wtorek, 26 grudnia 2017

Czapkę czarną wyczarować…

Gdybym miała tworzyć sennik zamieściłabym w nim takie hasło:
Czapkę czarną wyczarować – blask ujrzysz w oczach obdarowanej osoby. 
I choć z tą czapką się sprawdziło, nie będę szukać prawdy w sennikach. Powiedzmy, że przyśni mi się słoń, cóż to będzie znaczyć, czy dokładnie to samo, co ten sam słoń we śnie pracownika zoo, który codziennie go karmi? Albo jeśli tenże słoń przyśni się żyrafie?
Uproszczenia niewątpliwie ułatwiają życie, a pewne słowa klucze mogą dodatkowo zwalniać z myślenia. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby się miało wiedzę albo chociaż jakieś wyobrażenie, co też może być za tym kluczem. W ostatnim czasie w niejednej wiadomości wysłanej do mnie, do miasta i całego świata, w mailach, w Internecie i na reklamowych plakatach przewijały się  słowa magia, magiczne, magicznych.. a ja uprzejmie się zapytam co to znaczy, magicznych świąt to znaczy jakich? Innych niż rzeczywistość? Bajecznie lśniących, bo mieszkanie zostało uprzednio wypucowane magiczną ściereczką? A może zjawi się coś czego nie było, jak królik z cylindra wyskoczy szczęście, dobry nastrój nastanie i miłe chwile? I cudnie, pięknie, jestem za, tylko na tym seansie po chwili królik znów znika w cylindrze magika, a ja bym chciała czegoś więcej, a może mniej, ale naprawdę i konkretnie, choćby i wróbla, byle w garści. 

Dawniej na wszystkie święta i okazje mówiło się lub pisało słowa: „zdrowia, szczęścia, pomyślności”. Życzenia proste i dla wszystkich zrozumiałe, czasem spóźnione ale szczere i zwykle mocno oklepane.  Wtedy jeszcze zdrowie i szczęcie zdawały się banałem. Lubiłam życzyć po-myślności, bo brzmiało ładnie i dorośle, a jak wsłuchałam się w jego brzmienie mogłam za myśl się złapać jak za sznur i beztrosko pohuśtać się na nim. W zestawie słów okolicznościowych były też powinszowania. Nie podobały mi się i potrafiłam sobie nawet wyobrazić, że mówię komuś „winszuję”, cóż to za słowo! Prawdopodobnie oderwało się z obcego świata sztywnej elegancji, a że było dziwne jakieś nie zostało już przyjęte z powrotem i przyszło mu wyblaknąć razem z pocztówką za kratami kiosku gdzieś na zapomnianym przystanku PKS.
I jak nigdy nie składałam nikomu powinszowań, tak i teraz nie przyczyniam się do rozkwitu słowa „magiczny” i do czarta  z wiarą w czary, a cała ta magia pusta w środku.
Rzeczywistość jest znacznie ciekawsza. Wystarczy spojrzeć na ostatni liść na gałęzi szarpany wiatrem, na topniejący w dłoni płatek śniegu albo popłynąć wzrokiem za najmniejszą chmurą by poczuć, jak bardzo  ten realny seans jest fascynujący, ile piękna i sensu odsłania, wystarczy popatrzeć i poczuć to. Bez instrukcji, bez tłumacza, bez sennika.

A czarna czapka? Wcale jej nie wyczarowałam, na drutach zrobiłam, prostym ściegiem. A żeby nie była banalna wplotłam fantazyjną błyszczącą włóczką nieregularne pasma. Jako że miał to być prezent, dziergałam ją bez żadnych konsultacji i przymiarek, miałam do dyspozycji druty, włóczkę i swoje wyobrażenia, o czapce, o Ewie, o tym co ona lubi, co może jej się podobać i w czym będzie jej dobrze. To wystarczyło by trafić nawet z rozmiarem. Poniżej zdjęcia na płasko i mojej głowie, a jak się okazało na głowie Ewy czapka wygląda jeszcze lepiej. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz