sobota, 12 grudnia 2020

Chusta podróżna

A może by tak wybrać się w góry? Była jeszcze piękna, kolorowa jesień, dogadzało nam słońce i akurat przydarzył się jeden dzień wolny dzień.

Jedźmy, nikt nie woła, a jakby jednak wołał, zew natury i góry, wiadomo, ale też inny głos dawał się usłyszeć, jedźmy, jeszcze można, kto wie co będzie jutro, może nie zamkną lasów, ale nas zamknąć mogą. Jedźmy. Decyzja zapada nagle, z dnia na dzień, albo raczej z  późnego wieczora na wczesne rano. Pieniny nie tak daleko, wspinaczki nie uprawiamy,  jakoś specjalnie szykować się nie trzeba. Jest tylko jedno „ale” – nie mam niczego na drutach, a w samochodzie zwykle towarzyszy mi jakaś robótka.  

Wszystkie planowane projekty wymagają na początku skupienia i jakichś wyliczeń, nie wspominając do doborze przędzy. W ogóle nie mam na to czasu. Jeśli nawet moje dzierganie jest formą uzależnienia, to nie sprowadza się tylko do machania drutami. Nie jest mi obojętne, co robię, potrzebuję inspiracji, natchnienia albo przynajmniej poczucia, że to co zamierzam wydziergać jest potrzebne. I bez względu na to, czy mam zrealizować projekt dawno zaplanowany czy też spontaniczny to zawsze na początku potrzebny mi jakiś impuls, zapał, zew, nie ważne jak zwał, bez tego ani rusz.

Tamtego wieczora wiedziałam, że mogę liczyć tylko na swoje zasoby i opanowane umiejętności.  Sięgając wysoko do jednego z pudełek zastanawiałam się, czy jego zawartość stanie na wysokości zadania i podpowie co mam robić, albo czy ja sama widząc jakiś motek przypomnę sobie wcześniejsze plany, na które dotychczas nie znalazłam czasu.

Myślałam o skarpetkach, tych mam wiele w planie, włóczek odpowiednich też nie mało, a sama robótka zmieściłaby się w bocznej kieszeni plecaka z termosem i kanapkami. I choć jak wspomniałam, tych wełenek u mnie niemało, każda zakupiona bardzo mi się podobała, no ale to jeszcze nie wystarczy żeby od razu nabierać oczka na druty. Oczy się muszą zaświecić do koloru, wzoru, do pomysłu. Godzina późna, coś tam podpowiadam synom, a sama wspinam się po taborecie, mąż się ze mnie śmieje, choć wiem że mnie dobrze rozumie. Otwieram pudło i choć zastanawiam się nadal nad tymi skarpetkami to nagle wpadają mi w oczy trzy kolory, które łączą się obłędnie w prostą, swojską chustę. Z cieniowanym dropsowym Fabelem zgrały się zgodnie dwa kontrastowe motki luny, naturalny kremowy i omszały bordowy. Czegoś takiego się nie spodziewałam, przecież dobrze wiedziałam co mam, i mniej więcej co z czego mogłoby powstać. Ze też nigdy tych trzech motków nie zestawiałam razem!

Nie muszę już pisać z jakim entuzjazmem zaczęłam robić chustę. Najprostszym znanym mi sposobem, oczkami prawymi i lewymi, z prostym ażurem, a potem dodałam jeszcze wzór gwiazdkowy. Robiłam tę chustę w drodze, z Krakowa do Krościenka i z powrotem, a potem zabierałam ją na wyjazdy nieco bliższe, na tyle jednak regularne że w dość szybkim czasie doszłam do ostatniego rzędu. Wtedy zabrałam chustę do domu, uprałam i zblokowałam i na zdjęcia znów zabrałam ją na wycieczkę. Jak na grudzień było przyjemnie, ale jednak chłodno, a  chusta sprawdziła się świetnie, choć cienka i lekka to wyraźnie ciepła. 

Oto ona:

 












16 komentarzy:

  1. Ależ zazroszczę Ci możliwości dziergania w podróży! Moja choroba lokomocyjna choć zelżała od okresu dzieciństwa to nadal nie pozwala mi w samochodzie patrzeć w dół. Dzierganie, czytanie, nawet pisanie smsów odpada:( Pięknie zestawiłaś kolory, zdjęcia bardzo klimatyczne - chusta perfekcyjnie wpisuje się w późno jesienny górski krajobraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz wzięłam druty do samochodu na dłuższą podróż, potem także na krótsze, w sumie sporo czasu spędza się samochodzie, w korkach, a właśnie wtedy gdy nie ma specjalnych widoków za oknem lubię coś robić na drutach. Takie proste wzory są do tego idealne. Dziękuję za miłe słowa pod adresem chusty i zdjęć. Krajobraz w tle nie górski, a podkrakowski:-)

      Usuń
  2. Mam tak samo! Nałóg nałogiem, ale moment natchnienia jest niezbędny do poczucia sensownego dziergania. Ten przypadkowy mariaż motków dał świetny, przemyślany efekt - warto dbać o dziewiarską wenę, żeby podsuwała podobne pomysły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle warto dbać o to, czym się karmi swoją wyobraźnię. Serdecznie pozdrawiam:-)

      Usuń
  3. Takie przypadkowe robótki najlepiej wychodzą:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:-) Ta zasada sprawdza się także w innych spontanicznych przypadkach, np. szarlotkowych :-) Pozdrawiam niedzielnie

      Usuń
  4. Podziwiam Twój zmysł do kolorów.
    Każda część ciekawa, ta z melanżem, ażurem i ta gładka. Wspólnie grają piękną gamę.
    Zazdroszczę swobodnej jazdy samochodem. Niestety ja nie potrafię być wolna od lęków przechodzących z wiekiem w fobie lokomocyjną.
    Piękne zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za miłe słowa. Oczywiście nie prowadzę samochodu robiąc na drutach;-) Uświadomiłaś mi właśnie, że gdy jadę z przodu, nawet jako pasażer mam jakieś opory by robić na drutach, skupiam się na tym co przede mną. A że miejsce obok kierowcy zajmuje najczęściej mój autystyczny syn, który jest zafascynowany sytuacją drogową, ja mam tylne siedzenie pasażera, które sprzyja dzierganiu.
    Współczuję lękowych problemów, najgorsze byłoby zmagać się z nimi przy konieczności prowadzenia samochodu. Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawo jazdy mam od szkoły średniej, mało jeździłam i zawsze bojaźliwie.
      Psycholog miałby co robić.
      A zresztą czy wszyscy musimy być kierowcami?

      Usuń
  6. Na całe szczęście nie wszyscy muszą być kierowcami:-) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnimi czasy projektantki prześcigają się w tworzeniu wzorów bez mała w rokokowym stylu, a tymczasem to prostota najbardziej potrafi zawrócić w głowie :-) Chusta jest przepiękna, ma i wzory, i kolory, styl i szarm :-) Wspaniała!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję pięknie. Takie rokokowe wzory w chustach choć pięknie wyglądają to potem w czasie używania mogą już być niewidoczne, raczej się nimi owijamy i otulamy niż chodzimy z rozpostartymi ramionami. Pozdrawiam ciepło:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przez trzy lata w Malezji dużo podróżowaliśmy i zawsze miałam pod ręką robótkę podróżną. Ten rok jest wiadomo jaki i siedząc w domu zaczęłam kończyć moje podróznicze dzieła. Mam jeszcze jeden szal i chustę do skończenia. Zostało mi mało, ale ta końcówka mnie wykańcza.
    Bardzo łądne kolory wybrałaś, łądnie pasują do ciebie i otoczenia:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Domyślam się, że samo kończenie dawnych projektów może być męczące, ale pomyśl jak potem będą cieszyć przywołując wspomnienia z egzotycznych podróży. Dziękuję za miłe słowa i serdecznie pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam podobnie, rzadko podróżuję, ale jakąś prostą robótkę na ten czas zawsze muszę mieć:-) W ostatnie podróży też miałam chustę - virusa akurat. Fajnie, że udało się Wam wyrwać w góry, choćby na krótko, ale w takich okolicznościach na pewno cudownie się wypoczywało:-) A chusta wyszła przepięknie, idealnie dobrałaś wzory:-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję pięknie:-) O tak, warto było wybrać się w góry. Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń