Jesień rozgościła się już u nas na dobre, na początku była smutnawa i deszczowa, teraz nabrała malarskiego rozmachu, równoważąc chłód ciepłymi kolorami. Któż nie lubi tych jesiennych widoków? Taniec liści podrywanych przez wiatr, wirujących w powietrzu, unoszących się i opadających pozostawia po sobie złoty dywan, który zaprasza, by szuraniem zanurzyć się w tej chwili, zanim jesień nie zmiecie wszystkich kuszących szeptów i szelestów. Idąc dalej w te nastroje łatwo wyobrazić sobie ciąg dalszy, z ciepłym światłem świecy, gorącą herbatą i przytulnym kocem… Z lekturą i oczywiście z całą tą puchatą menażerią włóczek, przecież to taka jesieniarska pasja! Lubię te klimaty, lecz nie zamierzam zapominać o letnich dziewiarskich przygodach.
Niektóre letnie dzianiny będą
stale w użyciu, inne odłożę do następnego lata. Przygotowałam już miejsce w szafie
na cienkie bluzeczki, torebki i kapelusze z rafii, ułożyłam je do zimowego snu,
a czy będą tęsknić za latem, za lasem, a może za morzem… tego nie wiem i się
nie dowiem…
Dwie rzeczy, które chcę dziś
pokazać to torebka z rafii i skarpety. Łączy je to, że powstały latem i każda z
nich była okazją by nauczyć się czegoś nowego.
W szydełkowej torebce
zastosowałam nową dla mnie technikę wzmocnionego dna, polegającą na oplataniu
sznurka. Dzięki tej metodzie dno jest twarde i stabilne, przede wszystkim
jednak pięknie wygląda. Uświadomiłam sobie, że mój ulubiony kosz wykonany jest
właśnie taką techniką, więc od razu wyobraziłam sobie kolejne kosze i
pojemniki, które mogłabym kiedyś zrobić. Może. Sama torebka powstała jako drugie
wcielenie dla szarej rafii ispia, pierwsze pokazywałam tutaj, była to torebka
na drutach, która nie miała najszczęśliwszej formy, a poza tym wzór pelargonii zrobiony
kombinacją oczek prawych i lewych przypominał raczej baobab niż pelargonię, więc
bez żalu sprułam. Wiedziałam jaki kształt i jaką wielkość miała mieć nowa torebka i podążałam za tą
wizją. Zadowolona z dna kontynuowałam szydełkowanie torebki nie wiedząc jakie będzie
wykończenie, a zwłaszcza jakie ma być mocowanie uszu. Kupiłam biały sznur, ręcznie
przymocowałam go kawałkami taśmy, nie korzystałam żadnych instrukcji, rozwiązanie przyszło samo,
może wcześniej gdzieś to widziałam i zapadło mi w pamięci, a może wymyśliłam
sama, nie wiem.
Druga dzianina - skarpetki „Bluszcz socks” powstały w ramach testowania wzoru Agnieszki Dzikiewicz Krawczyk Instagram. Przepiękny, botaniczny wzór i możliwość poznania nowej techniki roosimine były bardzo kuszące. Nigdy wcześniej nie stosowałam tego w moich pracach i przyznam, że nawet obawiałam się trudności, bo patrząc na malarski efekt roosimine w innych pracach wydawało mi się to jakąś magią. Tymczasem poradziłam sobie dobrze, jeden krótki film instruktażowy przygotowany przez Agnieszkę był wystarczający, by wiedzieć jak pracować i o co w tym właściwie chodzi. Zrobiłam różowe skarpety z wrzosowymi wzorami, wykorzystując posiadane włóczki. Użycie włóczek o różnej grubości dało dużo więcej możliwych kombinacji kolorystycznych i co za tym idzie więcej przyjemności w dobieraniu kolorów, szukaniu odpowiedniego zestawienia. Niespodziewanie skarpetki dopasowały się do cieniutkiej, letniej spódnicy, teraz dopasowują się do innych rzeczy. Wełniane skarpety są dla mnie całoroczne, wspominałam już o tym kiedyś, że również latem sprawdzają się świetnie, a teraz zimą to już w ogóle można szaleć skarpetkowo!
To tyle na dziś, pięknego jesiennego czasu nam życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz