O! pomyślałam. Nie było to „o”
jak zwykłe oczka lewe albo prawe, ani „o” jak symbol narzutu, tylko „o” jak
obsesja, której wtedy jeszcze nie przeczuwałam, a która za chwilę miała mnie
wessać, prawie na tydzień. Powiedziałam Michałowi, że oczywiście zrobię, choć
nie miałam pojęcia jak się za to zabrać. Kształt łatwy do zapamiętania, wiadomo
o co chodzi, tylko jak go wydziergać? W poprzek i rzędami skróconymi? A może przez
dodawanie i odejmowanie oczek z dołu do góry lub odwrotnie, tylko co dalej?
Różne formy nadawałam już swoim dzianinom, od najprostszych do bardziej
zaawansowanych, ale podobnego kształtu nigdy nawet nie próbowałam uzyskać. I im
trudniejsze się to wydawało tym bardziej mnie wkręcało. Jak ja lubię ten stan!
A ileż tematów do rozważań
pociąga taki obiekt! Wszystko łączy się ze wszystkim, nic tylko siąść i pisać,
zacząć od banalnej frazy „co ma piernik do wiatraka”, przez młyn i mąkę
połączyć wiatrak z wypiekiem i zdziwić się brakiem logiki w znanym powiedzeniu.
Mogłaby to być woda na młyn mottozmotka, ale nie ma czasu na lanie wody. Dziergam
torus. Wypływają wspomnienia związane z moim zamiłowaniem do matematyki,
pozwalam im uprzyjemniać czas dziergania, lecz nie zamierzam ich opisywać,
przynajmniej teraz. Proces dziergania nowej formy jest tak ciekawy i burzliwy,
że sentymenty muszą poczekać.
Powstaje torus, już prawie gotowy.
Prawie. Jest już oponka, potrzebne jeszcze punkty i linie, żeby model
przedstawiał „zanurzenie grafu pełnego o
7 wierzchołkach w torus”.
Nie po raz pierwszy największym wyzwaniem
okazuje się nie tyle uzyskanie właściwego kształtu, tylko to co zawsze – wykończenia. Początkowo wydaje mi się to banalne,
wystarczy przecież połączyć linie wyszywanymi liniami, znam prosty sposób. Etap
pierwszy – uzyskanie podstawowej formy wyszedł nieźle. Potem kluczowe było połączenie
powierzchni brzegowych. Za pomocą szydełka zamykam je kontrastową nitką, tuż
przed końcem wypełniam oponkę silikonowym granulatem, zaszywam resztę i czuję, że
duma wypełnia mnie jak ten miękki granulat. Czas na haft. Niestety zarówno igła
jak i nitka tańcują brzydko. Uznaję że to wina nitki, bo za gruba. Znajduję
więc cieńszą wełenkę w tym samym kolorze. Wcześniej jednak trzeba wypruć tę grubą.
Cóż, są i takie momenty w pracy twórczej. Jeszcze nie płaczę, choć ładnej
oponki już nie widać zza paskudnych krzywizn. Odczuwam na sobie jak rękodzieło
może poruszać, a nawet szarpać emocjami, przypuszczam też, że może rozśmieszać.
W każdym razie do pokazania ludziom ten torus zupełnie się nie nadaje. Przypominam
sobie o Cecilii Jimenez, która zniszczyła fresk Ecce Homo i stała się sławna, ale
nie, nie o to mi przecież chodzi. Zaczynam więc od nowa, robię jeszcze jedno kółko,
tym razem haft zastępuję łańcuszkowym sznureczkiem, który bezboleśnie
przyszywam cieniutką igłą. Oczywiście nie jest to ideał, następny byłby z
pewnością lepszy. Ileż ja się nauczyłam w ciągu tego tygodnia!
Na koniec jeszcze zdanie z
Wikipedii, żeby wyjaśnić co za hokus torus zrobiłam na drutach:
Torus – dwuwymiarowa powierzchnia obrotowa zanurzalna w przestrzeni
trójwymiarowej, powstała przez obrót okręgu wokół prostej leżącej w
płaszczyźnie tego okręgu i nieprzecinającej go.
Wyobrażeniem torusa może być napompowana dętka rowerowa lub powierzchnia obwarzanka.
Wyobrażeniem torusa może być napompowana dętka rowerowa lub powierzchnia obwarzanka.
Ps. Mam przed sobą ten gorszy
model z krzywymi liniami i wiecie co.. lubię go. A tak wygląda drugi,
poprawiony.
Swego czasu modne były kominy w kształcie wstęgi mobiusa, wtedy też posiłkowałam się Wikipedią, żeby wytłumaczyć, co to takiego. Tę szczególną powierzchnię znają wszyscy, a szczególnie dziewiarki przerabiajace dzianinę na okrągło, jeśli nieuważnie połączą pierwsze oczko z ostatnim:-), choć nie każdy wie, że ma to właśnie fachową nazwę Wstęga Mobiusa:-)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny ten Twój Torus:-)
O, właśnie w minionym tygodniu, pomimo pilnowania się wielkiego, zaliczyłam kolejną w życiu dziewiarskim wpadkę ze wstęgą Moebiusa. Synek - zafascynowany matematyką - był zachwycony:-D
UsuńNie znałam tej nazwy, choć kojarzę takie kominy, a gdy dziergam na okrągło przy łączeniu oczek staram się być ostrożna i uważać na przekręt. Teraz Wstęgę Mobiusa mogę nazwać po imieniu. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawe, że ten "lepszy" jest nudniejszy :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen pierwszy torus został ze mną, a drugi poprawiony poszedł w świat. Mam nadzieję że ten gadżet nie będzie nudny dla studentów. Jest jednak ryzyko, że zamiast myśleć o matematyce poczują smak na obwarzanka;-)
OdpowiedzUsuńTorus jest tak apetyczny, że wprost trudno zapanować nad lecącą na taki "donut" ślinką. Jako, że byłam raczej "noga" z matematyki, oczywiście takiego pojęcia już nie pamiętałam i skojarzenie z wyrobem cukierniczym było natychmiastowe. To również zasługa wybranych przez Autorkę apetycznych kolorów. A co do meritum: jestem pod wrażeniem konstrukcji i wykonania. I niezmiennie pozostaję pod wrażeniem erudycji i lekkiego pióra Autorki. Kłaniam się nisko.
OdpowiedzUsuń