Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WollyCottage. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WollyCottage. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 19 grudnia 2021

Albatross

Realizowanie pasji wynika z własnych wyborów, podjętych decyzji i konkretnych działań. Podoba mi się to, ja wybieram, ja decyduję, ja kupuję, ja uczę się, ja tworzę, ja, ja. Jednak kiedy rozwija się pasję można przekonać się, że to „ja” jest częścią większego systemu. Owszem to ja wybieram, często dla siebie, w zgodzie z sobą, ale jednak często dla kogoś, po coś, moją wiedzę i doświadczenie zawdzięczam wielu innym ludziom. Rozwijając pasję umacniam relacje międzyludzkie, lepiej poznaję siebie i poznaję nowe osoby. To jest coś wspaniałego, coś co daje mi wiele radości. Cieszy mnie, gdy mogę dać innym trochę twórczej radości i realnego ciepła w postaci dzianiny. Pasja dziergania ma oczywiście materialny włóczkowy wymiar, zdawać by się mogło całkiem konkretny, łatwy do określenia, przewidywalny. Zdziwilibyście się! To dżungla możliwości, wciąż niepoznana do końca. Ta sama wełna cudowna w jednym projekcie w innym może okazać się krnąbrna i wredna, czasem nitka z pozoru szorstka w dzierganiu staje się uległa, a w samej dzianinie rozkwita. W mojej podróży z drutami doświadczyłam wielu przygód, często ponosiła mnie dzika radość, ale i niejeden raz musiałam zawracać z drogi. Warto było, dzięki temu nauczyłam się całkiem sporo, na dobre oswoiłam wiele technik, które niegdyś wydawały mi się przerażająco trudne. Realizując różne projekty poznawałam nowe przędze i przy okazji udomowiłam sporo gatunków włóczek.

Zdawać by się mogło, że teraz po omacku mogę poruszać się w gąszczu pomysłów i inspiracji, naturalnie w zakresie swoich możliwości. Z pewną taką śmiałością podchodzę do nowych projektów, wiem jednak że nawet na znanym gruncie mogą pojawić się niespodzianki, toteż zawsze potrzebne są uważność i skupienie.

Moja ostatnia przygoda dziewiarska ma za sobą dwa przełomy, jeden związany z włóczkami, drugi z warunkami atmosferycznymi. Wiadomo, że na pogodę nie mamy wpływu, nawet nieodległe prognozy nie zawsze się sprawdzają, ale i w świecie włóczek działają dziwne żywioły.

Stadko młodych motków w kolorze koralowym wydawało mi się idealne na nowy sweter zaprojektowany przez Elaine Welsh z WoolyCottage. Nabrałam oczka łącząc dwie różne włóczki, zrobiłam próbkę idealnie pasującą do wymogów projektu i ochoczo przystąpiłam do pracy. Cieszyły mnie stonowane i zarazem żywe barwy oraz lekkość dziergania. Z przyjemnością czytałam staranny i pięknie opracowany opis swetra Albatross, wchodziłam w każdy załączony link, bardziej z ciekawości, czy robię tak samo niż z potrzeby instruktażu. Zazwyczaj dziergam tak jak zostałam dawno temu nauczona, ale proces ten nie został według mnie zakończony, wciąż uczę się nowych rzeczy i bardzo wiele wciąż przede mną. Rozwijam warsztat bazując na utrwalonych nawykach, a te jak wiadomo mają ogromną siłę. Co jakiś czas lubię zweryfikować te nawyki, przyglądnąć się swojej pracy z boku. Doskonałą okazją do tego jest udział w teście dziewiarskim. Już sam fakt zobowiązania się co do terminu jest mobilizujący, jednak najważniejsze jest dzielenie wspólnej pasji i skupienie na własnej pracy. Jak już wspomniałam, zaczęło się lekko, gładko i przyjemnie, pierwsza przymiarka podtrzymała ten stan. W pewnym momencie spostrzegłam, że jednej z włóczek trochę za szybko ubywa, nie martwiłam się jednak, bo miałam jakiś zapas, a gdyby i tego było mało mogłam dokupić parę motków dostępnej i popularnej marki.  Dziergałam więc na luzie, aż przyszło mi zmienić motek, a że był on z innej serii farbowania to poniżej pasa pojawiła się wyraźna różnica. Jeszcze nie płakałam. Mogłam zastosować metodę naprzemiennego łączenia różnych nitek, nawet spróbowałam robić tak rękaw, było to jednak zbyt męczące. Miałam nadzieję, że motki które zdecydowałam dokupić będą takie jak zrobiona już część swetra. Czekając na dostawę przesyłki, którą spowolnił żywioł handlowy „black Friday” uświadomiłam sobie, że nie mam planu B. Gdybym robiła ten sweter tak sobie zwyczajnie bym go zostawiła. Ale test to termin, zatem od nowa zaczęłam buszowanie we własnych zapasach i zadziwiająco szybko znalazłam nowy zestaw włóczek, które od dobrych paru lat wylegiwały się w szafie. Puszystą wełenkę z delikatnym połyskiem każdego roku zamierzałam zamienić na sweter, pomysły się zmieniały, a precel leżał i czekał. Wreszcie przyszła jego pora, do tej wełenki dodałam ultracienką niteczkę ze szpuli i zaczęłam Albatross od nowa, tym razem w błękitach. A róż? Cóż, musi poczekać na swój moment, na właściwy projekt, może letni ze względu na sporą zawartość bawełny. Cała ta zmiana ta wyszła swetrowi na dobre, bo z nowych włóczek powstała dzianina dużo milsza i lżejsza. Może też taka jest natura tych moich włóczek, że potrzebują  długiego czasu inkubacji. Jeśli o mnie chodzi to nie boję się zwrotów akcji, nawet jeśli towarzyszy im spora dawka adrenaliny. Jak napisałam wcześniej podczas pracy nad Albatrossem zaskoczyły mnie dwie rzeczy, włóczka i pogoda. Udało mi się przed terminem skończyć sweter i zostało jeszcze ostatnie ważne zadanie czyli wykonanie dobrych zdjęć. Na tym etapie kluczową rolę odegrała pogoda. Przygotowałam się do sesji plenerowej jak umiałam, ubrałam pod sweter dwa długie rękawy, ciepłą spódnicę. Zdjęcia nie wyszły źle, nawet zostały skomplementowane przez projektantkę, ale mnie jakoś nie dawały one spokoju. Z mężem zaaranżowaliśmy na szybko tło i powstało kilka zdjęć, na których nie kulę się z zimna. 

Dziękuję serdecznie Elaine za zaproszenie do testu, a wszystkim testerkom za sympatyczną współpracę i dobrze spędzony czas. A oto mój Albatross.