Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Renata Grabska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Renata Grabska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 29 stycznia 2024

Moje dziewiarskie abecadło - T jak triki tu i teraz😉

To tu, to tam, trafić można na takie nauczanie, że tak naprawdę liczy się tylko tu i teraz. Tak, tak, zdaje się przytakiwać tym trendom dziewiarka, skupiona na tym, co właśnie tworzy i na samym procesie tworzenia. To jest ta chwila, niech trwa i trwa…

Tymczasem pod osłoną „tu i teraz” toczą się procesy wiążące dany moment z przeszłością i prowadzące ku przyszłości. Gdyby tak spróbować wyizolować ten konkretny moment to w pojedynczym oczku jak soczewce można by zauważyć szerszy obraz. To widać nawet w samej dzianinie, każde oczko, poza bardzo nielicznymi wyjątkami wychodzi z poprzedniego i jest przygotowaniem na następne. A patrząc jeszcze szerzej to co było kiedyś, dawno i niedawno przeplata się w teraźniejszym dzierganiu w nowe pomysły, przyszłe dzianiny. Taka dziergająca osoba jest jednocześnie zanurzona w przeszłości, czerpie z przebogatego dorobku dziewiarstwa, korzysta z tego, czego nauczyła się już kiedyś i uczy się dalej, poznaje kolejne techniki i wybiega w przyszłość, myśli co zrobi, z czego, dla kogo i zanim zacznie te plany realizować już się cieszy na te wszystkie dziergane chwile „tu i teraz”, zwielokrotnione w czasie i w przestrzeni.

Mówią, że liczy się tylko tu i teraz, bo przeszłości już nie ma, a przyszłości nie ma jeszcze. W tej mądrości chodzi o to, by nie stracić bieżącej chwili, by życie, które dzieje się teraz nie umknęło gdzieś między rozpamiętywaniem przeszłości, a odkładaniem wszystkiego na potem, kiedyś, gdzieś, jakby się płynęło do wiecznie oddalającej się wyspy „Będę”. Brzmi to bardzo sensownie i przekonująco, ale z dziewiarskiej perspektywy widać to inaczej, zawsze jest ta nitka, która skądś się toczy i zawsze jest jakaś wizja przyszłości. A to, co w tym wszystkim najlepsze to fakt, że świadomość całego zaplecza przeszłości i wyobrażanie sobie tego, co samemu zamierza się zrobić ani trochę nie osłabia przeżywania bieżącej chwili, powiedziałabym nawet, że to osadzenie w szerszym kontekście jeszcze bardziej wzmacnia to doświadczanie.  Ależ to jest pasja!

Oczywiście nie zawsze jest różowo, wcale nierzadko trafiają się  lekcje pokory, które mogą pojawić się na styku wyobrażeń, własnych możliwości i właściwości materii, albo po prostu spowodowane siłą wyższą. Czas nas uczy pogody, a pogoda uczy pokory. Kolejne dni a nawet już tygodnie nie ma sprzyjających sytuacji by sfotografować nowe swetry, cóż,  mówi się trudno. Będę więc dalej czekać na łaskawość światła, spacery i plenery, a tymczasem moją dziewiarską kronikę uzupełnię o kilka drobnych dzianin.

No i co my tam mamy?  Są błękitne mitenki „Choco mitts” Comfort Zone Knits z niespodziewaną sesją zdjęciową. Zrobiłam je z włóczki Novita Nalle w kolorze jeansowym.

Druga rzecz to brioszkowa czapka. Czapkę dla siebie miałam zrobić jeszcze w ubiegłym sezonie, ale jakoś nie wyszło. Tej zimy już stało się to koniecznością, więc przy okazji postanowiłam wypróbować coś dla mnie nowego. Podczas przeglądania włóczek wpadły mi w oko dwa kontrastowe kolory, uznałam że to intrygujące zestawienie może być ciekawe w brioszce. Raz tylko robiłam chustę tym ściegiem, czapka wydawała mi się znacznie trudniejsza, z ograniczoną możliwością manewrowania obwodem. Przejrzałam sporo projektów, na początek wybrałam bezpłatny model. Czapka wyszła za wąska na moją głowę, więc poszła dalej w świat. Zaspokoiłam ciekawość i opanowałam podstawy brioszkowej czapki, więc bogatsza o to doświadczenie wrócę do tego tematu. Kiedyś😉

Tymczasem potrzebując czapki kupiłam wzór „When knits meet purls”, który chodził  mi po głowie odkąd zobaczyłam go na stronie Renaty Witkowskiej. Prosty, uniwersalny i ponadczasowy. Choć to jeden projekt to rozpisany jest na wiele opcji, można wykorzystać włóczkę niemal każdej grubości, ponadto można robić czapkę od dołu do góry i od góry do dołu. Zrobiłam najpierw czapkę dla siebie, z połączenia anonimowej miękkiej włóczki z moherem Angel Debbie Bliss, a potem dla męża z pojedynczej nitki Nepala w kolorze szarym. Z pewnością wrócę do tego wzoru.

































poniedziałek, 15 maja 2023

Moje dziewiarskie abecadło. R jak rekreacja i rozwój.

Rozmaitość rękodzielniczych rozrywek rozprzestrzenia się na różne rejony, a rozpoczyna się od nabrania oczek, od jednego rządka,  potem kolejnego. Relaksujące robienie na drutach, rytmiczne ruchy rąk, rozluźnienie, rozmyślanie… a czasem rozkojarzenie, jakiś błąd w rozliczeniach, rozczarowanie i chęć zmiany rutyny.

Równocześnie rozrywka i rozwój – oto czym jest dla mnie rękodzieło. Różnimy się jednak, każdy ma swoje sposoby na relaks i swoje ścieżki rozwoju. Jeśli uda się znaleźć coś naprawdę swojego, bliskiego sercu wówczas rozwijanie pasji staje się czymś naturalnym a nawet subiektywnie niezbędnym. Dobrze pasuje mi tu słowo „rekreacja”, a że jedną z moich ulubionych rozrywek jest też wsłuchiwanie się w słowa i ich sens, to zatrzymam się chwilę nad tą rekreacją. Pięknie wiruje mi ten wyraz. Pierwsze skojarzenie to odpoczynek związany z jakąś formą aktywności, różne to mogą być rzeczy, ale to co jest uniwersalne to „re-kreacja”, ponowne tworzenie. Rekreacja to odpoczynek, a kreacja to tworzenie czegoś na nowo, ale z czego? Z tego do czego mamy dostęp, z siebie samego, z nitek wspomnień, z kłębków wrażeń, ze zgromadzonych zapasów i nowych pragnień, z tego co było, z tym co przychodzi… Tak rozumiana regeneracja robi robotę w kwestii rozwoju! To była reklama regeneracji i rozwoju😊 O rozwoju napisałam już nieco kiedyś w poście „Użyć zwoju do rozwoju”, zachęcam do lektury tamtego tekstu. Dziś nie będę pisać rozprawy o rozwoju, bo to temat tak duży, że aż na całe życie, przytoczę za to przykład z rodzinnego ogródka. Tak oto w moim dziewiarskim abecadle w rozdziale poświęconym R pojawia się również rodzina. Większość mojego bloga jest ilustracją tego jak rodzina wpływa na rozwijanie pasji, bo mam dla kogo robić i jeszcze długo będę miała, różne rzeczy w różnych rozmiarach. Ponadto robienie dla rodziny jest też mniej ryzykowne, mniej stresujące. Jest też druga strona medalu, którą w gruncie rzeczy też lubię. Bliskie osoby nie owijają w bawełnę, mówią wprost gdy coś im się nie podoba, a nawet nie muszą mówić.  Jeszcze innym motywatorem rozwojowym są rodzinne zamówienia, czasem zaskakujące. Ostatnio siostra poprosiła mnie o zrobienie czapki na wiosnę i lato, ażurowej, lekkiej i żeby przypadkiem nie była za ciepła i w żadnym wypadku nie gryzła jak niemal każda wełna, no więc najlepiej z bawełny. Czy ty wiesz o co mnie prosisz? Chyba się nie da zrobić wygodnej czapki z bawełny, więc może zrobię Ci coś innego, niekoniecznie na głowę, a jak na głowę to powiedzmy kapelusz. Nie, absolutnie nie kapelusz, to ma być czapka. No dobrze, spróbuję, przypominając sobie słowa jednej z nauczycielek mojego syna, „że skoro próba to nieudana”. W gruncie rzeczy sama byłam ciekawa czy się uda, wprawdzie kiedyś robiłam czapkę z bawełny z wiskozą, ale ona była cieplejsza, z podwójnym ściągaczem. No właśnie, ściągacz, to podstawowa sprawa by czapka była wygodna. Zaczęłam od elastycznego ściągacza, który wbrew moim wyobrażeniom o bawełnie faktycznie był elastyczny, wybrałam luźny ażur o nazwie gothic lace, a co do rozmiaru i wygody uspokajało mnie mierzenie czapki w trakcie pracy. Weronika od razu ją polubiła, ma takie nakrycie głowy jakiego potrzebowała, a ja poszerzyłam swoje doświadczenie w tworzeniu czapek. I przy okazji poznałam nową włóczkę, organiczną bawełnę z dodatkiem kaszmiru BC Garn Summer in Kashmir.

Kolejne dzianiny które dziś zaprezentuję to także rzeczy dla rodziny. Kiedyś Kasia powiedziała mi, że marzną jej w nocy stopy, więc od razu chciałam jej podarować jakieś skarpety. Jako, że nabrałam rozmachu w tej dziedzinie to od ręki mogłam dać jej całkiem nowe, właśnie zrobione, jednak stwierdziła że woli sama wybrać kolor i poczekać. Dla Kasi zrobiłam dwie pary skarpet, jedne z cieniowanej błękitnej włóczki Rowan socks ocean, z ażurowym motywem i klasyczną piętą. Druga para to testowe skarpety Romanza autorstwa Renaty Grabskiej, już w samej nazwie tego projektu jest fantazja i rozmach, do pięknego japońskiego ażuru wybrałyśmy gładką włóczkę Schachenmayr, wełnę z bambusem Regia Premium Bamboo w kolorze wrzosowym.

Ostatnia rodzinna dzianina to letnia torebka dla siostrzenicy. Robiłam ją „na oko”, prostym szydełkowym ściegiem z różnych resztek bawełnianych włóczek. To była czysta rekreacja, a najprzyjemniejsze było samo dobieranie kolorów, chłodnych i kojących oraz widok gorącego błysku w oczach Helenki😊


































niedziela, 15 stycznia 2023

Między przeczuciem a pewnością

Gdy zobaczyłam projekt swetra Frozen Tulips Renaty Grabskiej bez wahania zgłosiłam się do testu. Nie analizowałam swojej sytuacji czasowej ani włóczkowej, wiedząc, że mogłoby mnie to doprowadzić do wniosku, że nie ma szans. Sam wzór zachwycił mnie od pierwszego spojrzenia, miałam też przeczucie graniczące z pewnością, że będzie to udany projekt, przyjemny w dzierganiu i wygodny w noszeniu. Nie myliłam się, dzianina ta już na etapie ściągacza wyglądała bardzo dobrze, a potem każda kolejna przymiarka potwierdzała wcześniejsze wyobrażenia. Czy to była intuicja? Niekoniecznie, przecież walory swetra można było dostrzec od razu, a znając sposób, w jaki projektantka opisuje swoje wzory po prostu wyciągnęłam logiczny wniosek, że to dobry projekt. Nie musi on być sprzeczny z intuicją, ta bowiem określana bywa jako uwewnętrzniona suma doświadczeń. Mając spore doświadczenie w jakimś obszarze można ocenić sytuację w mgnieniu oka, bez potrzeby analizowania sytuacji, kombinowania itd. Pisze o tym o tym Malcolm Gladwell w porywającej książce „Błysk. Potęga przeczucia”. Podoba mi się jego podejście, choć nie wyczerpuje tak subtelnej kwestii jaką jest ludzka intuicja. Chętnie do tej książki wrócę, a tymczasem wracam do dzianiny dla mojej synowej.

Tak jak już wspomniałam dzierganie szło gładko, lekko i przyjemnie. W dniu gdy zamknęłam ostatnie oczko i poucinałam niteczki, Edyta wzięła sweter i od tej pory nosi go często. Wybrałyśmy na tę dzianinę włóczkę, która jest mieszanką wełny i bawełny cotton merino drops w kolorze jasno fioletowym. A że fiolet to podobno kolor intuicji to pozwolę sobie jeszcze na kilka zdań na ten temat.

Co my wiemy o intuicji? Mówimy, że ją mamy, jakby była jakąś praktyczną aplikacją, przydatną w niektórych sytuacjach, by w razie czego coś podpowiedzieć, przed czymś przestrzec, a potem pochwalić się choćby przed sobą, ale miałam intuicję! Czy na pewno to jest tak, że ją mamy, posiadamy, jak jakąś istotę podrzędną w feudalnym porządku, gdzie panem jest głowa, rozum, ego?  

Człowiek chciałby mieć nad nią władzę, a ona jakoś nie zawsze do usług się stawia. Tymczasem ona nie musi się zjawiać, przybywać jak duch z innego wymiaru, bo jest wciąż obecna.

Nigdy się nie narzuca, mówi cicho, szeptem, albo wcale, daje znać o sobie ledwo wyczuwalnym oporem, jakimś uciskiem w gardle, w brzuchu, bez powodu, albo nieuzasadnioną radosną pewnością, że to jest to… i co? No właśnie!

Warto tę istotę dostrzec, posłuchać jej zaufać, zapytać „Co ty na to?”, ale jak już wspomniałam ona mówi dość cicho…