niedziela, 15 grudnia 2019

Wydziergane pod choinkę


Tworzenie dzianinowych rzeczy może odbywać według jednego z trzech sposobów. Pierwszy to podążanie za gotową instrukcją, drugi to realizowanie wyobrażonego projektu, w trzecim nie ma instrukcji, a projekt powstaje w trakcie pracy. Żadna z tych metod nie jest ani lepsza, ani gorsza, ani łatwiejsza, ani trudniejsza od innych, w końcu każdy dzianinowy wytwór ma niepowtarzalny charakter. Każdą z tych trzech ścieżek przechodziłam, lecz o żadnej nie powiem „nigdy więcej”, na pewno będę do wszystkich wracać, z nadzieją że kiedyś zboczę gdzieś przypadkiem i  znów odkryję coś nowego.

Pierwszy sposób na gotowy przepis z pozoru zdaje się najprostszy, bo wszystko podane jest na tacy, atrakcyjne zdjęcia i opis wykonania. Problemy mogą się pojawić przy rozkodowywaniu instrukcji, czasem nie wystarczy samo rozumienie skrótów i technik, pewne rzeczy trzeba sprawdzić, przećwiczyć, opanować. Wymaga to czasu i uwagi, a w efekcie wzbogaca się swój warsztat i robi krok do przodu. Z tego powodu lubię gotowe projekty. To nie tylko pomysł na czapkę czy sweter ale też możliwość poznania nowych rozwiązań. Gorzej, gdy w opisie są błędy, człowiek tego nie widzi, czas traci i myśli że się pomylił, podchodzi raz i drugi, potem jeszcze na spokojnie trzeci i dopiero wtedy zauważa byki. Raz nawet zastanawiałam się, czy nie napisać do redakcji pisma, ale nie miałam na to czasu, poprzestałam na wyrzuceniu gazety. Jakby nie było wtedy też czegoś się nauczyłam.
Instrukcja może pochodzić z Internetu, z książki, czasopisma albo z głowy. Raz nauczony sposób dziergania bywa powielany czasem przez lata, zmienia się tylko kolor włóczki i rozmiar skarpet.

Drugi sposób – zrobisz sobie coś takiego, wiesz jak powinno to wyglądać, jak się układać lub jak leżeć. Czując się coś już tam umiejącą dziewiarką porwiesz się na taką pracę bez wahania. To tylko czapka, szal, czasem sweter, nic trudnego, prawe, lewe, musi się udać. Jeśli jesteś w gorącej wodzie kąpana natychmiast nabierzesz oczka. Co z tego wyjdzie? Cóż… Czasem dokładnie to, co miało wyjść, a czasem lekcja pokory. A może by tak z włóczkowych zapasów wydziergać zasłonę, za którą skryłyby się  projekty tak nieudane, że aż wstydliwe i tak ambitne, że aż nieskończone.

I w końcu trzeci sposób. Nie wiadomo jak się za to zabrać, zobaczy się co wyjdzie. Wydaje się wariackie, ale powiem szczerze że bardzo lubię takie dzierganie. Jest ryzykowne, ale i ekscytujące. Nie ma gotowego projektu, bo nie wiadomo jaki miałby być. W przypadku dziergania odzieży w trakcie pracy mierzy się i w zależności od efektów modyfikuje. Spróbuję, zobaczę, okaże się.

To podejście zastosowałam przy dzierganiu zabawek. Maskotka jak maskotka, trudniej z pacynkami na rękę. Oczywiście próbowałam znaleźć graficzne podpowiedzi, jednak po tym jak ukazały mi się same miniaturki na paluszki zdałam się na siebie. Chciałam zrobić wilka i Czerwonego Kapturka, nie bardzo wiedziałam jak. Najlepszymi doradcami są w takich sytuacjach druty i włóczki, nabiera się oczka i patrzy co powstaje. Znałam mniej więcej charakter wilka i usposobienie Kapturka, dobrałam pasujące do siebie kolory i zaczęłam dziergać. Nie miałam pojęcia co z tego wyjdzie, dziergałam w skupieniu jakbym słuchała nieznanej bajki, bardzo byłam ciekawa jak się ona skończy.

Po tej przygodzie, tak pełnej napięcia potrzebowałam jakiegoś luzu, nieśpiesznego ruchu, spokoju. Zrobiłam szydełkową maskotkę - żółwia.

Dla wnuczki wydziergałam pacynki z jej ulubionej ostatnio bajki, a dla wnuczka maskotkę. Tylko proszę im tego nie pokazywać przed Gwiazdką.





















ps. Ten żółwik  zgodnie z żółwimi zwyczajami nie jest zbyt dynamiczny, ale fajnie się z nim bawić, ma granulowane wnętrze i miło brzmiący dzwoneczek w główce. 


4 komentarze:

  1. Bardzo trafna refleksja nad podejściem do dziergania. Ja najczęściej stosuję improwizację. Oczywiście przyjmuję jakieś założenia, czasami stosuję się do jakiś sugesti zamawiających daną rzecz córek, ale przed nabraniem oczek, a także i w trakcie pracy, ostateczny rezultat jest dla mnie zagadką. Wg instrukcji wykonuję szydełkowe zabawki. A propos zabawek, pacynki są bardzo oryginalne, a wilk po prostu wymiata :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję:-) Improwizacja i niepewność końcowego efektu dziergania - to jest niezłe źródło adrenaliny! Nie potrzebujemy używek, no może poza kawą. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem projektantką, natomiast lubię dziergać, więc gotowe wzory są dla mnie ok, ale coraz częściej robię na oko, same proste fasony - rzeczy powstają etap po etapie i końcowa wersja nawet dla mnie jest niespodzianką:-) Ostatnio ten właśnie sposób u mnie dominuje:-)
    A pacynki przeurocze!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję. Zaczęłam zastanawiać się na czym w istocie polega bycie projektantką, czy jest to tylko kwestia opracowywania projektów dla innych, czy może tworzenie czegoś samodzielnie, według własnego pomysłu, albo tak jak piszesz na oko, ileż wspaniałych dzianin ma sygnaturę "wzór z głowy". Szanuję pracę tych, którzy opracowują swoje projekty tak, aby inni mogli się na nich wzorować. Bardzo dużo się w ten sposób nauczyłam.

    OdpowiedzUsuń