niedziela, 1 października 2017

Robię na drutach

To moja radość, to moja pasja, to ciągłe uczenie się, to twórczy wysiłek, to relaksacja. Czasem to też ryzyko, porażka i frustracja a jednocześnie na te wszystkie niepowodzenia najmilsze lekarstwo. Dużo by mówić czym jest, ale czasem brak słów, albo słowa i zwroty które znam nie potrafią oddać sensu całego piękna tego procesu. Najchętniej  po prostu robię na drutach, choć określenie jak dla mnie trochę toporne, i robota i druty zalatują socrealem. Nie podoba mi się też zdrobnienie robótki ręczne bo to jakieś umniejszanie, jakby z taką małą robótką trzeba schować się w podziemiu. Skrytykowałam robotę, czepiam się robótki, a to jeszcze nie koniec. Oczywiście dziergam, ale i to słowo jakieś dziwne, kojarzy się z czymś męczącym, z dźganiem i dziubaniem, a jeśli nawet naprawdę jest to dziubanina, to gdzie w tym słowie miejsce na urodę i elegancję takiej dzianiny wykonanej na małych drucikach? Lubię słowo dzianina, wyczuwam w nim elastyczność i słyszę dyskretne aluzje do innych dziedzin dziania się. Do rękodzieła właściwie nie mam zastrzeżeń, ale to określenie bardziej pojemne, mieści znacznie więcej niż druty czy szydełko. Angielskie knitting i wizualnie i brzmieniowo lepiej oddaje robienie na drutach, niemal widać nić i słychać ciągłość pracy, przecież trzeba dojechać do końca rzędu. Rosyjskie wiazanie też mi się podoba, przecież co związane nie tak łatwo rozwiązać, wprawdzie zawsze można spruć, ale to już nie to samo, dziewiarką jestem i żadne prucie mi obce nie jest, bywa że robię to nawet dobrowolnie, by dać drugie życie jakiejś włóczce.

Ktoś może powiedzieć kiepskiej baletnicy rąbek sukienki przeszkadza,  a marnej dziewiarce za ciasno w słowniku. I o ile do braku biegłości szczerze się przyznaję, chęcią ogromną do zdobywania nowych umiejętności pałam, tyle nowych rzeczy chciałabym się nauczyć w tej dzianinowej dziedzinie! Ale będę się upierać, że jednak w naszym tak pięknym języku jest jakaś przepaść między robótkową terminologią a tym co się teraz dzieje. Wystarczy spojrzeć na strony dziewiarek, na projekty zachwycające konstrukcją, precyzją, fantazją, barwami, a skoro już mowa o kolorach to jak nie wspomnieć o zjawiskowo pięknych ręcznie farbowanych przędzach, tak cudnych że samo patrzenie uskrzydla.

Możliwe, że mylna jest ta moja teza jakoby język nie nadążał za rzeczywistością, wysoce prawdopodobne że to po prostu ja nie nadążam. Do drutów wróciłam po wielu latach , z utrwalonymi nawykami, dawną terminologią, ale też  z ogromnym zapałem i z radością odkryłam że ta drutowa nisza nie tylko przetrwała, nie tylko rozwija się, ale  jest w bujnym rozkwicie. Zachwyca mnie nieskończoność pomysłów i rozwiązań, bogactwo dostępnych materiałów, możliwość podziwiania wspaniałych prac, podpatrywania, inspirowania, uczenia się, podoba mi się nadawanie nazw autorskim projektom, bo przecież każdy ma swoją historię i niepowtarzalny charakter. 

Ze względów nostalgiczno-rozrywkowych kupuję czasem stare poradniki dziewiarskie, bywają wzruszające, ale przyznam, że łatwiej mi nauczyć się czegoś korzystając z nagranego filmu. Tak wiele się zmieniło. Ale choć to inne czasy to wcale nie są to inne światy, splatają je nici tych samych potrzeb tworzenia, zabawy, piękna, odpoczynku, zamyślenia, a wszystko to w jednej czynności. Dawniej dziewiarki nie miały takich możliwości, począwszy od oferty włóczek, źródeł inspiracji czy możliwości kontaktu, ale jednak miały to coś, tę żyłkę, a najważniejsze że potrafiły ją przekazać dalej. 



2 komentarze:

  1. Mario, pięknie to ujęłaś. Mnie też czasem brakuje odpowiedniej nazwy na to nasze rękodzieło. Przyjęło się słowo "dzierganie", ale dla mnie to takie trochę niepoważne określenie, a coś tam sobie siedzi i dzierga, a to przecież jest sztuka . I wcale z tą "sztuką" nie żartuję .

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to jest coś! I mam nadzieję, że w taki sposób rozumieją to nie tylko dziewiarki.

    OdpowiedzUsuń