Świat, w którym teraz żyjemy w
dużej mierze zdeterminowany jest przez cyfry. Cyfrowo zapisujemy i
przechowujemy dane, przesyłamy informacje, obrazy a nawet rozmawiamy. Ta
cyfrowość jest też odzwierciedlona w języku. Aparat fotograficzny to cyfrówka.
Słowo aparat kojarzy się aparaturą, czymś imponującym, co może budzić szacunek
dla złożoności mechanizmu. Cyfrówka brzmi nowocześnie i właściwie neutralnie.
Ciekawe, że analogiczna „literówka” nawet w analogowych czasach oznaczała błąd.
Cóż, kto powiedział że zawsze musi być równo, nawet sama sobie nie mogę obiecać
że w rządku prostego ściegu wszystkie oczka będą jednakowe.
Można odnieść wrażenie, że wraz z
rozwojem technologii, automatyzacji i cyfryzacji rozkwita zainteresowanie
wszelkiego rodzaju rękodziełem. Czy to dlatego, ze unikalność i niepowtarzalny
ślad ludzkiej ręki pozwalają ocalić indywidualność w bezdusznie powtarzalnym
świecie? Słuchałam ostatnio audycji o sztucznej inteligencji, wspomniano o
teście Turinga, polegającym na tym, że jeśli człowiek nie rozpozna czy po
drugiej stronie ma do czynienia z maszyną czy z człowiekiem oznacza to sukces maszyny.
Padło tam zdanie że coraz więcej ludzi nie przechodzi testu Turinga. Z jednej
strony roboty stają się coraz doskonalsze w opanowywaniu ludzkich umiejętności,
a z drugiej ludzie zaczynają zachowywać się jak roboty. Brzmi upiornie. Zatem
trudno się dziwić, że w obawie by nie stać się robotem sięga się po robótkę
ręczną.
Czy jednak rękodzieło i
technologia cyfrowa to są całkiem różne
światy? Gdyby spojrzeć na ekran, przed którym koduje programista i na arkusz ze
schematem wzoru ażurowego okaże się, że wyglądają one bardzo podobnie. Przy
robieniu na drutach ciągle trzeba liczyć oczka, rozkład wzorów. Dodawanie,
odejmowanie, mnożenie to absolutnie podstawowe wymagania w dziewiarstwie.
Czasem bywam bardzo zmęczona,
wtedy wizja przyjemnego zajęcia jakim jest dzierganie mobilizuje mnie by nabrać
oczka, ale wcześniej trzeba to jakoś wyliczyć. No i wtedy przechodzę osobisty
test zmęczenia, wskazujący poziom wysiłku przy początkowym wyliczaniu oczek.
Nawet jeśli proste działania okazują się wyzwaniem traktuję je jako gimnastykę
mózgu.
I znowu liczę, jak źle policzę
to poprawiam, a jednocześnie zamyślam
się, czy na pewno można podzielić rzeczywistość tak prosto, na zbiory liczb lub
opowieści, przecież te światy się przenikają, to co policzalne nie zawsze jest
przejrzyste, a piękne słowa i idee mogą być podszyte wyrachowaniem. Świat jest
złożony, różnorodny i wielowymiarowy, jednak bez względu na to jaki wzór
wybierze się z tego bogactwa i w jakiej bajce odnajdzie się siebie po prostu
wypada liczyć się ze słowami.
Bez względu na to, w jakim
kierunku podążają prądy cywilizacji i jakimi słowami opisywany jest świat to i
tak najważniejsze jest osobiste doświadczanie, to co się widzi, co się czuje,
co się myśli. I nie ważne czy mamy wiek
IX czy XXI, czy jesteśmy w wieku dziecięcym czy sędziwym, spacer po jesiennym
parku nieodmiennie jest źródłem prawdziwej radości.
Poniżej dziecięcy raglanowy
sweterek według własnego pomysłu, robiony na oko. Zrobiony jest z akrylowej
włóczki w kolorze wściekłego różu i ma służyć jako wzór do kolejnego sweterka, dzięki czemu
zamiast zastanawiać się, ile oczek nabrać będzie można już od początku pracy
porozmyślać o czymś innym.
Prześliczny sweterek,kolor też.
OdpowiedzUsuńDziękuję:-)
OdpowiedzUsuńZ ogromną przyjemnością czytam Twoje językowo-filozoficzno-życiowo-robótkowe rozważania.
OdpowiedzUsuńOgromnie mnie to cieszy, dziękuję:-)
OdpowiedzUsuń