piątek, 20 października 2017

Cyfry, roboty i robótki

Świat, w którym teraz żyjemy w dużej mierze zdeterminowany jest przez cyfry. Cyfrowo zapisujemy i przechowujemy dane, przesyłamy informacje, obrazy a nawet rozmawiamy. Ta cyfrowość jest też odzwierciedlona w języku. Aparat fotograficzny to cyfrówka. Słowo aparat kojarzy się aparaturą, czymś imponującym, co może budzić szacunek dla złożoności mechanizmu. Cyfrówka brzmi nowocześnie i właściwie neutralnie. Ciekawe, że analogiczna „literówka” nawet w analogowych czasach oznaczała błąd. Cóż, kto powiedział że zawsze musi być równo, nawet sama sobie nie mogę obiecać że w rządku prostego ściegu wszystkie oczka będą jednakowe.

Można odnieść wrażenie, że wraz z rozwojem technologii, automatyzacji i cyfryzacji rozkwita zainteresowanie wszelkiego rodzaju rękodziełem. Czy to dlatego, ze unikalność i niepowtarzalny ślad ludzkiej ręki pozwalają ocalić indywidualność w bezdusznie powtarzalnym świecie? Słuchałam ostatnio audycji o sztucznej inteligencji, wspomniano o teście Turinga, polegającym na tym, że jeśli człowiek nie rozpozna czy po drugiej stronie ma do czynienia z maszyną czy z człowiekiem oznacza to sukces maszyny. Padło tam zdanie że coraz więcej ludzi nie przechodzi testu Turinga. Z jednej strony roboty stają się coraz doskonalsze w opanowywaniu ludzkich umiejętności, a z drugiej ludzie zaczynają zachowywać się jak roboty. Brzmi upiornie. Zatem trudno się dziwić, że w obawie by nie stać się robotem sięga się po robótkę ręczną.
Czy jednak rękodzieło i technologia cyfrowa to są  całkiem różne światy? Gdyby spojrzeć na ekran, przed którym koduje programista i na arkusz ze schematem wzoru ażurowego okaże się, że wyglądają one bardzo podobnie. Przy robieniu na drutach ciągle trzeba liczyć oczka, rozkład wzorów. Dodawanie, odejmowanie, mnożenie to absolutnie podstawowe wymagania w dziewiarstwie.

Czasem bywam bardzo zmęczona, wtedy wizja przyjemnego zajęcia jakim jest dzierganie mobilizuje mnie by nabrać oczka, ale wcześniej trzeba to jakoś wyliczyć. No i wtedy przechodzę osobisty test zmęczenia, wskazujący poziom wysiłku przy początkowym wyliczaniu oczek. Nawet jeśli proste działania okazują się wyzwaniem traktuję je jako gimnastykę mózgu.
I znowu liczę, jak źle policzę to  poprawiam, a jednocześnie zamyślam się, czy na pewno można podzielić rzeczywistość tak prosto, na zbiory liczb lub opowieści, przecież te światy się przenikają, to co policzalne nie zawsze jest przejrzyste, a piękne słowa i idee mogą być podszyte wyrachowaniem. Świat jest złożony, różnorodny i wielowymiarowy, jednak bez względu na to jaki wzór wybierze się z tego bogactwa i w jakiej bajce odnajdzie się siebie po prostu wypada liczyć się ze słowami.

Bez względu na to, w jakim kierunku podążają prądy cywilizacji i jakimi słowami opisywany jest świat to i tak najważniejsze jest osobiste doświadczanie, to co się widzi, co się czuje, co się myśli. I nie ważne czy mamy  wiek IX czy XXI, czy jesteśmy w wieku dziecięcym czy sędziwym, spacer po jesiennym parku nieodmiennie jest źródłem prawdziwej radości.

Poniżej dziecięcy raglanowy sweterek według własnego pomysłu, robiony na oko. Zrobiony jest z akrylowej włóczki w kolorze wściekłego różu i ma służyć jako  wzór do kolejnego sweterka, dzięki czemu zamiast zastanawiać się, ile oczek nabrać będzie można już od początku pracy porozmyślać o czymś innym. 






4 komentarze: