niedziela, 1 grudnia 2019

O! Torus

To nie była pilna potrzeba, to nie była prośba. Padło tylko pytanie czy zrobiłabym coś takiego na drutach. Model matematyczny. Dwuwymiarowa powierzchnia, na której znajduje się 7 punktów połączonych ze sobą, każdy z każdym, a linie łączenia się nie przecinają.  

O! pomyślałam. Nie było to „o” jak zwykłe oczka lewe albo prawe, ani „o” jak symbol narzutu, tylko „o” jak obsesja, której wtedy jeszcze nie przeczuwałam, a która za chwilę miała mnie wessać, prawie na tydzień. Powiedziałam Michałowi, że oczywiście zrobię, choć nie miałam pojęcia jak się za to zabrać. Kształt łatwy do zapamiętania, wiadomo o co chodzi, tylko jak go wydziergać? W poprzek i rzędami skróconymi? A może przez dodawanie i odejmowanie oczek z dołu do góry lub odwrotnie, tylko co dalej? Różne formy nadawałam już swoim dzianinom, od najprostszych do bardziej zaawansowanych, ale podobnego kształtu nigdy nawet nie próbowałam uzyskać. I im trudniejsze się to wydawało tym bardziej mnie wkręcało.  Jak ja lubię ten stan!

A ileż tematów do rozważań pociąga taki obiekt! Wszystko łączy się ze wszystkim, nic tylko siąść i pisać, zacząć od banalnej frazy „co ma piernik do wiatraka”, przez młyn i mąkę połączyć wiatrak z wypiekiem i zdziwić się brakiem logiki w znanym powiedzeniu. Mogłaby to być woda na młyn mottozmotka, ale nie ma czasu na lanie wody. Dziergam torus. Wypływają wspomnienia związane z moim zamiłowaniem do matematyki, pozwalam im uprzyjemniać czas dziergania, lecz nie zamierzam ich opisywać, przynajmniej teraz. Proces dziergania nowej formy jest tak ciekawy i burzliwy, że sentymenty muszą poczekać.

Powstaje torus, już prawie gotowy. Prawie. Jest już oponka, potrzebne jeszcze punkty i linie, żeby model przedstawiał  „zanurzenie grafu pełnego o 7 wierzchołkach w torus”.

Nie po raz pierwszy największym wyzwaniem okazuje się nie tyle uzyskanie właściwego kształtu, tylko to co zawsze – wykończenia.  Początkowo wydaje mi się to banalne, wystarczy przecież połączyć linie wyszywanymi liniami, znam prosty sposób. Etap pierwszy – uzyskanie podstawowej formy wyszedł nieźle. Potem kluczowe było połączenie powierzchni brzegowych. Za pomocą szydełka zamykam je kontrastową nitką, tuż przed końcem wypełniam oponkę silikonowym granulatem, zaszywam resztę i czuję, że duma wypełnia mnie jak ten miękki granulat. Czas na haft. Niestety zarówno igła jak i nitka tańcują brzydko. Uznaję że to wina nitki, bo za gruba. Znajduję więc cieńszą wełenkę w tym samym kolorze. Wcześniej jednak trzeba wypruć tę grubą. Cóż, są i takie momenty w pracy twórczej. Jeszcze nie płaczę, choć ładnej oponki już nie widać zza paskudnych krzywizn. Odczuwam na sobie jak rękodzieło może poruszać, a nawet szarpać emocjami, przypuszczam też, że może rozśmieszać. W każdym razie do pokazania ludziom ten torus zupełnie się nie nadaje. Przypominam sobie o Cecilii Jimenez, która zniszczyła fresk Ecce Homo i stała się sławna, ale nie, nie o to mi przecież chodzi. Zaczynam więc od nowa, robię jeszcze jedno kółko, tym razem haft zastępuję łańcuszkowym sznureczkiem, który bezboleśnie przyszywam cieniutką igłą. Oczywiście nie jest to ideał, następny byłby z pewnością lepszy. Ileż ja się nauczyłam w ciągu tego tygodnia!

Na koniec jeszcze zdanie z Wikipedii, żeby wyjaśnić co za hokus torus zrobiłam na drutach:

Torus – dwuwymiarowa powierzchnia obrotowa zanurzalna w przestrzeni trójwymiarowej, powstała przez obrót okręgu wokół prostej leżącej w płaszczyźnie tego okręgu i nieprzecinającej go.
Wyobrażeniem torusa może być napompowana dętka rowerowa lub powierzchnia obwarzanka.

Ps. Mam przed sobą ten gorszy model z krzywymi liniami i wiecie co.. lubię go. A tak wygląda drugi, poprawiony. 








6 komentarzy:

  1. Swego czasu modne były kominy w kształcie wstęgi mobiusa, wtedy też posiłkowałam się Wikipedią, żeby wytłumaczyć, co to takiego. Tę szczególną powierzchnię znają wszyscy, a szczególnie dziewiarki przerabiajace dzianinę na okrągło, jeśli nieuważnie połączą pierwsze oczko z ostatnim:-), choć nie każdy wie, że ma to właśnie fachową nazwę Wstęga Mobiusa:-)
    Bardzo ładny ten Twój Torus:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, właśnie w minionym tygodniu, pomimo pilnowania się wielkiego, zaliczyłam kolejną w życiu dziewiarskim wpadkę ze wstęgą Moebiusa. Synek - zafascynowany matematyką - był zachwycony:-D

      Usuń
  2. Nie znałam tej nazwy, choć kojarzę takie kominy, a gdy dziergam na okrągło przy łączeniu oczek staram się być ostrożna i uważać na przekręt. Teraz Wstęgę Mobiusa mogę nazwać po imieniu. Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe, że ten "lepszy" jest nudniejszy :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten pierwszy torus został ze mną, a drugi poprawiony poszedł w świat. Mam nadzieję że ten gadżet nie będzie nudny dla studentów. Jest jednak ryzyko, że zamiast myśleć o matematyce poczują smak na obwarzanka;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Torus jest tak apetyczny, że wprost trudno zapanować nad lecącą na taki "donut" ślinką. Jako, że byłam raczej "noga" z matematyki, oczywiście takiego pojęcia już nie pamiętałam i skojarzenie z wyrobem cukierniczym było natychmiastowe. To również zasługa wybranych przez Autorkę apetycznych kolorów. A co do meritum: jestem pod wrażeniem konstrukcji i wykonania. I niezmiennie pozostaję pod wrażeniem erudycji i lekkiego pióra Autorki. Kłaniam się nisko.

    OdpowiedzUsuń