piątek, 27 października 2017

Koniec z dzierganiem do szuflady. Otwieram kufry.


Otwieram kufry i wysypują się z nich swetry, czapki, szale i dygresje. Jako pierwsza dygresja o dygresjach, no nie umiem bez nich, nie mogę, nie potrafię i nie chcę. Chwytam za jakąś myśl ciekawa gdzie może mnie zaprowadzić, czy zwiedzie na manowce, czy pozwoli odkryć nowe lądy, czy cienka nić obietnicy pęknie gdy tylko się ją uchwyci, czy solidny z pozoru wątek zerwie się znienacka. To dygresja wstępna, niby o niczym, niby oczywista. Czy aby na pewno ona taka nijaka, ni taka, ni siaka? Może tę wątpliwość rozwieje kolejna dygresja o uważności, ale zanim ją przedstawię muszę rozprawić się z natarczywym pytaniem czy w ogóle potrzebne te dygresje, aluzje i preteksty z motka motto że niby?  Owszem, tak to przedstawiam, bo tak to się dzieje u mnie gdy robię na drutach,  więc gdy kufry ze swetrami otwieram to również myśli ujawniam, niektóre.  Pochwała uważności rozkrzewiła się w Internecie, w książkach, w pismach i niekiedy nawet w realnym życiu. Nic nowego nie dodam, tylko zwrócę uwagę na pułapki nieuważności np. przy czytaniu. Pośpieszny rzut oka na nagłówek może pozostawić czytelnika z informacją „koniec z dzierganiem”. Ależ żadnego końca dziergania nie będzie, robienie na drutach to nie czynność, to stan umysłu. Załóżmy jednak, że kończę z dzierganiem i daję sobie siana. No wreszcie, ktoś może pomyśleć. Tylko inna dziewiarka nie zdziwi się ani trochę, gdy wydziergam coś z siana, jak nie na drutach to widłami. To chyba naturalne.
Uważne czytanie pozwala wyczytać więcej i wyjść poza dosłowność. Otwieram kufry, tak napisałam, nie skłamałam, bo nie tylko meble miałam na myśli. Choć szafy mam całkiem zwyczajne, to podlegają one czasem niezwykłym zjawiskom, dlatego pozwoliłam sobie nazwać je kuframi, razem z materią zatrzymują wspomnienia, marzenia, rozczarowania, czasem przytłaczający balast rzeczy niepotrzebnych i jeszcze większy ciężar tych zbyt potrzebnych. Ale to nie tylko sens sentymentalny osiada tam samoistnie jak kurz. Obserwuję też czasem niepojęte zjawiska fizyczne. Na przykład przy sprzątaniu, choć to normalna sprawa, a mnie zawsze zaskakuje. Z czasem w szafie robi się  ciasno, brzydko, ciemno i gęsto jak w zatłoczonym autobusie. Trzeba posprzątać, więc sprzątam i potem z dumą i oddechem ulgi odkrywam, że zrobiło się tyle miejsca! O przepraszam, samo się nie zrobiło, ja to zrobiłam, długo się zbierałam, musiałam znaleźć czas. Ale jak to, to ja zrobiłam miejsce, ja powiększyłam przestrzeń? Przecież ona tam była cały czas. Jak to była, jak jej nie było i to w sposób widoczny i mało estetyczny.
 Wspominając o niezwykłych zjawiskach warto przytoczyć tak powszechnie znane ginięcie przedmiotów.  Podobno udowodnione zostało, że każda pralka musi co jakiś czas pożreć jedną skarpetkę, jak smok niewinną dziewicę. Ogłoszono już casting na Szewczyka Skarpetkę, wielu śmiałków się zgłosiło, wśród nich  tęgie mózgi z Doliny Krzemowej i ciągle nic, aż młodzieńcom zaczynają siwieć brody, a pralki wciąż pożerają skarpety, to wyzwanie niebywale trudne, wszak smok był jeden, poza tym to było dawno i nieprawda, a pralka w każdym domu. Wychodzę z tej dygresji, nie ta bajka, nie szafa a pralka, a ja przecież kufry otwieram, znaczy szafy. Mam parę dzianin, które  można by wystawić na światło dzienne, tylko niestety w Krakowie, nie tylko na Brackiej pada deszcz i światła nie ma do zdjęć ani pogody do spaceru. Zatem inne kufry, znaczy pliki otwieram. Kiedyś miałam zrobić szal jako prezent, coś wyjątkowego i  szlachetnego, jak osoba dla której  był przeznaczony. Po raz pierwszy w życiu kupiłam cienką luksusową włóczkę z jedwabiem, Malabrigo w kolorze o wymownej nazwie archangel i w nabożnym zachwycie nad delikatnością włóczki i wspaniałymi kolorami nabrałam  oczka na prosty ażurowy szal. Dobre jest takie dzierganie pozbawione ryzyka i większych obaw co do efektu, spokojne, ale nie nudne, bo to jednak ażur i wymaga trochę uważności, zwłaszcza że dwustronny. Kojąca jest ta świadomość, że prosty prostokąt można zakończyć w dowolnym miejscu. Nie byłam zbyt zachwycona brzegami, więc dodałam jeszcze szydełkowy brzeg. To było prawie dwa lata temu, gdy nie myślałam jeszcze o dokumentowaniu swoich prac, nie mówiąc o publikacji, ale wiedziałam że bez względu na wszystko ten szal musi być sfotografowany. Przeszukując pliki przejrzałam też inne zdjęcia z tamtego czasu, ile wspomnień, ile myśli.
 Ale to już na inną okazję.










2 komentarze:

  1. Mario, pięknie piszesz. Aż dziwne, że dopiero teraz założyłaś tego bloga. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie dziękuję za budujące, dobre słowo:-) Ogromnie mi miło, dobrze nie widać że się rumienię;-)

    OdpowiedzUsuń