czwartek, 31 października 2024

Kopytka (jeszcze gorące)

    W poprzednim wpisie pokazałam dzianineczki skończone dawno temu i długo czekające na prezentację na blogu, a dziś dla odmiany coś niemal prosto z drutów, wczoraj wieczorem skończone, uprane, w nocy suszone, rano sfotografowane. To dziecięce skarpetki, kopytka, które zamówiła u mnie Ania dla swojej córki. Mała rzecz, prosta sprawa, lecz na tyle ciekawa, że postanowiłam o niej napisać odkładając na razie wcześniejsze dzianiny i inne tematy.

Od kilku miesięcy zaangażowana jestem w zainicjowany przez Barbarę Kwater projekt „Polskie wzory  w dziewiarstwie. Ujęcie współczesne”. Celem tego projektu  jest stworzenie zbioru polskich wzorów dziewiarskich inspirowanych sztuką różnych regionów Polski. To fascynująca przygoda, dzięki której poznaję i na nowo odkrywam skarby naszego dziedzictwa, chłonę urodę wzorów regionalnych, znaczenie symboliki motywów, kolorów. Pierwsze owoce projektu można zobaczyć na profilu Posplatane. Jest odtworzona łowicka pończocha wykonana skomplikowanym wzorem żakardowym, są wzory inspirowane ludowymi motywami. Za kilka dni rozpocznie się kolejny, bezpłatny  KAL, czyli razem robienie,  tym razem motywów kaszubskich, które opracowała Kasia logikaoczka.  Te wzory już czekają by wpleść je w skarpetki, mitenki czy inną dzianinę.

Inne wzory czekają z kolei na czas, aby je rozrysować, dopracować, przenieść na krateczki, zrobić próbeczki. Pasjonujące zajęcie, lecz dość czasochłonne. Trzeba niejednego podejścia, by oddać właściwy kształt, wyrazić istotę jakiegoś motywu, więc jak przenieść go na druty, w dzianinową formę tak, aby wzór był czytelny, a żakard realny do wykonania, bez zbyt długich przejść kolorów, bez zbyt wielu kolorów w jednym rzędzie. Dość dużo tych warunków, ale mimo to one wcale nie zniechęcają do poszukiwań. Tylko tych długich godzin więcej trzeba…

Patrzę na gorset mojej prababci wyszywany koralikami, myślę jak te wzory i ich miękkie, nieregularne linie przenieść na wzór na druty, przeglądam szkice innych moich pomysłów i choć się cieszę na każdy kolejny etap tej pracy, to jednak czuję deficyt czasu. Myślę, że na ten moment trzeba mi jakiegoś prostszego zadania, ale jakoś związanego z projektem. Bo inne drutowe rzeczy też się dzieją😊

 I wtedy dostaję wiadomość od Ani, która poprosiła mnie o zrobienie skarpet dla córki, bo sama nie umie „pleść na drutach”. Jest potrzeba, będą skarpety, a to pleść na drutach bardzo mnie ujęło, pięknie to brzmi, szkoda że w moich stronach się tak nie mówiło.

Jak się okazało te skarpetki kopytka potrzebne są do stroju ludowego, bowiem córka Ani tańczy w zespole ludowym. Kopytka to wełniane skarpety stanowiące element stroju ludowego górali żywieckich. W używanych poprzednio kopytkach zrobiła się dziura, starannie ją zacerowałam, co jak się okazało wymaga dobrej znajomości oczek. Oczywiście zrobiłam nowe skarpetki o rozmiar większe od poprzednich i aby były trwalsze wykonałam wzmocnioną piętę.

Poniżej zdjęcia skarpetek kopytek, czerwone tło to poduszka we wzór pelargonii, ale o tej poduszce  napiszę innym razem.














 

czwartek, 24 października 2024

Post miniaturowy

Miniaturowość w temacie tego spontanicznego wpisu być może jest lekką przesadą zarówno w odniesieniu do rozmiaru dzianiny jak i długości tekstu. Co do treści, to przecież mógłby nią być jedno czy dwuwyrazowy opis, zaś jeśli chodzi o wielkość to mniejsze maleństwa sama robiłam na drutach i szydełkiem. Czyżby więc ten wstęp był próbą jakiegoś umniejszania swoich prac albo przepraszania że one małe? Ani trochę. To na co chcę zwrócić uwagę to pewne schematy myślenia, w których tkwimy, często nie zdając sobie z tego sprawy. Że trzeba bardziej, więcej, szybciej…, ale więcej czego i dlaczego – oto jest pytanie, i następne, może nawet ważniejsze – po co? 

Piszę o pasji, o działaniu po swojemu, z własnej woli, o przestrzeni twórczej, gdzie nie chodzi o wyścig, o punktację, rywalizację. Oczywiście nawet w takim swobodnym podejściu potrzebna jest mobilizacja ze względu na terminy typu urodziny, a bywa i tak, że druty przyśpieszają bez goniących terminów, bez zewnętrznej presji. Jest w moim dzierganiu swoboda, luz, jest ten kojący, relaksujący stan, ale też nie brak zwrotów akcji i emocjonujących momentów. Zastanawiam się jednak dlaczego do dzisiejszego dnia nie zamieściłam na blogu dwóch niewielkich rozmiarowo rzeczy zrobionych i sfotografowanych jeszcze w maju. Chyba myślałam, że skoro takie małe to pokażę je w towarzystwie innych dzianin, tak żeby post na blogu był bardziej treściwy, a dziś uznałam że dziwne to podejście. Kiedy będzie dużo to będzie, kiedy będą większe to będą, ale nie ma sensu samej sobie ustawiać limitów, wagowych albo ilościowych.

Zrobiłam dla przyjaciółki etui na jej nowy telefon, w dwóch wersjach kolorystycznych, jedna z tych „skarpet” jest  wykonana techniką mozaikową we wzór serduszek, skorzystałam z wzoru Mirror hearts Renaty Witkowskiej, druga, jersejowa w proste paseczki. 

W obu przypadkach czułam radość łączenia kolorów, tworzenia nowych zestawień i miałam wyzwania związane z rozmiarem, bowiem ani za ciasne ani za luźne ubranko na telefon nie spełniałby swojej roli.

Rozpisałam się bardziej niż chciałam, by wyrazić krótką myśl, że ważne są zarówno rzeczy duże jak i małe, a w istocie są tym samym.

















niedziela, 13 października 2024

Moje dziewiarskie abecadło. U jak uczenie.

Moja dziewiarska pasja wiąże się z ustawicznym uczeniem się. Zauważam to w trzech różnych, lecz powiązanych z sobą obszarach. Pierwszy to uczenie się rzemiosła, drugi uczenie się siebie, a trzeci uczenie się świata.

Opanowanie umiejętności, poznawanie materiałów, narzędzi, czyli takie dosłowne uczenie się czegoś nowego stanowi poziom podstawowy. Nie mam tu na myśli stopnia trudności, bowiem udoskonalanie warsztatu czy podejmowanie najbardziej zaawansowanych rękodzielniczych wyzwań także mieści się w tym obszarze. To strefa konkretów, w której łatwo ustalić – umiem czy nie umiem, używam, czy nie używam, albo czy udało mi się uzyskać upragniony efekt.

Drugim rodzajem uczenia się przez pasję jest poznawanie siebie, swoich możliwości oraz upodobań. To, że coś mogę, potrafię wcale nie znaczy, że tego chcę, że będę to wybierać. Ucząc się jak wykonać jakieś ubrania uczę się też, jak sprawdzają się one w użyciu, jak się w nich czuję. Bardzo lubię wełnę, lecz nie każdą mogę nosić blisko ciała, bo mnie gryzie, choć nie mam uczulenia. Zmieniają się pory roku, okoliczności i zmieniam się ja sama. Na niektóre projekty, które kiedyś wydawały się marzeniem  patrzę dziś z lekkim zdziwieniem i zastanawiam się co mnie w nich zachwycało, czy nieosiągalny wtedy dla mnie poziom trudności czy może uroda zdjęcia w magazynie. Mam jednak do nich sentyment i w jakimś stopniu te wcześniejsze marzenia spełniam, czy to samym kolorem czy elementem wzoru. Przytoczone przykłady, choć dotyczą konkretów wiążą się z podejmowanymi decyzjami i z wybieraniem tego co chcę, co lubię, co uznaję warte zaangażowania energii, czasu, kasy. Umiejętnością, którą wciąż opanowuję jest wplatanie pasji w dynamiczną, codzienną rzeczywistość, w obowiązki i wszystkie życiowe sprawy. Gdy priorytety są całkiem inne, gdy czasu na druty pozostaje niewiele wówczas smakuje ono jeszcze bardziej niż zwykle, wystarczy zrobić choćby kilka rządków by poczuć jakie to kojące nawet w mikro dawkach. Tylko trzeba mieć pod ręką odpowiednią robótkę. Pogodzenie hobby z obowiązkami jest możliwe, ale nie wiem czy zgodnie z ideą „wilk syty i owca cała”, bo po prostu nie wiem kto jest kim w tym układzie, jeśli moja pasja jest wilkiem to bez obaw, nie pożre ona owcy, najwyżej ją ostrzyże. A jeśli ta pasja jest owcą, to też dobrze, z czasem odrośnie jej wełna.

I wreszcie trzeci, fascynujący rodzaj uczenia się przez pasję, który nazwałam poznawaniem świata. Przez te dzianinowe oczka, czy to prawe, czy lewe czy przekręcone można zobaczyć to co wciąż się zmienia i to co niezmienne, różne postaci, historie, sprawy. Uczę patrzeć na świat, na ludzi z taką ciekawością i świeżością, z jaką podchodzę do nowych pomysłów dziewiarskich. Jeśli dostrzegam jakieś mechanizmy, gry albo nawet zagrania nie sprowadzam ich do czarno białych schematów, rozpoznaję pewne wzory i mam świadomość, że za każdym razem dzianina będzie inna. Na tę dzianinę – rzeczywistość wpływa wiele różnych czynników, każdy w jakimś stopniu ją tworzy. A jak to wyjdzie, cóż, czas pokaże.

Z podziwem i wzruszeniem poznaję historię dziewiarstwa. To także uczenie się świata, tego jak było kiedyś, jak się zmieniało, co pozostało, odkrywanie nici wiążących nas z przeszłością i rosnący zachwyt nad tym dziedzictwem. Do tego tematu będę jeszcze wracać i na pewno napiszę osobny post związany z projektem „Polskie wzory regionalne w dzianinie. Ujęcie współczesne(link)

Dziś pokażę jeden, za to wielobarwny dzianinowy akcent, inspirowane łowickimi pończochami kolorowe podkolanówki. Zrobiłam je w ramach KAL-a „łowickie dzianie”. Tak się złożyło, że jeszcze w ubiegłym sezonie, już pod koniec zimy wnuczka poprosiła mnie, żeby zrobiła jej skarpety, ale takie wysokie i żeby miały bardzo dużo kolorowych paseczków i że mogą być dopiero na następną zimę. Dokładnie pamiętam ten moment, jej zdecydowanie i moją niepewność, żeby nie powiedzieć niechęć. Podkolanówki? Wielobarwne? Może wolisz getry? Nie wolała. Na szczęście zbliżała się wiosna i pomysł mógł się na razie oddalić. Minęła, wiosna, potem lato i nagle ta akcja łowicka. Zapaliłam się, z wielką przyjemnością dobierałam kolory, a gdy jakoś w połowie skarpety pokazałam je Kindze usłyszałam – „dokładnie takie chciałam!”.

Czego nauczyły mnie te łowiczanki? W obszarze konkretów nauczyłam się robić dopasowaną podkolanówkę, jak idealnie łączyć nitki, choć to akurat już po fakcie😉i co zrobić żeby podkolanówka nie opadała (wciągnąć delikatną rozciągliwą tasiemkę).

W obszarze uczenia się siebie po raz kolejny dowiedziałam się jak bardzo kocham kolory i jak wiele radości daje łączenie różnych barw. I jeszcze pewnej elastyczności względem swoich planów, bo coś, co wydawało mi się za trudne po kilku miesiącach jakoś tak naturalnie się zadziało.

Co do uczenia się o rzeczywistości to ten projekt przybliżył mi motywy łowickie, zachwycił przepięknymi, mistrzowsko wykonanymi pończochami sprzed 1920 roku, które można zobaczyć w Muzeum Etnograficznym w Krakowie (klik). W ramach łowickiego KAL-a powstało wiele pięknych skarpet i pończoch, były zarówno wierne kopie jak i swobodne interpretacje, wszystkie oryginalne, piękne, ciekawe, był wersje intensywne, były też stonowane. W tej zabawie brały udział osoby o różnym poziomie zaawansowania, również takie,  które dopiero uczyły się robić skarpety. Zwrócenie uwagi na ludowe motywy pokazało jakie bogactwo tkwi w naszej kulturze i że możemy ją promować korzystając z tego co już robimy, co lubimy, co umiemy.

Jeśli zaś chodzi o refleksję o świecie to kolorowe paseczki są cudownym symbolem tego, że można łączyć to co się bardzo różni, lecz żeby paski do siebie pasowały nie wystarczy ani podobieństwo, ani kontrast, trzeba jeszcze trochę wyczucia, trochę fantazji i wtedy powstanie harmonijny pasiak. Mnie spasowały te paseczki, a Kinga tak zadowolona, że gdy tylko przymierzyła gotowe ubrała na spacer nie czekając na zimę ani mój czas na sesję zdjęciową.