Zanim skończyłam całą serię ciasteczkową (link), na druty wskoczyły skarpety i to nawet dwie pary. Nie chciałam jednak wkładać do jednego wora skarpet i ciasteczek, więc postanowiłam, że pokaże je w osobnym poście, jako ciąg dalszy abecadłowego cyklu. Bez rozpisywania się, tylko krótkie informacje, co, z czego, dla kogo - skarpety, z ciepłej wełny, z ciepłych relacji, dla Basi.
Basia to przyjaciółka mojej
synowej, mieszka w kamienicy z zimną podłogą i marzną jej stopy. A w moich
pudłach z zapasami wygrzewają się cieplutkie wełenki, jakże w ich nie połączyć z
zapotrzebowaniem na skarpety i z ciekawością nowych wzorów!
Najpierw wyciągam motek pięknego,
zgaszonego różu Novity o nazwie budyń żurawinowy. Nabieram oczka na druty,
dziergam z przyjemnością jednocześnie planując kolejną parę z głębokiego,
nasyconego turkusu. Śpieszę się z pracą, żeby jak najszybciej skończyć.
Wprawdzie jeszcze jest zimno, nawet mroźno, ale za oknem słychać już śpiew ptaków.
Muszę tu dodać, że oprócz mnie
samej nikt mnie nie poganiał, a te skarpety miały być niespodzianką, jak nie na ten sezon to na kolejny. Chciałam
jednak jak najszybciej je zrobić. I udało się wydziergać względnie szybko dwie
pary. Wprawdzie planowałam tutaj tylko zdjęcia wrzucić, ale gdy usiadłam przed
komputerem, a moje palce spotkały się z klawiaturą to postanowiłam wrzucić
jeszcze małe co nieco i opisać przygodę, a być może przestrogę dla takich jak
ja dziergających narwańców. Zrobiłam pierwszą różową skarpetę, rozliczyłam
oczka, rozmieściłam plecionki, wyszło dobrze i miałam gotowy wzór do drugiej, już
nie musiałam nic wyliczać, wystarczyło na bieżąco porównać. Drugą skarpetę jeszcze szybciej dziergałam, a
za oknem padał śnieg, słyszałam też śpiew ptaków… Gdy już zbliżałam się do
końca przymierzyłam skarpety do siebie i okazało się, że jedna była dłuższa od
drugiej, o pół motywu plecionki między piętą a ściągaczem. Gdyby to były skarpetki
dla mnie pewnie nosiłabym takie różne i przy ich zakładaniu rozmyślała o uważności
i nieuważności, ale to przecież miał być prezent, musiałam spruć i większą
część pracy powtórzyć od nowa. Gdybym się tak nie spieszyła, skarpety byłyby
już gotowe, trudno. Tamtego dnia, a właściwie wieczora odłożyłam już druty.
Przypomniała mi się pewna historia
o tym, jak harcerze podczas zawodów mieli dotrzeć do określonego celu.
Koniecznie chcieli być pierwsi, dobrze się przygotowali, sprawdzili mapy i zadowoleni
ruszyli w drogę. Pod drodze minęli most
i coś im się nie zgadzało, ale szli dalej. Trochę ich dziwiło, skąd rzeka, a jakoś nie ma żadnej skały i wąwozu, gdzie
według ich planu już dawno powinni się znaleźć. Dopiero wtedy wyjęli mapę i
okazało się, że już na starcie po prostu poszli w przeciwną stronę. Gdy się zorientowali
nieźle musieli nadgonić drogi. Do celu dotarli jako ostatni ze wszystkich, gdy
już organizatorzy mieli rozpocząć poszukiwania zaginionych zawodników. Morał z całej tej opowiastki mówi, by nie
tracić z oczu kierunku i celu. I że dobrze czasem zatrzymać się by spojrzeć na
mapę albo tak jak w moim przypadku na wzór.
A oto i skarpetki. Robiłam je od
góry, na piętę wykorzystałam sprawdzony patent z klapką i klinem. Różowe zrobiłam według własnego pomysłu z wspaniałej, fińskiej
wełenki Novita 7 brothers, po trzecim motku Novity przerobionym na skarpety mam
wrażenie, że tej włóczku nie da się nie lubić.
Skarpety turkusowe powstały na
podstawie wzoru Hadau a Cheblau Nikki Ross Patterson, wykorzystałam ciepłą
wełnę z odzysku. Spodobał mi się wzór mieszanego warkocza z ryżem umieszczony
zarówno na stopie jak i z tyłu nad piętą.
Znam kisiel żurawinowy. Bardzo dobry w smaku lekko kwaskowaty.
OdpowiedzUsuńBudyń żurawinowy nie jest mi znany. Ale patrząc na Twoje skarpetki w tym przewrotnym kolorze od razu robi mi się słodko:)
Pamiętam kwaśny kisiel żurawinowy z czasów, kiedy nie znałam żurawiny, nawet pamiętam zgrzebne opakowanie z czerwonymi kuleczkami. Zaś budyń żurawinowy znam tylko w wersji włóczkowej i rzeczywiście to jest coś co osładza dziewiarskie życie:-) Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW takich skarpetkach mogłabym chodzić na okrągło:) Są świetne!
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie:-)
UsuńObie pary bardzo efektownie się prezentują:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję:-) Zabawa skarpetkowa to nie tylko dzierganie, bardzo wciągające jest też wybieranie wzorów i dopasowywanie ich do skarpet.
UsuńBasia wreszcie przestanie marznąć, bo to, że będzie zachwycona to pewne :0)
OdpowiedzUsuńUżywam żurawiny tylko do pieczonego mięseczka ;0)
Pozdrawiam serdecznie :0)
Dziękuję za miłe słowa. Ja jakoś nigdy nie mam pewności czy dana rzecz się spodoba. A ta żurawina zrobiła się dość popularna, jak się dobrze przypatrzeć to znajdzie się ją w wielu rzeczach, w batonikach, w płatkach musli, w owocowych herbatkach, w skarpetkowych włóczkach;-) Ale taka do pieczeni - coś pysznego, dobrze sprawdza się też do sera, do chrzanu. Serdecznie pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuń