Wiosna wiosną, a dłonie na
rowerze marzną. Mitenki potrzebne od zaraz, najlepiej fioletowe. Dobrze,
zrobię. Na przekazanie włóczki umawiam się przy okazji innych wydarzeń, wrzucam
zawiniątko z motkiem do torebki i cieszę się słońcem. Po chwili zdejmujemy
kurtki, bo mocno przygrzewa, wokół wielu ludzi już całkiem na letniaka. Nagle
tuż obok mnie przejeżdża na rowerze dziewczyna w ciepłych, dzierganych mitenkach
z dużymi szydełkowymi kwiatkami. Myślę sobie, że zjawia się po to, by utwierdzić mnie przekonaniu, że
działam w słusznej sprawie! Dumnie wystawiam nos do słońca, zastanawiam się tylko
czy nie było jej za gorąco.
Kiedy w domu przyglądam się
wełnie nastrój mi trochę siada. Kolor ciemny, ciężki i jakiś taki smutny, a
nitka cieńsza niż znane mi skarpetkowe, przypomina trochę kordonek. Czy z taką cienizną
zdążę do majówki? Robi mi się smutno i
mam wrażenie, że dziewczyna na rowerze z mitenkami zrobionymi na drutach numer
siedem teraz śmieje się ze mnie, choć parę godzin wcześniej utwierdzała mnie w
słuszności podjętych działań. Kto by pomyślał? Ale nie mam do niej żalu. O nie,
nie będzie tak, że słabej dziewiarce cyklistka przeszkadza. Coś wymyślę. Tylko,
jak napisałam wcześniej jest problem, bo przy pierwszym poznaniu nie zachwyciła
mnie wełna, a bez zachwytu trudno się dzierga.
Szukam pomysłu na wzór, powinno
to być coś takiego, co kojarzyłoby się z tą barwą a jednocześnie jakoś ją
rozweseliło. Najpierw przychodzą mi do głowy irysy, kwiaty które już na etapie
pąków wyrażają stanowczość, silny charakter i elegancję. Może znalazłabym
podobny ścieg, ale odrzucam ten pomysł, jako zbyt ciężki, coś mi w nim nie pasuje, jak nietrafione
perfumy. Choć irysy uwielbiam i te dawne które rosły pod oknem babci i te,
które można spotkać teraz, cienkie i wyraziste.
Może fiołki? Tej wiosny na
osiedlowych trawnikach jest ich dużo więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Są
cudne i delikatne, ale nie widzę ich na drutach.
Mam pomysł wreszcie! Szafirki, granatowe
malutkie kuleczki - to jest to, co chciałabym wpleść w te mitenki. Jest wizja,
teraz tylko znaleźć wzór, który nawiązywałby do tych kwiatuszków. Myślę, szukam,
przeglądam po kolei książki i magazyny, nic podobnego nie widzę. Wreszcie mam,
w bogatym reliefowo swetrze wypatruję odpowiednie fragmenty, nie zraża mnie
brak schematu, wyłuskuję z opisu fragmenty gałązek z kuleczkami, tłumaczę z
archaicznej dziewiarskiej angielszczyzny, robię kawałek. Podoba mi się! Mogę
ruszyć do przodu. Gdy już na połowie dłoni mam pożądany bukiecik przypadkiem
dowiaduję się od siostry, że sterczące kwiatki na dłoniach to zły pomysł, bo
ciągle się zaczepiają. Dzięki! A mnie na mękach twórczych minęły dwa dni. Cóż,
jak to mówią, bez prucia się nie liczy. Ważniejsze, żeby mitenki były dobre. Najbardziej
płaski ścieg przypominający kulki to ryż, więc wplatam go w skromny warkocz,
wykańczam ryżem górne części. Jak się ktoś uprze albo ulegnie sugestii to
zobaczy w tym szafirkowe kuleczki. Bo co do tego, że wzór stanowiący boczne plisy przypomina bluszczyk kurdybanek to chyba nikt żadnych wątpliwości nie maJ
Historia z happy endem :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak:-)
OdpowiedzUsuń