Minęło już parę dziesięcioleci od czasu, kiedy ostatnio
interesowałam się ubraniami dla lalek, a szczególnie dla jednej o imieniu
Petronela. Bardzo ważnym elementem zabaw z lalkami było wymyślanie i tworzenie
nowych kreacji na miarę dziecięcej wyobraźni i realnych możliwości. Na etapie rysunków
przeważała fantazja, a przy wykonywaniu dochodziły do głosu różne ograniczenia
materii. Muszę przyznać, że i dziś sporo moich projektów dzieli się na te dwie
fazy, entuzjazm i niemal zachwyt nad tym, co planuję zrobić, a potem zmaganie z
materiałem i swoimi możliwościami, aby efekt finalny był choć trochę podobny do
tego, co sobie wyobrażałam. Wróćmy jednak do moich dziecięcych przygód z
przyodziewaniem lalek. Pamiętam, że doświadczyłam wówczas krawieckiej porażki i
dziewiarskiego sukcesu. Z pozoru
najprostsze rozwiązanie polegające na wycięciu w szmatce dziury na głowę
okazywało się nie tylko mało efektowne, ale po prostu beznadziejne. Na
szczęście władając już jako tako szydełkiem mogłam zrobić szałową spódnicę, w
talii dopasowaną a potem coraz bardziej rozkloszowaną, sama byłam zaskoczona
efektem wbijania jednego słupka więcej w każdym oczku kolejnego rzędu. I
robiłam to z głowy, bez żadnej instrukcji, wyszło tak, że jeszcze dziś
pamiętam. Potem na długie lata zupełnie zapomniałam o lalkach i ubrankach dla
nich. Jeśli nawet wśród zabawek moich synów były jakieś istoty człekokształtne,
to i tak żaden z tych lego ludzików nie wykazywał zapotrzebowania na odzież.
W tym roku Julia zapytała mnie, czy mogłabym wydziergać
jakieś ubranka dla lalek, telefonicznie podała mi wymiary i dała wolną rękę w
kwestii fasonów, materiałów, kolorów. Hulaj dusza! Z radością wzięłam się do
pracy.
Wzbogacenie mojego drutowego repertuaru o te nietypowe
drobiazgi przypadło na czas przedświąteczny, dając mi trochę beztroskiej zabawy
i dystansu do bardziej ambitnych zadań.
Niejedna dziewiarka chciałaby na gwiazdkę obdarować
najbliższych stworzoną przez siebie dzianiną, pomysłową, idealnie dobraną,
starannie wykonaną, miłą w dotyku, wygodną, praktyczną …. Tylko czasu nie ma.
Co innego z rozmiarem lalkowym, już narzucając oczka na
druty wiadomo, że na pewno uda się wydziergać w zaplanowanym czasie, nie
braknie też włóczki. Odpadają również pytania czy może dana przędza alergizuje
albo okrutnie gryzie. Lalki są ponad to. W każdym razie nic o tym nie
wspominają. Poza tym niewiele o nich wiem, nie mam nawet pojęcia czym się
zajmują, jakie mają upodobania, czy ich tryb życia wymaga strojów sportowych
czy bardziej wytwornych. Nie wiem, czy
ubranka które zrobiłam spełnią ich odzieżowe potrzeby, ale mam nadzieję że
sprawią radość ich właścicielce, Teresce, dziewczynce piękniejszej niż
wszystkie lalki na świecie. A w kwestii malutkich ubiorów jestem gotowa na ciąg
dalszy.
Poniżej kolekcja gwiazdkowa:
otwiera ją biała suknia śnieżynkowa ze srebrzystymi wykończeniami.
do kompletu czapka, którą można dopasować za pomocą sznureczka, więc nie spadnie z głowy nawet podczas piruetów na lodzie
kolejny drobiazg to prosta raglanowa tuniczka z kontrastowymi guziczkami
więcej zamaszystości ma spódnica z ażurowym motywem
jest to spódnica dwustronna, połączyłam dwa guziki, aby zapięcie również było dwustronne
letnia bawełniana sukieneczka
i coś na chłodniejsze dni, raglanowy golf
jest jeszcze mała zapinana torebeczka
i coś od czego zaczęłam pracę nad tą kolekcją, futerko w kolorze fuksji wykonane z fantazyjnej włóczki. Jedyny problem z tym wdziankiem to trudność sfotografowania go, ale wierzcie na słowo, że jest szałowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz