sobota, 1 lutego 2020

Chusta dla Kasi

Od dziecka lubiłam spoglądać na chmury, odnajdywać w ich kształtach znane postaci i obserwować jak beztrosko przepływają po niebie wymykając się z konkretnych form, zmieniając się w coś zupełnie innego albo rozdzielając się na coraz mniejsze obłoczki  i rozpływając w błękicie nieba. Ale to nie był smutny koniec. Gdzieś obok z nieokreślonych kłębów bieli wyłaniało się nagle coś konkretnego, jakaś ryba, lew, czasem niedźwiedź. Wystarczyło podnieść głowę,  by zauważyć jak wiele się dzieje na tle spokojnego błękitu, ale i tak skupić się można było tylko na fragmencie tego widowiska.
 Nadal lubię patrzeć w niebo, zwłaszcza  w pogodny dzień. Zachwycam się nie tylko naturalnym spektaklem, w którym po błękicie płyną cudne stwory,  ale także samym faktem, że właśnie mogę sobie na to pozwolić, że czuję jak dobrze działa na mnie piękno przyrody i kolejny raz dochodzę do całkiem banalnego, lecz zawsze zaskakująco miłego odkrycia, że  gdy pojawia się więcej słońca to i myśli jaśniejsze i lżejsze wydaje się życie. Doceniam takie chwile.
Wystawić nos do słońca, na chwilę zamknąć oczy, ależ ja to lubię! Nachodzi mnie z pozoru dziwna myśl, że trzeba się zatrzymać się, by zauważyć zmienność i nieustanny ruch. Otwieram oczy i okazuje się, że widok na niebie już całkiem inny, skrzydlate obłoki nie czekały na moją uwagę, popłynęły dalej, zdążyłam je jeszcze rozpoznać zanim znów zmieniły formę.
Właśnie w taki słoneczny dzień sfotografowana została chusta, którą zrobiłam dla młodszej siostry.
O samej chuście nie będę się rozpisywać. Jest to moja druga wersja Botanical Garden Shawl  Kristen Finlay.
Projekt ten tak zachwycił Kasię, że obiecałam jej też taką zrobić, choćby na przyszłą zimę. Obawiałam się, że przy tej cieniutkiej włóczce dzierganie potrwa długo, więc od razu nabrałam oczka, by mieć robótkę podróżną, przejściową i awaryjną na wiele miesięcy. Okazało się, że owszem była to robótka podróżna, ale poza tym pierwszoplanowa. Zaczęłam ją i skończyłam, po drodze nie patrząc nawet na inne projekty. Gdy coś komuś obiecuję nie odkładam pracy,  tak jak to się dzieje z wieloma innymi pomysłami.
Poprzednia wersja z cieniowanej wełny z dodatkiem moheru wygląda zupełnie inaczej, można ją zobaczyć tutaj. To właśnie lubię w robieniu na drutach, że każda rzecz jest całkiem inna. Malabrigo sock w kolorze plumo nie ma wyrazistych przejść kolorów, ale nie jest też monolitem, w efekcie chusta ma w sobie dużo lekkości. Oto ona. Pod chustą mój stary sweter, skundlony ale to dowód na to, że noszę go i lubię. No i oczywiście zamierzam zrobić jakiś podobny, nawet nie jeden, parę pomysłów czeka…







  





i jeszcze zdjęcia prawej strony ażuru:






6 komentarzy:

  1. Śliczna jest. Dorzucam do inspiracji na mój nowy motek 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Ach te inspiracje, lubią się rozrastać ;-)

      Usuń
  2. Jednokolorowa wersja rzeczywiście prezentuje się inaczej niż poprzednia kolorowa. Ażur jest lepiej wyeksponowany. Siostra się na pewno będzie zadowolona.
    Obserwowanie chmur na niebie - od razu przypomina mi się wiersz Tuwima "Dyzio Marzyciel" 😀

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mam nadzieję, że Kasia będzie zadowolona. A co do ekspozycji ażuru to właśnie zauważyłam, że na zdjęciach jest tylko jedna strona, takie są skutki bujania w obłokach;-) Na szczęście chusta jeszcze jest u mnie i można uzupełnić zdjęcia. Zupełnie zapomniałam o tym wierszu Tuwima, może dlatego że to marzycielstwo Dyzia ma coś z podboju, wziąłby i skonsumowałby wszystko;-) Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Obie wersje bardzo mi się podobają, obie stanowią piękne zwieńczenie każdego sweterka, czy bluzki:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję:-) Przekonałam się też, że czasem chusta może zastąpić sweterek i ogrzać ramiona czy plecy.

    OdpowiedzUsuń