tree of life, drzewo życia. Cóż, po niemal roku użytkowania skarpet wygrywają  te z novity, używane są najczęściej, jako domowe kapcie, są najczęściej prane i wciąż mają się świetnie.

 






I ostatnia w tej serii para skarpet zrobiona została w ramach testu projektu Klippor socks autorstwa Iwony Eriksson, ciepła wełna, energetyczny kolor i wspaniały projekt Iwonki z solidną konstrukcją i pięknym niebanalnym wzorem – czego chcieć więcej? Może kolejnej pary według tego wzoru?

 






Ciąg dalszy nastąpi:-) 


czwartek, 26 października 2023

Moje dziewiarskie abecadło. S jak sekrety swetrowe

Szukając stosownych słów, które w sensowny i spójny sposób streściłyby sprawę swetrów stykam się ze stosem szczegółów, sposobów, z setkami schematów i splotów. Spostrzegam szerokie spektrum spraw splecionych z sobą swobodnie i jednocześnie solidnie. Stawiam pytanie o sedno swetrowe i otwiera się sezam, a w nim skrzynie skarbów pełne, sklepy, szafy i szuflady ze szkicami, skrawkami, szpejami, sznurkami, splątanymi swobodnie i skręconymi spiralnie, skrywającymi sekretne sposoby i super schematy, skomplikowane sformułowania i specjalistyczne skróty, są tam skarbce z włóczkami o różnych strukturach, od szorstkich jak sznury po sensualnie subtelne.  

Siedzę sobie i spisuję skojarzenia swetrowe na S i stają przede mną nie tylko słowa i symbole związane z moją pasją, ale coś więcej, serdeczne spotkania, spełnianie marzeń, sprostanie oczekiwaniom, skłonność do sentymentów, snucie planów …

Sama sporo swetrów i sweterków stworzyłam, stale się szkolę i szukam nowych sposobów, choć chętnie wracam do tych sprawdzonych, czasem działam (i dzieję) całkiem spontanicznie, innym razem ze szczegółowego opisu, skwapliwie podążając za instrukcją, step by step, patrząc w schemat. Czasem się spinam, pracuję szybko, bo się spieszę, lecz skrupulatnie pilnuję by sweter nie stracił na staranności. Są też chwile spowolnienia, dzierganie w trybie slow, sprzyjające rozluźnieniu i wprowadzające w spokojny stan. Smakuje mi ta mieszanka stresu i relaksu. Sukcesywne zdobywane sprawności sprzyja swobodnemu łączeniu tych zdawałoby się skrajnych stanów.

Proces tworzenia swetra składa się z wielu etapów, od selekcji pomysłów, stylów, przez wybór kolorów, analizę składu przez samo dzierganie, stukanie drutami, sprawdzanie formy aż do skończenia ostatniego oczka, zblokowania i suszenia. Suma wielu składowych może spowodować sukces swetrowy, czyli satysfakcję zarówno przy tworzeniu jak i noszeniu, choć zdarza się, że nawet mimo solidnej strategii w przygotowaniach i staranności pracy efekt wymaga skorygowania, a w skrajnych sytuacjach sprucia. Ale i na to można spojrzeć ze spokojem.

Najważniejszy ze wszystkich sekret wykonanego ręcznie swetra sprowadza się do tego, że robiony jest z pasji i z serca.

Tak właśnie powstała dzianina na specjalne zamówienie wspaniałej osoby,  sweterek Rockweed  wg projektu Susany Winter. Podobnie jak w tym sweterku wykorzystałam ręcznie farbowaną włóczkę Meme Yarns Billy & Jilly.  To luksusową mieszanka babyalpaki, kaszmiru i jedwabiu  w odcieniu pięknego, subtelnego różu, przypominającym kwarc różowy. 

W moim w sercu i w osobistym dziewiarskim skarbcu zachowam wszystkie etapy tworzenia tego sweterka, każdą rozmowę, spotkanie, począwszy od szukania koloru aż spojrzenie na ten projekt już w użyciu i ten błysk oczu świadczący o satysfakcji😊