Zanim jesienne stragany rozkwitły
wrzosowo i dyniowo na stoiskach z odzieżą pojawiły się pierwsze ciepłe swetry,
szale, długie kardigany. Słońce grzało jeszcze mocno, ale nawet osy zwabione
słodyczą dojrzałych owoców nie mogły odpędzić myśli o nadchodzącej jesieni. Nie
wiadomo co ona przyniesie, co wywieje, co z awanturą potarga, a co opadnie tak
cicho i niezauważalnie, że aż nieodwracalnie. Będzie zimniej, będzie ciemniej.
Ochroń się przed chłodem i wiatrem, otul ciepłym swetrem, owiń miękkim szalem.
Poczuj jak miło, prawda że grzeje? Dzianina wzrok przykuwa, dłoń do niej sięga
i testuje materię. I wtedy… rozpływam się w zachwycie, ale bynajmniej nie nad
tym czego dotknęłam i co zobaczyłam z bliska, nie nad jakością tkaniny i
wykonania, zachwycam się słowem „rozczarowanie”, jakże trafnie ujmującym
odwrotność mechanizmu oczarowania. Czar pryska jak sok z przejrzałego owocu.
Bzyczenie os przypomina mi, że ciągle tu jestem, a przecież nie po to
przyszłam, trzeba spieszyć się z zakupami, z obiadem. Pędzę i myślę, że jeszcze
póki taka cudna pogoda spruję sweter z naprawdę ciepłej wełny, zdążę uprać i
wysuszyć, a zanim przyjdzie zimna jesień zrobię
nowy, wygodny i do wszystkiego, ogrzewający dekolt i szyję, wchodzący
pod każdą kurtkę. Poprzednia wersja tego swetra była właściwie udanym
płaszczykiem, ale niezbyt uniwersalnym, jako zewnętrzna warstwa nie był on
odporny na przenikliwy wiatr, jako wersja „pod coś” wymagał dłuższego płaszcza
albo po prostu wystawał bez sensu, jak goryl zza kredensu. No i przede
wszystkim nie ogrzewał szyi i dekoltu, pierwszy guzik był w okolicach klatki
piersiowej. Trudno, sprułam płaszczyk, włóczkę uprałam, wysuszyłam i zrobiłam
taki sweter jakiego potrzebowałam. Całe to papranie z praniem i pruciem wcale
nie było przykrym zajęciem gdyż wizja celu osładzała te czynności. Słodkie
skojarzenia nasuwał też kolor wełny, jakby
deser z czekolady i wiśni, teraz patrzę i faktycznie jest to barwa kakao, ale w
ciepłej, ciemnej tonacji.
Oto mój ciepły sweter na zimę,
który postanowiłam zrobić pewnego upalnego dnia. Sweter zrobiony według własnego
pomysłu, od dołu, bezszwowo i bezproblemowo, bo nawet guziki już były.
Przepiękny i ten kolor i wzór, mistrzostwo. Czytałam ten wpis jakby o sobie. W pewien sierpniowy dzień mnie olśniło. Sprułam ocieplacz, ktory miał tak szerokie rękawy, ze nie miescił się pod żaden płaszcz. Szkoda mi tej alpaki było więc sprułam. Potem w słońcu powstal nowy, funkcjonalny i z guzikami😁
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w zimny, jesienny dzień ale w ciepłym miłym sweterku😁
Bardzo dziękuję za te słowa. Taki ciepły sweterek zrobiony czy przerobiony latem bardziej cieszy niż czapka w grudniu. Zwłaszcza jak powstaje pod wpływem olśnienia! Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńAle ten sweter jest naprawdę świetny! I jaki tył ma ciekawy! Bardzo, bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńZresztą dużo z tego co robisz i prezentujesz na blogu, bardzo trafia w mój gust, dlatego lubię tu zaglądać. I oczywiście świetnie też piszesz - ja akurat jestem z tych co to nie tylko zdjęcia oglądają, ale i lubią poczytać :)
Bardzo cieszę się z tej nici porozumienia:-) Dziękuję za ten komentarz, za to, że czytasz i znajdujesz czas by zostawić ślad. Najserdeczniej pozdrawiam
Usuń