piątek, 26 lutego 2021

Moje dziewiarskie abecadło. C ciąg dalszy – coś ciepłego.

Zanim skończyłam całą serię ciasteczkową (link), na druty wskoczyły skarpety i to nawet dwie pary. Nie chciałam jednak wkładać do jednego wora skarpet i ciasteczek, więc postanowiłam, że pokaże je w osobnym poście, jako ciąg dalszy abecadłowego cyklu. Bez rozpisywania się, tylko krótkie informacje, co, z czego, dla kogo - skarpety, z ciepłej wełny, z ciepłych relacji, dla Basi.

Basia to przyjaciółka mojej synowej, mieszka w kamienicy z zimną podłogą i marzną jej stopy. A w moich pudłach z zapasami wygrzewają się cieplutkie wełenki, jakże w ich nie połączyć z zapotrzebowaniem na skarpety i z ciekawością nowych wzorów!

Najpierw wyciągam motek pięknego, zgaszonego różu Novity o nazwie budyń żurawinowy. Nabieram oczka na druty, dziergam z przyjemnością jednocześnie planując kolejną parę z głębokiego, nasyconego turkusu. Śpieszę się z pracą, żeby jak najszybciej skończyć. Wprawdzie jeszcze jest zimno, nawet mroźno, ale za oknem słychać już śpiew ptaków.

Muszę tu dodać, że oprócz mnie samej nikt mnie nie poganiał, a te skarpety miały być niespodzianką, jak  nie na ten sezon to na kolejny. Chciałam jednak jak najszybciej je zrobić. I udało się wydziergać względnie szybko dwie pary. Wprawdzie planowałam tutaj tylko zdjęcia wrzucić, ale gdy usiadłam przed komputerem, a moje palce spotkały się z klawiaturą to postanowiłam wrzucić jeszcze małe co nieco i opisać przygodę, a być może przestrogę dla takich jak ja dziergających narwańców. Zrobiłam pierwszą różową skarpetę, rozliczyłam oczka, rozmieściłam plecionki, wyszło dobrze i miałam gotowy wzór do drugiej, już nie musiałam nic wyliczać, wystarczyło na bieżąco porównać.  Drugą skarpetę jeszcze szybciej dziergałam, a za oknem padał śnieg, słyszałam też śpiew ptaków… Gdy już zbliżałam się do końca przymierzyłam skarpety do siebie i okazało się, że jedna była dłuższa od drugiej, o pół motywu plecionki między piętą a ściągaczem. Gdyby to były skarpetki dla mnie pewnie nosiłabym takie różne i przy ich zakładaniu rozmyślała o uważności i nieuważności, ale to przecież miał być prezent, musiałam spruć i większą część pracy powtórzyć od nowa. Gdybym się tak nie spieszyła, skarpety byłyby już gotowe, trudno. Tamtego dnia, a właściwie wieczora odłożyłam już druty.

Przypomniała mi się pewna historia o tym, jak harcerze podczas zawodów mieli dotrzeć do określonego celu. Koniecznie chcieli być pierwsi, dobrze się przygotowali, sprawdzili mapy i zadowoleni ruszyli w drogę. Pod drodze minęli  most i coś im się nie zgadzało, ale szli dalej. Trochę ich dziwiło, skąd rzeka, a  jakoś nie ma żadnej skały i wąwozu, gdzie według ich planu już dawno powinni się znaleźć. Dopiero wtedy wyjęli mapę i okazało się, że już na starcie po prostu poszli w przeciwną stronę. Gdy się zorientowali nieźle musieli nadgonić drogi. Do celu dotarli jako ostatni ze wszystkich, gdy już organizatorzy mieli rozpocząć poszukiwania zaginionych zawodników.  Morał z całej tej opowiastki mówi, by nie tracić z oczu kierunku i celu. I że dobrze czasem zatrzymać się by spojrzeć na mapę albo tak jak w moim przypadku na wzór.

A oto i skarpetki. Robiłam je od góry, na piętę wykorzystałam sprawdzony patent z klapką i klinem. Różowe zrobiłam  według własnego pomysłu z wspaniałej, fińskiej wełenki Novita 7 brothers, po trzecim motku Novity przerobionym na skarpety mam wrażenie, że tej włóczku nie da się nie lubić.

Skarpety turkusowe powstały na podstawie wzoru Hadau a Cheblau Nikki Ross Patterson, wykorzystałam ciepłą wełnę z odzysku. Spodobał mi się wzór mieszanego warkocza z ryżem umieszczony zarówno na stopie jak i z tyłu nad piętą.



















8 komentarzy:

  1. Znam kisiel żurawinowy. Bardzo dobry w smaku lekko kwaskowaty.
    Budyń żurawinowy nie jest mi znany. Ale patrząc na Twoje skarpetki w tym przewrotnym kolorze od razu robi mi się słodko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam kwaśny kisiel żurawinowy z czasów, kiedy nie znałam żurawiny, nawet pamiętam zgrzebne opakowanie z czerwonymi kuleczkami. Zaś budyń żurawinowy znam tylko w wersji włóczkowej i rzeczywiście to jest coś co osładza dziewiarskie życie:-) Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. W takich skarpetkach mogłabym chodzić na okrągło:) Są świetne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Obie pary bardzo efektownie się prezentują:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:-) Zabawa skarpetkowa to nie tylko dzierganie, bardzo wciągające jest też wybieranie wzorów i dopasowywanie ich do skarpet.

      Usuń
  5. Basia wreszcie przestanie marznąć, bo to, że będzie zachwycona to pewne :0)
    Używam żurawiny tylko do pieczonego mięseczka ;0)
    Pozdrawiam serdecznie :0)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za miłe słowa. Ja jakoś nigdy nie mam pewności czy dana rzecz się spodoba. A ta żurawina zrobiła się dość popularna, jak się dobrze przypatrzeć to znajdzie się ją w wielu rzeczach, w batonikach, w płatkach musli, w owocowych herbatkach, w skarpetkowych włóczkach;-) Ale taka do pieczeni - coś pysznego, dobrze sprawdza się też do sera, do chrzanu. Serdecznie pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń