Pelargonie. Popularne kwiaty doniczkowe i rabatowe. Ich zwyczajność jest nadzwyczajna, zakorzeniona tak głęboko, że niemal niezauważalna. Znamy je od zawsze, niektórzy je kochają, inni ich nie lubią, a jeszcze inni nawet nie zauważają istnienia tych roślin, choć spotkać je można niemal wszędzie, na parapetach w wiejskich chatach i w nowoczesnych domach, zdobią balkony, tarasy i kawiarniane ogródki w małych miasteczkach i w metropoliach.
Pelargonie nazywane bywają „krakowiakami” albo „muszkatkami”, być może od specyficznego, kamforowego zapachu liści, który sama bardzo go lubię, choć wiem, że nie na każdego on tak działa.
Gdy zaczęłam zastanawiać się nad
polskimi motywami nasunęły mi się właśnie pelargonie. Nie wiem, czy można je
przypisać do jakiegoś konkretnego regionu, na pewno w Małopolsce od dawien
dawna są popularne, przypuszczam że dotyczy to całej Polski. Choć pochodzą z
innej strefy klimatycznej to zadomowiły się u nas na dobre i mocno wrosły w
polskie realia. W skansenach i kartach książek o naszych tradycjach zobaczyć
można doniczki z pelargoniami w oknach drewnianych chat, jako oczywisty, nieodłączny
element dawnego domu, radosny i swojski.
Nie znalazłam informacji na temat
symboliki kwiatów pelargonii w naszej kulturze, ale nawet jeśli nie jest to jakoś
formalnie usankcjonowane to jednak kwiaty te można uznać za ważny, symboliczny motyw,
zakorzeniony w naszej świadomości.
Dla mnie osobiście jest to ważny
symbol, kojarzy mi się mocno z domem i z kobietami z mojej rodziny. Przypominam sobie moją babcię usuwającą suche
listeczki. Pamiętam jak poznawałam rodzinę mojego męża i jego żyjące jeszcze
wtedy babcie to każda z nich miała w oknach pelargonie. Wciąż rosną pelargonie
u mojej mamy i u mamy mojego męża. Od lat rosną też u mnie i co ciekawe wcale nie
z potrzeby kontynuowania tradycji, a z praktycznego wyboru, bowiem po eksperymentach
z różnymi kwiatami balkonowymi to pelargonie okazały się najbardziej wdzięczne
i odporne na nie zawsze sprzyjające warunki na balkonie w betonowym bloku .Widokiem
kwitnących pelargonii możemy się cieszyć od wiosny aż do pierwszych przymrozków.
W inny sposób spojrzałam na te kwiaty trzynaście lat temu, gdy po poważnej operacji
po powrocie do domu jeszcze bardzo słaba wyszłam na balkon i zaczęłam usuwać
uszkodzone listki pelargonii, w tej czynności zobaczyłam moją babcię wykonującą
takie same gesty, zobaczyłam ją w sobie i było to niezwykłe wzruszające doświadczenie,
jakby poza czasem a jednak mocno osadzone w konkrecie.
Kilka miesięcy temu jeszcze
inaczej spojrzałam na pelargonie. W ramach projektu „Polskie wzory regionalne w dzianinie.
Ujęcie współczesne” (link) postanowiłam przenieść te kwiaty na wzór na druty. Uprawa
pelargonii idzie mi dobrze, na drutach śmigam bez trudu, ale przenieść te
kształty na wzór określony kształtem oczek dzianiny to już zupełnie inna bajka.
Długo zastanawiałam się, czy to w ogóle jest możliwe. Przez wiele tygodni podlewając
moje pelargonie i usuwając suche listeczki jak moja babcia, wpatrywałam się w
kształt liści, łodyg, kwiatów i ze zdumieniem odkrywałam, że te piękne formy
są znacznie bardziej skomplikowane niż wydawało mi się dotychczas. Miałam przed
sobą niełatwe zadanie by te kształty ująć w jak najbardziej uproszczonej
formie, ale tak aby były czytelne i rozpoznawalne. Najpierw rysowałam, potem
przenosiłam na kratki. Zastanawiałam się nad techniką mozaikową, wyobrażałam
sobie kwiat w doniczce zamknięty prostokątami okna, ale że nie jestem na tyle
biegła ani w mozaice, ani w projektowaniu w ogóle, toteż na razie odłożyłam ten
pomysł, może wróci kiedyś do mnie, a może przyjdzie do kogoś innego.
Skupiłam się na tym, aby ta moja dzianinowa pelargonia przypominała pelargonię. Chciałam też ująć w tym jednym wzorze zarówno te dawne jak i współczesne wyobrażenia o pelargonii. I te te zasłaniające niemal całe maleńkie okna w starych chatach jak i te zdobiące współczesne budownictwo. Połączenie tych światów zawarłam… w doniczce. Narysowałam wzór w taki sposób, by można w nim dostrzec albo nowoczesny blok z oknami albo emaliowany garnuszek w kropki, albo po prostu całkiem neutralną doniczkę. Te doniczki są w dwóch, a nawet trzech wersjach. Pierwsza, taka z wysoką doniczką i nawiązaniem do wieżowca za bardzo wydłużała proporcje całego wzoru, więc skorygowałam ją tak aby osiągnąć kwadratowy wzór. Trzecia wersja to doniczka balkonowa, w której zmieściło się więcej kwiatów. Opisałam skrótowo to, co trwało dość długo. Próbka pierwszego wzoru z wyższą doniczką wyglądała zadowalająco pelargoniowo, zrobiłam próbkę w dwóch wersjach, kolorową i jednobarwną z kombinacji oczek prawych i lewych, potem wyjęłam jakiś zalegający motek wrzosowej włóczki i zaczęłam robić poduszkę, z przybywaniem dzianiny rosła też frustracja, na początku myślałam, że to nie ten kolor, jednak przyczyną niezadowolenia były proporcje wzoru i sposób rozdzielania motywów. Zmieniłam wzór, włóczkę, a przy okazji „dorobiłam się” szerszej balkonowej donicy i tym razem jestem zadowolona z efektu. Oprócz czerwonej poduszki zrobiłam też srebrnoszarą letnią torbę z rafii, jeszcze nie wiem co o niej myślę, chyba wolałabym większą.
W tym nowym doświadczeniu, jakim było opracowywanie wzoru pelargonii nauczyłam się nowych rzeczy, między innymi przełamywania swoich oporów, choćby takich jak pokazywanie innym swoich niewprawnych rysunków i próbnych schematów. Przyznam, że to wymagało to ode mnie trochę odwagi, ale wiedziałam, że w zespole Posplatane otrzymam konstruktywne uwagi i inspirujące sugestie. Basia zasugerowała mi skompresowanie motywu, a Dorotka podsunęła pomysł na szeroką balkonową doniczkę i z obydwu podpowiedzi skorzystałam wykonując dużą poduchę z czerwonej bawełnianej włóczki. Może kiedyś powstanie do niej koc, wszak wzór jest dwustronny.
Cieszę się, że zdążyłam z tym
postem póki jeszcze moje pelargonie kwitną na całego. Lada dzień przyjdą
przymrozki i te piękne czerwone kwiaty znikną nam z pola widzenia, ale nie wszystkie, bo w domu pozostaną
pelargonie na czerwonej poduszce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz