wtorek, 30 sierpnia 2022

Moje dziewiarskie abecadło - P jak przyjemność i pożyteczność

Popularne powiedzenie „przyjemne z pożytecznym” przedstawia prawdę o mojej pasji. O płynących z niej pożytkach i przyjemnościach piszę od początku prowadzenia bloga. W przedostatnim poście(klik) pojawiło się kilka pojęć pod literą „p”, dziś przy okazji prezentowania nowego projektu postanowiłam pociągnąć temat, przedstawić pewne przymioty z pasją powiązane, posnuć trochę refleksji, porozdzielać na czworo włosy, włóczki, myśli, a potem prędzej albo później ponownie je posplatać.

W powtarzalnym przekładaniu oczek, w przerabianiu wzorów jest cel. Po to podejmuję się pracy, przeważnie przyjemnej, by potem zrobioną rzecz posiadać albo komuś podarować. Gotowe, koniec. To jednak nie wszystko. Pasjonujące jest w dzierganiu także to, co przedtem, potem i pomiędzy. Nie potrafię – i nie chcę – przeprowadzać prostych podziałów, bowiem wszystko się przenika. Przyjemne z pożytecznym, przyziemność z poezją, praktycyzm z polotem. Przekonałam się, że  dziewiarskie przyjemności i pożytki przejawiają się na każdym etapie procesu, w różnych proporcjach przy poszczególnych przypadkach. Mogłabym o tym pisać i pisać, ale nie będę przedłużać, przejdę do rzeczy.

Miałam przyjemność testowania wzoru Kardigan Springer autorstwa Renaty Grabskiej - Comfort Zone Knits. Projekt ten spodobał mi się od pierwszego popatrzenia😊 W efekcie testowej przygody posiadam teraz piękny kardigan i pragnienie, by wydziergać inne dzianiny tej projektantki. Podobają mi się pod wieloma względami, konstrukcja wydaje się prosta, ale nie są to tylko pozszywane  prostokąty, lecz zastosowane są pomysłowe rozwiązania, powodujące, że dzianina dobrze się układa. Precyzyjny opis sprawia, że dzierganie jest prawdziwą przyjemnością. Polecam😊

Praca przy projektach testowych jest doskonałym pretekstem do podnoszenia poprzeczki, opanowania czegoś nowego. Dziergając Kardigan Springer nauczyłam się jak precyzyjnie przyszyć kieszenie, płasko przytwierdzone do korpusu. Pękam z dumy i oddaję pokłony, tym którzy to potrafią zrobić i ponadto pokazać innym.

Kolejnym przymiotem związanym z tym projektem jest szlachetna prostota zarówno fasonu jak i zastosowanego ściegu.

Jest jeszcze coś, co charakteryzuje tę dzianinę. Pierwszym słowem, które przychodzi mi do głowy jest perfekcja, ale z wielu powodów nie jest mi po drodze z tym pojęciem. Potrzeba perfekcji to presja przewidywalnej poprawności nie przyjmującej pomyłek. Perfekcjonizm – już w samym brzmieniu tego słowa jest jakiś ostry rygor.  Bardziej podoba mi się piękne polskie słowo  - pieczołowitość, ma w sobie ciepło, kojarzy się z pieszczotą. Nie pomija staranności, precyzji i pilnowania, by czegoś nie przeoczyć, zatem pojęcie to poniekąd pokrywa się z perfekcją. Trzeba jednak przyznać, że brzmi przyjemniej, bardziej pozytywnie  przynajmniej dla mnie.

Sweter powstał jakoś późną wiosną albo początkiem lata i długo czekał na zdjęcia. Planowany termin publikacji został przesunięty i przyznam, że nawet mi to pasowało. Nie potrafiłabym poświęcać się aż tak, żeby w swetrze z grzejącej z wełny pozować w palącym słońcu. Preferuję przechadzki podczas bardziej przyjaznej pogody, w przyjemne, lekko pochmurne dni.

A oto mój Kardigan Springer według projektu Comfort Zone Knits, wykonany z włóczki Nord Drops, mieszanki alpaki, wełny i poliamidu. Popatrzcie proszę, może uwagę przykuje plisa, przyszyta kieszeń, pasujące guziki albo po prostu projekt jako taki. Przesyłam pozdrowienia😊
























wtorek, 9 sierpnia 2022

Lato szydełkowe, lawendowe, kosmiczne:-)

Lato. Lubię ten czas, tę przestrzeń, ilość kolorów w naturze, nieskończoność form, wschodzące słońce, poranną kawę na balkonie, sierpniowe niebo, twarz księżyca, radość gwiazd, niesamowitą ciszę ciepłej nocy, bliskość najbliższych i myśli o tych, których twarzy już dobrze nie pamiętam, zresztą o sobie samej też zapominam w takich chwilach. I nie wiem czy to jest zapominanie czy zapomnienie.  Zwykłe zapominanie zamyka coś znanego, a zapomnienie otwiera na nieznane, więc może jestem gdzieś pomiędzy... A księżyc ma taką minę jakby stamtąd widział i wiedział wszystko, jeśli nie od zawsze, to od bardzo dawna. I tak jestem tu w tej chwili, między porankiem a nocą, między zachwytem nad barwą i miękkością pogniecionych płatków rozkwitającego na kilka dni maku i zachwytem nad formą Wielkiego Wozu niezmienną od wieków, a w każdym razie od moich dziecięcych lat. Cieszą mnie wszystkie te cuda widoczne gołym okiem. Dają też dobry dystans do wielu różnych spraw, do siebie. Dobrze jest spojrzeć na sierpniowe niebo, nad miastem czy nad lasem, zmienić perspektywę, uznać, że wiele rzeczy samo się układa jak trzeba, choć czasem inaczej niż się planowało. Tak bardzo lubię lato, choć już nie da się nie zauważyć żółknących i brązowiejących gdzieniegdzie liści, zapowiedzi że ten czas jednak minie. Ale wciąż  jeszcze trwa i można czerpać z tej obfitości do syta.

I w moim dziewiarskim pamiętniku lato w pełnej krasie. Nadal letnie przędze i lekkie dzianiny. Pojawia się także coś zupełnie nowego dla mnie. Pierwszy w życiu projekt szydełkowy wykonany na podstawie opisu. Od dawna umiem posługiwać się szydełkiem, czasem robię jakieś wykończenia dzianin zrobionych na drutach, czasem jakieś zabawki, zawsze na oko, na wyczucie, bez schematu.

Pamiętam taką przygodę z szydełkowymi schematami,  gdy dobrych parę lat temu po wieloletniej przerwie z entuzjazmem wróciłam do dziergania i postanowiłam też zaopatrzyć się w jakieś źródła inspiracji. Kupując pod Halą Targową czasopisma dla dzieci sięgnęłam po gazetkę z dzianinami, jak się okazało szydełkowymi. Mocno się zdziwiłam gdy zobaczyłam dziwne hieroglificzne symbole, zupełnie mi nieznane. Kosmos jakiś. A że moje ręce tęskniły do drutów, więc szydełkowe pismo poszło w świat. Ostatnio jednak spędziłam z szydełkiem więcej czasu, zrobiłam ciepłą, prostą chustę. Zachęciła mnie do tego Asia, mistrzyni szydełkowych chust i serwet, autorka bloga Druty i motki. Jej słowa „to najprostszy wzór wszechświata” trafiły do mnie tak skutecznie, że zaczęłam chustę. I skończyłam, nawet się nią dogrzewałam w potrzebie, ale na blogu pokażę ją dopiero po zrobieniu zdjęć. Chusta ta dodała mi odwagi by nauczyć się czytać wzory szydełkowe. Doskonałą ku temu okazją był test torebek zaprojektowanych przez Renatę Witkowską. Nie przejmowałam się specjalnie moim analfabetyzmem szydełkowym, bowiem znając już styl Reni, zarówno w kwestii instrukcji jak i komunikacji mogłam podjąć się nowego zadania. I w trakcie pracy te symbole, które wcześniej wydawały mi się kosmiczne okazały się czytelne i zrozumiałe.

Zanim jednak zaczęłam robić torebkę musiałam wybrać materiał, ku mojemu zdziwieniu w żadnym z pełnych pudeł nie było odpowiedniej przędzy, więc trzeba było kupić włóczkę. Co jednak zrobić, gdy trudno zdecydować się na jeden kolor? Kupić kilka takich, które najbardziej się podobają i połączyć je w jednym projekcie. A żeby było jeszcze ciekawiej można zrobić każde ucho w innym kolorze😊

A oto moja wersja torebki Lawenda według projektu  Renaty Witkowskiej wykonana z trzech kolorów bawełnianej włóczki Drops You 8: