Dawno, dawno temu, w grudniowy dzień, gdy świat
wokoło zasypany był śniegiem… wyobrażam sobie taki obrazek, towarzyszącą mu
błogą ciszę i radosne oczekiwanie, które wzajemnie się dopełniają. Teraz też,
jak to w grudniu, świat wciąż jest zasypywany, lecz nie tyle śniegiem, co
ilością wrażeń. Zanim ucichną gromkie dzwony i dzwoneczki w marketach, na
placach i w naszych urządzeniach, trzeba się umieć odnaleźć między tym
zgiełkiem a skupieniem tak, by jak najlepiej przeżyć grudniowy czas. Nie chodzi
mi o filozoficzne trwanie w zadumie na ciepłym piecu jak kot Bonifacy ani też o
przyspieszenie działania, krzątania, planowania, kupowania. Cała sztuka to
znaleźć właściwy rytm i robić, co trzeba, rozpoznając, czy na dany moment
trzeba mniej, czy raczej więcej. Warto też spojrzeć na mijający rok, otworzyć
się na nowy, zrobić trochę miejsca — w domu, w sobie… Spojrzeć szerzej na
przeszłość, czasem pójść trochę na skróty przez uogólnienia, ale jednak
bardziej skupić się na dniu dzisiejszym, na drobiazgach, na małych krokach, a
patrząc na detale, widzieć je jako element większej całości.
Całkiem dobrze
wplatają się w te przemyślenia prezentowane dziś dzianiny. Jest to zbiór
zrobionych w ostatnim czasie drobiazgów, które wkładam do jednego worka. Rzeczy
te łączy to, że wszystkie zostały zrobione według własnego pomysłu, każda z
nich kwalifikuje się do kategorii „akcesoria”, żadna z nich nie jest dla mnie.
Co do innych kryteriów — dla kogo, z czego i dlaczego — mamy tu dość duże
urozmaicenie. Każda dzianina jest jak opowieść, z każdej nitki może wyłonić się
jakiś wątek.
Ciekawe, co mogłyby
powiedzieć same dzianiny. W każdej z nich zawarta jest jakaś intencja, pomysł,
plan, radość, wzruszenie, wątpliwości i wszystko, co tylko może wpleść się w
czasie przeplatania oczek.
Chętnie oddałabym
głos tym dzisiejszym drobiazgom; przyznam, że bardzo podoba mi się ta myśl!
Patrzę więc na zdjęcia, lecz nie zauważam wyrywności ani w ogóle żadnej reakcji
— dzianiny milczą. Zdjęcia są dokładnie takie, jakie były od początku. Zatem
sama przedstawię je krótko, w kolejności powstawania:
Etui na telefon dla
mojej przyjaciółki — sztuk dwie, obydwie z włóczki bawełnianej. W pierwszą
wplotłam opracowany przeze mnie wzór dzikiej róży, z owocami i kwiatem na
gałązce. Gdyby ta dzianinka była uprzejma coś opowiedzieć, przypuszczam, że
wspomniałaby o wielu spacerach, pięknie dzikiej róży i o mojej dzikiej
fascynacji tą rośliną, a także o poszukiwaniach polskich motywów w ramach grupy
„Polskie wzory regionalne w dzianinie. Ujęcie współczesne” (link).
Druga „skarpeta na telefon” zrobiona została z dwóch kolorów włóczki bawełnianej: z ciemnej, nasyconej fuksji oraz z bladego, chłodnego różu. Kolory te połączyłam w gęstym mozaikowym wzorze o nazwie „diamenty”.
Następna rzecz to mitenki, zamówione na prezent, bez określonych wymagań co do wzoru. Pomyślałam sobie, że najbardziej do tych mitenek, do przyszłej ich właścicielki i do mojej wizji pasować będą jakieś przeplatanki warkoczowo- ażurowe. Wybrałam wzór skomplikowany i dość pracochłonny, a twórczo bardzo satysfakcjonujący. Dodatkowo utrudniłam sobie zadanie, odwracając wzór tak, aby symetrycznie układał się na dłoniach. Dla tego efektu było warto.
W mojej pasji zawsze lubiłam różnorodność: czasem cieszył mnie skomplikowany wzór, innym razem akcentowałam kolory albo formę. W skarpetach, które robiłam dla Elżbiety, najważniejsze były kolory, a na górnej części przy palcach i pod ściągaczem zastosowałam zdobienia w postaci rzędów oczek lewych. Pokazywałam te skarpety w poprzednim poście, a tutaj tylko zwracam uwagę na ten detal.
Ten prosty, wręcz ascetyczny sposób tak mi się spodobał, że wykorzystałam go jako główną ozdobę komina i czapki dla mojej wnuczki. Do kompletu zrobiłam także rękawiczki. Miękka, grubawa włóczka Alize Wooltime, dość apetyczne kolory, a przede wszystkim oczekiwanie Kingi sprawiły, że każdą z tych rzeczy robiło mi się przyjemnie i dość szybko. Robiłam je „na oko”, czapkę i komin przymierzając do poprzednich, już za ciasnych. Ściągacz czapki uzyskał nieco ciemniejszy odcień i jest też cieplejszy, bowiem dodałam niteczkę cudnego, anielsko miękkiego moheru.
I Kinga, i ja jesteśmy z tego kompletu zadowolone. Czy zdjęcia powiedzą coś więcej? Chyba nie muszą 😊 Ja za to na koniec dodam jeszcze ważne słowo — „dziękuję”. Powodów do dziękowania mam więcej niż zrobionych i planowanych dzianin; choć przecież nie o wyliczanie chodzi, tylko o to, co się czuje. Gdy czytałam komentarze pod poprzednim postem, czułam tę serdeczność, która dodaje wiary i siły. Dziękuję. Dziękuję za wspólne chwile blogowe i nie tylko, za zaufanie, za wspólne radości, za dobre myśli i słowa — i życzę dobrego grudniowego czasu 😊













.jpg)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz