sobota, 15 stycznia 2022

L jak lubię las

W moim życiu usłanym miękkimi dzianinami zdarzają się dni kolczaste, twarde, stresujące. Radzę sobie z tym tak jak potrafię, a czasem nawet staram się zabezpieczyć na zapas. Dłuższy spacer w sobotę lub w niedzielę sprawia, że w pozostałe dni tygodnia łatwiej idą mi różne sprawy. Doceniam to co mam, cieszę się że mogę czerpać z natury i korzystać z udogodnień życia w mieście. Akceptuję istniejący rytm, wiem, że od zgiełku i smogu za kilka dni odpocznę w jakimś lesie najdalej za kilka dni.

Wczoraj po pewnej dawce stresu dopadło mnie nagłe pragnienie przejścia się po lesie. W drodze z pokoju do kuchni, przedzierając się przez gęstwinę myśli i emocji,  poszukiwałam w mojej głowie jakiejś jasnej polany. I wtedy pomyślałam sobie, że gdybym  tylko mogła przemierzyć kawałek leśnej ścieżki to sprawy same by się dobrze poukładały, a ja po prostu lepiej bym je zrozumiała.

Jako że nie miałam możliwości  wyjścia wtedy do lasu to postanowiłam zająć się sprawami dziewiarskimi, nie tyle samym dzierganiem co przedstawieniem dzianiny skończonej całkiem niedawno, a tworzonej dość długo.

Kardigan przypominający kolorem i fakturą korę drzewa czekał dobrych parę lat na swój czas. Zrobiłam go ze sprutego męskiego swetra kupionego w sklepie z używaną odzieżą. Brąz bardzo bury i lekko brunatny, gdzieniegdzie rozbielony zachwycił mnie od samego początku, lecz sweter jakoś nie zrobił wrażenia na żadnym z mężczyzn w moim domu. Trochę ich rozumiem, bo sweter miał fason dziwny i niewygodny. Zabrałam go więc do biura i korzystałam w te dni, gdy przewagę w dostępie do ustawień klimatyzacji, mieli przedstawiciele opcji skrajnie lodowatej. Otulałam się wówczas tym swetrem, a z długaśnych rękawów wystawały mi tylko czubki palców. Po jakimś czasie sweter sprułam, a brunatno bure motki zagnieździły się w niewielkim pudełku i zapadły w zimowy sen, trwający kilka lat. Zaglądałam tam w każdym sezonie, ale dopiero minionej jesieni brązy dały się wybudzić. Po takiej przerwie niełatwo się rozruszać, toteż nic dziwnego, że sweter ten robiłam chyba ze trzy miesiące, sięgając do niego w tak zwanym międzyczasie. Najważniejsze było dla mnie znalezienie wzoru, który fakturą przypominałby korę drzewa, leśne gałęzie i patyki. Wstępnie nie mogłam się zdecydować między ściegiem strukturalnym a warkoczowym, dopiero gdy przeglądając jakiś magazyn dziewiarski zobaczyłam na dzianinie takie jakby suche patyczki, wiedziałam że to jest właśnie to. Zatem mogło być tak, że to nie włóczka czekała na obudzenie, tylko sam pomysł jeszcze nie był gotowy.

Kardigan zaczęłam robić od góry, na wyczucie rozmieszczając wzory. Jako że nie miałam pojęcia na jaką długość wystarczy mi włóczki, po zakończeniu linii raglanu zrobiłam najpierw całe rękawy, a dopiero potem resztę tułowia. Nie wiedziałam jaki będzie końcowy efekt, jak połączą się panele wzorów przy dodawaniu oczek raglanu, była to więc w pewnym sensie wycieczka w nieznane. Skojarzyło mi się to wówczas z shinrin yoku. Ten egzotyczny termin odnosi się do terapeutycznej mocy kontaktu z przyrodą. Shinrin po japońsku oznacza las, a yoku kąpiel, takie kuracje są tam nawet przepisywane na receptę.

Ja odkąd pamiętam lubiłam las, bo po prostu zachwycał, zapachem, kolorami, formami, ciszą i dźwiękami, dawał możliwość odpoczynku i zarazem wysiłku, działał kojąco na ciało i duszę. Potwierdzili to uczeni, nie tylko w Japonii i dużo się ostatnio mówi na ten temat. Gdyby jednak trendy się odwróciły i odradzano by leśnych spacerów, albo – nie daj Boże! – ktoś zamknąłby lasy, mnie nadal ciągnęłoby do natury, tak po prostu, bez mody, bez trendu, bez przewodnika. To dzikie podejście nie przeszkadzało mi przeczytać kilka lat temu książki G. Hectora i F. Mirallesa pt. „Shinrin-yoku. Japońska sztuka czerpania mocy z przyrody”. Lubię, gdy mogę zestawić naukowe badania z własnymi doświadczeniami i intuicjami i jeszcze dowiedzieć się czegoś nowego. Według badaczy pozytywny wpływ spacerów na zdrowie jest wyższy wtedy, gdy nie ma określonego celu i wyznaczonej trasy, gdy skupiamy się na tym co się dzieje teraz, gdy nie ma się pewności co będzie dalej, a nawet gdy trochę się pobłądzi. Toż to tak jak w dzierganiu mojego brązowego swetra! A oto i ten sweter - z włóczki z odzysku, z pomysłu z głowy, z guzikami z domowej puszki, które przyszyłam inaczej niż zwykle, tak by nici przypominały gałązki, a może ptasie ślady… Zdjęcia naturalnie w lesie.

Ps. Szara czapka wydziergana u ubiegłym roku wg projektu Rambler Iriny Dmitrievy.













20 komentarzy:

  1. To dziwne, kolor niby bury, ale moim zdaniem fajny. Może to kolor na tą porę roku właśnie. Taką mało kolorowa. I wszystkie swetry za pupę kocham. Lubię jak ciepło w tych rejonach, w tym sezonie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolor jest niejednorodny, taki głęboki. A co do długości też lubię, żeby było ciepło:-) W tych wszystkich dzianinach łączę estetykę z funkcjonalnością, ważne jest na przykład to, czy rękaw wejdzie pod kurtkę. Pozdrawiam ciepło:-)

      Usuń
  2. Zachwyca nie tylko sweter, uwielbiam Pani teksty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie! Te słowa trochę mnie onieśmielają, ale jednocześnie dodają skrzydeł i utwierdzają w tym co robię. Najserdeczniej pozdrawiam:-)

      Usuń
  3. Czapka i kardigan pięknie ze sobą współgrają kolorystycznie. Tworzą spokój i harmonię. Przesiąkają ciszą lasu. Pachnące wiatrem i wspomnieniem wolności będą koić stresy codzienności. Wystarczy tylko je założyć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa jest ta włóczka, taka trochę tweedowa ;0) i choć ja odkąd pamiętam, nie lubię brązów, to muszę przyznać, że Twój sweterek bardzo mi się podoba :0) Świetnie dobrałaś wzór do włóczki :0)
    "Popaczam" sobie jeszcze ;0)
    Pozdrawiam serdecznie :0)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa ta wełenka, trochę tweedowa, trochę moherowa i choć niby bura to fantazyjna. A paczaj, paczaj, proszę bardzo. Jak mistrzyni dziewiarstwa chce poświęcić czas by spojrzeć na czyjąś dzianinę to już jest komplement:-) Serdeczności!

      Usuń
  5. Sosna, sosna, ach! - to Ty! Pięknie i praktycznie wykorzystana włóczka, sweter na spacery, włóczęgi, do pracy i gdzie oczy poniosą. Gratuluję wzoru! Też lubię po lesie hasać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i zdemaskowałaś mnie:-) Pozdrawiam serdecznie:-)

      Usuń
  6. Shinrin yoku...wspaniale pobłądziłaś po tym lesie! Nosiłabym z pieśnią na ustach 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, że jak się mówi "jestem w lesie" w odniesieniu do jakiejś pracy to raczej nie wróży za dobrze:-)
      Dziękuję za odwiedziny, za miły komentarz i serdecznie pozdrawiam:-)

      Usuń
  7. Rzeczywiście ten sweter wygląda jak drzewo! Bardzo pięknie go zrobiłaś.
    Ja też kocham las. Kiedyś nawet doszłam do wniosku, że do życia i szczęścia jest mi potrzebny właśnie las. Wszystkie jego dobra pięknie opisałaś i ja się pod tym podpisuję. Kiedyś mieszkałam blisko małego lasu i uwielbiałam po nim chodzić, odkrywać nowe ścieżki. Bo nie ma dla mnie większej frajdy, niż odnaleźć nową dróżkę, a jeszcze lepiej, najpierw się tak zgubić, żeby nie wiedzieć, skąd przyszłam i dokąd powinnam iść, żeby trafić z powrotem, iść na wyczucie, dokąd serce poprowadzi i odnaleźć znajome miejsce, skąd już droga znana. Kocham las.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za piękny komentarz, nie wiem dlaczego, ale wyobraziłam sobie Twoje leśne spacery latem, zatęskniłam za tym ciepłem i orzeźwiającym cieniem. Chyba nie tylko sam las leczy, ale nawet myślenie o nim. Taką mam nadzieję:-) Serdecznie pozdrawiam spod koca:-)

      Usuń
  8. Cieszę się, że włóczka z odzysku dostała drugie życie i to w tak pięknej formie. Całe szczęście, że panowie nie chcieli tego swetra, inaczej nie powstałby ten kardigan. Choć nie przepadam za brązem (w sumie nie wiem dlaczego) to dzięki tym jasnym nupkom wygląda fajnie. Ja również nie wyobrażam sobie życia bez przyrody, lasu... Pozdrawiam cieplutko😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem dość ostrożna w kwestii brązów, raczej omijam, być może mam jakieś skojarzenia z dawnymi czasami, gdy dostępnych kolorów było dużo mniej, a brązy to był wybór dla mężczyzn, dla starszych pań. Nigdy jednak nie przekreślałam tego koloru, lubiłam czekoladowy brąz połączony z różem albo z błękitem, srebrem. Teraz często widzę powrót do brązów w takich raczej smutnych tonacjach, młodzież się tym zachwyca, ja niespecjalnie. Serdecznie pozdrawiam, życzę przyjemnych spacerów i w ogóle dobrego czasu:-)

      Usuń
  9. Bardzo lubię tweedowe włóczki ale faktycznie musi być do nich dobrze dobrany wzór, tutaj jest idealnie. Lasu zazdroszczę, mam do niego kawałek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i miły komentarz. Uświadomiłaś mi, że bardzo rzadko robię z włóczek tweedowych, choć bardzo mi się podobają. Serdecznie pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego:-)

      Usuń
  10. Z wielką przyjemnością czytam Twoje posty. Sweterek wyszedł rewelacyjnie a leśne zdjęcia jeszcze bardziej podkreślają jego naturalność. To chyba najlepiej pasujący wzór do tej włóczki. Nie wiem gdzie go znalazłaś ale Twoja dziewiarska intuicja dobrze Cię poprowadziła:)
    Normalnie, nie mogę się napatrzeć:)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo Ci dziękuję za wszystkie komplementy:-) Wzór ten zobaczyłam w Sandrze, o ile dobrze pamiętam to towarzyszyły mu inne ściegi, ale do mnie przemówiły te gałązki:-) Co ciekawe ostatnio szukając wzoru przeglądałam książkę "450 wzorów na druty" trafiłam na bardzo podobny, jeśli nie indentyczny wzór, a jakoś nigdy wcześniej go nie widziałam, choć książkę przeglądam co jakiś czas. W ogóle uwielbiam ten czas poszukiwania wzorów, nawet jeśli czasami się miotam:-) Serdecznie pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń