Wynika też z tego jasno, że należę do ludzi którzy sami sobie dodają roboty i jeszcze się z tego cieszą, choć z tym ostatnim różnie bywa. Nie trudno rozniecić zapał wpatrując się w przyszły projekt, prawdziwa sztuka to czerpać radość z dziergania na samym finiszu, przy wykańczaniu projektu, bez wykańczania swoich zasobów cierpliwości. Ten wątek zasługuje na osobne rozważania, teraz zaś zastanawiam się nad nieodrobionymi ludźmi, co oni za jedni. Może są to osoby zbyt obciążone, pracą i obowiązkami ponad siły, które nie mając wyjścia zasuwają w kieracie. Jakieś narzucone z zewnątrz jarzmo zapewnia ciągły trud w syzyfowym rytmie tam i z powrotem, w górę i w dół i bez nadziei. Mogą to jednak być ludzie pełni energii, którzy sami ten stan nieodrobienia pielęgnują, nawożą i kultywują. Taki człowiek, oprócz tego co zrobić musi zawsze znajdzie coś, czego nie musi, ale chce i to tak bardzo, że jednak musi. Podział ten można zilustrować dawnymi piosenkami, człowiek uciemiężony nadmiarem zadań mógłby zanucić „Zachodźże słoneczko” pieśń smutniejszą niż żałobne rapsody, a do tej drugiej kategorii pasowałaby piosenka o Dorotce, która tańcowała cały dzień, od rana do wieczora, i tak zapamiętała się w tym tańcowaniu, że na koniec po prostu padła i zasnęła. Ten uproszczony podział pokazuje tylko najbardziej skrajne przypadki. W życiu nie ma tak, że jedni zasuwają udręczeni i nieszczęśliwi, a drudzy choć też padają ze zmęczenia to jednak robią tylko to co ich bawi. Każdy ma swoją niepowtarzalną kombinację obowiązków i przyjemności, a możliwych wariantów tyle ile ludzi. Kiedy tak myślę o tych połączeniach konieczności i dowolności to dochodzę do wniosku, że wynaleziony przez starożytnych złoty środek ani trochę nie stracił na aktualności. Dziwi mnie, że Arystoteles nie robił na drutach. A ja owszem, a ja tak, ciągle coś dziergam. Poniżej dwa białe sweterki Cove Cardigan, jeden z bawełny ze srebrną nitką, drugi z z włóczki Dora, to całkiem sympatyczny akryl, skrzypieć zaczyna dopiero w praniu. Dokupiłam guziczki jak krople rosy, w końcu ta Dorotka zaczynała tańcować ranną rosą.
sobota, 9 czerwca 2018
Białe sweterki, srebrzysta nitka i złoty środek.
Wzór Cove cardigan Heidi May zakupiony został z myślą o sweterku z niebieskiej cieniowanej włóczki cool wool, której całkiem sporo pozostało z innego dużego swetra. Zanim jednak sięgnęłam po tę włóczkę nawinęła się okazja wypróbowania wzoru na sweterku malutkim. Opis rozszyfrowałam, sweterek zrobiłam, wyszedł nawet sympatyczny, ale jakiś taki zgrzebny i matowy, więc niestety nie spełniał błyskotliwych założeń, że będzie to ubiór wieczorowy. W międzyczasie dowiedziałam się też, że mała dziewczynka po prostu musi mieć sweterek biały. Postanowiłam zrobić jeszcze jeden egzemplarz, tym razem z włóczki z subtelnym połyskiem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że w pierwszym sweterku srebrzysta nitka dodaje blasku, który jest widoczny tylko w półmroku i w sztucznym świetle. Ten przydługi wstęp opisuje jak to miał być jeden sweterek, a będą trzy. Miał być jeden sweterek dla jednej osoby, a będą trzy dla dwóch.
Wynika też z tego jasno, że należę do ludzi którzy sami sobie dodają roboty i jeszcze się z tego cieszą, choć z tym ostatnim różnie bywa. Nie trudno rozniecić zapał wpatrując się w przyszły projekt, prawdziwa sztuka to czerpać radość z dziergania na samym finiszu, przy wykańczaniu projektu, bez wykańczania swoich zasobów cierpliwości. Ten wątek zasługuje na osobne rozważania, teraz zaś zastanawiam się nad nieodrobionymi ludźmi, co oni za jedni. Może są to osoby zbyt obciążone, pracą i obowiązkami ponad siły, które nie mając wyjścia zasuwają w kieracie. Jakieś narzucone z zewnątrz jarzmo zapewnia ciągły trud w syzyfowym rytmie tam i z powrotem, w górę i w dół i bez nadziei. Mogą to jednak być ludzie pełni energii, którzy sami ten stan nieodrobienia pielęgnują, nawożą i kultywują. Taki człowiek, oprócz tego co zrobić musi zawsze znajdzie coś, czego nie musi, ale chce i to tak bardzo, że jednak musi. Podział ten można zilustrować dawnymi piosenkami, człowiek uciemiężony nadmiarem zadań mógłby zanucić „Zachodźże słoneczko” pieśń smutniejszą niż żałobne rapsody, a do tej drugiej kategorii pasowałaby piosenka o Dorotce, która tańcowała cały dzień, od rana do wieczora, i tak zapamiętała się w tym tańcowaniu, że na koniec po prostu padła i zasnęła. Ten uproszczony podział pokazuje tylko najbardziej skrajne przypadki. W życiu nie ma tak, że jedni zasuwają udręczeni i nieszczęśliwi, a drudzy choć też padają ze zmęczenia to jednak robią tylko to co ich bawi. Każdy ma swoją niepowtarzalną kombinację obowiązków i przyjemności, a możliwych wariantów tyle ile ludzi. Kiedy tak myślę o tych połączeniach konieczności i dowolności to dochodzę do wniosku, że wynaleziony przez starożytnych złoty środek ani trochę nie stracił na aktualności. Dziwi mnie, że Arystoteles nie robił na drutach. A ja owszem, a ja tak, ciągle coś dziergam. Poniżej dwa białe sweterki Cove Cardigan, jeden z bawełny ze srebrną nitką, drugi z z włóczki Dora, to całkiem sympatyczny akryl, skrzypieć zaczyna dopiero w praniu. Dokupiłam guziczki jak krople rosy, w końcu ta Dorotka zaczynała tańcować ranną rosą.
Wynika też z tego jasno, że należę do ludzi którzy sami sobie dodają roboty i jeszcze się z tego cieszą, choć z tym ostatnim różnie bywa. Nie trudno rozniecić zapał wpatrując się w przyszły projekt, prawdziwa sztuka to czerpać radość z dziergania na samym finiszu, przy wykańczaniu projektu, bez wykańczania swoich zasobów cierpliwości. Ten wątek zasługuje na osobne rozważania, teraz zaś zastanawiam się nad nieodrobionymi ludźmi, co oni za jedni. Może są to osoby zbyt obciążone, pracą i obowiązkami ponad siły, które nie mając wyjścia zasuwają w kieracie. Jakieś narzucone z zewnątrz jarzmo zapewnia ciągły trud w syzyfowym rytmie tam i z powrotem, w górę i w dół i bez nadziei. Mogą to jednak być ludzie pełni energii, którzy sami ten stan nieodrobienia pielęgnują, nawożą i kultywują. Taki człowiek, oprócz tego co zrobić musi zawsze znajdzie coś, czego nie musi, ale chce i to tak bardzo, że jednak musi. Podział ten można zilustrować dawnymi piosenkami, człowiek uciemiężony nadmiarem zadań mógłby zanucić „Zachodźże słoneczko” pieśń smutniejszą niż żałobne rapsody, a do tej drugiej kategorii pasowałaby piosenka o Dorotce, która tańcowała cały dzień, od rana do wieczora, i tak zapamiętała się w tym tańcowaniu, że na koniec po prostu padła i zasnęła. Ten uproszczony podział pokazuje tylko najbardziej skrajne przypadki. W życiu nie ma tak, że jedni zasuwają udręczeni i nieszczęśliwi, a drudzy choć też padają ze zmęczenia to jednak robią tylko to co ich bawi. Każdy ma swoją niepowtarzalną kombinację obowiązków i przyjemności, a możliwych wariantów tyle ile ludzi. Kiedy tak myślę o tych połączeniach konieczności i dowolności to dochodzę do wniosku, że wynaleziony przez starożytnych złoty środek ani trochę nie stracił na aktualności. Dziwi mnie, że Arystoteles nie robił na drutach. A ja owszem, a ja tak, ciągle coś dziergam. Poniżej dwa białe sweterki Cove Cardigan, jeden z bawełny ze srebrną nitką, drugi z z włóczki Dora, to całkiem sympatyczny akryl, skrzypieć zaczyna dopiero w praniu. Dokupiłam guziczki jak krople rosy, w końcu ta Dorotka zaczynała tańcować ranną rosą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz